Gdybyście przed sezonem próbowali nas przekonać, że na początku grudnia Jagiellonia Białystok będzie poza górną ósemką, pewnie zarzucilibyśmy wam uprzedzenia, brak znajomości ekstraklasowych realiów i poradzili popukanie się w czoło. Ekipa z Podlasia nie musiała przecież zaprzątać sobie głowy pucharami, mogła spokojnie przygotowywać się do rozgrywek, a drużyna – jak przynajmniej się wydawało – została solidnie wzmocniona. Tymczasem rzeczywistość wali Jagę mokrą szmatą po ryju – przed tą kolejką była dolna połówka tabeli, a po dzisiejszym starciu z Zagłębiem Lubin sytuacja się nie poprawi.
Więcej – Jaga nie może spokojnie zerkać w kierunku wyższych miejsc, musi również uważać na to, co dzieje się za jej plecami, bo Zagłębie dzięki podniesieniu z murawy kompletu punktów zbliżyło się na jedno oczko, a jutro to samo może zrobić Raków Częstochowa.
Ale tyle o tabeli, bo jeszcze więcej o dzisiejszej Jagiellonii świadczy sam obraz meczu z Zagłębiem. Do Białegostoku przyjechał rywal, który wygrał tylko jeden z pięciu ostatnich meczów, i który w nogach miał spotkanie Pucharu Polski z Lechią. W nogach i w głowach, bo to, co stało się w Gdańsku, utrata dwubramkowego prowadzenia w dziewięć minut, musiało gdzieś w Miedziowych siedzieć.
I Jagiellonia, goszcząc u siebie takiego rywala, przez całą pierwszą połowę nie zrobiła sztycha. Była żenująca, nie oddała celnego strzału, a i tych niecelnych naliczyliśmy ze dwa. Laga na Klimalę nie zdała egzaminu, a w poszukiwaniu planu B na to spotkanie podopieczni Ireneusza Mamrota gdzieś zaginęli. Kompletnie nie sprawdziło się też ustawienie z Arseniciem w środku pola. Do tego doszły babole w linii defensywnej i już od 18. minuty przyjezdni prowadzili.
Dzięki komu? Damjan Bohar potwierdził, że jest w tej chwili prawdopodobnie najlepszym skrzydłowym w Ekstraklasie. A na pewno najskuteczniejszym, bo zapakował już dziewiątego gola w tym sezonie ligowym (razem z PP ma dwucyfrówkę). Świetną akcją popisał się Czerwiński, który wykładał mu piłkę, nie jest wykluczone też, że Sandomierski obroniłby jego strzał, gdyby nie bezsensowne dziubnięcie futbolówki przez Kwietnia, ale Słoweniec zaimponował nam po raz kolejny. Coraz bardziej boimy się, że zimą wyciągnie go z Lubina jakiś turecki średniak.
Bohar mógł też zostać absolutnym bohaterem tego meczu, ale z takiej możliwości nie skorzystał. Na początku drugiej połowy powinien dołożyć jeszcze jedno trafienie po dograniu Białka, lecz skiksował, gdy był już sam przed Sandomierskim.
O tym, że Zagłębie wcale nie było dziś w najwyższej formie, świadczą dwie sprawy.
Pierwsza: goście nie potrafili zabić tego meczu kolejnym golem.
Druga: nie potrafili zabić tego meczu kolejnym golem, choć rywal przez 40. minut grał w osłabieniu.
Chyba gdzieś śpieszyło się Ivanowi Runje, bo tuż po zmianie stron w ciągu czterech minut dostał dwa żółtka i bez słowa ruszył w kierunku szatni. O dziwo Jaga bez niego grała trochę lepiej, całkiem groźne strzały oddawali Camara czy Pospisil, ale to było za mało, by ugrać dziś choćby punkt.
No i co tu kryć – zasadne jest pytanie dotyczące tego, czy Ireneusz Mamrot przetrwa ten kryzys. Nie potrafimy tego wykluczyć, choć nie potrafimy wykluczyć również, że klamka już zapadła i nowego szkoleniowca Jagiellonia zaprezentuje zimą.
Fot. FotoPyK