Mamy wrażenie, że ostatnie mecze ligowe Piasta to jakaś wewnętrzna rywalizacja, w której stoperzy gliwickiego klubu sprawdzają, który jest w stanie zbłaźnić się najmocniej. Przeciwko Lechowi skompromitował się Piotr Malarczyk, ze Śląskiem na podobnym poziomie zagrał zastępujący go Tomas Huk. Nie można gorzej? – Potrzymaj mi izotonik – prawdopodobnie odpowiedział Uros Korun przed meczem z Pogonią Szczecin.
Ech, Aleksandar Sedlar i Jakub Czerwiński się przewracają… na drugi bok – pierwszy na ręczniku, który pewnie chętnie rozkłada na plaży na Majorce, a drugi na leżance podczas rehabilitacji. Najlepszy duet stoperów poprzedniego sezonu nie doczekał się godnego zastępstwa. Jasne, im też mógł przydarzyć się gorszy mecz, ale o trzech z rzędu, po których największe pretensje Waldemar Fornalik może mieć właśnie do środkowych obrońców, nie mogło być mowy.
Dzisiaj najmocniej, jak już wspominaliśmy, zawalał Słoweniec. Okej, jeszcze w tej sytuacji z 8. minuty, w której gola strzelił Stec, wina rozkłada się na większą liczbę graczy. Rymaniak w zasadzie odpuścił pojedynek główkowy z Buksą, a Austriak wbiegł sobie pomiędzy duet stoperów z taką łatwością, jakby na chwilę przywdział czapkę-niewidkę. Ale to, że po 25 minutach Portowcy powinni prowadzić już trzy do jaja, jest zasługą właśnie Koruna. 32-latek najpierw źle obliczył lot piłki, przez co Spiridonović stanął oko w oko z Plachem, a następnie poślizgnął się, dzięki czemu sam przed słowackim bramkarzem był Buksa. Na jego szczęście skrzydłowy Pogoni fatalnie spudłował, a napastnik pieprznął wprost w golkipera gości.
Choć oczywiście nieco niesprawiedliwe byłoby zrzucanie całej winy po dzisiejszym meczu na Koruna. Gra Piasta w ofensywie również nie stała na dobrym poziomie. Trzeci ligowy mecz z rzędu na zero z przodu nie wziął się znikąd. Zaczęło się całkiem nieźle, bo jeszcze przed golem Steca z dalszej odległości ciekawie huknął Hateley, ale potem obserwowaliśmy tylko przebłyski, przy okazji których zawsze czegoś brakowało. A to nieco lżejszego dogrania do Parzyszka na początku drugiej połowy, a to lepszego strzału głową napastnika w pierwszej części gry, a to silniejszego uderzenia Koruna…
Fornalik przeprowadzał ofensywne zamiany, ale bardziej niż na wyrównanie zanosiło się na drugą bramkę dla Portowców. Albo inaczej – jej strzelenie było obowiązkiem gospodarzy. Tak jak swojego dnia w obronie nie miał Korun, tak z przodu po oczach raziła nieskuteczność Buksy i Spiridonovicia. O ich dwóch zmarnowanych sytuacjach już wspomnieliśmy, a jeszcze w drugiej połowie Austriak okazał się gorszy w sytuacji sam na sam z Plachem, a Polak najpierw został powstrzymany przez bramkarza, a za drugim podejściem sieknął nad poprzeczką. Swoje okazje mieli tez choćby Triantafyllopoulos i Kowalczyk, ale więcej goli nie zobaczyliśmy.
Wynik 1:0 nie odzwierciedla przebiegu meczu, ale na szczęście dla Portowców wyceniany jest tak samo jak pogrom, do którego mogło dzisiaj dojść. I daje szczecinianom fotel lidera, a to dość komfortowa pozycja, by obejrzeć spotkanie Śląska z Legią. A Piast czeka w tym czasie długi i wyjątkowy smutny powrót do domu – będzie fura czasu, by przemyśleć ostatnie, beznadziejne mecze.
Fot. newspix.pl