Reklama

Dziewięć miesięcy Stępińskiego bez gola. O co tu chodzi?

redakcja

Autor:redakcja

30 października 2019, 17:02 • 5 min czytania 0 komentarzy

Mariusz Stępiński to fajny chłopak jest i z naprawdę dużym uznaniem obserwujemy, jak rozwinął swoją karierę. Za młodu odbił się od ściany w FC Nuernberg i to tak mocno, że głowa mogłaby go boleć do dziś. Jego powrót do polskiej ligi początkowo też nie był udany, nie nosił żadnych znamion spektakularności. A jednak się ogarnął, wyjechał ponownie, zdobył parę bramek w Ligue 1 dla FC Nantes, a teraz zalicza już trzeci z rzędu sezon w Serie A. I to wszystko w wieku zaledwie 24 lat. Patrząc jednak na tu i teraz, zaczynamy się poważnie niepokoić. 

Dziewięć miesięcy Stępińskiego bez gola. O co tu chodzi?

Mówimy przecież o napastniku, a on ostatniego gola w meczu o stawkę strzelił… 2 lutego. To już w zasadzie dziewięć miesięcy! I nie był w tym czasie kontuzjowany, nie popadł w niełaskę. Grał praktycznie cały czas.

Rozkładając to na czynniki pierwsze. Od bramki z Empoli Polak rozegrał 14 meczów w Serie A dla Chievo w poprzednim sezonie,  a w tym sezonie jeden mecz w Serie B i dwa w Pucharze Włoch jeszcze dla Chievo oraz siedem w Serie A już dla Hellas Verona.

Razem to 24 kolejne występy bez gola! Prawie 1700 minut bez gola!

Reklama

Coraz trudniej przejść nad tym do porządku dziennego i udawać, że nic wielkiego się nie dzieje. Jasne, Stępiński nie występuje w potentatach włoskiej ekstraklasy, Chievo spadając do drugiej ligi przez cały sezon wygrało dwa mecze, ale to mimo wszystko przesada i sygnał dla samego zainteresowanego, że jest źle.

O co tu chodzi? – Najłatwiej byłoby odpowiedzieć, że jest zbyt słaby na Serie A, albo że to nie jego zadanie. Obie wersje są jednak zbyt dużym uproszczeniem. To oczywiste, że Stępiński nie jest napastnikiem klasy Lukaku, Ronaldo czy Dzeko i pewnie nigdy nie będzie. Nie jest jednak zbyt słaby na kluby z dolnych rejonów Serie A, bo im pasuje styl Polaka. To nie jest lis pola karnego czy klasyczny snajper, a bardzo pracowity zawodnik. Za to chwalił go niedawno Stefano Sorrentino, były kolega z Chievo, który wśród zalet Polaka wymienił również ruchliwość i grę głową. Tego właśnie wymagają od niego kolejni trenerzy. Strzelanie, wbrew pozorom, nie jest jego podstawowym zadaniem. Stępiński ma powalczyć o piłkę, utrzymać ją, zmęczyć i porozbijać przeciwnika, zrobić miejsce kolegom. Z tego wywiązuje się należycie. Nawet w ostatnim meczu z Parmą to pokazał, gdy świetnie stworzył okazję Eddie’emu Salcedo i doskonale potrafił wrócić do obrony za Gervinho – mówi nam dziennikarz “Przeglądu Sportowego” i Onetu, Norbert Bandurski, specjalizujący się we włoskim futbolu.

No właśnie, jak wspomnieliśmy, mimo zaciętego magazynku Stępiński niezmiennie cieszy się zaufaniem w Hellasie. W trwającym sezonie jeśli jest do dyspozycji, gra zawsze i tylko raz zdarzyło się, że wszedł z ławki. Jego pozycji nie osłabiła nawet czerwona kartka otrzymana w ligowym debiucie z Milanem.

Bandurski tłumaczy: – Kredyt zaufania u trenera Ivana Juricia Stępiński będzie miał spory, choćby ze względu na styl gry. Tam lubią pracowitych zawodników, a też nie po to klub ryzykował niezadowolenie kibiców sprowadzając piłkarza Chievo, aby teraz szybko z niego rezygnować. Ponadto, mimo dopiero 24 lat, Stępiński jest najbardziej doświadczonym w Serie A napastnikiem Hellasu – oprócz “dziadka” Pazziniego, który jednak gra mało, a teraz i tak leczy kontuzję.

Nasz ekspert zwraca również uwagę, że filozofia gry Verony z jednej strony może naszemu rodakowi pomóc, a z drugiej zaszkodzić. – Plusem jest to, że trener Jurić zwykle ustawia go w duecie z Salcedo lub Di Carmine. Polak lepiej spisuje się, gdy ma obok siebie drugiego napastnika. Tak było również w Chievo, gdzie był lepszy grając w duecie z Sergio Pellissierem lub Riccardo Meggiorinim. Dzięki temu Stępiński może zgrać piłkę głową do blisko ustawionego partnera, utrzymać ją w posiadaniu zespołu i zebrać plusy u trenera. Zagrożeniem jest z kolei dość mała liczba dośrodkowań. W meczu z Parmą werończycy łącznie z rożnymi i wolnymi centrowali 13 razy, a rywale 25. W innych meczach dysproporcja jest raczej mniejsza, ale wrzutki, to nie jest coś, na czym Hellas opiera swój styl. Zwłaszcza że jako prawy wahadłowy gra obrońca, a jako lewy – prawonożny Lazović, który schodzi do środka i próbuje strzelać. Z Parmą wczoraj właśnie coś takiego dało gola. To z kolei pozbawia Stępińskiego jednego z atutów – gry głową. Trudno zdobyć w ten sposób bramkę, gdy nie ma dośrodkowań – szuka przyczyn Bandurski.

Powyższe fakty mocno kłócą nam się z tym, co Stępiński powiedział ostatnio w FootTrucku. Przyjemna rozmowa, dużo anegdot, ale ciężko było się nie uśmiechnąć, gdy odpowiadał na pytanie, gdzie umieściłby siebie w hierarchii polskich napastników. Stwierdził, że bez wątpienia lepsi są Lewandowski i Milik, a w przypadku Piątka uzna tak, jeśli ten znów zaliczy bardzo dobry sezon.

Reklama

Bandurski stara się jednak zrozumieć ten tok rozumowania. – W pierwszej chwili jego słowa budzą uśmiech politowania, ale po głębszym zastanowieniu już niekoniecznie. To wszystko zależy od oczekiwań i zadań przed nim postawionych. Bo spójrzmy na innych napastników: Piątka uznałbym wprawdzie za ewidentnie lepszego, ale już pozostałych niekoniecznie. Teodorczyk? Mało gra, jeszcze mniej strzela. Wilczek? W Serie A sobie nie poradził, trudno uznać go za lepszego. Kownacki? Pewnie jest lepszy, ale to nie jest jakaś wielka różnica klas, a na gola też czeka już długo. Te słowa więc pokazały jego pewność siebie, ale nie są herezją, za którą powinniśmy go spalić na stosie – uważa.

Nawet jeśli przyjmiemy, że Stępiński w pierwszej kolejności nie musi imponować strzeleckimi statystykami, to mimo wszystko zaczyna dochodzić do przegięcia. I z tym Norbert Bandurski się zgadza. – Generalnie to napastnik potrzebny zespołowi walczącemu o utrzymanie, choć nie można na nim opierać gry. Jest wartościowym uzupełnieniem, trenerzy go cenią, ale jednak musi strzelić od czasu do czasu gola. I oby wkrótce się przełamał – podsumowuje.

Najbliższa okazja w niedzielę 3 listopada, gdy do Werony przyjedzie Brescia, ale wtedy stuknie już pełnych dziewięć miesięcy bez bramki. Tak czy siak: Mariusz, liczymy na przełamanie, może zadziała klątwa Weszło.

PM

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...