Myślisz Lazio Rzym, mówisz Ciro Immobile. Jego wyczyny strzeleckie sprawiają, że gdy ktoś docenia „Orły” za miejsce na pudle ligi włoskiej, mówi jednocześnie o zasługach dwukrotnego króla strzelców Serie A. Tymczasem za jego plecami, dosłownie i w przenośni, pracuje „Il Mago”, jak w Italii mówi się o Luisie Alberto. Hiszpan jest pierwszym i jedynym piłkarzem z pięciu czołowych lig na kontynencie, któremu udało się uzbierać dwucyfrową liczbę asyst. Dlatego wzięliśmy go pod lupę i sprawdziliśmy, jaki wkład w wyniki Lazio ma hiszpański pomocnik.
Na początek krótka ściągawka, bo Luis Alberto być może jest nieco sławniejszy niż Piotr Grzelczak, ale przeciętny fan futbolu raczej niewiele o nim wie, co zresztą sam zainteresowany przyznał w jednym z wywiadów. Hiszpan nie jest wonderkidem, bardziej zmarnowanym talentem. Jako dzieciak zaliczył debiut w La Liga w Sevilli, a po fantastycznym sezonie w rezerwach Barcelony (11 goli, 18 asyst) szybciutko sprzątnął go Liverpool i… w zasadzie to by było na tyle. Anglia go wypluła, odbudowa formy w ojczyźnie zajęła mu dwa lata (w barwach Malagi i Deportiv0), a i tak pierwszy sezon po transferze do Lazio nie dawał nadziei, że ten chłopak kiedykolwiek osiągnie status gwiazdy zespołu którejś z pięciu topowych lig. A jednak, już w drugim roku podbił stolicę, zaliczając dwucyfrową liczbę asyst i bramek. Zapowiadało się, że tym razem już na pewno wystrzeli…
Jak rollercoaster
Jak się pewnie domyślacie, tak się nie stało. W sezonie 2017/2018 piłkarskie double-double w najsilniejszych ligach w Europie zaliczyło tylko 15 zawodników. Wśród nich Messi, Neymar, Sterling, Salah i oczywiście Luis Alberto. Jakim cudem w kolejnym sezonie Hiszpan nie wykręcił dwucyfrówki nawet sumując jego bramki i asysty w Serie A? – Często oceniamy piłkarzy na bazie tego co widzimy, a nie znamy – co normalne – całej historii. To nie przypadek, że Luis po tragicznym sezonie nagle odpalił. Alberto rozpoczął pracę z psychologiem sportowym, twierdzi, że wcześniej miał mentalną blokadę, myślał iż nie był dość dobry, by grać na takim poziomie. Dzięki tej pomocy się odblokował. Sezon później znów zjechał w dół, choć nie tak spektakularnie i można teoretyzować, że jest bez formy, nie chce mu się grać w Lazio itd. A prawda była taka, że miał problemy ze zdrowiem, przez co nie przepracował optymalnie okresu przygotowawczego, a urazy ciągnęły się za nim przez cały rok. Dzisiaj zgadza się mental, zgadza się forma fizyczna oraz zdrowie i mamy tego efekty – tłumaczy Michał Borkowski, współprowadzący audycję Curva Nord w Weszlo.FM.
Z drugiej strony, słabo grało też całe Lazio, które choć zgarnęło Puchar Włoch, ligę skończyło dopiero na 8. lokacie, najniższej od kiedy Simone Inzaghi objął stery „Biancocelestich”. Rok wcześniej rzymianie grali nie tylko efektywniej, ale i efektowniej. Sezon 2017/2018 był dla nich rekordowy pod względem strzelonych goli w lidze – zdobyli ich aż 89. Łącznie, we wszystkich rozgrywkach, trafili do siatki rywali aż 127 razy. Dla porównania rok później, mimo porównywalnej liczby spotkań, stołeczny klub strzelił łącznie 77 goli, z czego 59 w Serie A. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji Hiszpan nie powtórzył wyniku sprzed roku. – Porównując te dwa sezony, nie chodzi tu tylko o formę Luisa, a całej drużyny. Sam Ciro Immobile rok temu strzelił prawie dwa razy mniej bramek niż dwa sezony temu, podobnie Sergiej Milinković-Savić. Cały zespół pokazał różnicę – przyznaje Paweł Trójniak, redaktor portalu sslazio.pl.
CI + LA = profit
Mimo słabszego sezonu latem „Il Mago” mógł wrócić do Sevilli, ale w Rzymie w porę oprzytomnieli. Dziś na pewno nie żałują, że postawili na Luisa, dla którego już szykowany jest nowy kontrakt. Wszyscy mówią o Ciro Immobile, który jest najskuteczniejszym snajperem w Europie, a trzeba zauważyć, że klasyfikację najlepszych asystentów na Starym Kontynencie otwiera właśnie Alberto. A skoro powszechne uznanie wzbudzają ci, których zostawił za plecami, jak Kevin de Bruyne, to czy nie wystarczy to, by uznać, że to Hiszpan jest kluczowym graczem Lazio? – Patrząc na liczbę asyst nie można się z tym nie zgodzić, ale z drugiej strony duet Immobile-Correa to najskuteczniejsza dwójka w top 5 europejskich lig. Nawet jeśli odjąć ich bramki strzelone po asystach Luisa, wynik Lazio wciąż byłby dobry. Tak czy inaczej to ważna postać, w Rzymie ma swoje „flow” – uważa Trójniak, a podobną opinię słyszymy też od Borkowskiego. – Nie powiedziałbym, że jest ważniejszy od Ciro, który jest w życiowej formie i wykręca chore liczby. Natomiast można powiedzieć, że jest równie ważny, bo to jednak naczynia połączone. Co prawda Hiszpan asystował przy golach Immobile zaledwie – jak na jego cały dorobek – czterokrotnie, ale cała gra pomocy kręci się wokół niego, a wiemy, że CI jest typem napastnika, który „żyje” z kreatywności pomocników.
Wspomniane przez naszego eksperta cztery asysty przy golach Immobile to zresztą rekord w najsilniejszych ligach świata – poza nimi tylko trzy duety rozumieją się tak dobrze: Lewandowski-Muller, Werner-Nkunku i Ben Yadder-Slimani. Powiedzenie, że Włoch nie istnieje bez podań „Il Mago” to zbyt wiele, jednak od kiedy Hiszpan gra w Lazio, najczęściej asystuje właśnie Ciro, którego obsłużył 9 razy. W tyle pozostają Joaquin Correa, który w tym sezonie zawdzięcza Alberto połowę ligowych trafień (3, a łącznie w Lazio wykorzystał już 5 podań LA), Sergiej Milinković-Savić i Felipe Caicedo (po 4 gole po asystach Alberto). O tym, jak świetnie układa się współpraca duetu CI-LA świadczy fakt, że jeśli w pozostałych 24. kolejkach Włoch chociaż raz trafi do siatki po podaniu Luisa, będzie to nowy rekord Lazio w XXI wieku. W minionych 20 latach żaden zawodnik nie zdołał uzbierać więcej niż 4 asyst przy golach jednego kolegi z zespołu. Niewykluczone też, że włosko-hiszpański tandem porwie się na rekord Serie A. W obecnym stuleciu najlepsze wyniki wykręcili weterani: Fabio Quagliarella zdobył 8 goli po podaniach Gastona Ramireza, a Antonio di Natale tyle samo razy obsłużył Alexis Sanchez.
Co jest sufitem?
Szczytowa forma Luisa Alberto i spółki dała Lazio ligowe podium, które rozbudza nadzieje, na powrót do Ligi Mistrzów. Po raz ostatni „Biancoceleste” grali w niej ponad dekadę temu. – To największe marzenie kibiców. Ostatnio co drugi rok jesteśmy w finale Pucharu Włoch, zastanawiam się, czy byłbym w stanie oddać to za awans do Ligi Mistrzów… Miejsce w czwórce wydaje się być teraz jak najbardziej w zasięgu. Dobrze byłoby nawiązać do sezonu, kiedy zajęliśmy trzecie miejsce. Wtedy odpadliśmy w barażach z Bayerem, teraz ta pozycja dałaby bezpośredni awans do grupy – mówi z nadzieją Paweł Trójniak. Michał Borkowski też wlewa optymizm w serca błękitnej części Rzymu, choć jest bardziej ostrożny. – Jeśli Luis oraz Ciro będą zdrowi i w tak mocnej formie, to szanse na to są spore, zwłaszcza biorąc pod uwagę problemy Napoli, Milanu czy Atalanty. Poza tym mimo ogromnej sympatii i szacunku do tego co pokazuje Cagliari, nie wierzę, że nie spuchną i nie zaczną tracić punktów, to zbyt szalona drużyna. Natomiast w Rzymie nikt jeszcze pewnie nie mrozi szampanów, nauczony doświadczeniem. Na półmetku zeszłego sezonu Lazio było w czwórce, a skończyło na ósmym miejscu. Dwa lata temu z kolei wypadli z Ligi Mistrzów w ostatniej kolejce.
A gdzie świetna dyspozycja zaprowadzi „Il Mago”? Dwa lata temu koncertowa gra dała mu szansę debiutu w reprezentacji Hiszpanii, ale na tym się skończyło. Na zgrupowanie wrócił dopiero w październiku tego roku – tylko po to, żeby grzać ławę. Nasz ekspert z portalu sslazio.pl nie wierzy, że Luis Alberto ma szansę zaistnieć w kadrze. – Nie pojedzie na Euro. W tak silnej drużynie raczej nie ma szans, żeby załapać się do szerokiego składu, do tego dochodzi zmiana selekcjonera. Brakuje mu też możliwości pokazania się w LM.
Skoro nie reprezentacja, to może chociaż klub z jeszcze wyższej półki? Sam zainteresowany wspominał niegdyś o chęci założenia koszulki Realu Madryt, choć przyznawał też, że ciężko mu usunąć łatkę piłkarza nierównego. Z drugiej strony według OptaStats jest on czołowym zagranicznym zawodnikiem w Italii. W maju Alberto zrównał się z Driesem Mertensem pod względem liczby meczów z golem i asystą na koncie jeśli chodzi o stranierich grających na Półwyspie Apenińskim – obaj dokonali tej sztuki sześciokrotnie, najczęściej w ostatnich sezonach. W Seria A tylko Eric Pulgar notuje nieznacznie więcej kluczowym podań od niego, a w całej Europie łapie się do czołowej piątki pod względem kreatywności. – Na pewno jest niedoceniany – moim zdaniem jeszcze niedawno był jednym z najbardziej niedocenianych piłkarzy w lidze – twierdzi Borkowski, który mimo to nie wróży mu wielkiej kariery. – Metryki nie ma aż tak złej, ale też nie jest raczej piłkarzem, po którego ruszyłby absolutny top Europy. Sam twierdzi, że odnalazł w Rzymie spokój i jest szczęśliwy, ale wiemy jak to jest z deklaracjami piłkarzy. Pewnie ciekawa oferta z Hiszpanii, byłaby dla niego kusząca.
Wygląda na to, że piłkarz, który liczbami dorównuje Trentowi Alexandrowi-Arnoldowi i Kevinowi De Bruyne, pozostanie niedoceniony. No chyba, że dziennikarze na Sri Lance zaczną namiętnie oglądać spotkania Lazio w Serie A, albo „Biancocelestim” uda się w końcu sforsować wrota Ligi Mistrzów. Pozostaje zadać pytanie: która z tych rzeczy wydarzy się szybciej?
Szymon Janczyk