Reklama

Taką koszulkę chciał mieć prawie każdy

redakcja

Autor:redakcja

01 grudnia 2019, 11:59 • 7 min czytania 0 komentarzy

Chyba niewiele jest zagranicznych drużyn, które uruchamiają taką lawinę skojarzeń, ilekroć w mediach pada ich nazwa. Skaczesz po kanałach, przypadkowo trafiasz na relację, słyszysz „Parma” i od razu przed oczami wiruje cała mozaika zdarzeń. Frunący w stronę Dino Baggio nóż. Bolesne pranie, które od Parmy odebrał Widzew. Fantastyczna dogrywka w dwumeczu wielkiej Wisły początku XXI wieku. Bazarowe koszulki w żółtym i niebieskim kolorze z nazwiskiem Crespo lub Chiesa (a może Veron?!) na plecach. 

Taką koszulkę chciał mieć prawie każdy

Parma jest tak swojska, tak nasza, że właściwie powinna gościnnie brać udział chociaż w tych siedmiu finałowych kolejkach Ekstraklasy. Bo przecież te polsko-parmeńskie związki nie kończą się na trzech pucharowych dwumeczach i t-shirtach z rynku. Parma jest wybitnie polska również dlatego, że wcale nie tak dawno mierzyła się z bankructwem. Zapłaciła najwyższą cenę za dyletanctwo właścicieli, za krótkowzroczność udziałowców. Nie nasze? A przecież z dna dźwigali ją między innymi fanatyczni kibice, tak jak i u nas. Obecnie Parma może bez kompleksów patrzeć na ligowych rywali. Zwłaszcza na tego dzisiejszego przeciwnika z Mediolanu.

Drużyna Krzysztofa Piątka… No właśnie. To już jest coraz mniej drużyna Krzysztofa Piątka, snajper odgrywa w niej coraz mniejszą rolę, regularnie zawodzi, ale przede wszystkim – dostosowuje się do mizernego poziomu współosadzonych w Milanie. To odpowiednie słowo – piłkarze AC Milan zdają się traktować swój kontrakt niczym odsiadkę, kolejne mecze jak nieprzyjemne wizyty na komisariacie, gdzie muszą odmeldować swoją obecność. Frajda z gry? Czy ktokolwiek w dwunastej drużynie ligi włoskiej pamięta jeszcze, czym jest frajda z gry?

AC MILAN NADAL FAWORYTEM – KURS NA WYJAZDOWE ZWYCIĘSTWO W ETOTO TO 2,15!

Ósma w lidze Parma, w której grę robi między innymi wiekowy Gervinho, mierzy się z dwunastym Milanem, w którym gry nie robi nikt i po prostu jej od tygodni nie ma.

Reklama

Czy może istnieć lepsza okazja, by przypomnieć sobie czasy, gdy obie ekipy walczyły w Superpucharze Włoch?

SuperParma

Początkowo wydawało się, że film biograficzny o Calisto Tanzim będzie przypominał hagiograficzne dziełka o Jobsie czy Zuckerbergu. 22-letni człowiek zamienił szkołę wyższą na realizowanie marzeń. Wyrzucony z uczelni postanowił sprawdzić się w nowatorskim biznesie, opartym na świeżynce technologicznej – procesie pasteryzacji. Zaczynał – jak to 22-latek – od garażu, od małej firemki, którą rozwijał głównie za sprawą własnej pracowitości i sprytu. Dwie dekady później w czapeczce z nazwą właśnie jego firmy pozował do wszystkich swoich ikonicznych fotografii sam Niki Lauda.

W 1991 roku, już jako szef światowego giganta w dziedzinie żywności, Tanzi stanął na czele klubu piłkarskiego z Parmy. Na koszulkach wylądowała ta sama nazwa, co na strojach Laudy. Parmalat. Firma, która stała się błogosławieństwem Parmy. Firma, która stała się przekleństwem Parmy.

Tutaj ligowe starcie, jeszcze przed wszystkimi wielkimi problemami.

Reklama

Okazało się bowiem, że Tanzi bardziej niż do remake’u Jobsa nadaje się do sequela „Wilka z Wall Street”. Czego w tej wspólnej historii klubu i koncernu nie było? Niecierpliwe dążenie do natychmiastowego sukcesu, charakterystyczne dla bogatych właścicieli klubów? Oczywiście, a wraz z tym brakiem cierpliwości szły wieczne rotacje trenerów i zawodników. Momenty chwały osiągane za sprawą wartych miliony dolarów piłkarzy? A jakże, w końcu włoski gigant nie mógł sobie pozwolić na przedłużającą się przeciętność. Długi? Taka kolej rzeczy. Zarzuty defraudacji? Co poradzić, Włochy. Właściciel w więzieniu, skazany za liczne przestępstwa gospodarcze? Wiadomo, Italia. Parmalat bankrutujący i ściągający za sobą w przepaść również sponsorowany przez siebie klub? Scenariusz, który można nazwać wręcz typowym.

Tak to mniej więcej wyglądało w Parmie, bo cały ten kilkunastoletni lot był unowocześnioną wersją mitu o Ikarze. Parmalat wjechał w klub na grubo, od razu wrzucając w niego niebotyczne kwoty. W czasach przed wielkim transferowym szaleństwem klub potrafił wydać 4 miliony euro na transfer Hernana Crespo z Argentyny czy 5 milionów na Blomqvista z Milanu. Gdy dodamy do tego jeszcze rekordowy transfer obrońcy – przeszło sześć baniek wydanych na Fabio Cannavaro – mamy obraz PSG z czasów, gdy wielkie fortuny robili a następnie wydawali również włoscy, a nie tylko chińscy i bliskowschodni biznesmeni.

Sukcesy tamtej Parmy? Cóż, przede wszystkim cztery puchary w Europie. Dwukrotnie Puchar UEFA, Puchar Zdobywców Pucharów oraz Superpuchar z 1993 roku, gdy zespół Nevio Scali z Faustino Asprillą w ataku pokonał… właśnie AC Milan. Do tego doszły trzy Puchary Włoch oraz ten mecz, do którego wracamy dziś. Włoski Superpuchar z 1999 roku, gdy Parma miała okazję zlać mistrza z Mediolanu.

KRZYSZTOF PIĄTEK WRESZCIE Z GOLEM? KURS 2,80 W ETOTO!

To o tyle istotne, że w całym okresie wzlotu Parmalatu i Parmy, miasto nie miało okazji zobaczyć mistrzowskiego tytułu. Jesteśmy niemal pewni, że gdy odsiadujący swój wyrok Tanzi krążył po spacerniaku, wśród największych rozczarowań swojego życia wskazywał na brak scudetto. O tym, jaką psychozę na punkcie majstra mają Włosi, wystarczy spojrzeć na ostatnie lata w Neapolu, gdy walce z Juventusem podporządkowano całe życie klubu, łącznie z rotacją stosowaną w teoretycznie ważnych meczach europejskich pucharów.

Najbliżej? 1996/97, dwa punkty straty do Juve, wicemistrzostwo. Poza tym jeszcze dwa razy podium, w pozostałych sezonach kręcenie się na pozycjach 4-5, zdecydowanie niższych, niż ambicje szefa klubu. Nie możesz mieć mistrzostwa, to chociaż pobij kogoś, kto ma mistrzostwo. W sierpniu 1999 roku na San Siro pojechała więc kapela, która byłaby zdolna do ogrania wielu, wielu mistrzów.

Między słupkami Buffon, sterujący blokiem defensywnym z Fabio Cannavaro oraz  mistrzem świata, Lilianem Thuramem. Na dziesiątce Ariel Ortega, którego asekurowali Baggio i Boghossian. No i atak. Hernan Crespo oraz Marco di Vaio, sprowadzony do Parmy za sprzedanego wcześniej Enrio Chiesę. Ten ostatni kosztował w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze 15 baniek.

SuperMilan

Ech, Milan lat dziewięćdziesiątych. Kolejne słowo-wytrych, które otwiera w głowie wiele ciepłych wspomnień. Podobnie jak w Parmie – na czele biznesu kontrowersyjny biznesmen, ale również i polityk. Cała kawalkada gwiazd, zarówno jeśli chodzi o trenerów, wśród których można wymienić Fabio Capello czy Arrigo Sacchiego, jak i o boisko. Milan miał pakę właściwie przez pełną dekadę – od początku lat dziewięćdziesiątych, gdy króla strzelców w czerwono-czarnych barwach robił Marco van Basten, przez połowę tej dekady z triumfem w Lidze Mistrzów ekipy Bobana, Albertiniego i Savicevicia, aż po finisz.

Mistrzostwo 1998/99 mediolańczycy zdobyli golami między innymi Oliviera Bierhoffa i George’a Weaha, a w okienku dołożyli do tego ataku Andrija Szewczenkę.

Raju, już samo czytanie składu z tamtego spotkania na Giuseppe Meazza sprawia pewnie ból fanom Milanu zmuszonym do oglądania gry Kessiego. W defensywie Maldini z Costacurtą. Leonadro, który nawet nie podnosi się z ławki. Dzisiaj nawet Thomas Helveg byłby traktowany jak idol. Inna, lepsza epoka, czasy, gdy drugie miejsce w lidze było porażką, gdy kolejne scudetto Berlusconi dopisywał równie ochoczo jak łóżkowe skalpy, o których huczała włoska prasa bulwarowa.

PRZYNAJMNIEJ DWA GOLE PARMY W DZISIEJSZYM SPOTKANIU? KURS 3,15!

O mistrzostwo Milan tłukł się z Lazio, ostatecznie wygrywając o jeden punkt. Nad trzecią w tabeli Fiorentiną Rossoneri mieli 14 „oczek” przewagi. Do klubu trafiły jego przyszłe legendy – Gattuso, „Szewa”, ale i Dida czy Serginho. Co jednak znamienne – mimo takiej pozycji wyjściowej oraz takich transferów, nawet wielki Milan przełomu wieków potrzebował sezonu adaptacyjnego. W Lidze Mistrzów dream team zajął czwarte miejsce w grupie, za Chelsea, Herthą a nawet Galatasaray. W lidze na finiszu klub tracił 11 punktów do mistrza z Lazio i 10 do Juventusu.

Ktoś, kto myślał że przegrany mecz w Superpucharze z Parmą był największym rozczarowaniem tamtego sezonu – odebrał wówczas całą serię bolesnych lekcji pokory.

SuperWłochy

Tamten mecz, czy ogólnie tamte kilka sezonów, to zresztą dowód na to, jak zdziadziały całe Włochy. Jasne, ekipa ówczesnej oligarchii zarządzającej włoskim futbolem miała na sumieniu swoje małe grzeszki i całkiem pokaźne grzechy. Tanzi naprawdę nie trafił za kraty za kradzież cukierków, ale rekordowe długi prowadzące do bezprecedensowego bankructwa. Swój włoski styl miały wszystkie familie zarządzające klubami, czy to Milanem, czy Juventusem albo Interem. Jak jednak zestawić tamte gwiazdozbiory z tym, co dzisiaj oferuje ludziom Serie A?

W Superpucharze Włoch z 1999 roku zagrały dwa diabelnie mocne zespoły: Milan i Parma. Ale gdyby wrzucić tam „Starą Damę” z van der Sarem, Del Piero, Conte, Zidanem i Davidsem? Albo Inter Zanettiego, z Ronaldo i Roberto Baggio w napadzie, z Ivanem Zamorano w roli dżokera? A Lazio, rozpoczynające właśnie mistrzowski sezon, z Boksiciem, Salasem i Mancinim, oraz przede wszystkim – z Nedvedem? Rany, nawet Fiorentina była diabelnie mocna, poza Batistutą byli tam przecież Rui Costa czy wykupiony właśnie z Parmy Chiesa.

Co. Za. Liga.

***

I aż trudno uwierzyć, że minęło dopiero dwadzieścia lat. Jasne, to jest w futbolu cała epoka, kilka pokoleń na boisku, ale też kilka pokoleń w gabinetach i na trybunach. Niektóre miasta, i wcale nie mamy tutaj zamiaru pokazywać palcem na Łódź, widziały w tym okresie i po dwa-trzy bankructwa a następnie odrodzenia swoich klubów. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przy włoskiej piłce mówimy o czymś większym, o elemencie jakiegoś szerszego procesu. Jakiejś serii przemian, która sprawiła, że centrum dowodzenia wszechświatem sprzed dwudziestu lat, dzisiaj jest biedniejszym kuzynem Premier League czy La Liga.

Crespo i Ortegę zmienili Gervinho i Kulusevski. AC Parmę podmieniła Parma Calcio 1913. I tylko my wierzymy, że wymiana Weah, Szewczenki czy Bierhoffa na Piątka jest zmianą na lepsze.

[etoto league=”ita”]

etotoFot.Newspix

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...