To właśnie tam znajduje się współczesna piłka nożna. W wysłużonej awionetce, skołowanej na żądanie menedżera zawodnika, właśnie sprzedawanego za 15 milionów funtów. Kto transportuje 15 milionów funtów takim wehikułem, w takiej pogodzie? Współczesny futbol znajduje się na tych salach sądowych, gdzie Nantes i Cardiff próbowały dojść do porozumienia w sprawie płatności za piłkarza, który nie rozegra ani jednego meczu. Znajduje się w słowach, gestach i ruchach ludzi, którzy sądzili, że deal na 15 milionów funtów to zbyt duża sprawa, by mogła mu przeszkadzać jakaś tam pogoda.
Mimo że od śmierci Emiliano Sali minęło już 9 miesięcy, ta sprawa wciąż wywołuje drżenie rąk. Tyle rzeczy się tam nie zgadza, tyle rzeczy bulwersuje, tyle rzeczy błaga o krzyk i refleksję, że nikt nie może przejść wokół pamiętnego lotu obojętnie.
Ostatnim tego typu piłkarskim „memento mori” była samobójcza śmierć Roberta Enke. Brutalna prawda przebijająca się zza świecących neonów, zza tej przepięknej futbolowej fasady. I Enke, i Sala, choć przecież odeszli w zupełnie różny sposób, stali się bolesnym przypomnieniem, że nawet w bajecznym świecie na najwyższych poziomach piłki nożnej funkcjonują ludzie. Ludzie, którzy nie są niezniszczalni, nie są nieśmiertelni, choć jako takich najchętniej widzieliby ich dziennikarze, kibice, menedżerowie i trenerzy.
***
19 stycznia 2019 roku Emiliano Sala podpisuje 3,5-letni kontrakt z Cardiff, klub zobowiązuje się zapłacić za zawodnika 15 milionów funtów. Argentyńczyk wraca do Francji pożegnać się z kolegami, dwa dni później, 21 stycznia, wsiada zaś do jednosilnikowego Piper PA-46. Warunki atmosferyczne są fatalne. Pilot, który miał przeprowadzić zawodnika przez kanał La Manche, David Henderson, rezygnuje na kilkanaście godzin przed wylotem. Ma go zastąpić David Ibbotson. 59-letni daltonista, bez licencji na tego typu przeloty, posiadający uprawnienia wyłącznie na dzienne rejsy. Henderson pół roku później zostanie aresztowany pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci – to on miał być odpowiedzialny za wybór Ibbotsona.
Przejmujące relacje samego piłkarza wyciskają łzy. – Ta maszyna wygląda, jakby miała się rozpaść na kawałki. Gdybym się nie odzywał, wyślijcie kogoś, żeby mnie szukali.
Trudno o bardziej jasny dowód, że tej przerażającej tragedii dało się uniknąć. Poczekać do rana. Poczekać na innego pilota, na inny samolot, na lepsze warunki. Ale to futbol. Tu nie ma spóźnień, nie ma miejsca na bezczynne oczekiwanie. Trzeba gonić, biec, tu i teraz, bez zatrzymywania się. Podobnie rozumował Willy McKay, pośrednik transakcyjny przy 15-milionowym dealu na linii Walia-Francja. McKay był tym, który nalegał na wieczorny wylot. w końcu rano Sala miał już trenować z nowymi kolegami.
Sala wsiada, bo przecież piłkarz w tym biznesie funkcjonuje na określonych zasadach. Każą biec, biegniesz, każą lecieć – lecisz. Boję się – pisze jeszcze do swoich znajomych, ale przecież strach to nieodłączny element tego fachu. Jego przezwyciężania piłkarze uczą się od najmłodszych lat. Przecież nie trzeba być jasnowidzem, by przewidzieć, co by się stało, gdyby Sala odmówił lotu tym gruchotem. Pan Piłkarz ma muchy w nosie. Menedżer wściekły, zapowiada kary finansowe dla zawodnika. „Pewnie przekąski mu nie odpowiadały” – skomentowałby John203 pod tekstem na Daily Mail.
O 21.30 samolot znika z radarów, to, co z niego zostało, w tym szczątki jednego z pasażerów, odnajdzie się dopiero kilka tygodni później.
***
– Nikt nie powiedział, że nie zapłacimy, chcemy po prostu poznać wszystkie fakty – tak mówił Mehmet Dalman, prezes Cardiff City. Faktów potrzebnych jest sporo, bo procesy toczą się w kilku różnych postępowaniach. Cardiff obwinia o wypadek McKaya, który miał nalegać na wieczorny lot. Organy ścigania upatrują sprawcy we wspomnianym Hendersonie, który dobrał nieszczęsnego zastępcę, zresztą do dzisiaj nieodnalezionego. Nantes procesuje się z Cardiff City. Swojej działki z transferu wygląda też San Martin, pierwszy klub Sali. W świetnym artykule Pawła Grabowskiego z Onetu czytamy:
Na dole piramidy odezwał się też klub, w którym zawodnik zaczynał karierę, czyli San Martin. Według regulacji FIFA z tytułu każdego transferu swojego wychowanka taki zespół utrzymuje procent pieniędzy, w tym przypadku byłaby to kwota sześciocyfrowa. – Chcieliśmy odnowić halę sportową i postawić reflektory – mówił prezes klubu. Ale pieniędzy nie ma do dziś.
Cisza medialna wokół pieniędzy trwała krótko. Tragedia tragedią, ale przecież interesy idą dalej. Choć rodzina może odczuwać rozgoryczenie, że Cardiff nie podesłało po piłkarza porządnej maszyny, to i Cardiff przecież może czuć żal, że ich nabytek za 15 milionów funtów nie ma szans się spłacić. Rety, jak brutalnie i bezdusznie to brzmi. Ale taki brutalny i bezduszny jest futbol, dlatego do dzisiaj nie ma zgody co do tego ile i kiedy Walijczycy mają przelać na konta poprzednich klubów argentyńskiego piłkarza. Na razie stanęło na pierwszej racie, trochę ponad 5 milionów funtów. FIFA uznała, że to kwota, która powinna trafić do Francuzów równo z transferem, który przecież dokonał się 19 stycznia. Walijczycy odwołali się do Międzynarodowego Trybunału ds. Sportu, a sami równolegle walczą z McKayem.
McKay ma swoje problemy, wydał 63 tysiące funtów na prezenty dla żony (Jaguar i Rolex) podczas gdy oficjalnie miał status bankruta. Osobny wątek to zresztą przeprowadzanie przez niego transferów. Oficjalnie zarejestrowanym agentem jest tylko jego syn, a McKay „jedynie pomaga, używając swoich kontaktów”.
Te wątki można byłoby zresztą mnożyć. W cytowanym przez Onet dokumencie „L’Equipe” rodzina argentyńskiego piłkarza krytykuje również Nantes. Jacyś idioci ujawnili zdjęcia z sekcji zwłok Sali, otrzymali za to zarzuty w kwietniu. Inni idioci, ze Swansea, wymachiwali na meczu kartami pokładowymi z wizerunkiem piłkarza podczas derbowego meczu. Śmierć Sali zamiast wywołać refleksję, obnażyła patologię. Pieniądze klubów i pośredników. Krótka sława i setki lajków dla tych, którzy przerzucili do mediów społecznościowych fotki zwłok piłkarza. Majestat śmierci, który przy okazji derbowych spotkań schodzi na dalszy plan.
***
Berenice Shkair, była dziewczyna Sali, jeszcze podczas trwania poszukiwań zawodnika wysunęła kuriozalne oskarżenia. Przekonywała, że katastrofa to nie był wypadek, a za wszystkim stoi futbolowa mafia.
Jej słowa oczywiście taktownie przemilczano, bo tego typu zarzuty wobec niesprecyzowanych mafiozów ze środowiska można byłoby wówczas jedynie wyśmiać. Nie podejrzewamy modelki o sprawne posługiwanie się metaforami, natomiast obserwacja historii najdroższego piłkarza w historii Cardiff City od momentu podpisania kontraktu, 19 stycznia 2019 roku, aż do dziś, prowadzi do smutnych wniosków. Salę zabiła brudna strona futbolu. Mieszanka absurdalnych oczekiwań, braku cierpliwości, pędu, by w piłkarskim zbożnym dziele nie przeszkadzały żadne pierdoły jak choroby pilotów, pory dnia czy warunki atmosferyczne.
W dniu zadumy i refleksji, Sala, który wczoraj mógł obchodzić 29. urodziny, powinien przypominać, że nasze środowisko składa się z ludzi. Traktowanych przez wszystkich jak luksusowe towary, do kupienia w pay per view, ale nadal śmiertelnych.