Czy gdybyśmy mieli określać sytuację w ciemno, to bez najmniejszego wahania stwierdzilibyśmy, że dzisiaj w Ząbkach w ramach rozgrywek Pucharu Polski trzecioligowiec podejmował aktualnego mistrza Polski? Raczej nie, choć różnica klas między Piastem Gliwice a drugą drużyną Legii Warszawa była jednak wyraźna. Gliwiczanie nie zdominowali może spotkania w sposób olśniewający, nie zdeklasowali niżej notowanych przeciwników, nie porozstawiali ich po kątach. Niemniej – awans do kolejnej rundy wywalczyli bardzo pewnie i w sumie dość niskim nakładem sił. To był mecz do jednej bramki. Legia II przyzwoicie się broniła, czasem nawet potrafiła skonstruować jakiś fajny atak, ale gdy trzeba było spuentować akcję dobrym dograniem lub groźnym strzałem, to nic z tego nie wychodziło.
Wynik 0:2 mniej więcej oddaje rozmiar przewagi mistrzów Polski w dzisiejszym spotkaniu.
Legioniści wyszli ustawieni – co oczywiście zrozumiałe – bardzo głęboko, z dużym respektem wobec przeciwnika. Praktycznie zupełnie oddali Piastowi środkową strefę boiska. Podopieczni Waldemara Fornalika niepodzielnie panowali w tym sektorze gry i mieli spokój w fazie powolnego konstruowania swoich ataków. A trzeba zaznaczyć, że wyszli na dzisiejsze spotkanie w całkiem mocnym składzie. Nie był to pierwszy garnitur, ale porządnie zestawiona ekipa. Przewaga doświadczenia – gigantyczna. I można się nawet zastanawiać, czy to właśnie nie ogrania przede wszystkim dzisiaj zabrakło żółtodziobom z Legii II. Pierwszą bramkę gospodarze tak naprawdę strzelili sobie sami – przydarzyła im się bowiem seria koszmarnych błędów, którą ostatecznie wykorzystał Gerard Badia, autor obu bramek w dzisiejszym starciu. Najpierw przy wznawianiu gry nie popisał się osiemnastoletni Cezary Miszta. Potem straszliwie skiksował szesnastoletni Ariel Mosór. Wreszcie z interwencją nie nadążył dziewiętnastoletni Mateusz Grudziński, choć on akurat narozrabiał tutaj najmniej. Po prostu nie nadążył z gaśnicą, żeby ugasić szalejący pożar, do którego benzyny dolał Mosór.
Piłkarze Piasta tylu prezentów nie znajdą nawet za trzy dni w wypastowanym bucie. Trzeba było to wykorzystać. Wyszła z tych młodych chłopaków z Legii II po prostu spinka – głośno było dzisiaj na trybunach, rywal z wysokiej półki, no i pojawiły się kuriozalne kiksy.
Trzecioligowcom ambicji odmówić oczywiście nie można. Kilka razy bardzo fajnie ruszyli z akcją do przodu, piłeczka szybko chodziła, dzięki takim dynamicznym kombinacjom udawało się wypracować raz czy drugi niezłą pozycję do strzału lub dośrodkowania. Ale straszliwie szwankowało stawianie kropki nad “i”. Jak było sporo miejsca, żeby celnie dorzucić, to piłka zbyt nisko posłana piłka trafiała w pierwszego obrońcę. Jak pojawiało się trochę przestrzeni, żeby groźnie uderzyć, to futbolówka ledwo dolatywała do bramki. Brakowało konkretów. No i widać było, że piłkarze Legii cały czas mają gdzie z tyłu głowy zanotowany szacunek dla przeciwnika, bo atakowali po prostu niewielką liczbą zawodników. Odstawali też od rywali w starciach fizycznych, przegrywali pojedynki bark w bark.
W drugiej połowie przyjezdni zdominowali przebieg spotkania jeszcze bardziej. Efektem były dwa rzuty karne, do których podszedł wspomniany Badia. Za pierwszym razem przegrał pojedynek z Misztą. Uderzył źle, fakt, ale trzeba odnotować wspaniałą robinsonadę bramkarza, który doskonale odbił piłkę. Potem jednak Hiszpan się zrehabilitował, zmylił golkipera i wpakował piłkę do siatki.
Mierzyły się ze sobą dzisiaj zespoły z innych poziomów rozgrywkowych, więc nie ma sensu tutaj wręczać jakichś indywidualnych laurek albo sypać naganami. Jeden zawodnik zasłużył sobie jednak na rózgę – Ivan Obradović. Widać, że ten facet jest daleko, bardzo daleko od optymalnej formy. W mecz wszedł jeszcze w miarę przyzwoicie, ale im dalej w las, tym wyglądało to gorzej. Po przerwie przeciwnicy kręcili nim jak chcieli, zaczął popełniać proste błędy w ustawieniu, nie spisywał się też najlepiej w wyprowadzaniu piłki. Facet po prostu nie miał dzisiaj siły, żeby mecz od deski do deski wybiegać. Wielu kibiców Legii pewnie właśnie na nie spoglądało ze szczególną uwagą, no i wniosek może być tylko jeden – na ten moment Serb się w pierwszej drużynie jeszcze nie przyda.
[etoto league=”pol”]
Tak czy owak – na etapie 1/8 finału kończy się sympatyczna przygoda rezerw Legii z Pucharem Polski, natomiast Piast Gliwice trochę zamazał kiepskie wrażenie po ostatnich meczach ligowych, no i może już spokojnie czekać na poznanie rywala, z którym gliwiczanie zmierzą się w marcowym ćwierćfinale.
LEGIA II WARSZAWA 0:2 PIAST GLIWICE (G. Badia 15′ 84′)
fot. FotoPyk