Reklama

Borek: Lewandowski nie dostanie Złotej Piłki, bo jest Polakiem

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2019, 08:49 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Robert jest Polakiem. A to bardziej konkurs popularności niż sportowy. Lewandowski ma gigantyczną popularność w mediach społecznościowych w polskiej skali. Ale myślę, że dziesiąty piłkarz Realu Madryt ma więcej popularności od Roberta – mówi na łamach “Super Expressu” Mateusz Borek.

Borek: Lewandowski nie dostanie Złotej Piłki, bo jest Polakiem

SUPER EXPRESS

Zdaniem Mateusza Borka Robert Lewandowski nie dostanie Złotej Piłki, bo jest Polakiem.

Często mówiąc o napastnikach, wspominasz o prawie serii. U Lewandowskiego ta seria strzelecka trwa już od bardzo dawna. Będzie Złota Piłka?
– Nie będzie, bo Robert jest Polakiem. A to bardziej konkurs popularności niż sportowy. Lewandowski ma gigantyczną popularność w mediach społecznościowych w polskiej skali. Ale myślę, że dziesiąty piłkarz Realu Madryt ma więcej popularności od Roberta.

Mówi się, że nowym trenerem Lewandowskiego może być Mauricio Pochettino, Argentyńczyk dopiero co zwolniony z Tottenhamu.

Reklama

Fanem talentu Pochettino jest dyrektor sportowy Bayernu Hasan Salihamidzić, który już w przeszłości – gdy Argentyńczyk był jeszcze trenerem Tottenhamu – spotkał się z nim w sprawie roboty w Monachium. Teraz bezrobotny Pochettino (47 l.) ma czas na naukę języka niemieckiego, bo Bayern już ogłosił, że drużyną do końca rundy pokieruje Hans Flick (54 l.).

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.51.25

Po meczu ze Słowenią „Superak” porozmawiał z Sebastianem Szymańskim, strzelcem debiutanckiego gola.

To jedna z najpiękniejszych bramek w twojej karierze?
– Bramka z Anglią z rzutu wolne- go (mecz towarzyski młodzieżówki – red.) też jest w czołówce. Można powiedzieć, że ta bramka ze Słowenią była najlepsza, bo debiutancka. Nie każdy ma okazję, aby strzelać gole w reprezentacji.

Możesz powiedzieć, że czujesz się już pewnie w reprezentacji?
– Nie, na pewno nie. Jestem młodym zawodnikiem. Na każdym spotkaniu, na każdym zgrupowaniu muszę udowadniać, że zasługuję na to miejsce, że mogę pojechać na EURO.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.51.37

Reklama

GAZETA WYBORCZA

W „GW” dziś zaledwie dwa sportowe teksty, futbolu brak. Lecimy dalej.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 08.13.42

Jak Kosta Runjaić zbudował swoją Pogoń. Zaczęło się od białej tablicy i trzech markerów.

Biała tablica z herbem Pogoni na środku i nazwami kolejnych ligowych rywali wokół. Przy każdym przeciwniku – szara kropka. Niemiec zawiesił ją na drzwiach szatni od wewnątrz i przyniósł trzy markery – zielony, niebieski i czerwony. Pierwszy kolor symbolizował wygraną, drugi – remis, trzeci – porażkę. Po zakończeniu meczu wybrana osoba wypisywała wynik i w zależności od niego zamalowywała kropkę. Mógł to zrobić strzelec gola, zawodnik wracający po kontuzji albo trener odpowiadający za przygotowanie motoryczne, bo akurat zespół biegał szybciej i więcej od przeciwników. Decydujące było to, co wydarzyło się w trakcie spotkania. Po co wymyślił to Runjaic? Przede wszystkim, by odbudować pewność siebie piłkarzy. Kiedy obejmował Portowców, byli ostatni w tabeli z sześcioma punktami straty do pozycji gwarantującej utrzymanie. A im dłużej trwał sezon, tym więcej zielonego pojawiało się na tablicy. Zawodnicy wchodzili do szatni i widzieli, że jednak nie są tak fatalni, jak wskazywałaby pierwsza część rozgrywek. Że pasują do ekstraklasy. Zieleń nie kłamała. I utrzymali się w lidze, po czym tablica zniknęła. Spełniła swoje zadanie. Po niej pojawiła się biała kartka z celami, do których mieli dążyć piłkarze. Koncentracja, pojedynki – proste hasła, łatwe do zapamiętania. Powieszono ją na ścianie, miała działać jak fiszki językowe, które utrwalają w głowie obce słowa. Taką samą funkcję pełniły odpowiednio dobrane cytaty motywacyjne.

Kamil Drygas okazał się niezastąpiony.

Po zakończeniu pierwszej rundy nie ma wątpliwości – nie udało się zastąpić Drygasa. Ani w warstwie mentalnej, ani sportowej. Podstawski ciągle nie może dojść do dyspozycji z jesieni poprzedniego sezonu. Marcin Listkowski ma przebłyski, jak w pierwszej połowie z Lechem (1:1). Natomiast Dąbrowski po niezłym starcie przygasł i stracił miejsce w wyjściowej jedenastce na rzecz Portugalczyka polskiego pochodzenia. Obsada właśnie tej strefy murawy budzi najwięcej wątpliwości. Zvonimir Kožulj jest pewniakiem, dużym zaufaniem (poza chwilowym kryzysem po porażce z Rakowem 1:2) cieszy się Listkowski. O ostatnie miejsce rywalizują Podstawski z Dąbrowskim. Wydaje się, że mimo wszystko to Polak w trwających rozgrywkach był w lepszej formie i czas powinien działać na jego korzyść. Tym bardziej że jest oswojony z fizycznością ekstraklasy, a treningi Runjaica powinny mu pomóc się rozwinąć.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 08.15.57

Dominik Piechota porozmawiał z ofensywnym pomocnikiem warszawskiej Legii – Luquinhasem.

W ekstraklasie jest pan najlepszym asystentem Legii z pięcioma decydującymi podaniami. Liczby były kluczowe w nabraniu pewności siebie?
— Przyjaciele z grupy na Whatsappie w końcu przestali się śmiać, że jestem wartościowym piłkarzem tylko do linii pola karnego. Gole i asysty zawsze napędzają, wskazują dobry kierunek pracy, dlatego cieszę się, że udało mi się przełamać. Tych bramek powinno być więcej, ale i tak widzę postępy w procesie podejmowania decyzji.

Zbawienna okazała się zmiana pozycji? Aleksandar Vuković prze- stawił pana ze skrzydła do środka pola za plecy napastnika.
— Nigdy nie grałem jako ofensywny pomocnik. A tu okazuje się, że potrafię wykorzystać przestrzeń, przyspieszyć grę, zaskoczyć rywala. Wydawało mi się, że potrzebuję miejsca na bokach, a tu radzę sobie w środku, gdzie nikt mnie nie wystawiał. Bardzo mi to służy.

Co udało się panu poprawić w Warszawie?
— Wykończenie na przykład. Nadal nie mam wielu goli, ale widzę, że już decyduję się szybciej i konkretniej na właściwe ruchy. W Portugalii nie próbowałem wielu strzałów, mijałem trzech zawodników, po czym oddawałem piłkę do boku. „Ładnie, ale co z tego wyniknęło dla naszej akcji?” – słyszałem. Tu staram się być konkretniejszy i widzę poprawę. Szukam uderzeń, okazji, by moje zagrania przynosiły korzyści. Trenerzy skupili się na tym, bym poświęcił się takiej pracy, ćwiczył wykończenie, zwracali na mnie uwagę. Rozwinąłem się tu.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 08.16.02

Telefon Bogdana Wilka nie ma chwili wytchnienia. Dyrektor sportowy Piasta mówi między innymi o sytuacji z negocjacjami z Jorge Feliksem, Piotrem Parzyszkiem czy Tomem Hateleyem.

Kontrakt Feliksa wygasa w czerwcu. Mówi, że ma propozycje z Rosji, Turcji, Hiszpanii i Włoch. Słyszałem, że kwestia jego pozostania w Gliwicach może się rozstrzygnąć w ciągu najbliższych dni.
— Odwiedzili nas menedżerowie Jorge, zaproponowaliśmy nową umowę, nadal prowadzimy z nimi rozmowy. Wątpię, aby decyzja zapadła tak szybko, mamy przecież czas do końca roku.

Uda się zimą zatrzymać Piotra Parzyszka, którego nadal chce włoskie Frosinone?
— Piotrek ma klauzulę wykupu i jeśli Włosi ją zapłacą, a on się z nimi dogada, to wtedy będzie ich zawodnikiem. Dzwonią również przedstawiciele klubów w sprawie innych piłkarzy, ale oficjalnych ofert nie ma. Od dwóch, trzech tygodni mam mnóstwo telefonów, bo jest coraz bliżej do końca rundy jesiennej. My nie musimy niczego robić na siłę. Priorytetem jest dobro zespołu. Jeśli dany zawodnik odejdzie, musimy mieć jego następcę. Kiedy sprzedaliśmy Joela Valencię, słychać było narzekania, ale to był przecież najwyższy transfer w historii Piasta, a Valencię świetnie zastąpił Felix.

Co z Tomem Hateleyem, którego umowa wygasa w czerwcu?
— Rozmawialiśmy już na temat przedłużenia kontraktu. Zaproponowaliśmy mu nasze warunki, czekamy na odpowiedź.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 08.16.05

Dino Stiglec chce po karierze piłkarskiej zostać bokserem-amatorem.

– Mam przed sobą jeszcze jakieś pięć lat profesjonalnej gry w piłkę. Kiedy skończę, chciałbym trenować boks. Myślę o tym od około pół roku – przyznaje.

Štiglec nigdy dotąd nie miał kontaktu ze sportami walki, ale jak przyznaje, zainspirowało go kilku robiących kariery rodaków. Szczególnie Filip Hrgović, medalista igrzysk w Rio, który od dwóch lat z dużym powodzeniem walczy w zawodowym ringu w wadze ciężkiej.

– Nigdy nikogo w życiu nie uderzyłem i nie mam ochoty nikogo zabijać (śmiech). To jest sport, pozwalający kanalizować energię, której nie uwolnię jako piłkarz. W Chorwacji boks staje się coraz bardziej popularnym sportem. Nie myślę o żadnej karierze, ringu i wracaniu do domu po walce z podbitymi oczami. Po prostu o amatorskim trenowaniu tej dyscypliny, żeby zachować sprawne ciało i czysty umysł – mówi Štiglec.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 08.16.12

Santini, Mudrinski i Poletanović na wylocie z Jagiellonii. Wkrótce mają opuścić klub z Podlasia.

Sprowadzenie bramkarza Krševana Santiniego było ruchem kuriozalnym, bo już kilka tygodni po transferze Chorwat, który nie zdążył wystąpić w ligowym starciu, stał się persona non grata. Nie zgodził się jednak na przedwczesne rozwiązanie umowy, obawiając się, że po wystartowaniu większości lig będzie miał poważne kłopoty ze znalezieniem nowego pracodawcy. Jednak w zbliżającym się oknie transferowym jego rozwód z Jagą jest przesądzony.

O wiele większy problem białostoczanie mają z Ognjenem Mudrinskim, za którego latem wyłożono 500 tysięcy euro. Jedna runda wystarczyła, by przekonać się, iż pieniądze te zostały wyrzucone w błoto. Menedżer Serba stoi zatem przed karkołomnym zadaniem znalezienia klubu, który pozyskałby nieskutecznego napastnika za sumę nieco ocierającą łzy szefom Jagi za chybiony zakup.

Zagłębie nadal bez prezesa.

Ogłoszono konkurs. Pojawili się kandydaci, nawet całkiem sporo, bo aż dziesięciu. Rada Nadzorcza rekomendowała jednego z nich do nominacji, a drugiemu nadała status „rezerwowego”, gdyby właścicielom nie spodobał się ten pierwszy. Właściciel jednak ciągle nie podejmuje decyzji, najwyraźniej uznając, że teraz dzieją się ważniejsze sprawy. No i przecież jest prezes tymczasowy, do grudnia tę funkcję może pełnić bez żadnych przeszkód Marcin Lewiński, będący zarazem szefem Rady Nadzorczej. Sumiennie wypełnia dodatkowe obowiązki, zajmuje się bieżącymi sprawami, więc tym bardziej nikt się nie spieszy ze wskazaniem następcy.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 08.16.17

W „Chwili z…” Izy Koprowiak – trener Rakowa Marek Papszun.

Jest pan sprawiedliwy czy bezwzględny?
— Przypięto mi łatkę bezwzględnego, może po części to prawda, bo gdy odchodzi zawodnik, który nie jest w porządku i wykonuje krecią robotę, to powieka mi nie zadrży, usunę go w sekundę. Nikomu krzywdy nie robię, poświęcam temu projektowi całe życie, moi współpracownicy zostawiają serce, dlatego nie pozwolę, by ktoś robił nam pod górkę. Jeśli próbuje, jestem wobec niego bezwzględny. Ale jak mówiłem wcześniej: nie zawsze jest łatwo.

Pomeczowe raporty to pomysł pana czy Pawła Frelika?
— Wymyśliłem to dość dawno temu. Doszedłem do wniosku, że po meczu zawodnik powinien poddać refleksji zarówno występ swój, jak i zespołu. Nie można dopuścić do tego, by uznał: „Spotkanie się odbyło, na tym koniec”. Na odprawie, nawet gdy patrzy w moją stronę, nie dowiem się, czy jest skoncentrowany, czy może myśli, co robi teraz jego dziewczyna. Nie wejdę w jego głowę. Raport powoduje, że każdy musi się nad tematem pochylić. Jeśli napisze dwa głupie zdania, to głupio wypada w moich oczach, więc nie ma to sensu. Jeśli się nie przyłoży, mogę go zaprosić na rozmowę, co czasem czynię. Dlatego zawodnicy muszą się zastanowić nad odpowiedziami. Jeśli piłkarz ma ambicje, wysoką świadomość, to się przyłoży, wypełni raport merytorycznie, dzięki czemu ja się dowiem, jak zespół widział mecz.

Nie wystarczy zapytać? Musi być to sformalizowane?
— Nie ma możliwości, abym zdążył porozmawiać ze wszystkimi. Dzięki raportom mam informację, jak każdy zawodnik widział mecz. Nie tylko od tych, którzy grają, ale też rezerwowych, kontuzjowanych i tych obserwujących spotkanie z trybun.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 08.16.21

SPORT

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.55.59

Górnik – Wisła Płock to bitwa kapitanów. Dominik Furman i Szymon Matuszek są w tym sezonie w dobrej lub wręcz bardzo dobrej formie.

Długo czekał Szymon Matuszek na to, żeby wywalczyć miejsce w pierwszym składzie Górnika Zabrze, co mogło go dręczyć o tyle, że gdy pojawiał się na placu gry, to z kapitańską opaską. Od początku wyszedł na inaugurację z Wisłą Płock, a potem musiał czekać aż do 11. kolejki, by znowu wyprowadzić swoją drużynę na boisko. Gdy już udało mu się wrócić do wyjściowej jedenastki, miejsca nie oddał i zaczął grać od początku do końca, w 5 meczach zdobywając 2 bramki – co jest o tyle imponujące, że Matuszek to pomocnik, głównie defensywny.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.56.04

Patryk Tuszyński nie chce być rezerwowym. No ale konkurenta ma nielichego, mówimy przecież o Piotrze Parzyszku.

Na razie hierarchia wśród gliwickich napastników jest jasna i klarowna. Piotr Parzyszek zaczyna od początku, po 60 minucie nadchodzi czas Tuszyńskiego, a jakby co, to w odwodzie jest młody Dominik Steczyk. – Czy rywalizacja w ataku nas napędza? Powiem więcej, mecze w pucharze pokazały, że mamy szeroką kadrę i rywalizacja jest na wielu pozycjach. Na przykład Jakub Holubek jest wysokiej klasy zawodnikiem, na ten moment nie łapie się do kadry, choć z powodzeniem mógłby grać na lewej obronie, ale może grać tylko jedenastu zawodników. To jest pozytywne, że jest taka rywalizacja. Nawet jak prowadzimy takie małe gierki wewnętrzne podczas treningów, to nie widać różnic, więc to pokazuje, że jesteśmy mocni – stwierdza wychowanek klubu Marcinki Kępno, który już był blisko gola w derbach z Górnikiem. Wtedy jego atomowe uderzenie z dystansu obronił Martin Chudy.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.56.09

Raków zagra z Koroną chcąc zrewanżować się za porażkę z pierwszej kolejki, gdy kielczanie zdominowali beniaminka.

Podopieczni Marka Papszuna po początkowych problemach i okupowaniu strefy spadkowej zaczęli regularnie zdobywać punkty. Obecnie tracą tylko dwa do górnej ósemki w tabeli. Zespół z Częstochowy w poprzednich tygodniach miał spore problemy kadrowe i Papszun nie mógł korzystać praktycznie z połowy zawodników na co dzień występujących w podstawowym składzie. Ostatnio Arkadiusz Kasperkiewicz, Aleksandar Kolew, Patryk Kun i Miłosz Szczepański wrócili już do pełnych treningów, a kilka dni temu dołączył do nich także bramkarz Michał Gliwa.

Rozpędzona Legia wyhamowała w trakcie przerwy na kadrę czy może nic z tych rzeczy?

Podczas dwutygodniowej przerwy zespół Legii rozegrał mecz sparingowy z drużyną Legionovii. Trener Aleksandar Vuković w pierwszej połowie wy- stawił praktycznie podstawowy skład – brakowało tylko zawodników, którzy wyjechali na zgrupowania reprezentacji. Jednak w drugiej części gry po- stanowił przetestować nieco inne warianty ustawienia swojej drużyny. Ostatecznie lider ekstra- klasy przegrał z ostatnią drużyną drugiej ligi 1:2. – Nie jestem zmartwiony rezultatem, bo to nie było spotkanie, w którym istotny byłby wynik. Jasne, że nawet w trakcie treningu trzeba walczyć o wygraną, ale dzisiejszy mecz – notabene treningowy – był przede wszystkim po to, by pewne rzeczy posprawdzać – komentował spotkanie szkoleniowiec Legii.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.56.12

Ken Kallaste w przerwie na kadrę grał z Ukrainą i Holandią, teraz będzie chciał zatrzymać zawodników nieco mniejszego kalibru – tych z Jastrzębia.

– Ken dołączył do drużyny po grze w reprezentacji Estonii – mówi szkoleniowiec tyszan Ryszard Tarasiewicz. – Trenował już z nami w czwartek i choć na pewno występy przeciwko Ukrainie i Holandii kosztowały go sporo sił, to jest jednak gotowy do sobotniego występu przeciwko jastrzębianom. Miałem okazję oglądać całe wtorkowe spotkanie Estończyków z Holendrami, którzy nieustannie atakowali i Kallaste musiał się napracować, ale to wydolny zawodnik i o jego dyspozycję jestem spokojny.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.56.20

Artur Wichniarek po eliminacjach mówi o pozytywach, ale i słabych stronach kadry.

— Jurek Brzęczek mówi, że Artur Wichniarek umie tylko krytykować. Ale chcę powiedzieć, że Artur Wichniarek nie krytykuje, tylko mówi, co widzi. Mam takie spostrzeżenia, taką wizję futbolu i to widziałem przez te ponad sześćdziesiąt minut spotkania w Izraelu. Czyli tam reprezentacja Jurka Brzęczka, ci sami zawodnicy, którzy grali ze Słowenią, pokazali, że potrafią tak grać. Teraz w gestii trenera jest to, żeby wyegzekwować od zawodników, aby w każdym meczu grali w ten sposób.

Siedem miesięcy do turnieju to dużo?
— To nie jest długi czas, ale chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na pozytywy. Młodzież napiera. Szymański miał wspaniałą jesień. Dostał od selekcjonera szansę i ją wykorzystał. Mamy Z drugiej strony Bielika, którego też trzeba ocenić pozytywnie. Choć akurat w meczu ze Słowenią do siatki trafił Góralski, to dla mnie pierwszym wyborem na tę pozycję w środku pola jest i będzie Bielik. Ryzyko, które przy tym sposobie agresywnej gry wnosi Góralski, jest bardzo duże. Może być tak, że od 5 minuty będzie się grało z defensywnym pomocnikiem z żółtą kartką na koncie. Przy lepszych drużynach przeciwnicy mogą to wykorzystać. Znamy cwaniactwo boiskowe Włochów, którzy podłożą się pod kolejny faul i okaże się, że od 30 minuty gramy w dziesiątkę.

Zrzut ekranu 2019-11-22 o 07.56.28

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...