Reklama

W Chorzowie i Katowicach się ogarnęli – przynajmniej na boisku

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2019, 11:28 • 7 min czytania 0 komentarzy

Nie licząc Piasta Gliwice, śląskie kluby w ostatnim sezonie były raczej w odwrocie. Najbardziej jaskrawymi przykładami stały się spadki GKS-u Katowice do II ligi i Ruchu Chorzów do III ligi (trzecia kolejna degradacja). Wygląda jednak na to, że degrengolada tej dwójki ma swoje granice i właśnie na tych poziomach się zatrzymała, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie sportowe. Ruch i GieKSa po trudnych początkach w nowej rzeczywistości zdają się wychodzić na prostą i mają szansę powalczyć o awans. 

W Chorzowie i Katowicach się ogarnęli – przynajmniej na boisku

W przypadku Ruchu jeszcze kilka miesięcy temu zanosiło się, że tym razem już naprawdę ostatni będzie gasił światło. Pod koniec lipca zdesperowani pracownicy zaprosili dziennikarzy, żeby opowiedzieć o dramatycznej sytuacji swojej i klubu. Niektórym nie płacono od pół roku, a nie zarabiali przecież kwot pozwalających na odkładanie pieniędzy na kupkę i życie z oszczędności przez dłuższy czas. Kibice bojkotowali klub i rozważali odbudowanie Ruchu od B-klasy na bazie UKS-u. Na kilka dni przed nowym sezonem nie było wiadomo, czy “Niebiescy” w ogóle przystąpią do rozgrywek. Pierwsze dwa mecze za zgodą rywali im przełożono. Rzutem na taśmę udało się zebrać pieniądze na najpilniejsze potrzeby i w końcu trener Łukasz Bereta mógł zacząć lepić. Zespół do walki w III lidze przystąpił dopiero 17 sierpnia, wcześniej wygrywając ze Skrą Częstochowa w Pucharze Polski.

Początki okazały się bardzo trudne. Chorzowianie po pięciu kolejkach mieli na koncie zaledwie jedno zwycięstwo. Przełomem był chyba wygrany aż 4:1 mecz z Piastem Żmigród. Prowadzący gości Edi Andradina komplementował Ruch, mówiąc, że był najtrudniejszym przeciwnikiem z dotychczasowych i nie ma pretensji do swoich piłkarzy, bo dali z siebie wszystko, ale to prostu nie wystarczyło. “Niebiescy” zaczęli się rozpędzać, w ostatnich dziesięciu spotkaniach uzbierali 21 punktów, przegrywając już jedynie z Gwarkiem Tarnowskie Góry. W miniony weekend na rezerwach Śląska Wrocław (1:1) zakończyła się passa trzech zwycięstw z rzędu. Gdyby nie dwa odjęte punkty, ekipa z Cichej miałaby taki sam dorobek jak trzecia w tabeli Polonia Bytom.

źródło: 90minut.pl

Co równie istotne – na początku października kibice zawiesili bojkot, gdyż porozumieli się z głównymi udziałowcami. Spełniono część ich postulatów. Z klubu odeszli Janusz Paterman, Marek Mandla i Jan Chrapek, przedstawiciele kibiców dostali dwa miejsca w radzie nadzorczej, a prezesem został akceptowany przez nich Seweryn Siemianowski. Jednym z warunków powrotu dopingu było także wyczyszczenie zaległości względem zawodników i sztabu szkoleniowego. Teraz nie mogą one wynosić więcej niż miesiąc. Do tego Zdzisław Bik i Aleksander Kurczyk zadeklarowali konkretne wsparcie finansowe na dalsze funkcjonowanie, choć podobno już są w tym względzie pierwsze zgrzyty.

Reklama

W każdym razie efekt frekwencyjny był natychmiastowy. Na niedawny mecz z Polonią Bytom, wygrany 3:1, przyszło 6800 widzów. Panowała atmosfera godna Ekstraklasy. Teraz na rezerwy Śląska stawiło się ponad 5 tys. osób, co było szóstym wynikiem w całej Polsce za ostatni weekend. Mniej kibiców śledziło z trybun starcie mistrzowskiego Piasta Gliwice z Jagiellonią Białystok…

Przy tej okazji poruszano oczywiście temat, który jest obecnie największym zmartwieniem środowisk kibicowskich, czyli wycofanie się miasta z budowy nowego stadionu. Powód oczywisty – brak pieniędzy. Kibice się wściekli, bo poczuli się oszukali. Nasze zdanie znacie: stawianie nowego obiektu dla klubu, którego przyszłość nadal nie jest pewna mija się z celem, zwłaszcza że byłaby to inwestycja bardzo drenująca miejski budżet. Z drugiej strony, jak zauważył Maciej Grygierczyk z dziennika “SPORT”, prezydent Andrzej Kotala trzy razy wygrywał wybory mając Ruch i nowy stadion na sztandarach. Sytuacja jest więc co najmniej niezręczna.

Wracając jednak do boiska. “Niebiescy” stali się całkiem ciekawym miksem doświadczenia z młodością. Są ograni wyżej Tomaszowie Podgórski i Foszmańczyk, a życiową formę osiągnął kojarzony ze Śląska Wrocław i Miedzi Legnica Mariusz Idzik. Ma on już 11 goli, z czego sześć strzelił w ostatnich czterech meczach. Trener Bereta odważnie stawia też na młodych. Z rezerwami Śląska od początku zagrało aż siedmiu zawodników nie starszych niż rocznik 1998. Objawieniem jest zwłaszcza 17-letni bramkarz Tomasz Nowak, który skorzystał na kontuzji Kamila Lecha i czerwonej kartce Dawida Smugi. Wskoczył do składu i miejsca nie oddaje.

Na początku działaliśmy z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Dziś jest inaczej. Podpisywałem kontrakt na dwa lata i założenie było takie, żeby najpierw zbudować jak najsilniejszą kadrę, a potem co pół roku dobierać 2-3 zawodników, którzy podniosą poziom. Teraz ten plan można uznać za aktualny – mówił niedawno Łukasz Bereta na antenie Weszło FM w magazynie “Gryfny Szpil”.

Trener zdaje sobie jednak sprawę, że choć sytuacja się uspokoiła, w dalszej perspektywie jeszcze wiele musi się wyjaśnić. – Teraz mamy wszystko poukładane. Czekamy na okres zimowy, to będzie kluczowy czas. Wtedy zapadnie dużo ważnych decyzji. (…) Aktualnie nie ma większego problemu z pieniędzmi, do końca rundy plan jest określony. Zaległości nadal są, ale wszystko jest spłacane według ustalonych terminów. Później prezesa czeka wielka praca, aby te finanse poskładać w całość – przyznawał.

Reklama

No właśnie, można się obawiać, że w przyszłym roku finansowe demony powrócą i możemy mieć następny rozdział pod tytułem “Szybko znaleźć kasę, inaczej Ruch upadnie”. Klub miał jesienią zamrożone raty z układu restrukturyzacyjnego, ale kiedyś trzeba zacząć je znów spłacać. A miasto już tak mocno pomagać nie będzie, kwota rocznego wsparcia zmniejszy się z czterech do dwóch milionów złotych. Na razie Ruchowi pozostały dwa jesienne mecze, później nadejdą kolejne chwile prawdy.

***

Tuż obok z kolan powstaje GKS Katowice. To znacznie mniej dramatyczna historia, bo piłkarze i trenerzy nie muszą martwić się o byt klubu, on w żaden sposób nie jest zagrożony. Nadal mogą skupiać się wyłącznie na swojej robocie. Po sensacyjnym spadku z I ligi siłą rzeczy doszło do rewolucji. Trenerskie stery przejął mocno związany z GieKSą Rafał Górak, wykupiony z Elany Toruń. Piętnastu zawodników odeszło, trzynastu przyszło (nie licząc juniorów). Najbardziej rozpoznawalne nazwiska to dziś Radek Dejmek, Arkadiusz Woźniak, Adrian Błąd i Arkadiusz Jędrych, którzy pozostali przy Bukowej. Stoper Jędrych, którego pamiętamy z okropnych kiksów w ekstraklasowym Zagłębiu Sosnowiec, na tym poziomie imponuje nie tylko w tyłach. Strzelił już pięć goli i wcale nie chodzi o rzuty karne. Z nowych twarzy najprędzej skojarzycie Łukasza Wrońskiego i Marcina Urynowicza.

Początek sezonu również był trudny. Po sześciu kolejkach zespół miał raptem siedem punktów, trzy porażki na koncie i żadnego domowego zwycięstwa. Passa bez wygranej u siebie przekroczyła już rok! Do tego Katowice nawiedziła plaga kontuzji, w pewnym momencie wypadło dziesięciu piłkarzy.

Górak zachował spokój, nie oczekiwał transferów na ostatnią chwilę, po prostu dał się wykazać innym. Jednym z największych beneficjentów tych zmian został Dawid Rogalski. 23-letni napastnik, przychodzący do Polski z polonijnej Vitorii Londyn, nigdy nie dostał poważniejszej szansy w GKS-ie Tychy i może za jakiś czas będą tam tego żałowali. Rogalski w 7. kolejce wystąpił od początku ze Skrą Częstochowa. Był to podwójny przełom: on zdobył premierowe dwie bramki dla GieKSy (w następnych tygodniach dołożył jeszcze pięć goli), a drużyna wreszcie wygrała przed swoją publicznością. Publicznością, która po kolejnych rozczarowaniach w I lidze stawała się coraz mniej liczna. Poza meczem z Elaną Toruń, przed którym wyjątkowo się mobilizowano (ponad 3600 widzów), frekwencja w Katowicach w tym sezonie rzadko kiedy przekracza dwa tysiące. Zaufanie jeszcze nie do końca zostało odbudowane.

Drużyna Góraka znajduje się jednak na dobrej drodze, żeby tak się stało. Po przełamaniu domowej niemocy, coś jej przeskoczyło w głowie i odtąd nikt w II lidze nie wywiózł z Katowic choćby punktu. Passa zwycięstw u siebie wynosi już sześć, a ogólna passa ligowych meczów bez porażki aż 11. Na półmetku sytuacja wygląda następująco:

źródło: 90minut.pl

GieKSa imponuje charakterem i walką do końca, bardzo często losy rywalizacji rozstrzygała w końcówkach, zdecydowaną większość goli strzela w drugich połowach.

Przykłady?

 – z Legionovią gol na 2:1 w 88. minucie, na 3:1 w 90. minucie
– z Garbarnią Kraków bramka na 3:1 zamykająca mecz padła w doliczonym czasie
– oba gole z rezerwami Lecha Poznań zostały strzelone w ostatnim kwadransie, gdy GieKSa grała już w dziesiątkę po czerwonej kartce Kacpra Michalskiego
– zwycięska bramka w Polkowicach została zdobyta w 80. minucie
– zwycięski gol z Pogonią Siedlce strzelony w 85. minucie
– bramka na 2:0 ze Stalą Stalowa Wola padła w 90. minucie, rywale zdążyli jeszcze odpowiedzieć trafieniem honorowym

W minionej kolejce role wyjątkowo się odwróciły. GKS do przerwy pewnie prowadził 2:0 na stadionie Resovii Rzeszów, a mógł spokojnie drugie tyle. Po zmianie stron nie dowiózł prowadzenia, gospodarze zremisowali po dwóch rzutach karnych – drugi podyktowano już w doliczonym czasie.

Mimo to sytuacja w tabeli wciąż jest co najmniej dobra. Trudno już sobie wyobrazić, żeby GieKSa wiosną nie zagrała przynajmniej w barażach o I ligę.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...