Reklama

Jedna wielka nuda, czyli o losie rezerwowych

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

09 grudnia 2019, 12:37 • 17 min czytania 0 komentarzy

Jak to możliwe, że podopieczni Marcina Kaczmarka po samym jego widoku na początku tygodnia mogli domyślić się, czy dostaną szansę w weekendowym meczu? Jak Filip Jagiełło zareagował na wędkę w pierwszym seniorskim meczu w życiu? Dlaczego Radosław Cierzniak jest wzorem idealnego rezerwowego? Kto wycieczki krajoznawcze bez poważniejszych występów odbijał sobie w autokarowym pokerze? Jak to jest nie widzieć twarzy swojego trenera, a nagminnie oglądać jego plecy? 

Jedna wielka nuda, czyli o losie rezerwowych

Zapraszamy do obszernego przeglądu losu rezerwowych w Polsce. 

***

– Najgorsze jest patrzenie na chłopaków, którzy grają. Oni mają wpływ na mecz, a tobie pozostaje tylko przyglądanie się. W żaden sposób nie możesz ingerować w boiskowe wydarzenia. Każdy uprawia ten sport, żeby grać, a nie siedzieć na ławce. Cała filozofia tego uczucia mieści się w tych ramach. Siedzenie na ławce jest zwyczajnie straszne nudne. Dramat – zaczyna Filip Jagiełło.

Nic dodać, nic ująć. Zawodnicy, siedzący na ławce rezerwowych, mogą być sfrustrowani.

Reklama

– Zazwyczaj na ławce lądowałem po kontuzjach i początkowo byłem dobrze nastawiony. To miał być etap przejściowy, kilka meczów i wszystko miało wrócić do formy. I jeśli wszystko przebiegało według planu, to nie było żadnego problemu. Jeśli jednak proces siedzenia na ławce się przedłużył, bo przykładowo trener nie chciał zmieniać zwycięskiego składu, to są różne modele zachowań. Jednym to nie robi różnicy, bo są zadowoleni z tego, co jest, ale są też tacy, których to dotyka, są niezadowoleni i robią wszystko, żeby jak najszybciej wrócić do obiegu. Należę akurat do drugiej grupy i źle znoszę siedzenie na ławce. Zawsze staram się zrobić absolutnie wszystko, żeby znaleźć się w składzie albo pomyśleć o transferze przy najbliższej okazji – opowiada Maciej Wilusz.

– W młodości często obrażałem się na trenerów, którzy nie wymieniali mnie w pierwszym składzie i na ławce dla rezerwowych siadałem totalnie wkurwiony na taki stan rzeczy. Na pewno widać było po mnie, że nie jestem zachwycony. Przeszło mi z czasem. Zmądrzałem i nie reagowałem już tak emocjonalnie, ale zawsze uważałem, że nie jest to zbyt przyjemna sytuacja, kiedy szkoleniowiec stawia na kogoś innego. Inna sprawa, że też wraz z doświadczeniem, złapałem więcej luzu, więc na ławce dominowały żarciki i większy luzik – dodaje Marcin Krzywicki.

– Do Górnika Zabrze u trenera Nawałki przyszedłem jako obrońca i trafiłem akurat na moment, kiedy zespół był na fali, osiągając bardzo dobre wyniki i praktycznie nie tracąc żadnych bramek. Z jednej strony chciałem grać, utrzymywałem się w pełnej gotowości, a z drugiej wiedziałem, że będzie o to ciężko, bo sztab szkoleniowy nie miał praktycznie żadnych argumentów, żeby cokolwiek przy składzie zmieniać. W konsekwencji nie byłem najszczęśliwszym człowiekiem świata, ale nigdy też nie byłem typem zawodnika, który siedziałby z fochem i wprowadzałby złą atmosferę. A obrażalscy też byli. Z doświadczenia wiem, że żaden trener nie lubi frustratów. To wprowadza tylko negatywną atmosferę w zespole. Nawet jak przegrywał rywalizację, to starałem się szukać rezerw u siebie, a nie obwiniać za wszystkie osoby trzecie. Rezerwowi też są drużyną i też powinni motywować swoich konkurentów o miejsce w składzie. Doskonałym przykładem jest Radek Cierzniak w Legii. Skarb dla trenera. Wspiera kolegów, żyje na ławce, kibicuje, a przy okazji cały czas jest w gotowości, żeby wskoczyć do pierwszej jedenastki – wskazuje Błażej Telichowski.

– Na początku się denerwowałem, ale po jakimś czasie zrozumiałem, że zwyczajnie nie mam na to wpływu. Mogę utrzymywać się w formie, dbać o siebie, nie poddawać się, starać się na każdym treningu i wszystko to jest zależne ode mnie, ale na to czy zagram, czy przesiedzę spotkanie na ławce – już nie. To kwestia należąca do trenera. Co ma być, to będzie. Mam być gotowy, żeby wejść na boisko, kiedy oddeleguje mnie do tego sztab szkoleniowy. I sam wiem, że lepiej pokażę się wtedy, jeśli będę pozytywnie nastawiony, niż jeśli miałbym wchodzić sfrustrowany – kontynuuje Jagiełło.

– W każdym zespole znajdą się pojedyncze jednostki, które będą obrażać się za brak miejsca w składzie. To świadczy o charakterze. Co innego sportowa złość, kiedy nie zobaczy się swojego nazwiska w pierwszym składzie na odprawie, bo to szybko przechodzi, a co innego, kiedy permanentnie przegrywasz rywalizację i pokazujesz to całemu światu, manifestując swoje niezadowolenie. Cięższe przypadki to są nawet takie, które foch trzyma do środkowego treningu. Widać, że nie rozmawiają wtedy z zespołem, grają na odwal, nie przykładają się i szukają winy wszędzie, tylko nie w sobie. Nic dobrego – krytykuje takie podejście Telichowski.

Zagłębmy się więc w świat rezerwowych.

Reklama

Polska Wroclaw 30 05 2015 Stadion Miejski aleja Slaska 1 Sezon 2014 / 2015 T Mobile Ekstraklasa pilka nozna 35 kolejka mecz pomiedzy WKS Slask Wroclaw vs Lechia Gdansk Na zdjeciu: Bartosz Machaj slask wroclaw #24 Krzysztof Danielewicz slask wroclaw #5 Peter Grajciar slask wroclaw #29 Milos Lacny slask wroclaw #15 Karol Angielski slask wroclaw 14 lawka rezerwowych Fot. Sebastian Borowski / Newspix.pl Poland Wroclaw 30.05.2015 Stadium Municipal avenue Slaska 1 Season 2014 / 2015 T Mobile Ekstraklasa Professional Polish football league 35 queue game between WKS Slask Wroclaw vs Lechia Gdansk On the picture: Bartosz Machaj slask wroclaw #24 Krzysztof Danielewicz slask wroclaw #5 Peter Grajciar slask wroclaw #29 Milos Lacny slask wroclaw #15 Karol Angielski slask wroclaw 14 reserve bench Photo: Sebastian Borowski / Newspix.pl --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

***

– Jeśli wspomina się mój epizod w Śląsku, to zawsze tylko w jednym kontekście – Tadeusza Pawłowskiego. Pawłowski, Pawłowski, Pawłowski. I tak w kółko, a ja nawet nie do końca pamiętam jego twarzy. Widywałem go bardzo rzadko, a face to face to chyba nigdy, ale nie, chwilę, coś sobie przypominam… często oglądałem jego plecy, bo jak siedziałem na ławce to miałem idealny widok, a akurat w Śląsku zdarzało się to nagminnie – śmieje się Milos Lacny, którego w Polsce już nikt nie pamięta.

Słowak przyjechał nad Wisłę z dużą dozą pewności siebie, ciekawym CV i deklaracją umiejętności strzelania bramek. We Wrocławiu brutalnie zderzył się jednak z silną konkurencją, przegrywając rywalizację chociażby z braćmi Paixao i jego przygoda skończyła się na sześciu występach w zielono-białych barwach. Odchodził z uczuciem zniesmaczenia i pokrzywdzenia.

– Czułem się przez trenera Pawłowskiego totalnie ignorowany. To nie jest zdrowa sytuacja, kiedy przychodzisz na kolejne zajęcia z rzędu i nie możesz nawet zamienić słowa z twoim trenerem, bo ten nie ma nawet chwili czasu dla ciebie, a przecież skądś musiałem znać założenia taktyczne czy oczekiwania sztabu szkoleniowego wobec mnie. Byłem nowy. Potrzebowałem nawet krótkiej konwersacji. Czułbym się lepiej. Potem zrozumiałem, że on miał po prostu swoich ludzi. Znał całą grupę piłkarzy, z którymi normalnie rozmawiał. Ale same pogaduchy jeszcze bym przeżył. Niestety, Pawłowski również przy trenowaniu skupiony był tylko na pewnej grupie piłkarzy. To nie było ani przyjemne, ani uczciwe – grzmi sam zainteresowany.

I choć Lacny to postać nieco komiczna, bo zdarzyło mu się pleść całkowite dyrdymały o tym, jaki to nie jest świetny, to swoją frustracją zwraca uwagę na kluczową kwestię w codziennym funkcjonowaniu zawodników rezerwowych. Muszą czuć się zauważani i źle wpływa na nich brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony sztabu szkoleniowego, który naturalnie większą uwagę zawsze przykładać będzie do piłkarzy pierwszego wyboru.

– Staram się wyliczyć, ile takich pleców mogłem obejrzeć, ale ciężko mi przychodzi rachuba, bo wielu biegało w szaleńczy sposób przy linii i nawet nie dało się ich wyłapać wzorkiem. Wiadomo, że człowieka denerwuje, kiedy trener go nie docenia. Inaczej odbiera się taką sytuację, w której szkoleniowiec przekaże ci wcześniej informacje o tym, że nie zagrasz, choć oczywiście to nie jest jego obowiązek, bo są też przecież tacy, którzy podają skład na godzinę przed meczem. Zresztą często już po ustawieniach ze środkowych czy czwartkowych treningów doskonale widać, czy dostaniesz szansę. Wtedy łatwiej to zaakceptować, że nie zagrasz, niż wtedy, kiedy dobrze się w piątek odżywisz, wyśpisz, zmotywujesz, a potem wylądujesz wśród rezerwowych i w sobotę wejdziesz na boisko w osiemdziesiątej piątej minucie – uśmiecha się Marcin Krzywicki.

Rola trenera jest więc absolutnie kluczowa.

– Najlepszy trener musi przede wszystkim zajmować się rezerwowymi. Ci, którzy grają, zawsze są zadowoleni. Zawsze. Oni wychodzą na boisko i tam mogą przemawiać swoimi umiejętnościami. Są wybrani, wychodzą, dostają premię meczową, wejściówki i wszystko to, co wiąże się z grą. A ci, dla których nie znajdują się okazję do gry, wymagają dużo więcej uwagi, bo oni zwyczajnie nie wiedzą, na czym stoją. Największą sztuką jest trzymanie w ryzach piłkarzy z drugiego planu – twierdzi Plizga.

WARSZAWA 15.09.2012 MECZ 4. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2012/13: POLONIA WARSZAWA - JAGIELLONIA BIALYSTOK --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH: POLONIA WARSAW - JAGIELLONIA BIALYSTOK DAMIAN KADZIOR DAWID PLIZGA EUZEBIUSZ SMOLAREK FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

– W Polsce jest to widywane bardzo rzadko. Piłkarze rezerwowi są często odstawiani na drugi plan i bardzo długo muszą czekać, aż w ogóle dostaną okazję do pokazania swoich umiejętności. Nie są wystarczająco motywowani i prowadzeni przez sztab szkoleniowy, jak powinni być w zdrowo funkcjonującym systemie. Szkoleniowiec musi dbać nie tylko o pierwszą jedenastkę, ale też o wszystkich pozostałych członków kadry – zgadza się z nim Wilusz.

– Nigdy nie byłem u trenera, który zwracał uwagę tylko na pierwszy skład. Czyta się o tym, że tak to funkcjonowało u Franciszka Smudy, który od poniedziałku miał już wybrany pierwszy skład, a reszta mogła już sobie iść pożonglować i pograć w dziadka z jakimś jego asystentem, ale ja takiej przyjemności nie miałem. Wiadomo, że jak jest się długo w piłce, to da się wyczuć, czy jest chemia z trenerem czy nie, więc łatwo jest określić, czy w danym tygodniu dostanie się szansę. Z bezpośrednim brakiem zainteresowania się nie spotkałem – wspomina Telichowski.

Cała sytuacja ma też jednak drugą stronę, bo zdarzają się sytuacje, kiedy trener tak bardzo chce zachować dobry kontakt ze wszystkimi zawodnikami swojej drużyny, że sam się w tej pułapce gubi, bo choćby nie wiadomo, jak się starał i nie wiadomo, co obiecywał, to jednak koniec końców ma tylko jedenaście miejsc do rozdysponowania.

W takiej sytuacji często znajdują się rezerwowi bramkarze.

– Z reguły bywa tak, że drugi golkiper grywa w Pucharze Holandii, a w poprzednim sezonie miałem taki przypadek, że pierwszy golkiper miał słabszy moment. Czekałem na swoją szansę, ale wtedy przyszedł do mnie szkoleniowiec i powiedział, że jednak nie zagram, bo mamy gorszy czas, a on nie wiem, jak stoperzy zareagują na grę z innym bramkarzem. Wytłumaczenie totalnie z dupy. Coś musiał powiedzieć, to powiedział to. Jestem profesjonalistą, zaakceptowałem to, mogłem być zły, ale nikt nie płaci mi za fochy. Teraz jest taka sama sytuacja. W lidze nie gram, czekam na Puchar Holandii, choć też nie wiem, czy będę w nim grał. Rezerwowi często są w trudnej sytuacji. Podchodzą do nich trenerzy i mówią, że wszyscy znają ich klasę, że jest super, że jest fantastycznie, że sztab docenia pracę, ale kiedy nie gra się przez wiele miesięcy, a żadne słowa nie odbijają się w czynach, to szkoleniowiec traci wiarygodność. Dobre kłamstwo, żeby nie powiedzieć ci, że jesteś słabszy, tak naprawdę do niczego nie prowadzi – opowiada Filip Bednarek.

W tym sezonie w podobnej sytuacji znalazł się Jakub Wrąbel, który zamienił Śląsk Wrocław na Wisłę Płock z nadzieją, że dostanie szansę na regularniejsze występy. Na wejściu usłyszał jednak od Leszka Ojrzyńskiego, że nie wygrywa rywalizacji z Bartłomiejem Żynelem i Thomasem Dahne. Zacisnął zęby, trenował, ćwiczył, starał się i raz na jakiś pytał o swoje miejsce w składzie. Doszło do zmiany trenera. Radosław Sobolewski wprowadził swoje zmiany, swoje pomysły i wszystko zaczęło funkcjonować, więc atmosfera w drużynie się poprawiła. Nowy szkoleniowiec dbał też od początku, żeby rezerwowi zawodnicy również czuli się komfortowo, dlatego przy każdej, dosłownie każdej, nadarzającej się okazji, obiecywał Wrąblowi, że niedługo dostanie szansę. Mijały jednak kolejne kolejki, kolejne tygodnie i szansa nie przychodziła.

Aż ten w końcu zaczął wątpić w jakąkolwiek wiarygodność słów swojego przełożonego.

Inna sprawa, że kiedy Wrąbel w końcu dostał szansę w lidze, to spektakularnie zawiódł w meczu ze Śląskiem.

– Tak naprawdę, trener nigdy nie powinien niczego obiecywać. I dla niego, i dla zawodnika to bezsensowne. Jedna wielka niewiadoma. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co przyniesie czas. Zamiast mówienia, że już, już, zaraz, ktoś dostanie swoje pięć minut, wystarczy utrzymywać z kimś dobry kontakt. Rozmowa jest najważniejsza. Nie może być tak, że rezerwowy nie gra i czuje, że w żaden sposób nie jest doceniany. W tej sytuacji wystarczy pięć minut dialogu, żeby trener wytłumaczył, czego oczekuje od swojego podopiecznego. Wtedy rezerwowy piłkarz będzie czuł się ważny i przydatny w drużynie – stwierdza Wilusz.

Polska Warszawa 05 03 2014 Stadion Narodowy Pilka nozna mecz towarzyski reprezentacja Polska vs Szkocja Na zdjeciu: Maciej Wilusz poland #23 Marcin Robak poland #20 Jakub Blaszczykowski lawka rezerwowych Fot. Sebastian Borowski / Newspix.pl Poland Warsaw 05.03.2014 National Stadium in Warsaw Football friendly match between Poland vs Scotland On the picture: Maciej Wilusz poland #23 Marcin Robak poland #20 Jakub Blaszczykowski Photo: Sebastian Borowski / Newspix.pl --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

***

Krzywicki: – Marcin Kaczmarek, bardzo dobry trener, miał coś takiego, że dawał odczuć już na początku tygodnia, że nie przewiduje cię do weekendowego występu. Nie zagadywał cię, mniej rozmawiał, nie dowcipkował, a jak widziałem, że w poniedziałek wpada do szatni z tekstem w stylu: „Krzywy, Krzywy, co tam, jak tam?”, to zazwyczaj sprawdzało się, że w sobotę wyjdę w pierwszym składzie.

Na rezerwowych może to gorzej wpływać, pojawiały się nawet jakieś śmiechy, że jak Kaczmarek nie poświęca komuś za wiele uwagi, to ten ktoś już nie musi się przykładać do treningów, ale to też wszystko zależy od charakteru. Jeśli jesteś ambitny, to będzie zasuwał, starał się i nie będziesz nawet myślał o tym, żeby trenować na pół gwizdka. Ciężko jest zapanować nad grupą osiemnastu osób i zawsze tych siedmiu będzie niezadowolonych. To naturalne. Dlatego trzeba z każdym indywidualnie rozmawiać. Wszystko zależy od trenera.

***

Lubisz pośmiać się z niefrasobliwości swoich kolegów z zespołu? Nie potrafisz powstrzymać śmiechu i szyderczego uśmiechu, kiedy komuś powinie się noga? Szczerzysz się na możliwość dosadnego skomentowania wydarzeń boiskowych? Jeśli tak, to czy piłkarska ławka rezerwowych jest dobrym miejscem dla ciebie?

– Przykładowo taki trener Czesław Michniewicz preferuje spokojne zachowanie swojej ławki rezerwowych. Nie lubi za dużo komentarzy, pokrzykiwań, tekstów od rezerwowych. Od podpowiadania i dyskutowania ma być on. I to chyba jedyny trener, którego spotkałem na mojej drodze, oczekujący jakiejś specjalnej dyscypliny tego typu – opowiada Jagiełło.

– Nie miałem nigdy trenera, który wprowadzałby jakieś restrykcyjne reguły. Większość zawodników wie, jak się zachować podczas meczu. Nie powinno być szydzenia albo naśmiewania się z wydarzeń boiskowych. Masz być profesjonalistą. I choć wiadomo, że jest wielu niezadowolonych, to siedzi się i też przeżywa się ten mecz. Kibicujesz swoim kolegom z zespołu. Stres podczas patrzenia z boku jest często większy niż ten z murawy, gdzie masz określone zadania i musisz je spełniać, a tutaj jesteś tylko biernym obserwatorem i w żaden sposób nie możesz wpłynąć na to, co się dzieje – uważa Wilusz.

– Odgórnie nikt nigdy nam nic nie narzucał, ale śmiech nigdy nie jest dobrze widziany na ławce. Mimo to zdarza się. To normalna sprawa. Widać to nawet na filmikach z Premier League. Najwyższy światowy poziom, a zdarzają się różne niestandardowe zachowania. Przykładowo taki Mario Balotelli grał sobie w coś na telefonie. U nas to pewnie niemożliwe, ale to sporo mówi o dosyć płynnych zasadach – trochę inaczej twierdzi Plizga i zaraz dodaje: – Zdarzały się sytuacje, kiedy jakiś zawodnik pozwalał sobie na zbyt duże rozluźnienie na ławce rezerwowych, wchodził na boisko, nie prezentował się zbyt dobrze i podczas odprawy dostawało mu się sumarycznie za to wszystko. Taki prztyczek w nos od trenera.

Ale przecież o piłkarskiej szatni często mówi się, że nie przepuszcza ona żadnej możliwości do naśmiewania się z czyichkolwiek błędów. Że nie ma w niej świętych krów. Trudno więc uwierzyć, ze ławka przez całe spotkanie siedzi w pełnym skupieniu i ignoruje naturalny potencjał do żartów.

– Nie no, na ławce rezerwowych dużo jest szyderki. W ostatnich latach, kiedy schodziłem z boiska, to tylko patrzyłem, kto jeszcze siedzi, zaklepywałem siedzenie obok niego i kręciłem bekę. Teraz jestem w IV-ligowym klubie, ostatnio przechodziłem chorobę, wchodziłem na boisko w sześćdziesiątej minucie i z ławki nawet prowadziłem relację na social media. Także różne rzeczy można robić. Z humorem. Są trenerzy, którzy nie pozwalają dobiegać do linii i krzyczeć w stykowych sytuacjach, bo uważają, że od tego są oni sami. Ale nie przypominam sobie, że ktokolwiek zwrócił mi uwagę za moje zachowanie na ławce rezerwowych. Może widzieli, ale nie reagowali, bo uważali, że to za duże błahostki, żeby mieć do kogoś pretensje, że nie siedzi śmiertelnie poważny – przedstawia inną perspektywę Krzywicki.

07.04.2017 LODZ STADION MIEJSKI ALEJA PILSUDSKIEGO 138 PILKA NOZNA III LIGA RTS WIDZEW LODZ - LECHIA TOMASZOW MAZOWIECKI N/Z MARCIN KRZYWICKI FOTO KAROL GRZEGOREK APPA / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

To w kwestii fizycznego siedzenia na ławce w sensie ścisłym, a jak wygląda więc proces wchodzenia na mecz z ławki i schodzenia z boiska, żeby zasiąść wśród rezerwowych.

***

Najgorzej mają obrońcy, którzy przed spotkaniem zostaną oddelegowani na ławkę rezerwowych, bo mają dużo mniejsze szanse na pojawienie się na placu niż ich koledzy z ofensywnych formacji.

– Są trenerzy, którzy uważają, że podczas meczu nie zmienia się obrońców, chyba, że komuś urwie się noga. Najłatwiej dokonać zmian z przodu, choć też wszystko zależy od wydarzeń boiskowych. Jeśli wchodzisz i cały czas jesteś pod grą, to pewnie dasz radę, ale jeśli dostajesz szansę, kiedy zespół jest w odwrocie, to dużo trudniej wejść w rytm – mówi Plizga.

– Czasami są sytuacje takie, że nawet jeśli wyniki się nie układają, to trenerzy nie ryzykują w eksperymentowaniu przy linii obrony i cały czas grają ci sami defensorzy, więc rezerwowym obrońcą trudniej przebić się do pierwszego składu niż rezerwowym zawodnikom o ofensywniejszym profilu – zgadza się z nim Wilusz, który zna ten proces z autopsji.

Teoretycznie najłatwiej mają skrzydłowi i napastnicy, bo w ich grze wiele zależy od przebojowości, przygotowania motorycznego i zwykłego szczęścia. A to ktoś się poślizgnie i nadarzy się okazja. A to ktoś wystawi piłkę, tak, że wystarczy dołożyć nogę. A to rywal jest zmęczony i popełnia błędy.

– Wbrew pozorom trudno wchodzi się z ławki. Jeszcze może w przerwie bywa w porządku, ale kiedy wchodzisz przykładowo w sześćdziesiątej minucie, kiedy mecz jest na styku, to bywa ciężko. Inna sprawa, kiedy jest 3:0 dla twojego zespołu, dominujecie, masz sporo przestrzeni – wtedy to przyjemność.Najlepszy mecz z ławki rozegrałem w barwach Zagłębia Lubin w meczu z Koroną Kielce. Strzeliłem dwie bramki. Wszedłem, kiedy już mocno przeważaliśmy i stąd miałem dużą łatwość w odnalezieniu się na murawie – wspomina Plizga.

Schodzenie z boiska to już zupełnie inne buty.

– W debiucie w Ekstraklasie przydarzyła mi się klasyczna wędka. Miałem szesnaście lat i nie byłem niczego świadomy. Nie traktowałem tego, jako kary. Zszedłem, bo zszedłem, nic dziwnego – takie było moje myślenie. Dopiero potem, kiedy zacząłem myśleć, że skoro opuściłem plac w trzydziestej minucie, to może coś było nie tak, ale z perspektywy czasu myślę, że to mi tylko pomogło. Nie stresuję się już, nie spinam się, dojrzałem. Widzę czasami zawodników, którzy schodzą z boiska i udają się na ławkę rezerwowych totalnie wściekli. Z tego wynikają różne nieprzyjemne sytuacje i chwilowe konflikty, ale ja tak do tego nie podchodzę. Jestem takim człowiekiem, że nie potrafiłbym się tak wkurzyć, żeby nie podać ręki trenerowi. Nawet, jeśli zagrałbym słabe spotkanie, chciałbym się zrehabilitować i nie zgadzałbym się ze zmianą, to wyciągnąłbym dłoń do szkoleniowca. Z szacunku. Byłbym raczej bardziej zły na siebie niż na kogoś innego – uważa Jagiełło.

11.11.2013 SZCZECIN , STADION MIEJSKI, UL KARLOWICZA (POLAND SZCZECIN CITY STADIUM) PILKA NOZNA (FOOTBALL, SOCCER), T-MOBILE EKSTRAKLASA, LIGA POLSKA, SEZON 2013/2014, ( TMOBILE POLISH LEAGUE) MECZ (GAME MATCH) POGON SZCZECIN - KGHM ZAGLEBIE LUBIN NZ ARKADIUSZ WOZNIAK ( C) FILIP JAGIELLO ( P) ADRIAN BLAD ( L) LAWKA REZERWOWYCH FOTO KATARZYNA PLEWCZYNSKA/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Piłkarz Genui nie jest w takim podejściu odosobniony, choć przecież relatywnie często zdarzają się przypadki, kiedy piłkarz odmawia uścisku dłoni ze swoim trenerem pod wpływem dużych emocji. Zazwyczaj jest to ignorowane i mało kto reaguje tak, jak Dariusz Wdowczyk za czasów pracy w Pogoni Szczecin, kiedy jeszcze na ławce porządnie zrugał Patryka Małeckiego za nieprzyzwoite zachowanie po opuszczeniu boiska.

– Wszystko zależy od tego, w jakim stanie zostawiłeś drużynę, opuszczając boisko. Jeśli wygrywacie 3:0, zagrałeś nieźle, to na luzie jesteś w stanie zaakceptować zmianę. Trener dał zwyczajnie szansę komuś innemu i możesz poczekać do końca spotkania na ławce. Co innego, kiedy wynik jest średni, ale zawodnik czuje, że jeszcze może coś zrobić, to naturalnie schodzi wkurwiony. Nie zdarzyło mi się nie podać ręki trenerowi, ale pamiętam wiele sytuacji, kiedy schodziłem bardzo wkurzony. Jeśli ktoś nie okazał wystarczającego szacunku do szkoleniowca pod wpływem emocji, to wszystko było wyjaśnianie w szatni. Nie przypominam sobie takiego incydentu, który przeszedł bez pogodzenia między obiema stronami – stwierdza Plizga.

Ciekawą historię opowiada za to niezawodny Marcin Krzywicki.

W Płocku miałem taką sytuację, że w sześćdziesiątej minucie trener Kaczmarek przywołał mnie do siebie, a w moje miejsce wpuścił Janusza Dziedzica. Nie grałem słabego spotkania, nie lubiłem schodzić przed końcem, wściekłem się i zrobiłem dziurę w drzwiach szatni, zostawiając na nich ślady po czterech korkach, które notabene utrzymywały się przez dłuższy czas, aż dopiero niedawno je wymieniono. W ten sposób zostawiłem tam po sobie pamiątkę, choć początkowo miałem zostać ukarany, wymienić drzwi, ale ostatecznie rozeszło się po kościach. Naprawdę byłem wtedy bardzo wkurwiony. Drzwi mało nie wypadły z zawiasów. Na szczęście w Płocku żyłem w dobrych relacjach z trenerem, zespołem, prezesami, więc nie poniosłem nawet żadnych konsekwencji finansowych. Nie lubię schodzić i jeszcze później siedzieć, to już całkowicie nienawidzę. Najlepiej poszedłby człowiek do szatni, ale nie każdy szkoleniowiec na to pozwala. Przy tym nie kusiło mnie nigdy, żeby nie podać ręki trenerowi. Zawsze, kiedy podwali mi dłoń, to im to odwzajemniałem, ale na pewno parę razy były takie sytuacje, że nie chciałem tego robić. Dopiero w ostatniej chwili coś mi się w głowie odkręcało, rozum górował nad emocjami i nie popełniałem tego błędu. Konsekwencje mogłyby być nieprzyjemne.

***

Krzywicki: – Rzadko wchodziłem w samej końcówce, ale takie sytuacje też się zdarzały i wtedy wszystko jest zależne od tego, gdzie się taki mecz odbywa. Jeśli jedziesz na wycieczkę przez pół kraju ze Szczecina do Krakowa i masz wejść na cztery ostatnie doliczone minuty, to nerwy mieszają się ze śmiechem z samego siebie. Nie należę do ludzi, którzy lubią jakoś dużo podróżować, więc tym bardziej wycieczki krajoznawcze w takim wymiarze mi nigdy nie odpowiadały. Siedzenie na ławie na dalekim wyjeździe, to najgorsze, co może być. Rekompensuje to tylko dobra atmosfera w zespole podczas powrotu. Jak wygrasz parę gorszy w pokerka w autokarze, to zapominasz, że nie zdążyłeś się nawet spocić podczas meczu.

***

Telichowski: – Trener Hapal nie stawiał na mnie, nie widział dla mnie miejsca w pierwszym składzie, aż w końcu szczerze podziękował mi za współpracę, stwierdzając, że nie potrzebuje mnie w drużynie. Minęło trochę czasu i na wiosnę przyjechałem do Lubina z Górnikiem Zabrze. I co się stało? Koledzy z Zagłębia powiedzieli mi, że na odprawie Słowak poświęcił mi pół swojej przemowy z zaznaczeniem, że trzeba zwrócić na mnie szczególną uwagę. Tak bywa. 

ZABRZE 19.12.2011 MECZ 18. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2011/12: GORNIK ZABRZE - LEGIA WARSZAWA 2:0 --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH: GORNIK ZABRZE - LEGIA WARSAW 2:0 MICHAL ZIELINSKI MARCIN WODECKI NORBERT WITKOWSKI MICHAL JONCZYK MARIUSZ MAGIERA BLAZEJ TELICHOWSKI MICHAL PLONKA FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

***

Plizga: – Każdy ambitny zawodnik powie to samo: siedzenie na ławce nie jest żadną przyjemnością.

Nie jest. To prawda. Nie po to uprawia się ten sport, żeby oglądać go przy linii bocznej, a siedzenie na ławce zawsze będzie sprowadzało się do oczekiwania, żeby wejść na boisko. Po prostu.

JAN MAZUREK

FOT. NEWSPIX

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Weszło

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
30
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...