Reklama

Dwa czerwa w jednej akcji i fatum nad Interem. Co zapamiętamy z fazy grupowej LM?

redakcja

Autor:redakcja

12 grudnia 2019, 14:39 • 7 min czytania 0 komentarzy

Czy to była nudna faza grupowa Ligi Mistrzów? Uczciwa odpowiedź brzmi: tak, była nudna. Awansowali głównie ci, którzy od początku mieli awansować, w kolejnej fazie zobaczymy zawodników z pięciu najmocniejszych lig świata i nikogo więcej, faworyci potykali się rzadko, dużą część emocji pożegnaliśmy już po piątej serii spotkań. Nie znaczy to jednak, że po sześciu kolejkach fazy grupowej nie mamy czego wspominać, ba, uważamy, że kilka wydarzeń zapisze się na dłużej w pamięci kibiców z całego świata. 

Dwa czerwa w jednej akcji i fatum nad Interem. Co zapamiętamy z fazy grupowej LM?

Jaka jest ta nasza subiektywna topka? Wybraliśmy pięć zdarzeń, które prawdopodobnie będziemy pamiętać za dwanaście, a może nawet i za dwadzieścia cztery miesiące. Nie ma tu sztywnych reguł, ot, po prostu zdarzenia, które zapamiętamy. I pewnie nie będziemy w tym odosobnieni.

DWIE CZERWONE KARTKI W JEDNEJ AKCJI I SZALONY MECZ W LONDYNIE

Niech rzuci padem, kto nigdy nie próbował dla zabawy takich rzeczy na konsoli. Czy da się dostać w jednej akcji dwie żółte kartki, które jednocześnie będą dwiema czerwonymi? Albo inaczej, jeden zawodnik w jednej akcji wykonuje dwa faule na żółtą kartkę? Konsola konsolą, Ajax jeszcze bardziej niewiarygodny scenariusz wprowadził w życie. Ten mecz z Chelsea stał się klasykiem już w chwili wyrównującego gola.

Dla porządku przypomnijmy – amsterdamska młodzież gra swój futbol totalny i prowadzi nad londyńską młodzieżą 4:1. Po godzinie gry traci drugą bramkę, ale i tak wydaje się, że do końca meczu czeka ich już spokojny dryf po trzy punkty, może nawet jakiś piąty gol jako ukoronowanie wysiłków. Ale wówczas rozpoczyna się kontra Chelsea. Daley Blind próbuje przerwać akcję wślizgiem, ale fauluje, w dodatku na tyle niefortunnie, że akcja idzie dalej. W polu karnym piłka trafia w rękę Veltmana. Chwila emocji, narady z VAR-em i bolesna dla Ajaksu decyzja, swoisty hat-trick.

Reklama

Blind wylatuje z boiska. Veltman wylatuje z boiska. Chelsea wznawia z jedenastego metra. W kilkanaście sekund gry Ajax stracił dwóch piłkarzy a jego prowadzenie stopniało do jednego gola. Szaleństwo trwało jednak dalej – londyńczycy trafili do siatki po raz czwarty i piąty, ale ostatni gol nie został uznany. Co ciekawe – jeszcze przy stanie 4:4 i grze w dziewiątkę, Ajax stworzył dwie sytuacje pod bramką Kepy.

Totalne szaleństwo, zresztą z dzisiejszej perspektywy tym ważniejsze, że ostatecznie zadecydowało o losach awansu. Ajax wygrywając na Stamford Bridge, raczej nie zdołałby już przerżnąć miejsca w czubie grupy. O składzie fazy pucharowej w dużej mierze zadecydowała jedna pechowa akcja z dwiema czerwonymi kartkami.

GRUPA F I WSZYSTKO, CO SIĘ W NIEJ WYDARZYŁO

Zacznijmy może od fotki, bo to właśnie ona pewnie będzie symbolem tego, co zdarzyło się w grupie F.

Trzech mocarzy z potencjałem na co najmniej ćwierćfinały tej imprezy oraz kopciuszek z Czech, który dopiero raczkuje na salonach. Wszyscy już w myślach obliczali, ile goli trzeba będzie załadować w Pradze, by w razie równej liczby punktów z pozostałymi drużynami z góry tabeli mieć chociaż przewagę bramkową. Potem jednak okazało się, że ani mocarze tacy potężni, ani kopciuszek taki słaby. Slavia już na wstępie wywiozła remis z San Siro, w dodatku tracąc prowadzenie dopiero w doliczonym czasie gry. Gdy zabrali piłkę Barcelonie na długie minuty drugiej kolejki, sporo ludzi wręcz oszalało na punkcie klubu ze stolicy Czech.

Reklama

Ale już pal licho tę dzielna postawę Slavii, która zresztą walczyła do samego końca, nawet w ostatniej kolejce stawiając opór Borussii Dortmund. Tutaj każdy mecz miał swoją historię i swój wielki wpływ na losy tej grupy. Inter na Camp Nou? Fantastyczna pierwsza połówka, po czym błysk geniuszu Katalończyków w drugiej odsłonie. Potem starcie w Dortmundzie, gdzie mediolańczycy prowadzili już 2:0, by ostatecznie przerżnąć 2:3. Gol młodziutkiego Fatiego w meczu mocno rezerwowej Barcelony z Interem, który ostatecznie wykluczył czarno-niebieskich z dalszej gry w Lidze Mistrzów.

To zdecydowanie była najbardziej emocjonująca, prawdopodobnie najbardziej widowiskowa, a może też i najlepsza grupa w całej stawce. Swoje oczywiście zrobiło tu losowanie, które skojarzyło dwóch w miarę równorzędnych rywali, czyli Borussię i Inter. Swoje zrobił delikatny kryzys Barcelony, która na przykład nie potrafiła strzelić u siebie gola Slavii. Z tych mniejszych elementów złożył się obraz grupy, którą po prostu zapamiętamy. Szkoda tylko, że Slavia nie zagra w Lidze Europy, ale w zamian liczymy na kolejne fajerwerki ze strony Lautaro Martineza.

POPISY STRZELECKIE BAYERNU I LEWANDOWSKIEGO

Gdybyśmy mieli zgrywać obiektywnych, umieścilibyśmy w tym punkcie mecz Tottenhamu z Bayernem, przegrany przez Anglików aż 2:7. Takie wyniki w fazie grupowej Ligi Mistrzów się zdarzają, a i owszem, jednak zazwyczaj dotyczą spotkań mistrzów najsilniejszych lig z outsiderami z Europy Wschodniej lub Bałkanów. Tymczasem tutaj gra finalista poprzedniej edycji, zresztą nawet niespecjalnie osłabiony oknem transferowym, z tym samym trenerem, tymi samymi liderami i okazuje się, że nie potrafi w żaden sposób oprzeć się niemieckiej maszynie.

O ile przyspieszył dymisję Mauricio Pochettino? Trudno w tej chwili wyrokować, ale tak wysoka porażka na własnym terenie z pewnością była potwierdzeniem, że pewien projekt chyba już się wypalił. Trwał długo, miał piękny szczytowy moment w postaci dotarcia do finału Ligi Mistrzów, ale niestety – w walce z najsilniejszymi klubami Europy jest już bez szans. Kilka tygodni później rolę szefa przejął w Tottenhamie Jose Mourinho, co zapewne też zwiększa wagę tamtego wieczoru na londyńskim stadionie. Swoją drogą – fakt, że i Niko Kovac stracił robotę pokazuje, jaką anomalią było te siedem goli Bayernu. Popis Gnabry’ego. Popis Lewandowskiego. Występ bliski ofensywnej perfekcji w samym środku kryzysu Bawarczyków.

Ale obiektywnych zgrywać nie zamierzamy, dlatego naszym numer jeden w zestawieniu występów Bayernu jest oczywiście starcie na belgradzkiej Marakanie i szalony kwadrans Lewandowskiego, który strzelił w tym krótki czasie cztery gole. Niewymowny był nasz żal, że ten mecz nie miał już wpływu na głosujących w plebiscycie Złotej Piłki.

POWRÓT DO ŻYCIA ATALANTY BERGAMO

0 punktów, 2 gole, 11 straconych bramek i praktycznie zero perspektyw na cokolwiek w tej edycji Ligi Mistrzów. Atalanta w elicie stanowiła trochę niepasujący element, nie grała nawet na swoim stadionie, na wejściu została rozjechana przez Dinamo Zagrzeb. Wydawało się, że ich jedynym celem będzie uniknięcie kompromitacji i ugranie w tej serii rewanżowej chociaż punktu na Dinamie.

Ale w Bergamo mają długą historię zamykania ust krytykom. W końcu w Serie A na swoją pozycję pracować musieli latami, walcząc z o wiele bogatszymi i posiadającymi większe tradycje klubami. Tutaj powrót do żywych rozpoczęli w najmniej spodziewanym momencie. Ledwo co dostali od Manchesteru City baty 1:5, ledwie co przegrali u siebie ligowy mecz z Cagliari. A tu cyk. Citizens przyjechali na San Siro i w końcówce musieli drżeć o remis. Po czerwonej kartce Claudio Bravo między słupkami stanął Kyle Walker, który przez prawie kwadrans musiał bronić remisu.

Na finiszu Atalanta ograła Dinamo i wywiozła komplet z Charkowa. 7 punktów w ostatnich trzech meczach wystarczyło, by trafić do kolejnej fazy. Choć jeszcze parę tygodni temu wydawało się, że szczytem marzeń będzie dla nich trzecie miejsce i Liga Europy, oni wjechali w grono najlepszych. Uśmiechając się zresztą delikatnie do sąsiadów z Lombardii. Kto by pomyślał, że Mediolan wiosną będzie w LM reprezentowała Atalanta a nie Inter…

HIGHWAY TUCHEL

Ten tytuł jest zwyczajnie zbyt dobry, by o nim zapomnieć. Zacytujmy naszą relację z tamtego meczu.

Grasz być może najlepszy mecz od powrotu Zinedine’a Zidane’a do klubu. Masz wszystko pod kontrolą – objąłeś prowadzenie, stwarzasz multum sytuacji strzeleckich, liderzy rywala nie istnieją, aż wreszcie strzelasz gola na 2:0. To moment, w którym stary, dobry Real Madryt zabija mecz. Klepie piłeczką na własnej połowie, Ramos kasuje sny Neymara o udanym dryblingu, Thiago Silva błaga Benzemę o litość. Ale to nie ten zespół, którego bała się cała Europa. To wciąż bocian z siłowni – klatą i barkami zawstydza największych karków na osiedlu, ale nogi ma cienkie jak czternastoletnia baletnica.

W pewnym momencie pierwszej połowy zerknęliśmy na zegar ustawiony w lewym górnym roku ekranu i chwyciliśmy się za głowę. Jakim cudem minęło już pół godziny meczu? Przecież ledwo co usiedliśmy do tego starcia… Czas leciał jednak jak przy wciągającym blockbusterze. Gdybyśmy mieli popcorn, to właśnie oblizywalibyśmy sobie przedramiona upaćkane w soli. To się po prostu oglądało. Chore tempo, niesamowita dokładność podań, akcja za akcją. Zero przestoju. Rytm tego meczu był wiernym odwzorowaniem dźwięku maszyny do szycia. Cyk, cyk, cyk.

Tempo. Umiejętności. Okazje. Gole.

Wreszcie dramaturgia, bo Real Madryt roztrwonił u siebie prowadzenie 2:0, co przecież u tych największych klubów nie zdarza się często. Ten mecz zapamiętamy. Również z uwagi na dyspozycję Keylora Navasa. Tym ważniejszą (słodszą? bardziej gorzką?) że właśnie na stadionie Realu Madryt.

Fot. Newspix

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024
Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
1
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...