Reklama

Oklep dekady w Warszawie. A kto wcześniej był najmocniej obijany?

redakcja

Autor:redakcja

28 października 2019, 15:55 • 10 min czytania 0 komentarzy

W tej dekadzie nikt jeszcze nie dostał takiego lania w Ekstraklasie, jakie wczoraj krakowskiej Wiśle sprawiła Legia. Nikt nie przyjął siódemki, choć bolesnych nauk futbolu pobieranych od niekoniecznie najbardziej renomowanych profesorów nie brakowało. Zbieramy je więc w jednym miejscu.

Oklep dekady w Warszawie. A kto wcześniej był najmocniej obijany?

Kryterium? Wybraliśmy w każdym sezonie mecz z największą różnicą bramek, przy równej decydował najpierw stadion – toć 0:5 u siebie śmierdzi znacznie bardziej niż 0:5 poza domem – a później różnica pomiędzy zespołami w końcowej tabeli. Co innego, gdy spadkowicz nie nadąża w tańcu za królem wiejskiej potańcówki, a co innego, kiedy mówimy o dwóch podobnej klasy ekipach.

2010/11 – Lech gubi oddech

– O wyniku meczu zadecydowały zmiany, jakich dokonałem w przerwie. Od 20. minuty pierwszej połowy wydawało mi się, że osiągnęliśmy przewagę w polu. Utrzymywaliśmy się dłużej przy piłce. Chciałem pójść za ciosem, czułem, że to może być ten moment, że Lech zgubił oddech.

Tak zaczął pomeczową konferencję prasową po Lech – Cracovia trener Pasów Rafał Ulatowski. Identyfikacja momentu, w którym Lech stracił oddech, trochę zawiodła Ulatowskiego. Swoją drogą dziś pracującego w… Lechu. A zawiodła na tyle, że mecz skończył się 5:0 dla zespołu z Poznania. Nikt nie dostał wyższego oklepu w tamtym sezonie, 0:5 przegrała też 15. ostatecznie Arka z wicemistrzowskim Śląskiem.

Reklama

Obrona Cracovii w tamtym meczu, ba – w tamtym sezonie, zasługiwała wyłącznie na podłożenie soundtracku z Benny’ego Hilla. Jacek Laskowski komentujący to spotkanie mówił, że Lech wypracowywał sobie sytuacje tak pół na pół z błędami, nieporozumieniami i kiksami w obronie Cracovii. Oj, te proporcje były naszym zdaniem jeszcze bardziej niekorzystne dla Pasów. Zaczęło się od samobója Jarabicy walącego z linii pola karnego w kierunku własnej bramki tak, jak nigdy wcześniej ani później nie załadował rywalom. Wywracał się we własnym polu karnym Sasin, mnożyły się błędy Polczaka, Janus z Radomskim zapragnęli świecą w kierunku własnej bramki asystować Stiliciowi, Cabaj wycinał Peszkę na rzut karny…

Aj, co to była za paka, defensywa nie mniej legendarna niż pamiętny skład Kaiserslautern.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.40.35

2011/12 – Bełchatów przed Albanią

W piłce nożnej Popek był królem na długo zanim zaczął panowanie w Albanii. „Hat-trick Jacka Popka”, jak to w ogóle brzmi? Na pewno nie tak, by będąc w szatni rywala stwierdzić, że nic się nie stało. Jak gość strzela w sezonie trzy gole, a w prawie połowie meczów swojego zespołu później nawet nie wychodzi na boisko, to znaczy że właśnie odsmażyliście taką kaszanę, jakiej dawno nie widziano.

Co ciekawe, tamten sezon Bełchatów skończył niżej niż Podbeskidzie – GKS był 14., bielszczanie zajęli 12. pozycję z 4 punktami przewagi nad zespołem z łódzkiego.

Reklama

Swoją drogą, gdybyście w jego pączkarni wpadli przypadkiem na Kamila Kosowskiego, możecie zagadać o ten mecz i mieć pewność, że odpowie uśmiechem. Wszyscy pamiętają oczywiście wielkie starcia z Parmą, Schalke i Lazio, ale mało kto – że z Podbeskidziem „Kosa” zaliczył w jednym meczu aż cztery asysty.

A, pączkarnia jest w Bielsku-Białej. Taki chichot losu.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.40.14

2012/13 – Raz na wozie…

Minął nieco ponad rok i w tym samym miejscu, w którym Bełchatów pojechał z Podbeskidziem jak z furą gnoju, dowiedział się jak to jest być otłukiwanym tak niemiłosiernie, jak to auto z youtube’owego klasyka. Mecz to był przedziwny, bo najpierw zaczął się z opóźnieniem, później nawaliło tyle śniegu, że trzeba było starcie przerywać. Ale nic nie wybiło z rytmu Polonii. Polonii, w której nie płacono, Polonii która wraz z końcem sezonu miała upaść tak boleśnie i tak nisko, że tylko przez rok od tamtej pory gościła na szczeblu centralnym. Skończyło się spadkiem z II ligi po roku urzędowania.

No ale wtedy to był kawał paczki. Każdy grał o swoją przyszłość. Fajne kariery porobili później Dwaliszwili (nim stał się Drwaliszwilim), Wszołek, Teodorczyk, Brzyski. Świadoma swojego losu Polonia skończyła zresztą o włos od miejsca w pucharach, brakło ledwie kilku punktów więcej na finiszu. A Bełchatów w pełni zasłużenie starabanił się z ligi. Fatalnie się ich wtedy oglądało, 24 strzelone gole – najmniej w lidze – to najlepsze tego świadectwo.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.43.55

2013/14 – Jaga wykręca adres Ruchu

Ruch Chorzów gra na Cichej 6, a Jagiellonia wykręciła mu pewnego wrześniowego popołudnia cicho-sześć. Obrońcy Ruchu zhańbili do reszty miano „ekstraklasowego obrońcy”, na stoperze debiutował wtedy ten, który kilka sezonów później został… defensorem sezonu. Michał Helik. Ale gość szczęścia do debiutów nie miał, bo gdy zaczynał w Młodej Ekstraklasie, było 6:2 dla Cracovii, w tej dorosłej – 6:0 dla Jagiellonii.

Zresztą większa liczba chorzowian z tamtego meczu zrobiła później sporo dobrego w piłce. Starzyński to dziś jeden z najlepszych pomocników ligi i najlepszy jej asystent, Krzysztof Kamiński zapracował sobie na transfer do Japonii, gdzie został ulubieńcem kibiców i zbierał naprawdę dobre recenzje.

Wtedy jednak trudno było uwierzyć, że w niebieskiej koszulce oglądamy choć jednego poważnego zawodnika. W tamtym sezonie wystawialiśmy już noty za wszystkie ligowe spotkania, więc z sentymentu przypomnijmy:

Kamiński – 2, Babiarz – 1, Helik – 1, Stawarczyk – 1, Janoszka – 1, Sultes – 1, Surma – 1, Tymiński – 1, Starzyński, Włodyka – 2, Jankowski – 1

To swoją drogą zdecydowanie najbardziej kuriozalny z zebranych tu wyników, jeśli wziąć pod uwagę to, jak później zespoły biorące w pogromie udział z pozycji znęcającego się i bitego kończyły sezon. Jagiellonia nie załapała się nawet do grupy mistrzowskiej, w spadkowej lepsze były Śląsk i Podbeskidzie. Ruch? Podium pod wodzą Jana Kociana i naprawdę fajna przygoda w pucharach zakończona dopiero po dogrywce z Metalistem Charków.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.44.19

2014/15 – Lider do bicia

A konkretniej – “chłopcy do bicia dla Brożka i Stilicia”, jak o meczu napisało 90minut.pl. Górnik zresztą w tamtym sezonie dwa mecze u siebie przegrał pięcioma golami, drugim był ten do dziś budzący ogromne emocje, szczególnie u kibiców Legii i Lecha – 1:6 z Kolejorzem. Bo miało być tak, że kibice nakazali swoim pupilom oddanie spotkania Lechowi, byle tylko mistrzem zostali poznaniacy, a nie znienawidzona ekipa z Warszawy. No i mimo że Górnik wyszedł w tamtym starciu na prowadzenie, długo pozorów nie zachowywano.

Stąd nie wybieramy meczu z poznaniakami, tylko ten, który Górnik faktycznie chciał wygrać. Z października, z pierwszej części sezonu, gdy zabrzanie bywali nawet liderem Ekstraklasy. Ba, byli nim także przed meczem z Wisłą, podchodzili do niego po przerwie na kadrę, a wcześniej – wygranej w Chorzowie z Ruchem. No był Górnik w sztosie i to konkretnym, Adam Nawałka działał cuda przy Roosevelta, Madej, Kosznik, Zachara czy Sobolewski rządzili na swoich pozycjach nie tylko w Zabrzu, ale i w całej lidze. Do diaska – Górnik przed tym spotkaniem miał najlepszą (!) linię obrony w Ekstraklasie, z zaledwie 9 bramkami straconymi w 11 meczach.

Wisła Smudy rozpykała jednak zabrzan tak, jak pyka się drugoklasistów na turnieju szkolnym, gdy samemu jest się w klasie szóstej. Paweł Brożek strzelił wtedy chyba najłatwiejszego hat-tricka w karierze, choć mecz zaczynał na ławce i podniósł się z niej dopiero po przerwie. Semir Stilić? Dwa gole, asysta i totalna profesura. Górnik niczego Wiśle nie potrafił w drugiej połowie utrudnić, wyszli na nią nie zawodnicy, a jakieś bezładnie biegające po murawie wkłady do koszulek.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.45.20

2015/16 – Duś frajera

Gdy pojawia się okazja na łatwe gole, Paweł Brożek wyniucha ją z kilometra. W Bielsku grało mu się tak łatwo i gładko, jak niemal rok wcześniej w Zabrzu. Podbeskidzie zagrało jak na poziomie początkującym, Wisła odpaliła legendarny. To było takie starcie, że gola dla rywali Podbeskidzia strzeliłby i Tomasz Zubilewicz z asysty Ryszarda Kalisza. Zrobienie kanapki z szynką i serem jawiło się nam tego dnia jako trudniejsza misja niż pokonanie Emiliusa Zubasa.

Wspomniany Brożek bawił się na boisku tak dobrze, że przy golu na 5:0 zagrał do Rafała Boguskiego z pierwszej piłki, idealnie między nogami defensora rywali. Czy to nie podchodzi pod czerpanie przyjemności ze znęcania się nad słabszym? Czy nie powinniśmy byli wtedy ustanowić dla obrońców Podbeskidzia jakiegoś nośnego hashtagu, by współczujący im twitterowicze mogli nagłośnić tę sprawę? Pewnie tak.

Pełna, totalna dominacja. Mecz pod szyldem „duś frajera”. Wisła nie zawahała się ani chwili.

Oczywiście, jak podpowiada logika Ekstraklasy, musiało do tego wyniku zostać dopisane kuriozalne postscriptum. Otóż Wisła u siebie, w rundzie rewanżowej, z tym samym Podbeskidziem wtopiła 1:2.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.47.10

2016/17 – Pojedynek gołej dupy z czołgiem

Okej, dziś wiemy, że Krzysztof Piątek to nie pierwszy-lepszy napastnik ligowy, ale jeśli strzela ci gola na klęczkach, trzymając pięty przy pośladkach, to oznacza, że z twoją obroną jest źle.

Z defensywą Korony w starciu z Cracovią nie było źle. Było najgorzej. Sugerowaliśmy wtedy prowadzącemu Koronę Tomaszowi Wilmanowi odpowiedni dobór słów, w jakich powinien zwrócić się do swoich piłkarzy. Przypomnijmy:

„Baty. Masakra. Chłosta. Wymierzanie kary. Wpierdol. Rozbabranie. Manto. Lanie. Cięgi. Razy. Łomot. Rozsmarowanie. Miazga. Kompromitacja. Deklasacja. Żenada. Leżakowanie. Lekcja futbolu. Lekcja życia. Degrengolada. Wstyd. Hańba. Ból. Przebierańcy. Parodyści. Popierdółki. Beztalencia. Darmozjady. Obciach. Poruta. Nokaut. Upokorzenie.”

Korona dostała batem, ale nawet przed tym batem szczególnie nie uciekała. Została zdeklasowana przez zespół, który koniec końców ledwo uratował się przed wyleceniem z ligi na zbity pysk (2 punkty nad przedostatnim Górnikiem Łęczna). Gdyby Mateusz Szczepaniak zapragnął wyprowadzić psa w polu karnym Peskovicia, pewnie Dejmek z Wierchowcowem nie zgłosiliby żadnych pretensji. Cetnarski poprosiłby Palankę o wypucowanie na błysk samochodu – ten pewnie bez ociągania się by to zrobił. Korona zgadzała się bowiem na wszystko, na co tylko Pasy miały ochotę. Kilkudziesięcio-, czy wręcz kilkusetsekundowa klepanka piłą? Luzik. Wjazd w szesnastkę? No problem.

Oczywiście Korona nie spadła, ba – była najlepszym zespołem spoza czwórki Legia, Jaga, Lech, Lechia, która wtedy odjechała reszcie ligi. Ale Tomasz Wilman już się nie zrehabilitował. Co prawda po 0:6 nie wyleciał, ale po kolejnych porażkach – 1:2 ze Śląskiem i 0:4 z Ruchem – już owszem.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.47.39

2017/18 – Wolne Żarty Gdańsk

Biją się o mistrzostwo do ostatniej kolejki sezon wcześniej. Wygrywają Puchar Polski i kończą na ligowym podium sezon później. Kadra wcale aż tak bardzo się w tym czasie nie zmienia, można odnaleźć kilku wciąż grających w Lechii piłkarzy w składzie, który wyszedł przedostatniego dnia października w Gdańsku na mecz z Koroną Kielce.

I aż trudno uwierzyć, że ta banda dostała taki wpierdziel, że odbijała się nawet nie oranżada z komunii, a zupka Gerbera dla dzieci po szóstym miesiącu życia. Korona wbiła pięć, mogła z dziewięć i nikt nie powiedziałby, że z przebiegu meczu to niesprawiedliwy wynik. Już gdyby Żubrowski strzelił karnego przy 0:4, byłoby goli więcej.

I nie, nie usprawiedliwialibyśmy tego wyniku tylko obecnością w składzie Mateusza Lewandowskiego. Sfochowany Wolski, Łukasik wywracający się przy próbie rulety, Milos kopiący po autach bez asysty rywala, kompletnie nieruchliwy Wawrzyniak, Kuciak wychodzący na maliny, Flavio symulujący zaangażowanie – to wszystko złożyło się na wielopoziomową, 90-minutową katastrofę.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.48.01

2018/19 – Fajerwerki na Ludowym

Kilka dni później kibice Zagłębia podczas meczu z Legią Warszawa faktycznie odpalili fajerwerki, ale najpierw strzelanie urządzili sobie w Sosnowcu zawodnicy Lecha. Podczas krótkiej acz intensywnej kadencji Adama Nawałki Lech lepszego spotkania niż to z Zagłębiem nie zagrał. Ale to też dlatego, że gospodarze nawet nieszczególnie przekonująco symulowali zaangażowanie, o faktycznym nawet nie wspominając. Robert Gumny mógł spokojnie w tym meczu opuścić “Klub Zero”, Filip Marchwiński i Tymoteusz Klupś również zaliczyli debiutanckie trafienia w lidze dla Kolejorza. Amaral wyglądał w drugiej połowie na tle sosnowiczan jak Pan Piłkarz, za którego faktycznie warto było wyłożyć kupę siana. Podobnie Maciej Makuszewski, na którego równie imponujący występ czekamy do dziś. Zagłębie po przerwie totalnie odpuściło, obrona złożona z Heinlotha, Jędrycha, Polczaka i Cichockiego zagrała jak obrona złożona z Heinlotha, Jędrycha, Polczaka i Cichockiego, w dodatku niebędąca nawet w 50% w optymalnej formie.

Lech dzięki obecności w lidze zespołu tak dramatycznie słabego jak Zagłębie mógł więc wygrać najwyżej poza domem w całej swojej historii, Filip Marchwiński – zostać najmłodszym w dziejach klubu strzelcem ligowej bramki. Zespołu równie słabego, co Zagłębie tego grudniowego wieczora w pamięci szukaliśmy aż jedenaście lat wcześniej, gdy w Ekstraklasie kopało się po czołach… Zagłębie Sosnowiec.

Zrzut ekranu 2019-10-28 o 12.48.27

SZYMON PODSTUFKA

Grafiki meczowe z 90minut.pl
fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Salah rozczarowany brakiem propozycji nowej umowy. “Chyba jestem bardziej poza klubem”

Aleksander Rachwał
0
Salah rozczarowany brakiem propozycji nowej umowy. “Chyba jestem bardziej poza klubem”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...