Są apki do obsługi Twittera, które do wysłania twitta wymagają potwierdzenia. Odhaczenia kratki. Wiecie, taki wentyl bezpieczeństwa nim kliknie się „wyślij”. Czasami mamy wrażenie, że wiedza o ich istnieniu przydałaby się temu i owemu. Dominik Midak podczas meczu Arka – Legia zdecydowanie był jedną z takich osób.
Właściciel Arki Gdynia mocno przeżywał mecz z wicemistrzem Polski. Normalne. Prestiżowe starcie, ważne dla kibiców, a do tego drużyna na ostatnim miejscu w tabeli, punkty potrzebne jak tlen. Emocje nie zwalniają jednak z rozsądku. Zawsze krzywimy się, gdy oficjalne profile klubowe w trakcie relacji live komentują decyzje sędziów czy wydają werdykt, a to się zdarza. Jeszcze bardziej krzywimy się jednak, gdy właściciel jednej z zainteresowanych stron sugeruje, że ci drudzy mają nieuczciwe wspomaganie.
Tak, dokładnie, dobrze czytacie. Jakby nie rozmywać i nie owijać w bawełnę sensu przekazu Midaka, dokładnie to zasugerował na Twitterze jeszcze w pierwszej połowie niedzielnego spotkania.
Arka grała już wtedy w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Nando. Hiszpan nie miał złych intencji, ale nie o intencje chodzi w sytuacjach, gdy nadepniesz przeciwnikowi na nogę tak, że ta mogła złamać się w pięciu miejscach. Czerwona bezdyskusyjna, później nawet sam zainteresowany przyznał reporterowi Canal+, że nie mogło się to skończyć inaczej. Było też starcie Rochy z Vejinoviciem w polu karnym, cały stadion oczekiwał jedenastki dla Arki. I faktycznie, po obejrzeniu kilku powtórek wydaje się, że to bardziej był karny niż nie był, bo Rocha co prawda pierwszy trafia w piłkę, ale przez cały ten czas trzyma Vejinovicia za koszulkę. Sędziowie zdecydowali, że gwizdka jednak nie będzie.
Nawet jeśli się pomylili, nie usprawiedliwia to takich insynuacji. Za konsoletą VAR-u siedział dziś Daniel Stefański, którego Midak wprost, jednoznacznie oskarża o sprzyjanie Legii. Mało tego, sugeruje, że w zasadzie klubowi ze stolicy pomaga „jak zwykle”. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że w Ekstraklasie nadal nie gra się czysto i stare czasy nie odeszły do lamusa. To właśnie chciał pan nam wszystkim przekazać, panie Midak? Ma pan jakieś dowody? Jeśli tak, dlaczego jeszcze odpowiednie organy nie zostały przez pana powiadomione? A jeśli nie, to czy sądzi pan, że w porządku jest ot tak rzucać błotem, żeby coś się przylepiło? Skoro właściciel klubu sugeruje przekręty, jak potem kibice mają sądzić, że jest inaczej i się nie nakręcać? A skoro ciągle mamy kręconą ligę, czy poważnym jest kopanie się z koniem co weekend? Gdybyśmy czuli, że jesteśmy ciągle z premedytacją okradani, dalibyśmy sobie spokój. Przecież trzeba się szanować, prawda?
Sam Midak przed końcem meczu wpadł na szczęście na to, że komu jak komu, ale właścicielowi to najzwyczajniej w świecie nie przystoi. Twitta skasował, ale – cytując klasyka – niesmak pozostał.
Fot. NewsPix.pl