Reklama

Odbudowa Dybali, czyli największy sukces Sarriego w Turynie

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2019, 11:03 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Paulo Dybala powoli przepływał na drugą stronę rzeki w swojej przygodzie z Juventusem. Zawodzący, odgrywający nikłą rolę u Massimiliano Allegrego. Argentyńczyk miał odejść. Albo inaczej – w Juventusie nawet nie po cichu nakłaniano go do odejścia. Jednak nie udało się.

Odbudowa Dybali, czyli największy sukces Sarriego w Turynie

Został i to paradoksalnie może okazać się najważniejszym transferem Bianconerich. Paulo jest w bardzo dobrej formie, powoli zmazuje plamy z zeszłego sezonu i w tych pierwszych tygodniach nowego bez wątpienia można nazywać go kluczowym ogniwem u Maurizio Sarriego.

Bezsprzecznie największym sukcesem neapolitańskiego szkoleniowca w pierwszych miesiącach w Turynie jest odbudowa Paulo Dybali. Argentyńczyk dwa lata temu, po meczu z Barceloną, był bliski lotu w kosmos. Zbliżył się do galaktyki tych najlepszych. Może nie jadł jeszcze w tej samej knajpie co Leo Messi i Cristiano Ronaldo, ale czekał na przyjęcie rezerwacji stolika. „La Joya” w niespełna 24 miesiące spadł w hierarchii u Allegrego, przypięto mu łatkę żelaznego rezerwowego. W Dybali Fabio Paratici i reszta zarządu słusznie zauważali kapitał, który szybko trzeba wymienić na gotówkę, bo w innym wypadku jego akcje pójdą drastycznie w dół.

Rezerwacja Paulo zginęła w otchłani internetu, przez co wylądował w restauracji o wiele gorszego sortu. Nadal z dobrym jedzeniem, niezłą obsługą, ale mimo wszystko o klasę słabszą.

Oczywiście, Dybala często wchodził na ostatnie dwadzieścia minut ważnych spotkań, ale to była tylko wartość dodana do husarii włoskiego szkoleniowca, broń Boże nie główny trybik. Gdy Juventus zwyciężył z Napoli na San Paolo, Paulo grał ogony. Gdy Juventus zaprezentował jeden z lepszych meczów w historii klubu, robiąc fantastyczną rimontę, Dybala wszedł na 20 minut i nie miał zbyt dużego wkładu w historyczny rezultat. Argentyńczyk irytował wszystkich po kolei, wszyscy mieli go dość i fani Bianconerich najchętniej zrobiliby zrzutkę na bilet samolotowy i wysłaliby go do Anglii, Hiszpanii. Gdziekolwiek, byle jak najdalej.

Reklama

Poniekąd rozumiem Allegrego, w końcu Paulo w tamtym sezonie ani nie zapewniał liczb, ani tym bardziej zapieprzania po całym boisku z pianą w ustach. Miotał się. A to czasem wystąpił w ataku, a to czasem na prawej flance, ofensywnym pomocniku. Max próbował, ale nie znalazł mu miejsca.

Zespoły, które w zeszłym sezonie miał na rozkładzie Paulito:

Bologna x2

Cagliari

Frosinone

Milan

Reklama

Young Boys x4

Manchester United

No bez jaj, beznadziejny bilans jak na niego, ale tak wyglądał zeszły sezon Dybali. Nie był postacią numer trzy. Ani pięć. Ani siedem, ani osiem, ani dziewięć też nie. To trochę jak z wkładaniem dekoracyjnego kwiatka do drinka. Fajnie, ale po co?

„La Joya” w lecie siedział na walizkach. Wszystko wskazuje na to, że gdyby nie pokręcone i chore transakcje związane z prawami do wizerunku Argentyńczyka, to teraz zamiast zerować kieliszki Merlota, wcinałby rybę z frytkami na obrzeżach Manchesteru tudzież Londynu.

Na początku kadencji Sarriego, gdy neapolitańczyk zdecydował się na ustawienie 4-3-3, znów próżno było szukać miejsca dla Dybali. Jako samotna „dziewiątka”? Nic z tego, wysokie ryzyko kompletnej klapy. Paulo przez większość kariery, gdy czysto teoretycznie miał być ustawiany w linii ataku, grał jako trequartista. Czyli jako zawodnik, który ani nie jest stricte ofensywnym pomocnikiem, ani napastnikiem. Po trochu tego i tego. W Palermo miał do spółki Franco Vazqueza, Andreę Belottiego, później w Juve Alvaro Moratę, Mario Mandzukicia. Prawe skrzydło? Dla Paulo bardzo niekomfortowa pozycja. Nie było gdzie go wpasować.

Aż w końcu nowy trener Juventusu zmienił ustawienie, rezygnując ze skrzydeł. 4-3-1-2 z linią pomocy ustawioną w diamencie, z Dybalą i Higuainem lub Ronaldo w dwójce z przodu.  I wówczas zabawa zaczęła się na nowo.

To też nie było tak, że Sarri zobaczył Dybalę, bezpowrotnie się zakochał, zapomniał o żonie i od tamtego momentu spał z podobizną Argentyńczyka w łóżku. Pierwsze mecze z Parmą, Napoli, Fiorentiną, Atletico – łącznie 26 minut. Trudno w tej całej sadze wybrać punkt zwrotny. Przeciwko Brescii oraz Hellasowi wróciły przebłyski bajecznego talentu. Bardzo dobrze wyglądał ze SPAL, może jeszcze nie w pierwszych kilkunastu minutach, kiedy kilka razy zgubił piłkę w błahy sposób. Później zaczął łapać luz. Getry w dół, piłka krótko przy nodze i miliony kontaktów z futbolówką. Tylko ten styl nareszcie dawał konkrety w ofensywie. Dwa razy związał kilku rywali, zrobił rajd i kończył strzałem. Gdyby nie kosmiczna dyspozycja Etrita Berishy, „La Joya” mógł zejść do szatni golem, a nie tylko asystą. W końcówce wrzucił ciasteczko na głowę Ronaldo, który zakończył emocje.

Kolejne spotkanie z Bayerem – po raz kolejny ogony. Wyszło więc na to, iż Dybala – wyłączając starcia z Hellasem, Brescią, SPAL – zagrał u Sarriego łącznie 33 minuty. A był już październik.

Inter go odblokował. Sarri zdecydował, że „Pipita” lepiej sprawdzi się jako joker z ławki, co automatycznie spowodowało, iż na Meazza wybiegła dwójka Ronaldo-Dybala. I szczerze powiedziawszy, to ten drugi miał więcej powodów do radości po Derby d’Italia.

  1. minuta

Lewa noga Paulo Dybali. Obiekt pożądania wielu europejskich agentów, ale też przede wszystkim piłkarzy. Można mówić, że Argentyńczyk jest chimeryczny, bo często jest, fakt. Można też mówić, że jego dotychczasowa kariera w reprezentacji to śmiech na sali. Ale jeśli porównywać „Diament” do Messiego, to w głównej mierze przez pryzmat tej części ciała. Milan Skriniar go nie zblokował, Paulo precyzyjnie umieścił piłkę w bramce, a sytuacja nie była najlepsza.

Screen Shot 10-29-19 at 10.52 AM

  1. minuta

Dybala otrzymuje futbolówkę od Pjanicia. Dość trudne podanie do szybkiego zgaszenia. Niechlujny lobik w środkowej części boiska, w przypadku straty pewniakiem wydaje się kontra, a drużyny Conte to pojęcie mają wypisane na wszystkich ścianach klubowego ośrodka. Paulito mija Brozovicia, następnie De Vrija, a na sam koniec wlatuje w niego Barella. Faul, rzut wolny.

Screen Shot 10-29-19 at 10.53 AM

Wokół Dybali wspomniana trójka, a zaraz za jego plecami czyha Stefano Sensi. Najgorszy moment na stratę, do czego ostatecznie nie dochodzi.

  1. minuta

Podanie z lewej strony od Matuidiego, Dybala ustawiony plecami do bramki Handanovicia zagrywa wsteczną do Ronaldo, który strzela niegroźnie, pewnie broni Bośniak

  1. minuta

Podobna sytuacja do tej sprzed kilkudziesięciu sekund. Dybala wystawia w tempo do Ronaldo, ten tym razem trafia, jednak „La Joya” znajdował się na pozycji spalonej. Bramka nieuznana.

  1. minuta

 Dybala wychodzi na pozycję, następnie otrzymuje podanie od Khediry i tę okazję marnuje.

Tak wyglądały najważniejsze momenty z tego meczu w wykonaniu Paulo. Nie można zapomnieć, ile razy Dybala wręcz bawił się z zawodnikami Interu. Ile razy brał piłkę, holował, ale robił z tego pożytek. A to rozrzucił, a to ciekawie rozciągnął pole gry. To jeszcze nie był ten Argentyńczyk ze starcia z Barceloną, ale przypominał go prawie do złudzenia. Dlatego jeszcze nie pieję z zachwytu. Wiem, na co go stać.

Później osiem minut przeciwko Bologni i pierwszy skład w starciu Ligi Mistrzów z Lokomotiwem. 77. minuta Rosjanie popełnili największy błąd tego wieczora. Na dwudziestym metrze Paulo miał tyle miejsca, by najpierw przełożyć piłkę na lewą nóżkę, a później zerwać pajęczynę z okna bramki Guilherme. 120 sekund później dołożył pasówkę po obronie naturalizowanego Rosjanina i mistrz naszych północno-wschodnich sąsiadów wyjeżdżał z Turynu bez ani jednego punktu.

To znów był dzień Dybali.

Po meczu w Champions League, przyszła ligowa rywalizacja z beniaminkiem z Lecce. Na Via del Mare Juve zremisowało 1:1, a gola z karnego dla aktualnych triumfatorów strzelił Argentyńczyk. Za to spotkanie również należy go wyróżnić. Trzy kluczowe podania, bramka, ale jednak dwie okazje zmarnował. Oczywiście ten negatyw nie może wpływać na końcową ocenę tego świetnego października w wykonaniu zawodnika z Laguna Larga.

Znów stał się kluczowym trybikiem u Bianconerich. A nawet nie wiecie, od ilu miesięcy na takie stwierdzenie czekają fani „Starej Damy”.

*

Wrócił uśmiech na twarz Paulo. Znów cieszy się grą. I to może brzmieć dziecinnie, może i nawet absurdalnie, ale w jego wypadku widać te całą atmosferę, która się wokół niego wytwarza. Sarri obdarzył go zaufaniem, cały czas jest wychwalany przez piłkarzy w swoim zespole. Oni mają świadomość, że Ronaldo jest genialnym zawodnikiem, który przecież przynajmniej raz dzięki swojej formie dołożył do gabloty Realu trofeum za Ligę Mistrzów. Ale również wiedzą, że bez Dybali w gazie o triumf w tejże będzie bardzo ciężko.

Biorąc pod uwagę, jak bardzo zróżnicowany jest duet Cristiano-Paulo, to może być broń masowego rażenia Sarriego na europejskich potentatów.

Nie udało się w Cardiff, Berlinie, Manchesterze, Amsterdamie i Monachium. Nie udało się Allegremu ani Lippiemu. To może tę pechową serię przegranych finałów przerwie prosty, neapolitański Maurizio?

Tylko z Dybalą i Ronaldo w formie.

Dominik Klekowski

Fot. NewsPix

 

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...