W takie dni jak dziś naprawdę można się fajnie rozpędzić do oglądania piłki ligowej zaczynając od starcia na zapleczu ekstraklasy. Bo, jeśli jeszcze tego nie wiecie, I liga naprawdę da się lubić. A gdy grają ze sobą Stal Mielec i Podbeskidzie to właściwie pewnik. W końcu w pięciu ostatnich meczach między tymi zespołami padło aż siedemnaście goli.
Czasami fakt, że gra się o pozycję lidera pęta nogi. Zmusza do gry dużo bardziej zachowawczej, odmiennej od tego, co dostaliśmy na starcie sezonu w Bielsku-Białej. Tutaj stawka – szansa na zimowanie jako najlepszy zespół I ligi – nie spętała niczego. Przynajmniej w sensie zespołowym, bo gdyby nie indywidualne błędy, aż tyle bramek by w Mielcu nie padło.
Widać było przede wszystkim jak na dłoni, że względem 4:1 we wspomnianym spotkaniu z sierpnia, Krzysztof Brede musiał bardzo wiele zmienić. Kontuzja Nowaka, kartki Jarocha i Baszłaja, to sprawiło, że piłkarze grali nie na swoich pozycjach, że zaczęli po prostu słabo.
Stal szybko skorzystała z dobrze rozegranego, a źle pokrytego rożnego. Błyskawicznie poprawiła też akcją po błędzie Filipa Modelskiego, grającego za Jarocha na prawej stronie obrony. Można było bez pudła ocenić, że cały sezon gra na lewej i nie czuje się przy drugiej linii bocznej już tak pewnie. A to wcale nie był jego ostatni błąd w tym meczu…
Akcja gospodarzy przy drugiej bramce jednak, trzeba im to oddać, palce lizać. Rozklepali po stracie prawego obrońcy „Górali” jak rozklepuje się w FIFIE, by mieć stuprocentową pewność, że piłka znajdzie się w siatce. Ekstra odegranie będącego plecami do bramki Janoszki do Maka? Palce lizać. Zmarnowanie takiej okazji byłoby grzechem, jakiego nawet najbardziej wyrozumiały ksiądz w konfesjonale by nie odpuścił.
Gdyby z boiskowego marnotrawstwa trzeba się było tłumaczyć w kościele, w kolejce do spowiedzi powinni się za to ustawić gracze Podbeskidzia. Jeszcze Rakowski mając piłkę na strzał na dziesiątym metrze mógłby się usprawiedliwiać genialną interwencją Primela. No wyciągnął to na miarę interwencji kolejki. Ale co zrobił Danielak, gdy wracający Mak zagrał piłkę na wślizgu obok swojego bramkarza i pozostawiając skrzydłowego jakieś dwadzieścia metrów przed pustą bramką? No nie umiemy tego zrozumieć, jak piłka przeszła obok słupka.
Jasnym stało się jednak, że ekipa z Mielca po tym, jak siadła na Podbeskidziu i wcisnęła dwa gole, sama dała się wcisnąć we własną szesnastkę. Momentami broniła całym zespołem w obrębie pola karnego, zaczęły się mnożyć sytuacje gości. Wielką szansę miał Roginić, którego lob nie oszukał jednak Primela. Swoją drogą po interwencji kasującego napastnika bielszczan kopem w kolano mogącym się zakończyć nawet rzutem karnym i poważną kontuzją. Obyło się bez obu.
Jedenastkę koniec końców Podbeskidzie dostało – jeszcze przed przerwą. I mało brakowało, by i taka okazja gola nie dała. Primel był wtedy w sztosie, bronił wszystko i stronę strzału Sierpiny wyczuł bezbłędnie. Piłka przemknęła jednak tuż pod dłonią golkipera.
Pamiętacie, że chwilę wcześniej napisaliśmy o tym, że wtopa Modelskiego przy golu na 2:0 dla Stali nie była jego ostatnim błędem? W drugiej połowie to jego złe ustawienie sprawiło, że Podbeskidziu ostatecznie podcięte zostały skrzydła. Co prawda bielszczanie mieli już zdecydowanie mniej „setek”, bo Stal otrząsnęła się po przerwie, ale grając 11 na 11 byłoby dużo łatwiej. Modelski jednak najpierw złamał linię spalonego, a potem, próbując ratować sytuację 3 na 1, pogonił za rywalem i wyciął go tuż przed polem karnym.
To sprawiło, że w końcówce to raczej Stal miała swoje szanse na 3:1 niż Podbeskidzie na remis i fotel lidera po sobocie. Getinger z wolnego po faulu Modelskiego walnął mocno, ale nad poprzeczką, po kolejnym – lżej, technicznie, ale prosto w ręce Polacka. Tomasiewicz po świetnym sytuacyjnym odegraniu Nowaka znalazł się przed słowackim golkiperem, ale próbował wymusić karnego i zamiast strzału na bramkę, strzelił sobie w stopę łapiąc trzecie „żółtko” w sezonie. Prokić, zamiast odgrywać do partnerów, do końca szedł sam i zamiast wypracować czystą sytuację strzelecką koledze, samodzielnie władował się w bramkarza bielszczan. Z kolei Nowak wypuszczony świetnie sam na sam przez rzeczonego Prokicia został zatrzymany przez Polacka.
Wynik nie uległ już jednak zmianie. Do jutra to Stal jest więc liderem, czekając na posunięcie poznańskiej Warty, która gra z 16. w tabeli Wigrami Suwałki.
Stal Mielec – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1
Żyro 13’, Mak 16’ – Sierpina 42’ (k.)
fot. NewsPix.pl