Reklama

Dlaczego rozstanie Mamrota z Jagiellonią było nieuniknione?

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2019, 11:27 • 12 min czytania 0 komentarzy

Klamka zapadła. W miniony weekend zakończyła się 2,5-letnia przygoda Ireneusza Mamrota z Jagiellonią Białystok. I choć do ostatnich chwil to pożegnanie nie było przesądzone, z każdym tygodniem wydawało się, że jest coraz bliżej. Jeszcze raz, już na spokojnie i po opadnięciu kurzu, postanowiliśmy zastanowić się, czym było spowodowane. 

Dlaczego rozstanie Mamrota z Jagiellonią było nieuniknione?

„Rozegraliśmy dwie różne połowy”

To często stosowane na konferencjach prasowych przez trenerów sformułowanie idealnie oddaje wyniki Jagiellonii pod wodzą 49-letniego szkoleniowca, dla którego praca w Jadze była trenerskim debiutem na szczeblu Ekstraklasy.

Przez pierwsze 15 miesięcy, do końca września 2018 roku, przygoda Mamrota z Jagiellonią wydawała się być historią jak z bajki. Wicemistrzostwo kraju i walka o tytuł do ostatniej kolejki z Legią Warszawa, wyeliminowanie portugalskiego Rio Ave i dość wyrównany dwumecz z belgijskim Gentem w eliminacjach do Ligi Europy, a następnie pozycja lidera Ekstraklasy po 10 rozegranych kolejkach… W tym czasie Jaga i Legia były dwiema wyraźnie najlepszymi drużynami w naszym kraju, o czym świadczą przede wszystkim zdobywane punkty.

Reklama
tabela1

Jak pokazał czas, punktem zwrotnym w tym wszystkim okazały się dwa spotkania. Pierwsze z nich – w Dzierżoniowie w Pucharze Polski, gdzie Jagiellonia wprawdzie pokonała miejscową, trzecioligową Lechię 1:0, ale zaprezentowała się przy tym bardzo przeciętnie i nic dziwnego, że po meczu Mamrot miał więcej zastrzeżeń do gry swoich podopiecznych niż po niektórych porażkach. Co gorsza, kilka dni później Jaga, tym razem w lidze, jako lider dostała solidnego gonga od ligowego średniaka Śląska Wrocław, przegrywając na własnym boisku aż 0:4. 

To zachwiało stabilnym krokiem marszu białostoczan. Tego zwycięskiego rytmu Jagiellonia nie odzyskała do dziś, przez kolejne 15 miesięcy, mimo różnych ruchów i starań ze strony Mamrota oraz zarządu klubu. Stała się zespołem niezwykle chimerycznym, przeplatającym serie dobrych wyników z gorszymi, a w obecnych rozgrywkach tylko raz zdołała wygrać dwa spotkania ligowe z rzędu. Krótko mówiąc, mimo dużego potencjału stała się ligowym średniakiem. Nie zdołała awansować do europejskich pucharów i choć wykorzystała dość prostą ścieżkę do finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym, to w nim przeciwko Lechii Gdańsk zabrakło jej szczęścia i umiejętności do wywalczenia głównego trofeum.

tabela2

Jak spojrzymy poniżej, całokształt pracy Ireneusza Mamrota pod kątem wyników w Ekstraklasie należy ocenić pozytywnie. Jeśli chodzi o liczbę punktów zdobywanych na mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej, jest on najlepszym menedżerem w historii Jagi. Utrzymująca się jednak od dłuższego czasu tendencja spadkowa obecnie niepokoi w Białymstoku każdego, w związku z czym reakcja władz klubu nie jest większym zaskoczeniem.

tabela3

A co stoi za takim spadkiem formy białostoczan?

Reklama

Dyscyplina, koncentracja, determinacja

Trzy powyższe słowa w dużej mierze sprawiły, że jagiellońska układanka Ireneusza Mamrota w ostatnim czasie się rozsypała. Jak to często w takich przypadkach bywa, problemy narastają stopniowo i nie inaczej było tym razem. 

Nie jest wielką tajemnicą, że zespół nie był trzymany tak twardą ręką jak wcześniej i choć przez ponad rok przynosiło to dalej dobre efekty, z czasem niektórzy zawodnicy zaczęli sobie pozwalać na coraz więcej, szczególnie w barach i klubach w centrum miasta. Ktoś powie, że piłkarz też ma prawo się pobawić w swoim czasie wolnym. I ten ktoś będzie miał rację! Wszystko to jest jednak kwestią zachowania umiaru, a tego wielokrotnie zawodnikom Jagi brakowało. 

Od czasu do czasu w kontekście Jagiellonii można było usłyszeć o istnieniu tzw. „grupy bankietowej”, złożonej z zagranicznych gwiazd klubu – w jej kontekście najczęściej padały nazwiska Ivana Runje, Guilherme i Arvydasa Novikovasa. Panowie zaprzeczali tym pogłoskom, a nawet obrażali się na dziennikarzy, którzy poruszali temat, ale z tego, co słyszymy, jedyne uzasadnione protesty powinny dotyczyć składu grupy – zapominano o Cillianie Sheridanie. Oczywiście, przy różnych wypadach nierzadko dołączali do nich również inni, ale przede wszystkim to właśnie w ich słownikach często miało brakować słowa „umiar”.

Gdy jesienią 2018 roku zaczęło się to przekładać również na pogarszającą się atmosferę w zespole i nieco gorsze wyniki (m.in. dzień po wstydliwej porażce 0:4 z Zagłębiem Lubin również można było spotkać na mieści niejednego piłkarza Jagiellonii), w przerwie zimowej trener Mamrot i Cezary Kulesza postanowili w pewien sposób wstrząsnąć zespołem, dokonując kilku poważnych zmian kadrowych. Na liście transferowej znaleźli się Cillian Sheridan, Łukasz Burliga, Mateusz Machaj i Lukas Klemenz (absolutnie nie wszystkich z nich należy łączyć z powyższymi historiami), a koniec końców oprócz nich Jagiellonię opuścili także Karol Świderski, Przemysław Frankowski oraz Roman Bezjak.

Czas pokazał, że te zmiany nie przyniosły zamierzonego efektu. Choć założeniem było to, aby odbudować odpowiednią mentalność i charakter drużyny, ta przez kolejne 12 miesięcy spisywała się niezwykle nierówno, często poniżej swoich możliwości. A pozbawiona jednego ogniwa „grupa bankietowa” dalej miała się dobrze i po kolejnych oknach transferowych wzmacniała się zawodnikami z zagranicy. Co więcej, ci piłkarze praktycznie przez cały ten czas byli bezdyskusyjnie podstawowymi piłkarzami w zespole trenera Mamrota. 

Co oczywiste, nie wszystkim to się podobało. Jeden z piłkarzy kulisy zabaw kolegów z zespołu wygadał swojej żonie, a ta – na jego nieszczęście – przekazała swoje informacje partnerkom bohaterów tych opowieści. Jak łatwo się domyślić, potem ów zawodnik nie cieszył się zbyt dużą sympatią w jagiellońskiej szatni i dzisiaj go już w niej nie ma. Kto zacz? Stoper Nemanja Mitrović, od lata piłkarz Mariboru. 

[etoto league=”pol”]

No i powiedzmy sobie szczerze, drużyna Jagiellonii nie jest obecnie najłatwiejszą do poprowadzenia. O ile w zespole brakuje charakterów, które są w stanie pociągnąć ją do walki o końcowy wynik (ostatni mecz po straceniu pierwszego gola Jaga wygrała jeszcze w listopadzie 2018 roku!), tak nie brakuje „charakterków”, które nie są w stanie zaakceptować sytuacji, w której przychodzi im zasiąść na ławce rezerwowych, nawet jeśli decyzja szkoleniowca jest uzasadniona. Zawodnicy, wchodząc mu na głowę, nierzadko wykorzystywali to, że ich trener jest po prostu dobrym człowiekiem.

Raz „fochy” z powodu statusu rezerwowego strzelał Bezjak, innym razem jego rodak Mitrović, teraz czynią to Mudrinski z Poletanoviciem, a i Brazylijczykowi Guilherme ta rola, delikatnie ujmując, nie odpowiada. Jakby tego było mało, nie tak dawno – w przerwie jednego z przegranych przez Jagiellonię spotkań – skrytykowany przez trenera Mamrota zawodnik Jagi wybuchnął… płaczem.

Kiepską mentalność zespołu widać w tegorocznych meczach Jagiellonii. Tak jak Żółto-Czerwonym bardzo trudno się odwraca losy spotkania, tak zdecydowanie łatwiej wychodzi im trwonienie przewagi i tracenie przypadkowych bramek po prostych błędach w trakcie okresów własnej dobrej gry. Tak było m.in. w meczach z Zagłębiem Lubin (2:2), Pogonią Szczecin (2:3), Wisłą Płock (1:3) czy Rakowem Częstochowa (1:2). Często zdarzało się tak, że jeden błąd i jedna bramka potrafiły zupełnie zburzyć koncentrację całej drużyny, co kosztowało utratę cennych punktów.

Gdy brakuje wyników, formy czy koncentracji, trzeba umieć nadrobić braki swoją determinacją. Choć zawodnicy publicznie i w rozmowach nieformalnych gwarantowali, że stoją murem za trenerem Ireneuszem Mamrotem (niektórzy z tej okazji żartowali, że po prostu boją się oni zatrudnienia w klubie trenera, który zdecydowanie bardziej „dokręci im śrubę”), w ostatnim spotkaniu z Zagłębiem nie pokazali tego na boisku. Brak odpowiedniej mentalności całej drużyny od pierwszego gwizdka sędziego kosztował porażkę, która w kwestii przyszłości trenera Mamrota okazała się gwoździem do trumny. 

To pokazuje, dlaczego zimowe porządki w szatni Żółto-Czerwonych są absolutnie niezbędne. I takowe podobno będą. O tym, że żarty się skończyły, piłkarze Jagi przekonali się w tym tygodniu na rozmowie z prezesem Kuleszą. Ostatnie mecze w tej rundzie, już pod wodzą trenera tymczasowego Rafała Grzyba, posłużą również przygotowaniu gruntu pod nadchodzącą przebudowę. 

Transferowe pomyłki

Dużą rolę w niepowodzeniu Ireneusza Mamrota w Jagiellonii w 2019 roku odegrały kiepskie ruchy na rynku transferowym, które w dużej mierze dotyczyły pozycji środkowego napastnika. 

Po pozbyciu się Cilliana Sheridana, który w Jadze Mamrota zawodził, i którego ambicja boiskowa z każdym miesiącem była mniejsza, tzw. „pion sportowy” Jagi, czyli w dużej mierze prezes Cezary Kulesza i trener Mamrot, szukał typowej „dziewiątki”. Szkoleniowcowi Żółto-Czerwonych zależało bowiem na pozyskaniu rosłego i skutecznego środkowego napastnika. Szablon działania był następujący – trener Jagi otrzymywał do rozpatrzenia kilku kandydatów, a zarząd klubu miał za zadanie sprowadzić do Białegostoku „wybrańca” szkoleniowca.

W ten sposób, spośród kilku opcji, zimą sezonu 2018/19 do Jagi trafił Serb Stefan Scepović, a latem 2019 roku priorytetem był Norweg Kristian Opseth. Innymi opcjami – w przypadku fiaska rozmów z tym zawodnikiem – byli między innymi ocierający się o reprezentację swojego kraju Czesi – Libor Kozak (były zawodnik Lazio i Aston Villi) i Martin Doleżal (FK Jablonec). 

Gdy w Białymstoku przez długie tygodnie próbowano doprowadzić do skutku transfer Opsetha, te opcje odpadały – Kozak został zawodnikiem Sparty Praga, a Doleżal przedłużył kontrakt z FK Jablonec. Sam Norweg z kolei był nawet w Białymstoku, ale okazało się, że jego prawnicy na tyle pośpiesznie rozwiązywali (jednostronnie) kontrakt z tureckim Erzurumsporem, że jego pozyskanie było obarczone dużym ryzykiem sankcji dla klubu ze strony FIFA. W ten sposób włodarze Jagiellonii musieli szukać gdzie indziej. W związku z tym sięgnęli solidnie do kieszeni i pobili rekord transferowy klubu, ściągając najlepszego strzelca w historii ligi serbskiej Ognjena Mudrinskiego, ale to, jak spisuje się Serb w Białymstoku, wszyscy dobrze wiemy.

BIALYSTOK 17.08.2019 MECZ 5. KOLEJKA PKO EKSTRAKLASA SEZON 2019/20 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: JAGIELLONIA BIALYSTOK - GORNIK ZABRZE OGNJEN MUDRINSKI IVAN RUNJE ZORAN ARSENIC FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Słaba dyspozycja ściąganych napastników to jedno, a ich niewpasowanie do drużyny to drugie. Przez 2,5 roku pracy trenera Ireneusza Mamrota w Białymstoku jego Jagiellonia często nie potrafiła współpracować z typowym egzekutorem na środku ataku. Dotyczyło to nie tylko Scepovicia czy Mudrinskiego, ale także Cilliana Sheridana, Romana Bezjaka czy nawet przez długi czas  Karola Świderskiego i Patryka Klimali, którzy w wielu meczach zwyczajnie się męczyli, będąc odciętym od podań kolegów i nie mając sytuacji bramkowych.

Sam Świderski swój dobry okres gry w Jadze (jesień 2018/19) w dużej mierze pieczętował bramkami po błyskach indywidualnych, choć sezon rozpoczynał jako zmiennik Sheridana. Dobra forma Klimali, który na starcie rozgrywek nie miał miejsca w jedenastce Jagi nawet mimo statusu młodzieżowca, przyszła wraz z totalną zmianą gry w ofensywie Żółto-Czerwonych, opartej o długie piłki w kierunku bardzo szybkiego młodzieżowego reprezentanta Polski. 

Podobnie „rezerwową” opcją w ataku Jagi był Jesus Imaz, który niespodziewanie odpalił na tej pozycji wiosną 2019 roku przy kontuzjach Scepovicia i Klimali. Gra „na szpicy” nie jest jednak ulubioną pozycją Hiszpana, który zdecydowanie lepiej czuje się jako ofensywny pomocnik, poruszając się między liniami przeciwnika. Mimo poszukiwań typowego egzekutora, który gwarantowałby dwucyfrową liczbę bramek w sezonie ligowym, ofensywa Jagiellonii często miała problem ze współpracą z takim zawodnikiem na boisku.

Problemy z napastnikami to nie wszystko. Pełni formy z różnych względów nie potrafili jeszcze pokazać tacy zawodnicy, jak Martin Kostal, Mile Savković, Andrej Kadlec, a nawet Juan Camara czy Tomas Prikryl, co sprawia, że potencjał osobowy drużyny Żółto-Czerwonych wydaje się niewykorzystany i wyraźnie większy niż to, co prezentuje zespół z Białegostoku w sezonie 2019/20.

Koniec końców szkoleniowiec Jagi poległ nie tylko z powodu kiepskiej formy nowych nabytków, ale i „Wieży Babel” powstałej w Białymstoku. Mamrot chciał wprawdzie nieco spolszczyć szatnię Jagi, ale takie nazwiska, jak Bartosz Rymaniak, Marcin Cebula, Maciej Gajos czy Maciej Makuszewski, uznano w Białymstoku za nieadekwatnie drogie w stosunku do aktualnie prezentowanej jakości piłkarskiej. 

Co więcej, Ireneuszowi Mamrotowi nie pomógł w kwestii transferów również jeden z jego współpracowników – trener bramkarzy Paweł Primel, który zarekomendował klubowi ściągnięcie chorwackiego golkipera Krsevana Santiniego. Primelowi zaufano, Santini został sprowadzony do Jagi i latem był przygotowywany pod kątem gry w podstawowym składzie, a gdy przyszło co do czego, szybko okazało się, że jest słabszy i od Damiana Węglarza, i od Grzegorza Sandomierskiego, w związku z czym do dziś czeka (i być może się nie doczeka) na debiut w pierwszej drużynie Żółto-Czerwonych. Wiąże się to oczywiście z niezadowoleniem „góry”, które może być tym większe, że według nieoficjalnych informacji Santini został uznany za lepszego choćby od robiącego furorę w szczecińskiej Pogoni Dante Stipicy.

Tonący brzytwy się chwyta

Mimo wielu różnych zastrzeżeń, trener Mamrot wraz z całym zespołem Jagiellonii miał jeszcze szansę się wybronić na finiszu ligowej rywalizacji w 2019 roku. Terminarz początku rundy rewanżowej sprzyjał Żółto-Czerwonym, którzy mieli się zmierzyć kolejno z Arką (dom), Rakowem (wyjazd), Zagłębiem (dom), Lechią (dom) oraz Górnikiem (wyjazd). Dobrze grająca Jaga śmiało mogła celować w dwucyfrową liczbę punktów w tych spotkaniach, więc wszystko zależało od białostoczan.

Porażka z Zagłębiem sprawia, że ten cel na pewno nie zostanie osiągnięty. O ile w meczu z Arką Jagiellonia Mamrota pokazała dobry futbol i w pełni zasłużenie zwyciężyła 2:0, tak poważne kłopoty rozpoczęły się w drugiej połowie spotkania w Bełchatowie. Gdy przy przyprowadzeniu 1:0 białostoczanie zaczęli powoli tracić kontrolę nad meczem, trener zdecydował się na bardzo ryzykowną decyzję i wprowadzenie do środka pola Zorana Arsenicia, który na zupełnie nowej dla siebie pozycji, delikatnie rzecz ujmując, gry nie uspokoił. Koniec był taki, że Jaga w głupi sposób straciła dwa gole i przegrała 1:2. 

Jakże duże musiało być zaskoczenie wszystkich, gdy okazało się, że na mecz z Zagłębiem Lubin wyszła dokładnie ta sama jedenastka, która tydzień wcześniej oddała punkty beniaminkowi z Częstochowy – z Arseniciem w środku pola, Pospisilem na „10” i bez typowego skrzydłowego. Różnicą była jedynie obecność wracającego po kontuzji Patryka Klimali. 

BIALYSTOK 23.08.2019 MECZ 6. KOLEJKA PKO EKSTRAKLASA SEZON 2019/20: JAGIELLONIA BIALYSTOK - WISLA KRAKOW 3:2 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: JAGIELLONIA BIALYSTOK - WISLA CRACOW 3:2 GUILHERME HAUBERT SITYA MARTIN POSPISIL FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Efekt? Bardzo zły początek, gol dla lubinian i pięciu zawodników na innych pozycjach niż wyjściowe już po 30 minutach gry. Kolejne reakcje trenera Mamrota być może przyniosłyby skutek, gdyby tuż po przerwie dużą nieodpowiedzialnością nie „popisał się” Ivan Runje, który za faul na 30. metrze przed bramką przeciwnika obejrzał drugą żółtą i czerwoną kartkę, osłabiając zespół Żółto-Czerwonych. 

Jaga, również przez trudne do zrozumienia decyzje szkoleniowca, uległa w kiepskim stylu Miedziowym 0:1, co poskutkowało tym, że Ireneusza Mamrota w Białymstoku już nie ma. Decyzję podjęto już teraz, zapewne dlatego, że sytuacja Jagi w tabeli PKO Bank Polski Ekstraklasy jest tak niewesoła, że postanowiono działać szybko, aby takim wstrząsem zwiększyć szansę Żółto-Czerwonych na punkty w dwóch ostatnich meczach z Lechią Gdańsk i Górnikiem Zabrze. 

Podsumowanie

Wniosek końcowy jest prosty: na linii zarząd Jagiellonii – Mamrot – piłkarze coś ewidentnie się wypaliło, w związku z czym rozstanie ze szkoleniowcem wydaje się być decyzją dobrą dla wszystkich stron. Ireneusz Mamrot jako trener zdążył wyrobić sobie markę, która sprawi, że zapewne niedługo ponownie go zobaczymy na ławce trenerskiej klubu Ekstraklasy. Jaga z kolei potrzebuje nowego otwarcia, aby wrócić do ligowej czołówki. 

Warto zaznaczyć, że odejście trenera Mamrota z białostockiego klubu odbyło się w naprawdę dobrej atmosferze, co nieczęsto się zdarza w przypadku zmian trenerskich w naszej lidze. 49-letni szkoleniowiec na klubowym Twitterze pożegnał się z kibicami Jagi, na których większości wsparcie mógł liczyć od pierwszego do ostatniego dnia pracy w Białymstoku. 

Ireneusza Mamrota będzie się wspominać na Podlasiu bardzo dobrze, bowiem jego drużyna przysporzyła fanom Jagiellonii kilku niezapomnianych chwil jak: efektowne zwycięstwo przy Łazienkowskiej i walka o mistrzostwo Polski w 2018 roku zakończona wicemistrzostwem kraju, emocjonujące potyczki z Rio Ave i Gentem w eliminacjach Ligi Europy czy też awans do finału Pucharu Polski, rozgrywanego na Stadionie Narodowym. 

Jego następcę w Białymstoku czeka niełatwe zadanie, ponieważ roszada na stanowisku pierwszego trenera wydaje się być dopiero początkiem większych zmian kadrowych, czekających Jagiellonię nadchodzącej zimy. Z Żółto-Czerwonymi pożegna się zapewne spora liczba (głównie zagranicznych) zawodników, zadaniem nowego szkoleniowca (jednym z kandydatów na to miejsce jest aktualny trener BATE Borysów – Aleksiej Baga) będzie poskładanie tej całej układanki na tyle, aby przypadające na 2020 rok stulecie klubu nie odbywało się w tak ponurej atmosferze, jaka obecnie panuje w Białymstoku.

KUBA SEWERYN

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...