„Zarabiaj do 2000 euro miesięcznie, pracując i grając w Islandii”. Spacerując ostatnio ulicami Warszawy trafiliśmy na kilka takich plakatów poprzyklejanych na przystankach autobusowych. Znacie nas, wrodzona ciekawość nie pozwoliłaby nam przejść obok obojętnie. Poszperaliśmy, popytaliśmy i dotarliśmy do człowieka, który za tym wszystkim stoi.
Ale zanim daliśmy mu dojść do głosu, szukaliśmy kogoś, kto Saint Paula Edeha uwiarygodni. Nabraliśmy bowiem podejrzeń, widząc stronę internetową z ogłoszenia. Pasek menu to faktycznie były rzeczy związane z klubem Knattspyrnufelagid Stridsmenn, ale już niżej były linki do pirackich streamów, do jakichś skrótów meczów Premier League na YouTube. No nie budziła ta strona zaufania, by na jej – i ogłoszenia z przystanku – podstawie wsiadać w samolot i meldować się w Reykjaviku. Dziś wygląda już jednak zdecydowanie bardziej profesjonalnie. Może nie jest to poziom polotu jak na stronie klubowej z Premier League czy nawet ekstraklasy, ale jest akceptowalnie.
Edeh, nim postanowił założyć swój klub, był – a w zasadzie technicznie nadal jest, aż do końca tego roku – agentem piłkarskim. Jednym z obsługiwanych przez niego zawodników jest Oliver Helgi Gislason z drugoligowego klubu Haukar, którego dopytaliśmy, czy mamy do czynienia z prawdziwym człowiekiem piłki, czy może z nigeryjskim księciem, który obiecuje fortunę po wpłaceniu na jego konto dziesięciu tysięcy dolarów. – Tak, można temu człowiekowi ufać. Pomógł mi, gdy tego potrzebowałem. Chciałem iść na wypożyczenie, dałem mu listę klubów, które mnie interesują i wszystko załatwił. Jest agentem normalnie zarejestrowanym w KSI (związek piłkarski Islandii – przyp. red.).
Skoro tak – oddajmy głos samemu zainteresowanemu.
– Urodziłem się w Nigerii, grałem w piłkę w Nigerii, Egipcie, na Islandii, w Szwecji i Indiach. W Udoji United z Nigerii, El-Ahly i El-Ismaily z Egiptu, FC Fram z Islandii, Hammarby FC ze Szwecji i Dempo Sports FC Goa z Indii. Wyjechałem z tego samego miasta i dzięki temu samemu agentowi, co były napastnik reprezentacji Polski Emmanuel Olisadebe. Zakończyłem grę w 2008 roku z powodu poważnych kontuzji. Po karierze piłkarskiej studiowałem prawo na Uniwersytecie w Londynie oraz stosunki międzynarodowe w edukacji na Uniwersytecie Islandii.
Co to w ogóle za inicjatywa Knattspyrnufelagid Stridsmenn?
– Jesteśmy klubem piłkarskim, który szuka zawodników chcących przylecieć na Islandię, pracować i grać dla nas w piłkę. Nie jesteśmy w stanie płacić zawodnikom wynagrodzenia, ale każdemu wybranemu przez nas graczowi możemy znaleźć pracę, gdzie zarobi dwa tysiące euro miesięcznie lub więcej. Szukałem już piłkarzy w Bułgarii, Rumunii, Polsce i Chorwacji, pisała już o nas jedna szkocka redakcja, bo w Szkocji też rozwieszaliśmy nasze ogłoszenia.
Skąd w ogóle pomysł?
– Robię to dlatego, że po prostu kocham pracę w piłce, jako trener, jako agent, jako zarządca. Moja wiedza prawnicza pomaga przy podpisywaniu kontraktów i wszelkich sprawach dotyczących klubu, jak transfery czy umowy komercyjne. 30 grudnia 2019 moja licencja agenta piłkarskiego wygasa i nie będę jej odnawiał, ponieważ od 1 stycznia 2020 będę oficjalnie zaangażowany w rozgrywki prowadzone przez islandzką federację piłkarską, więc ze względu na konflikt interesów nie mogę być i agentem, i prezesem klubu w tym samym czasie.
Ktoś panu pomaga?
– To mój projekt i rozkręcam go z własnych pieniędzy. W przyszłości, z bożą pomocą, chcemy móc zapewnić zakwaterowanie naszym zagranicznym zawodnikom. Szczęśliwie łatwo znaleźć tutaj pracę i wielu pracodawców chce nam pomóc oferując piłkarzom pracę za co najmniej dwa tysiące euro miesięcznie.
Co pan z tego ma?
– Największym zyskiem jest radość z robienia tego, co kocham – z bycia w piłce. Mnie cieszy, gdy zawodnik chce dla nas grać i że mogę mu pomóc znaleźć pracę. Pracodawcy płacą bezpośrednio im, nie otrzymujemy z tego tytułu żadnej prowizji. Jesteśmy organizacją sportową, a nie agencją pośrednictwa pracy. Nie pobieramy ani centa z wypłat naszych zawodników.
A jednak koszty prowadzenia klubu są, pewnie niemałe. Na stronie internetowej klubu zapewnia pan trzy treningi w tygodniu na opłaconych boiskach czy halach.
– Największym kosztem jest wspomniany przez pana wynajem boisk. Jeden trening zimą, na hali, kosztuje 130 euro i za tę cenę nie dostajesz nawet hali na wyłączność, a tylko pół boiska. W Reykjaviku i okolicach są cztery hale z boiskami piłkarskimi, więc wszystkie kluby – wielkie, małe – walczą o sesje treningowe na tych czterech zamkniętych stadionach. Stąd jest tak drogo. Latem trening na otwartym boisku kosztuje 70 euro. Za każdy mecz musimy zapłacić właścicielowi boiska 85 euro. To nasze główne koszta.
Co z wyjazdami?
– W ciągu roku czekają nas trzy, maksymalnie cztery wyjazdy pomiędzy trzema a pięcioma godzinami w trasie, więc element podróży nie jest największym problemem. Większość drużyn jest z Reykjaviku i okolic.
A rejestracja zawodników? Z doświadczenia wiemy, że i to potrafi trochę kosztować.
– Rejestracja piłkarzy nie jest kłopotliwa, ponieważ na naszym poziomie, w czwartej lidze, nie płaci się za zgłoszenie pojedynczego zawodnika, a jedynie za rejestrację drużyny jako całości. Związek piłkarski po sukcesach na Euro 2016 i mistrzostwach świata 2018 stara się promować piłkę jak może. W tym roku zaczął nawet opłacać sędziów w trzeciej i czwartej lidze, dzięki czemu spory ciężar został zdjęty z barków takich klubów jak my.
– Jak z każdą przygodą czy biznesem, są zyski i straty. Na tym etapie wydaję wyłącznie swoje własne pieniądze, nie dostając nic w zamian. Ale raczej mało prawdopodobne, bym wydał więcej niż 3700-4000 euro rocznie. Jednakowoż wciąż jest to spora strata, którą moja rodzina musi dodać do wydatków. Moja żona nie jest z tego szczególnie zadowolona, ale cały czas mnie wspiera. To kontrolowane ryzyko i będę się tym zajmował tylko tak długo, jak będę sobie mógł na to pozwolić.
A kiedy ten projekt ma szansę być jakkolwiek opłacalny, przestać być wrzucaniem kolejnych banknotów do garnuszka?
– Jeśli dostaniesz się do jednej z trzech najwyższych lig – Premier League, Inkaso League lub Division 2, masz prawo do części pieniędzy z praw telewizyjnych i od bukmacherów. Ale na naszym poziomie jesteś jeszcze skazany na siebie. Stąd chcemy zbudować mocny zespół, by już w następnym roku awansować do trzeciej ligi. Wierzę, że będziemy w stanie znaleźć przynajmniej jednego-dwóch dobrych piłkarzy, którzy odniosą u nas sukces i upomną się o nich większe kluby, dzięki czemu nasz klub otrzyma pieniądze za transfer. Wtedy będę mógł zainwestować więcej środków w drużynę.
Zakładając, że odezwę się do pana, zdecyduję na przylot na Islandię. Co dalej? Pomagacie potencjalnym zawodnikom z kosztami przelotu, noclegu?
– W tej chwili nie jesteśmy w stanie opłacić kosztów przylotu tutaj czy zakwaterowania. Porozumieliśmy się jednak z wieloma lokalnymi B&B i hostelami, oferującymi naszym piłkarzom noclegi w niskich cenach – nie więcej niż dwadzieścia euro za noc w hostelu, nie więcej niż dwadzieścia pięć euro za Bed&Breakfast. Jak tylko wybierzemy danego piłkarza do naszej drużyny, może wynająć mieszkanie sam lub dzielić je z przyjaciółmi czy kolegami z drużyny. Na Islandii żyje około 15 tysięcy Polaków, dzięki czemu polscy zawodnicy chcący dla nas grać nie będą się tutaj czuli wyobcowani.