Gdzieś tam pojawiały się przecieki, jakoby Lionel Messi dostał już cynk, że w poniedziałek odbierze Złotą Piłkę. Ale póki nie dojdzie do momentu wręczenia najbardziej prestiżowej indywidualnej nagrody w futbolu, nie będziemy wiedzieli, czy to fakt, czy może ściema jak te wszystkie konta na Twitterze wrzucające przed losowaniem par Ligi Mistrzów wszystkie możliwe opcje, a potem usuwające wszystkie tweety poza tym jednym, przewidującym przyszłość.
Postanowiliśmy więc na kilka dni przed ostatecznymi rozstrzygnięciami wytypować nasze trójki. Nie takie, które uważamy za najbardziej prawdopodobną, a te, jakie widniałaby przy naszym nazwisku, gdyby to właśnie nam przyszło wybierać. Tak sobie pomyśleliśmy, że skoro o Złotej Piłce decyduje głos redaktora kirgizkiego portalu, uznającego Thibaulta Courtoisa piłkarzem roku 2018, albo na przykład dziennikarza z RŚA oddającego mający największą wagę głos na Karima Benzemę, to i my możemy się zabawić w typowanie. Na pewno bardziej racjonalne niż tych dwóch ananasów.
***
KRZYSZTOF STANOWSKI:
1. Lionel Messi
2. Virgil van Dijk
3. Sadio Mane
W Złotej Piłce często szuka się możliwości przyznania kolejnej nagrody przedstawicielowi drużyny, która najwięcej wygrała. To trochę bez sensu, bo za sukcesy zespołowe są przyznaje się już inne nagrody, tj. puchary. Van Dijk jest trochę tak traktowany: jako przedstawiciel Liverpoolu, ale równie dobrze można wskazać na Mane i będzie równie fair. Dla mnie niezmiennie najlepiej w piłkę grał Leo Messi, a to, że w Liverpoolu jego koledzy zdrzemnęli się przy rzucie rożnym w ogóle tego nie zmienia.
MATEUSZ ROKUSZEWSKI:
1. Lionel Messi
2. Virgil van Dijk
3. Robert Lewandowski
Serce chciałoby widzieć Roberta Lewandowskiego jeszcze wyżej, ale rozum podpowiada, żeby nie szarżować, bo można zostać odebranym jako poszukiwacz taniego poklasku. I że – tak już do bólu realnie patrząc – nawet o miejsce w trójce dla Polaka może być trudniej niż o przyzwoity występ ekstraklasowego klubu w europejskich pucharach. Ale to już materiał na inną, dłuższą dyskusję. Bardziej niż „Lewy” zaimponował mi tylko Virgil van Dijk, bo rzadko zdarza się, iż gra obrońcy elektryzuje, a Holender ze swojej parszywej roboty, którą jest zatrzymywanie najlepszych piłkarzy na świecie, uczynił sztukę, a także Leo Messi. Bo znowu był Leo Messim.
LESZEK MILEWSKI:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
Liverpool to bezdyskusyjnie najlepsza drużyna 2019 roku. Wygrana w Lidze Mistrzów i to w TAKIM stylu. Mistrzostwo może i przegrane o centymetry, ale jesień nierealnie dobra, bo w lidze uważanej z najbardziej konkurencyjną na świecie, stracili punkty tylko raz. Nie sądziłem, że coś takiego w Premier League jest w ogóle możliwe. Ale słyszę już jak mówicie:
No dobrze Milewski, ale co to ma do rzeczy? Dlaczego tyle klepiesz o zespole, skoro omawiamy trofeum indywidualne?
To jest zasadniczy problem z nagrodami indywidualnymi w piłce nożnej. Tak naprawdę możliwych ujęć jest bardzo wiele – z jednej strony, to dobrze. Są ogniste dyskusje. Z drugiej strony, to często dyskusje jałowe, dyskusje dla dyskusji, z których nie wynika wiele, chyba, że ktoś – jak ja – skłania się ku temu, że wyróżnienia indywidualne w sporcie tak zespołowym jak piłka nożna mają nawet nie trzecio, a siódmiorzędne znaczenie.
Czy uważam, że nie było w 2019 człowieka na świecie, który lepiej grałby w piłkę od Van Dijka?
Nie.
Ale nie wyobrażam sobie, aby takiej klasyfikacji mógł nie wygrać ktoś z najlepszej drużyny świata, bo ostatecznie jego indywidualny trud przełożył się na największy możliwy konkret piłki nożnej: zbudowanie potęgi.
Messi? Ten rok to rok daleki od marzeń. Rok niezrealizowanych planów. Rok kilku takich meczów, które były beczką dziegciu.
Ale w istocie dzisiejszy Messi imponuje mi być może nawet bardziej niż wtedy, gdy Barca z nim w roli głównej rozjeżdżała z lekkością kolejnych rywali. Wtedy bowiem Messi był złotym trybem w doskonale naoliwionej maszynie.
Dzisiaj?
Messi dźwiga zespół, któremu w oczy zagląda przeciętność. Czasem plecy uginają się od ciężaru, na którzy coraz częściej składają się również ci, którzy jeszcze niedawno wydatnie pomagali go odciążyć. Ten heroizm jakoś mocno do mnie przemawia, gra na osobistych strunach – kto wie, może nawet bardziej, niż gdy co tydzień mecze Barcelony były jednostronnymi koncertami, a Leo był kimś pomiędzy dyrygentem i katem.
Na ostatnim stopniu podium – Lewy. Nikt tej jesieni nie uprawia piłki nożnej lepiej od Roberta Lewandowskiego. Nikt.
Jeśli chcesz obejrzeć piłkarską gwiazdę, która błyszczy regularnie, pokazując największy możliwy kunszt – odpalasz Bayern i odpalasz go dla Roberta. Nikt w tym roku nie wspiął się w piłce nożnej na tak wysoki poziom grania w piłkę nożną. To ma bardzo mocną wymowę.
Ale to jednak plebiscyt całoroczny, a to oznacza, że nie mogę zignorować wiosny. Była, jak na jego standardy, przeciętna. Błyskawicznie też zakończyła się przygoda Bayernu w Lidze Mistrzów. Jakbym nie podziwiał tego co aktualnie wyczynia Lewy, nie jestem w stanie zapomnieć o tym, że najważniejsze mecze 2019 roku Robert Lewandowski oglądał w telewizji.
JAKUB OLKIEWICZ:
1. Robert Lewandowski
2. Lionel Messi
3. Virgil van Dijk
Trochę to wyraz patriotycznej frustracji, że w plebiscycie Złotej Piłki decydująca jest popularność, trochę docenienie równej formy przez cały rok. Lewandowski miał coś, czego w moim mniemaniu zabrakło Messiemu – końskie zdrowie i imponującą wręcz regularność niezależnie od tego, jak słabo spisywałaby się drużyna. Jeden i drugi musieli w tym roku mierzyć się nie tylko z rywalami, ale i z trenerami, którzy nie nadążają za ich talentem. Lewandowski u Kovaca ładował co mecz. Messi u Valverde, szczególnie jesienią, trochę zwolnił. W teorii nie powinno się “karać” zawodnika za urazy, ale mimo wszystko – w golach w sezonie 2019/20, Lewy prowadzi z Messim 31 do 11. Wiosną Argentyńczyk nie miał sobie równych, ale na przestrzeni pełnych jedenastu miesięcy minimalnie wyżej stawiam Roberta. Zwłaszcza, że na pewno ma kosz pod zlewem, a z Messim nie wiadomo.
Leo Messi to wciąż najlepszy piłkarz świata, co udowadnia właściwie w każdym meczu, do którego przystępuje w pełni sił. Specjalnie dodałem ten warunek, by raz jeszcze podkreślić, skąd taka kolejność na podium. Trochę szkoda i tej dyscyplinarnej pauzy w meczach reprezentacji, i urazu do wyleczenia na początku sezonu. Pewnie postawiłbym go na pierwszym miejscu mimo tej jesiennej dominacji Lewandowskiego, ale wziąłem pod uwagę jeszcze jeden mecz. 0:4 na Anfield.
Virgil van Dijk? Kluczowy piłkarz zwycięzcy Ligi Mistrzów, który w tym roku był skałą nie do przejścia od stycznia aż do końca listopada. Na swojej pozycji prawdziwy wirtuoz, natomiast trzeba też pamiętać – zaledwie wicemistrz Anglii. I przy całym szacunku dla występów na finiszu Champions League – grał pełne 90 minut również w przegranym 0:3 pierwszym meczu z Barceloną. No i prawie rok temu, na początku stycznia – w jakże istotnej porażce 1:2 z Manchesterem City…
PAWEŁ PACZUL:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
Przez długi czas Liverpool uchodził za drużynę, która gra na zasadzie ura bura ciocia Agata, czyli sporo strzela, ale sporo też traci. Transfer van Dijka był punktem zwrotnym, który ustabilizował The Reds w tyłach.
Najmniej straconych goli w lidze za sezon 18/19. W kampanii wiosennej w zwycięskiej Lidze Mistrzów Liverpool mocniej dał się złamać tylko raz, Barcelonie, kiedy przyjął trzy sztuki. Poza tym po jednym golu – a i takim bez znaczenia – strzelało Porto z Bayernem.
Ja to wszystko doceniam, pamiętam o statystykach podkreślających, jak trudno przejść Holendra dryblingiem i widzę van Dijka jako swój numer jeden. Bo jak nie po takim roku, to trudno powiedzieć kiedy. Owszem, jesień gorsza, ale o trofea gra się wiosną.
Messi? Krótko – był po prostu Messim. Gościem, który ciągnie Barcelonę tak długo, jak może. Wystarczyło do mistrzostwa Hiszpanii i półfinału Ligi Mistrzów (choć Argentyńczyk zrobił wiele w pierwszym meczu, żeby był i finał). Nie ma co się rozwodzić: człowiek z innej planety.
Ostatni na podium? Słuchajcie, liga niemiecka to nie są jakieś ogórkowe rozgrywki, żeby byle kto mógł wychodzić na boisko i ładować kolejne gole, jakby, nie wiem, wywieszał pranie, a nie cisnąć bramki warte pewnie parę dobrych euro. Szczerze mówiąc nie mieści mi się to w głowie, że można w 11 meczach z rzędu strzelić co najmniej gola i nieważne, czy Bayernowi szło dobrze, czy fatalnie, jak z Eintrachtem. Lewandowski był i trafiał.
Liga Mistrzów? To samo, wszystkie mecze z bramką, łącznie 10 sztuk, Messi z Ronaldo mają w sumie trzy. Oczywiście Bayern trafił do prostszej grupy, trochę żongluje statystykami dla wrażenia, ale i tak liczby Roberta są kosmiczne. Możemy mu zarzucać biedę wiosną tego roku, natomiast obok tej znakomitej jesieni nie można przejść obojętnie (mimo że wiosna ma większą wagę).
Pewnie “wyborcy” z Indii i Omanu mają to wszystko gdzieś, ale cóż: kto ma wiedzieć, ten wie.
SAMUEL SZCZYGIELSKI:
1. Virgil van Dijk
2. Robert Lewandowski
3. Sadio Mane
Można być z teamu Messiego lub Ronaldo, ale jeśli Złotej Piłki nie zgarnie człowiek, który był najważniejszym piłkarzem Liverpoolu, to ta statuetka zaraz przestanie mieć jakąkolwiek wartość. Van Dijk spowodował, że kapituła wreszcie musi spojrzeć też na czyste konta oraz liczbę i wagę kluczowych interwencji, a nie jak zazwyczaj – tylko na gole i asysty.
Lewandowski na drugim? Oczywiście, to życzeniowe. Drugiego tak regularnego, rozprędzonego do granic piłkarza w tym roku nie ma. Bije rekordy legend na przemian z własnymi, ustanowionymi w poprzednich sezonach. I mimo pierwszych dwóch cyfr w peselu oznaczających, że trzydziestka już za nim, nadal się rozwija. To nie jest już dziewiątka typowa, tylko wybitna.
Bez geniusza – Messiego czy Cristiano, bo chcę wyróżnić nowe nazwiska. Trzecim będzie ktoś z trójki Salah/Mane, postawię na Senegalczyka. Niebywale bezczelny w swojej grze pokazał w tym roku, że jest absolutnie topowym piłkarzem na świecie.
MICHAŁ KOŁKOWSKI:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
Myślę, że van Dijk zasłużył na najwyższy stopień podium. Jego klasy nie trzeba chyba tutaj udowadniać, jest absolutnie oczywista. Holender zrobił olbrzymią furorę w barwach Liverpoolu, co potwierdzają zarówno zaawansowane statystyki, jak i prosty, a zarazem najważniejszy dla mnie eye test. Gigant, potwór. Jego łupem padło najważniejsze klubowe trofeum 2019 roku, czyli puchar Ligi Mistrzów. W finale został zresztą wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Można oczywiście kręcić nosem na to, że van Dijk nie zdobył z Liverpoolem podwójnej korony, ale przyjrzałem się dobrze jego wynikom w Premier League. W 2019 roku w barwach The Reds holenderski stoper przegrał tylko jeden mecz ligowy. To było spotkanie z Manchesterem City, rozegrane… 3 stycznia. Poza tym – kilka remisów, same zwycięstwa. Mnie to wystarcza, by przymknąć oko na brak mistrzowskiego tytułu i lekkie obniżenie lotów jesienią. Kiedy nadarza się taka okazja, by najbardziej prestiżowym indywidualnym wyróżnieniem uhonorować stopera, to należy z niej skorzystać. Franz Beckenbauer, Matthias Sammer, Fabio Cannavaro, Virgil van Dijk – to brzmi dumnie.
Drugie miejsce – Lionel Messi. Długo się zastanawiałem, czy nie ustawić go na pierwszym miejscu. Numerki, jakie Messi wykręca w lidze są po prostu chore. Argentyńczyk oczywiście od wielu lat notuje niewiarygodne statystyki, więc niby żadna to nowina, ale w 2019 roku Messi tak naprawdę w pojedynkę zaciągnął Barcelonę do mistrzowskiego tytułu i półfinału Champions League. Wydaje mi się, że jeszcze nigdy Barca nie była aż tak zależna od jego indywidualnych szarż, bramek z rzutów wolnych i tak dalej. W fazie pucharowej LM Messi wpakował piłkę do siatki sześciokrotnie, co jest wynikiem znakomitym, a pierwsza odsłona półfinałowego dwumeczu z Liverpoolem była z jego strony demonstracją siły.
Skoro było jednak tak wspaniale, to dlaczego tylko drugie miejsce? Po pierwsze – ostatecznie Liverpool z van Dijkiem okazał się w bezpośrednim starciu potężniejszy niż Barcelona z Messim. Po prostu. Przedstawienie sprawy w ten sposób to oczywiście straszliwe uproszczenie, no ale cóż – takie uroki przyznawania indywidualnych nagród w drużynowym sporcie, że trzeba się niekiedy uciekać do prostackich uproszczeń.
Ważniejszy jednak jest dla mnie drugi powód – mało kto już o tym pamięta, ale w tym roku znowu odbyło się Copa America, którego Messi znowu nie wygrał. I ma u mnie za to minusa. Oczywiście ekipa Albicelestes prezentowała się nędznie jako zespół, ale turniej był tak skonstruowany, że wystarczyłby w gruncie rzeczy jeden wielki mecz Messiego w półfinale, by dać reprezentacji olbrzymią szansę na złoty medal. Leo takiego wielkiego meczu nie rozegrał, to był w jego wykonaniu naprawdę przeciętny turniej. Ktoś mógłby w tym momencie zauważyć, że van Dijk również nie poprowadził Holandii do triumfu w Lidze Narodów UEFA, ale powiem szczerze – w kontekście Złotej Piłki te cudaczne rozgrywki mają dla mnie takie samo znaczenie jak sukcesy w krajowych pucharach. Czyli żadne.
Trzecie miejsce – Robert Lewandowski. Najlepszy strzelec 2019 roku zasłużył na najniższy stopień podium, nawet biorąc pod uwagę fakt, że Polak już dawno był na rybach, gdy Messi czy van Dijk rozstrzygali między sobą losy Pucharu Mistrzów. Niemniej, jeżeli chodzi o Bundesligę, to „Lewy” wiosną swoje zrobił, a w ostatnich miesiącach wskoczył już w ogóle na kosmiczny poziom i jesienią jest ewidentnie gwiazdą numer jeden w piłkarskiej Europie.
Oczywiście wciśnięcie go na podium jest trochę naznaczone podejściem, nazwijmy to, patriotycznym, bo spokojnie mogliby się tu znaleźć Sadio Mane czy Alisson. Ostatecznie w wyścigu po Złotą Piłkę kluczowa jest i pozostanie wiosna w Lidze Mistrzów oraz podczas wielkich turniejów międzynarodowych. Mane i Alisson to medaliści mistrzostw kontynentów (pierwszy ma srebro Pucharu Narodów Afryki, drugi złoto Copa America), robili robotę w Champions League, wymiatali w lidze. A przecież listę kandydatów do trzeciego miejsca można jeszcze uzupełnić o gwiazdorów Manchesteru City, nie można też zapominać o Cristiano Ronaldo.
Sądzę jednak, że „Lewy” na starcie sezonu 2019/20 jest na tyle doskonały i – co też przecież ważne – spektakularny w swoich wyczynach, że można jednak przymknąć oko na resztę towarzystwa i docenić jego bramkowy dorobek. Na prześcignięcie Messiego i van Dijka już za późno, ale trzecia lokata – prestiżowa, choć z punktu widzenia historycznego w sumie niezbyt istotna – jest w sam raz.
PRZEMYSŁAW MICHALAK:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
Pierwszy – Van Dijk. Bardzo długo fantastyczny na swojej pozycji, jeden z tych nielicznych, którzy z gry obronnej uczynili sztukę. Wydarzeniem było to, jak po bardzo długiej przerwie ktoś go w końcu przedryblował (Pepe z Arsenalu). Kluczowa postać w kontekście triumfu Liverpoolu w Lidze Mistrzów i deptania do końca po piętach Manchesterowi City. Nawet jeśli ostatnio nieco spuścił z tonu, całokształtu to nie burzy, zwłaszcza że “The Reds” prowadzą w Premier League i robią swoje w grupie Ligi Mistrzów.
Drugi – Leo Messi. Wciąż kosmita, wciąż grający we własnej lidze. A to, jaki postęp w ostatnich miesiącach poczynił z rzutami wolnymi, najlepiej pokazuje, że to wcale nie działało tak, że Messiemu wszystko zawsze przychodziło naturalnie ze względu na sam talent, a tylko Cristiano Ronaldo wykuwał wszystko w pocie czoła.
I dalej – Robert Lewandowski. Oby utrzymał kapitalną formę w przyszłym roku, oby Bayern wreszcie wygrał z nim w składzie Ligę Mistrzów. Wtedy nie będzie już tematu, czy “Lewy” zasługuje na Złotą Piłkę. Za 2019 rok daję mu trzecie miejsce, wyczynia cuda w tym sezonie, ciągle się rozwija, jest bezsprzecznie najlepszą “dziewiątką” świata.
DAMIAN SMYK:
1. Lionel Messi
2. Virgil van Dijk
3. Robert Lewandowski
Doskonale zdaję sobie sprawę z własnej stronniczości, ale dopóki ten gość będzie w takiej formie, w jakiej jest przez ostatnie lata, to zawsze będzie u mnie najlepszym piłkarzem świata. Gość wyjęty spoza schematu. Odbiory jak van Dijk robili przed nim i będą robić po Holendrze. Takie podania, jakie prezentuje de Bruyne, widzieliśmy już w historii. Obrony Alissona, dryblingi Salaha, strzały Kane’a – to wszystko jest spektakularne, ujmujące, ale taką postać jak Messi oglądamy tylko raz w historii piłki. Cieniem na jego roku kładzie się ten rewanż z Liverpoolem – bo znów nie awansował z Barceloną do finału. Ale za wyeliminowanie Barcy Liverpool dostał nagrodę drużynową. A Złota Piłka jest trofeum dla najlepszego zawodnika świata, a nie dla członka zespołu, który osiągnął najwięcej.
Van Dijk? Najlepszy stoper najlepszej ligi świata. Najlepszy stoper Ligi Mistrzów. Być może najlepszy stoper od Sergio Ramosa w swoim prime-time. W erze zachwycania się zawodnikami ofensywnymi (może ta era trwa od momentu, gdy grupka facetów na Wyspach wpadła na pomysł kopania piłki?) wzniósł bronienie na półkę sztuki. Idealnie zbilansowany między typem obrońcy w białych rękawiczach a chamem, którego boi się każdy napastnik. W moim przekonaniu najlepszy zawodnik najlepszej drużyny tego roku.
Lewandowski? Trafia do mnie ta metafora, że do stolika wielkości Leo Messiego i Cristiano Ronaldo raz na jakiś czas przysiada się pewien piłkarz. Rzadko, bo rzadko, ale ktoś zalicza rok, który byłby możliwy w wykonaniu tylko tych dwóch kosmitów. 2019 był właśnie takim rokiem, gdy na dwanaście miesięcy przy tych nazwiskach możemy wymienić snajpera Bayernu. Pierwszy piłkarz, który w tym roku złamał granicę 50 goli. Facet, który ładował gola w każdym meczu tegorocznej Ligi Mistrzów. Pożeracz rekordów. Zawodnik podporządkowujący sobie Bundesligę. Cieniem na tym roku kładzie się tylko wiosna w wykonaniu Bayernu i faktu, że Lewy nie miał okazji błysnąć w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
SEBASTIAN WACH
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
Pierwsze miejsce w mojej opinii należy do van Dijka. Podpora defensywy Liverpoolu i mózg gry obronnej drużyny Kloppa Zwycięstwo w Lidze Mistrzów zdaniem wielu z urzędu daje pierwsze miejsce w klasyfikacji Złotej Piłki. Moim zdaniem dołożył on nie cegiełkę, lecz wielką ścianę do gabloty na Puchar Europy.
Za jego plecami Leo Messi. Komentując mecze nazywam go poetą futbolu. Dlaczego? Każdy wers jego gry jest ucztą dla oczu kibiców. Można go lubić lub nie, ale trzeba szanować i powiedzieć, że w większości meczów decyduje o zwycięstwach Barcy. A jego wolne? Brak słów.
Trzecie miejsce dla Lewego. Tak! Żyję w czasach Roberta. Będę opowiadał swoim wnukom, że mogłem oglądać czołowego piłkarza świata. To tytan pracy, heros i robocop tego sezonu. Jeszcze nie w tym, ale w przyszłym… oby w czubie tej klasyfikacji.
WOJCIECH PIELA:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Sadio Mane
Jeśli chodzi o triumfatora, to van Dijk był ostoją obrony zwycięzcy Ligi Mistrzów, która sprawiła, że grający z nim obrońcy wyglądali lepiej. On sam też grał nieustępliwie, był niezwykle trudny do przejścia. Bardzo rzadko obrońcy wygrywają takie plebiscyty, ale van Dijkowi udało się być najlepszym piłkarzem Premier League zeszłego sezonu. Nie wiem, co więcej mógłby zrobić obrońca, aby wygrać Złotą Piłkę. Ta za 2019 zdecydowanie mu się należy.
Messi to nadal klasa sama w sobie, w poprzednim sezonie był zdecydowanie najlepszym piłkarzem Barcelony, która była blisko wygrania Ligi Mistrzów i zdobyła mistrzostwo kraju. On sam strzelał mnóstwo goli i miał często decydujący wpływ na losy spotkań. Nadal ma niesamowity drybling i jego akcje ogląda się z przyjemnością. To nadal ścisły top i choć nie zasłużył na zwycięstwo, to drugie miejsce wydaje się być odpowiednie.
Mane w ostatnim roku był najlepszym zawodnikiem ofensywnego tercetu Liverpoolu i przyćmił swoją formą genialnego wydawało się jeszcze do niedawna Mohameda Salaha. The Reds to maszynka do strzelania goli, a wszystko, co dobre, dzieje się głównie dzięki Senegalczykowi. W każdym meczu ma mnóstwo udanych zagrań, poszerzył również wachlarz swoich umiejętności. Do wrodzonej szybkości i dryblingu dołożył strzał z dystansu oraz dojrzałość taktyczną. To prawdziwe żywe sreberko w ekipie Jurgena Kloppa, które przyczyniło się znacząco do triumfu w Lidze Mistrzów.
KAMIL KANIA:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
W roku, w którym nie ma dużej imprezy – jak mundial czy mistrzostwa Europy, kluczowa dla losów Złotej Piłki wydaje mi się Liga Mistrzów, czyli rozgrywki najbardziej konkurencyjne dla światowych gigantów. Wiadomo, że to nagroda za indywidualne osiągnięcia, ale wyniki całego zespołu pokazują, jak istotne były te gole, asysty czy bramkarskie parady. Na moim podium Złotej Piłki nie ma Cristiano Ronaldo. Na przestrzeni ostatniej dekady – jednego z dwóch najlepszych piłkarzy świata, ale rok 2019 nie należał do niego. Triumf w Lidze Narodów z Portugalią nie był, moim zdaniem, na wagę podium Ballon d’Or. Nie ma też Raheema Sterlinga, nad którym długo się zastanawiałem (tryplet z „The Citizens” i odpadnięcie z LM w dramatycznych okolicznościach, znakomite mecze w angielskiej kadrze podczas eliminacji Euro). Obaj przegrali ze skutecznością Roberta Lewandowskiego, na którego plecach ciągnięty był Bayern Monachium Niko Kovaca oraz reprezentacja Polski. „Lewy” jeszcze nigdy tak bardzo nie zasługiwał – w mojej opinii – na wyróżnienie w tym plebiscycie. Najdłużej zastanawiałem się nad miejscem pierwszym – nie ukrywam, że gdybym mógł umieścić na nim cały tercet z ataku Liverpoolu, nie miałbym wątpliwości, ale indywidualne popisy Salaha, Mane czy Firmino, to za mało, aby wyprzedzić w plebiscycie Leo Messiego. Argentyńczyk znów miał wielkie mecze, jak chociażby półfinał LM z Liverpoolem na Camp Nou, ale Barca sezon zakończyła jedynie z mistrzostwem Hiszpanii. Zawiódł, podobnie jak cała Argentyna, podczas Copa America. W najważniejszych momentach i on nie potrafił pomóc. Finalnie zdecydowałem się więc na Virgila van Dijka, doceniając jego wkład w zwycięstwo The Reds w Lidze Mistrzów, choć nie ukrywam, że był to rok, w którym remis w plebiscycie nie byłby złym rozwiązaniem.
ADAM KOTLESZKA:
1. Robert Lewandowski
2. Lionel Messi
3. Cristiano Ronaldo
Ten ranking nie ma dla mnie większego znaczenia i traktuję go całkowicie zabawowo. Równie dobrze wygrać mógłby go ktoś z Korony Kielce, a i tak wzruszyłbym ramionami. Porównywanie bramkarza do pomocnika albo obrońcy od napastnika nie ma większego sensu, a takie zestawienia i tak zawsze są plebiscytami popularności i indywidualnych upodobań głosujących. Ja jestem pełen podziwu dla Lewandowskiego, dlatego niech on będzie moim numerem 1.
DOMINIK KLEKOWSKI:
1. Lionel Messi
2. Cristiano Ronaldo
3. Alisson Becker
Leo Messi zjadł, przeżuł i wypluł konkurencję w tym roku. W czasach, gdy Barcelona gra defensywną piłkę, gdy często nie ma pomysłu na rozegranie akcji, przychodzi Argentyńczyk, który zwykle jest panaceum na większość kłopotów. Trudno wyobrazić sobie ekipę z Katalonii bez niego. Może to nie jest ten sam Leo, który załadował prawie sto goli w jednym roku kalendarzowym, ale w moim odczuciu, obecnie oglądamy najbardziej kompletną wersję Messiego. Szkoda kilku urazów w 2019, bo jego statystyki mogłyby wyglądać jeszcze bardziej kosmicznie. Tuż za liderem Barcelony uplasował się w mojej trójce Cristiano Ronaldo. Po Portugalczyku widać, że już zaczyna dryfować w stronę drugiego brzegu, niemniej ten rok miał kapitalny. Koncert przeciwko Atletico, galaktyczna forma w starciach reprezentacji. Oprócz tego dołożył oczywiście majstra i zwycięstwo w pierwszej edycji Ligi Narodów. Przyznana mu została nagroda zawodnika sezonu w Serie A. Krótko mówiąc – kolejny dzień w biurze. Największy problem był z trzecim miejscem. Z jednej strony kolos pod postacią Virgila Van Dijka, ale z drugiej Alisson Becker. Jednak wybieram Brazylijczyka. Virgil często robił olbrzymią różnicę, ale Liverpool miał szansę na zdobycie LM w głównej mierze dzięki Beckerowi i jego interwencji po strzale Milika. Ta sytuacja miała miejsce w roku 2018, lecz odegrała dużą rolę w dalszych losach kapeli Jurgena Kloppa. Do tego wyśmienite Copa America, podczas którego Brazylijczyka pokonano wyłącznie raz, a „Canarinhos” sięgnęli po trofeum.
JAN MAZUREK:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
Jurgen Klopp, a to mądry chłop, zwrócił ostatnio uwagę na fakt, że w naszej erze po prostu nikt nie ma startu do Leo Messiego. Zwyczajnie. Gdyby Złotą Piłkę przyznawać tylko za piłkarski geniusz i kunszt, to Argentyńczyk rok za rokiem mógłby kłaść sobie statuetkę na domowej szafce. Nie ma na całym świecie drugiego takiego zawodnika, który jednym dotknięciem piłki jest w stanie odwrócić losy każdego spotkania, wkręcić w ziemię każdego stopera i przemóc każdy kryzys swojego zespołu. I w tym roku też często był fenomenalny. Bo choć Barcelona przeżywa problem tożsamościowy, to on utrzymuje ją na poziomie, który pozwala jej być jednym z najsilniejszych klubów w Europie.
Przy tym niemiecki szkoleniowiec nie miał wątpliwości, że tylko w ujęciu tego roku na Złotą Piłkę zasłużył Virgil van Dijk. Ma rację. Tak, zasłużył. Perfekcyjna wersja nowoczesnego stopera. Połączył waleczność Puyola, nieustępliwość Cannavaro, mądrość Maldiniego z gracją Nesty w jednej osobie. Nie popełniał błędów. Wysoki, szybki, silny, nietracący koncentracji. Tak samo skutecznie grał w styczniu, tak samo w czerwcu, kiedy ważyły się losy najważniejszych rozgrywek i tak samo gra jesienią. Utrzymuje stabilny i kosmicznie wysoki poziom. W międzyczasie jego Liverpool wygrał finał Ligi Mistrzów. Nie no, nie ma wątpliwości, Holender powinien zgarnąć Złotą Piłkę.
I tak samo oczywiście wygląda sprawa ostatniego miejsca podium – należy się Lewandowskiemu. Wystarczyłoby wymienić wszystkiego jego indywidualne osiągnięcia, choć nie byłaby to prosta sztuka, bo nazbierało się ich tyle, że sam już pewnie stracił rachubę. Najlepszy strzelec Bundesligi. Najlepszy strzelec w Europie. Najlepszy strzelec na świecie. Lider reprezentacji Polski. Kompulsywny kolekcjoner kolejnych rekordów. Facet jesienią odleciał całej konkurencji. Na przestrzeni całego sezonu przegrywa tylko z Messim i van Dijkiem.
SZYMON PODSTUFKA:
1. Virgil van Dijk
2. Lionel Messi
3. Robert Lewandowski
O jak dawno nikt nie zarzucał słynnego składu Liverpoolu, w którym obrońców i bramkarza zastępują klauny Bingo, Bobo, Chuckles, Coco i Binky. No ale nie dziwota, gdy w poprzednim sezonie The Reds kończyli zmagania w Premier League z najmniejszą liczbą straconych goli. Mistrzostwo przegrali dosłownie o włos, pamiętacie pewnie sytuacje, gdy piłce w meczu z Manchesterem City brakło 1,12 centymetra, by wpaść do bramki po strzale w słupek Sadio Mane i niefortunnej interwencji Johna Stonesa. Albo gdy Sergio Aguero trafiał na 1:0 z Burnley i piłka o zaledwie 2,951 centymetra przekroczyła linię bramkową. W tej najlepszej lidze Europy w sezonie 2018/19 – tak trzeba ją postrzegać, skoro finał Ligi Mistrzów był wewnętrzną sprawą Anglików – Holender przyczynił się walnie do stworzenia najlepszej linii obrony, w trwającym sezonie lepsze pod tym względem jest tylko Leicester City Brendana Rodgersa. Mało tego – Van Dijk był najlepszym zawodnikiem sezonu 18/19 Premier League, pokonując w plebiscycie mającego niezwykły rok Raheema Sterlinga. Został najlepszym piłkarzem finału Ligi Mistrzów, a parę miesięcy później w Monte Carlo odebrał nagrodę dla najlepszego piłkarza całych rozgrywek. Reprezentacja Holandii z nim w składzie w 2019 roku przegrała tylko w finale Ligi Narodów z Portugalią 0:1, gdy Oranje całkowicie oddali lejce rywalom i z Niemcami, za co jednak zemścili się kilka miesięcy później. Holandia się odrodziła, wreszcie awansowała na wielki turniej, po długich sześciu latach i dwóch nieobecnościach.
Dalej – Leo Messi. Piłkarz, który miał świetną wiosnę okraszoną dwiema bramkami w każdej z kolejnych rund Ligi Mistrzów, ale i zawodnik, którego w tym roku nie omijały problemy i który wygrał zadziwiająco niewiele – „tylko” rozgrywki ligi hiszpańskiej. Argentyna znów nie potrafiła z nim w składzie wygrać Copa America, Liverpool stłamsił Blaugranę w meczu na Anfield, odbierając Messiemu możliwość gry o zwycięstwo w Champions League. Nawet w finale Pucharu Króla lepsza okazała się Valencia. Do tego dochodzi zawieszenie z rąk CONMEBOL za powiedzenie głośno o „korupcji, sędziach i wszystkim tym, co psuje widowisko” podczas Copa America. Tak, Messi nadal częściej niż rzadziej grywa mecze kosmiczne, jeśli chodzi o kwestię li tylko tego, kto najlepiej gra w piłkę – nie ma konkurencji. Ale w 2019 roku van Dijk nie tylko sam wzniósł się na genialny poziom, ale też pomógł partnerom ze środka obrony grać lepiej i pewniej, a i półkę wypełnił medalami i wyróżnieniami dużo szczelniej.
Trójkę uzupełnia – jak nazwał go kiedyś „Przegląd Sportowy” – Robot Lewandowski. Tak, za wiosnę w pucharach bardziej zasłużył nawet Divock Origi. Ale Złota Piłka przynajmniej z założenia ma „mierzyć” piłkarską klasę na przestrzeni całego roku. A „Lewy” jesienią jest, nie bójmy się tego stwierdzenia, najlepszym piłkarzem na świecie. Pobił o kilka meczów rekord pod względem meczów pod rząd z golem od pierwszej kolejki Bundesligi, rzucił wyzwanie Gerdowi Muellerowi, jasno deklarując każdym kolejnym trafieniem, że idzie po inny rekord – największej liczby goli w jednym sezonie Bundesligi. Gdyby nie on, Niko Kovac wyleciałby już dawno – w tym sezonie, tak długo jak Chorwat był u sterów, trudno było mówić o Bayernie jako o drużynie z charakterem, z określonym stylem, z pomysłem. Nie, pomysłem był Lewandowski. A on strzelał w 11 z 12 kolejek ligowych, w 5 na 5 meczów w Champions League, dziś mając 10 goli po 5 seriach gier w LM. Kosmos.
fot. NewsPix.pl
[etoto league=”esp”]