Nie da się ukryć, że gdyby pomocnicy w polskiej lidze byli bardziej kreatywni, to oblicze tych rozgrywek wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie byłoby takiego lagowania, pałowania, kompulsywnego dośrodkowywania bez większego celu i desperackiego szukania błędów przeciwników w miejscu, gdzie można byłoby wykazać się własną inwencją. Dlatego miłą odmianę stanowią zespoły, które swoją drugą linię wykorzystują do czegoś innego niż topornej destrukcji. Przykładowo Lech i Śląsk, które większość swojej ofensywnej gry opierają właśnie na dyspozycji pomocników.
Lech ma drugą ofensywę w lidze pod względem liczby strzelonych bramek, a Śląsk szóstą. Różnicę robi prawdopodobnie obecność napastnika z prawdziwego zdarzenia w przypadku tych pierwszych. Christian Gytkjear, trochę po cichu, trochę z boku, bez większego splendoru, kolekcjonuje kolejne bramki i pnie się w klasyfikacjach najskuteczniejszych obcokrajowców w historii, zaliczając najlepszy sezon w swojej przygodzie nad Wisłą. Trafił już jedenaście razy i ani myśli się zatrzymywać. Nie byłoby jednak jego trafień, gdyby nie skuteczna współpraca z linią pomocy poznańskiego klubu.
Przyjrzeliśmy się, w jaki sposób padały strzelone przez niego bramki i kto akurat miał okazję mu asystować:
Wisła Płock – Tiba i Jevtić
Raków Częstochowa – Jevtić i Jóźwiak
Lechia Gdańsk – Amaral
Górnik Zabrze – Moder
Wisła Kraków – dobitka po strzale Kamińskiego
Zagłębie Lubin – Puchacz
Piast Gliwice – z karnego po faulu na Tibie i Kostewycz
Wisła Płock – Tiba
Dziesięć bramek wypracowanych przez linię pomocy, a z tego osiem bezpośrednio i niepodważalnie, bo karnego i dobitkę należy traktować w trochę innych kategoriach. Ponadto dwa trafienia z gry drugiego napastnika Lecha, Pawła Tomczyka również wypracowywali Jevtić i Amaral. Z tego wszystkiego powstaje wniosek, że Kolejorz drugą linią stoi i nie ma w tym za wiele fałszu, ale o tym zaraz.
Śląsk znajduje się w nieco innej sytuacji. Vitezslav Lavicka nie dysponuje ani jednym napastnikiem wysokiej klasy i to mówimy tutaj o wysokiej klasie wyłącznie na warunki ekstraklasowej piłki. Erik Exposito zaliczył jeden dzień konia, kiedy to walnął hat-tricka w porywającym meczu z Zagłębiem Lubin, dołożył do tego jeszcze po jednej bramce z Piastem w lipcu i Arką pod koniec października, ale na razie na tym się skończyło. Zresztą do końca roku też już nie poprawi swoich statystyk, bo złamał palec w prawej stopie. Wracając, Exposito to gość, któremu pojęcie piłkarskiej gracji, estetyki i techniki raczej nie jest znane. Klocowaty, nieporadny, generujący dużo strat i nieco chaotycznie bumelujący między jednym a drugim stoperem. A to że czasami coś mu wpadnie, to już łyżka miodu w beczce dziegciu. I nie, wcale nie sprofanowaliśmy polskiego porzekadła.
Inna sprawa, że z braku lepszej alternatywy na szpicy musi grać właśnie on. Piotr Samiec-Talar jest jeszcze zbyt nieopierzony, żeby spokojnie móc wzbić się w powietrze, a Mateusz Cholewiak to nominalny skrzydłowy, za którym nie stoją nawet przyzwoite ofensywne statystyki – osiem meczów, gol, asysta. Raczej Śląsk nie postraszy pozycją napastnika.
No właśnie, i tu dochodzimy do sedna. Przy swojej taktyce, które nie może zakładać, że jakikolwiek snajper zagwarantuje coś więcej niż pusty przebieg, ekipa z Wrocławia musi opierać się na utrzymywaniu odpowiedniego balansu dzięki pomocy. Najdobitniej widzieliśmy to w meczu z Legią z ubiegłej kolejki, kiedy piłkarze ze stolicy brutalnie wyeksponowali wszystkie bramki swoich rywali. Pozbawiony Mączyńskiego i Chrapka Śląsk nie był w stanie stworzyć praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką Majeckiego. Dobra, można mówić, że gdyby Pich wykorzystał karnego w ósmej minucie, to spotkanie potoczyłoby się inaczej, ale to raczej zakłamywanie rzeczywistości. Poza to jedną akcją kreatywności, pomysłu, inwencji było, jak na lekarstwo.
Przyjrzeliśmy się statystykom nominalnej linii pomocy Śląska.
Mączyński – dwa gole, asysta, dwa kluczowe podania
Łabojko – gol, asysta, dwa kluczowe podania
Chrapek – dwa gole, dwie asysty, kluczowe podanie
Płacheta – dwa gole, dwie asysty, kluczowe podanie
Pich – sześć goli, dwie asysty
Nie ma szału. Takie liczby nie rzucają na kolana, a bramki Śląska rozkładają się na cały zespół (taki Broź ma trzy trafienia, asystę i kluczowe podanie, a Stiglec dwa gole i dwie asysty), ale przy tym naprawdę naprawdę pomocy wrocławian nie można za wiele zarzucić. Mączyński nie jest na pewno w formie reprezentacyjnej, najlepszy okres w karierze ma już za sobą, ale poniżej pewnego poziomu nie zejdzie. Rozwija się przy nim Łabojko, który potrafił grywać już naprawdę nieźle, jak w meczu z Piastem (gol), Arką (asysta) czy Górnikiem Zabrze i też prezentuje się zaskakująco równo. Niezłe momenty miewa Płacheta, któremu brakuje trochę spektakularnych liczb i większej stabilizacji swojej dyspozycji, bo lepsze mecze przeplata gorszymi, ale właściwie to taki często jest los skrzydłowego.
Z trochę innym problemem po drugiej stronie boiska boryka się Pich, który ma najwięcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej spośród wszystkich piłkarzy Śląska, ale zwyczajnie już nie będzie lepszy. Ma swoje ograniczenia, swoje maniery i nieprzypadkowo odbił się w najlepszym momencie swojej kariery od niemieckiej piłki. Wszystko to spina Chrapek. Ten za to kiedyś zapowiadał się dużo lepiej, potrafi przejść obok spotkania i nie wykazać się absolutnie niczym, ale im dalej w głąb sezonu, tym wygląda na coraz przystępniejszą wersję samego siebie.
We Wrocławiu wykrystalizowała się w miarę żelazna pierwsza piątka pomocników i jeśli wypadnie z niej jakikolwiek element to cała układanka funkcjonuje wadliwie. Zupełnie inaczej wygląda to w Poznaniu. Tam bogactwo wyboru w drugiej linii jest o wiele większe.
Przyjrzeliśmy się statystykom najczęściej grających pomocników Lecha.
Muhar – gol, dwie asysty, kluczowe podanie
Tiba – cztery asysty, kluczowe podanie
Jevtić – pięć goli, pięć asyst, trzy kluczowe podania
Moder – asysta, kluczowe podanie
Jóźwiak – cztery gole, dwie asysty
Puchacz – dwa gole, dwie asysty, kluczowe podanie
Amaral – trzy gole, cztery asysty
Wygląda to naprawdę okazale. I tak jak zdobycze statystyczne Muhara są raczej trzeciorzędne, bo to zawodnik, od którego nikt w Poznaniu już dawno nie wymaga piłkarskiej jakości sensu stricto, tak każdy inny wspominany pomocnik musi dawać coś więcej niż samą obecność i wiatr, żeby mieć miejsce w składzie.
Idealnym przykładem jest mecz z ŁKS-em, kiedy w pierwszym składzie wybiegł Amaral, a na ławce został Jóźwiak. Pierwszy zagrał naprawdę dobre spotkanie, strzelił gola i tylko podrażnił tym swojego kolegę z drużyny, który po wejściu na boisko nie zamierzał próżnować i w jednej z ostatnich akcji spotkania ustalił wynik na 2:0. Konkurencja napędza machinę.
W miarę pewne miejsce w składzie ma Darko Jevtić, który miewał już lepsze sezony, miewał lepsze okresy, bywał efektowniejszy i bliższy tytułu najlepszego piłkarza ligi, ale to dalej gość, który na półmetku sezonu zasadniczego jest w stanie zapewnić dziesięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Nie da się obok tego przejść obojętnie. Podobnie sprawa wygląda w przypadku Tiby, który też wielkiej furory na miarę Vadisa Odidjy-Ofoe nie zrobił, choć techniczny potencjał ma przeogromny, to ubarwią to ligę, potrafiąc rozegrać akcję inaczej niż toporną lagą przed siebie.
Regularnie grywa też Tymoteusz Puchacz, któremu najbliżej do charakterystyki Płachety ze Śląska. Potencjał drzemie w nim bardzo duży, momentami widać to na boisku, ale brakuje mu jeszcze okazalszych liczb. Inna sprawa, że legitymuje się trzecią najwyższą średnią not meczowych od nas wśród pomocników Lecha za Tibą i Moderem, ale trzeba przy tym dodać, że ten drugi w tym sezonie zagrał na razie zaledwie pięć spotkań (noty 7, 7, 5, 5, 3), więc też trudno ich ze sobą zestawiać.
I tak jak w Poznaniu pomoc jest barwna, ofensywna i efektowna, tak w Śląsku też nie można jej nie doceniać. Obie spełniają swoje role, nadają zespołom charakter i przyczyniają się do tego, że obie drużyny na tym etapie sezonu zajmują w miarę pewne pozycje w pierwszej ósemce, mając dobrą pozycję startową, żeby – w bliższej czy dalszej perspektywie (raczej dalszej) – atakować pozycję lidera. Tym bardziej, że wczoraj przegrała Pogoń.
Fot. 400mm.pl