Coś tam kopie Robert Lewandowski w 2019: wygrana 36 do 33 rywalizacja z Messim o miano najskuteczniejszego strzelca klubowego poważnych lig. Jak dorzucimy Lewemu gole dla kadry, przekracza cztery dyszki. A przecież mamy dopiero październik i Robert strzela w KAŻDYM MECZU Bayernu ostatnich tygodni – jak tak dalej pójdzie zamknie rok spokojnie z sześćdziesiątką na koncie, po drodze prześcigając kolejne wielkie marki na listach strzelców wszech czasów.
Tym samym odżyła dyskusja o wysokim miejscu Polaka w plebiscycie “Złotej Piłki”. Przebąkuje się o piątce, optymiści piszą o miejscu numer trzy. Chcielibyśmy trochę stonować nastroje.
PO PIERWSZE
“Złota Piłka” to taki plebiscyt, który skupia się na indywidualnych dokonaniach, a tak naprawdę jednak nie.
Trudno się zresztą takiemu podejściu dziwić. Kogo cenimy bardziej? Tego, co śrubuje rekordy, ale jego własne liczby nie przekładają się na sukcesy drużyny, czy jednak kogoś, kto liczb ma mniej, ale tak oliwi tryby zespołu, że ten sięga po tytuły?
To jest oczywiście zbytnie uproszczenie. Przystawmy obie kwestie do Roberta: jego gole w tym momencie trzymają Bayern na powierzchni, trudno sobie wyobrazić które miejsce mieliby choćby w lidze Bawarczycy, gdyby nie to, że ich – tak, tak – legenda ma TAKĄ formę.
Z drugiej strony, minęły już czasy, gdy jeden facet mógł zrobić tak wielką różnicę, szczególnie na szczytach piłki – jasne, można mieć spory wpływ, ale żyjemy w erze dwóch wybitnych graczy, jednych z najlepszych jeśli nie najlepszych w dziejach, a nawet oni – po prostu – przegrywają.
Wybitny piłkarz musi mieć też szczęście znaleźć się w drużynie, która jest pełna gwiazd pomniejszych, składających się na tryby znakomicie funkcjonującej maszyny, a w której wybitny jest zarazem silnikiem, ale też – a jakże – truskawką na torcie, swoistym symbolem jej siły.
Bayern taką drużyną bywał.
Ale nie w 2019 roku.
PO DRUGIE
Bayern odpadł w pierwszej rundzie fazy pucharowej Ligi Mistrzów. To w zasadzie zamyka temat. Ale dobrze, rozwińmy.
Grali z Liverpoolem. Przyszłym triumfatorem. Zespołem rewelacyjnym, drużyną roku, pewnie to z ich szeregów rekrutowany będzie triumfator. Ale nie zmienia to faktu:
Bayern wiosną w Lidze Mistrzów zagrał 180 minut. 0:0, 1:3, Robert, nie ukrywajmy, zagrał tak sobie, nie miał wówczas takiej formy, jaką imponuje teraz.
A pamiętajmy, że to była fantastyczna wiosna w Lidze Mistrzów, a że mamy rok nieparzysty, to też rok bez wielkiego turnieju i Champions League tylko nabiera wagi. Spektakularnych występów, spektakularnych meczów, odrabiania strat, pięknych goli było multum. Mieliśmy:
– Manchester City strzelający 10 bramek Schalke
– Hat-trick Ronaldo z Atletico, który wydostał Juve z grobu madryckiego 0:2
– Niesamowite 3:1 Czerwonych Diabłów na Parc de Princes
– Ajax bijący Real czwórką na Bernabeu, Ajax bijący Juve na jego stadionie
– Niesamowity dwumecz Tottenham – Manchester City
– Niesamowity dwumecz Tottenham – Ajax
– Dwumecz nad dwumecze Barcelony z Liverpoolem.
I teraz pomyślmy jak blado wypada Bayern i przy okazji Robert Lewandowski. Ktoś mógłby powiedzieć również, że Lewy w ostatnich pięciu kolejkach Bundesligi strzelił tylko raz, ale to byłoby czepialstwo wobec króla strzelców.
Niemniej tej Ligi Mistrzów, gdzie Bayern zapisał totalnie anonimową kartę, nie da się zakrzyczeć nawet tak piękną serią, bo owszem, jest imponująca, ale to wciąż początek sezonu, faza grupowa, mecze jednak z perspektywy drugorzędne – owszem, nie zaszkodzi, że Lewy jest w sztosie w momencie przyznawania nagrody, ale jednak najważniejsze karty zostały rozdane już wcześniej.
PO TRZECIE
To naprawdę nie ma takiego znaczenia. Nagrody indywidualne w piłce nożnej mają trzeciorzędne znaczenie. To ile poświęca im się miejsca w porównaniu do tego jakie mają faktyczne przełożenie…
Czy ktokolwiek wiwatował, podskakiwał na fotelu, bo Polak dostał w piłce jakąś ważną nagrodę?
Jasne, jest ukłucie dumy, ale więcej satysfakcji daje tak naprawdę każdy wygrany mecz biało-czerwonych.
Może zwycięstwo, wygrana Złotej Piłki – tak, to byłaby wielka, gigantyczna wręcz sprawa, to ma swoją wagę. Ale na to Robert w tym sezonie na pewno nie ma szans. Przyszły jest rokiem Euro, runda pucharowa Ligi Mistrzów raczej będzie, a przy słabszym Bayernie, jeśli Robert dociągnąłby ich do finałowych faz – na pewno miałoby to swój wymiar. Jak już celować, lepszej okazji niż przyszły rok już chyba ze względu na nieubłagany PESEL nie będzie.
Fot. FotoPyK