Reklama

Zadyszka Śląska trwa. I… co z tego?

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2019, 13:03 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wydaje się, że udany początek Śląska w sezonie 19/20 wywołał dużą euforię we Wrocławiu. To miał być ten sezon, w którym ekipa z Dolnego Śląska nie będzie męczyć buły, tylko spokojnie wejdzie do górnej ósemki i tam powojuje. Niestety pierwsze dobre wrażenie zostało zatarte, Śląsk już nie wygrywa, ktoś może pomyśleć, że niebezpiecznie skręca w kierunku przeszłości i gorszych czasów. Ale właśnie: czy warto się o wrocławian martwić? Naszym zdaniem nie do końca.

Zadyszka Śląska trwa. I… co z tego?

Przede wszystkim należy pamiętać, że Śląsk ciągle uczestniczy w śmiesznych zawodach, wyrównawczych, bo z prawdziwym futbolem nie ma to wiele wspólnego. Gdyby ekipa Lavicki zaliczyła serię siedmiu spotkań bez zwycięstwa w poważnych rozgrywkach, okopałaby się w środku tabeli, bez większych nadziei na to, że zaraz może się coś zmienić. A tutaj? Tak naprawdę nic się nie stało – mimo że Śląsk ostatni raz wygrał w momencie, gdy chodziliśmy w krótkich portkach, czyli w połowie sierpnia, wciąż widzi czołówkę. I to nie za zakrętem, tylko ma ją na wyciągnięcie ręki. Trzy punkty straty do trzeciego Piasta. Cztery do drugiej Wisły Płock. Sześć do lidera. Takie straty to żadne straty, dwie lepsze kolejki i znów może być ładnie.

I tak, wiemy, że nie ma co patrzeć w Ekstraklasie na terminarz, ale kolejne spotkania nie zapowiadają się dla wrocławian jako cholernie trudne.

Arka u siebie.
Wisła Płock u siebie.
ŁKS na wyjeździe.
Wisła Kraków u siebie.

Tutaj spokojnie można zrobić dziewięć punktów, skoro Śląsk zagra z trzema naprawdę przeciętnymi zespołami, skazanymi wręcz na walkę o utrzymanie. Oczywiście: Korony nie udało się ograć, ale trudno wierzyć, by wrocławianie mieli powtórzyć taką wpadkę w sumie cztery razy z rzędu.

Reklama

Punktowo wygląda to więc wciąż przyzwoicie, okoliczności są, jakie są, ale tutaj przechodzimy do sedna sprawy. Czego tak naprawdę możemy wymagać od zespołu z Wrocławia? Mówiliśmy o stracie do podium, ale w rzeczywistości ona nie jest kluczowa, ba, nie jest specjalnie istotna. Śląsk na dzisiaj to zespół, który chce w końcu wejść do czołowej ósemki, co nie udało się mu od zamierzchłych czasów, rozgrywek 14/15. Jakub Łabojko mówił przed pierwszą kolejką: – Potrzebujemy stabilizacji i spokoju. Ostatnio we Wrocławiu są zbyt duże oczekiwania, kibice wciąż żyją mistrzostwem z 2012 roku. A trzeba sobie powiedzieć, że to już było, zostało tylko kilku zawodników, Mario i Celek. Drużyna jest inna, więc trzeba podchodzić do niej inaczej. Naszym celem jest górna ósemka i o to na pewno będziemy walczyć. Nie o mistrzostwo Polski, choć Wrocław na nie zasługuje.

Wiecie, można przerzucać się przykładami w stylu: Piast najpierw drżał o utrzymanie, potem zrobił mistrza, więc czemu Śląsk nie może, ale nawet w tej nielogicznej rzeczywistości podobne historie nie będą miały miejsca co roku. Naprawdę lepiej, by Śląsk budował coś spokojnie niż na hurra, bo tę drugą opcję też pamiętamy, gdy Adam Matysek ściągał do klubu wszystkich piłkarzy, których rozpozna przeciętny kibic. A o tym, że w większości byli to goście pakujący się na przydrożne drzewa swoich karier, nikt nie myślał i skończyło się źle.

Dziś Śląsk jest w spokojnej przebudowie. Szkielet zespołu został zachowany, bo tacy gracze jak Pich, Broź, Mączyński, Chrapek, Łabojko nie rozpłynęli się w powietrzu i jeśli są zdrowi, dostają swoje minuty, które raczej liczymy w setkach, nie w dziesiątkach. No, ale jednak doszedł Płacheta, młodzieżowiec, ale taki, od którego wymaga się bodaj najwięcej w lidze, jeśli chodzi o gości urodzonych od 1998 roku w górę. Jednak nie ma już Marcina Robaka, gwarantującego kilkanaście goli, a zmiennik na razie się nie objawił.

Lavicka nie ułoży tych wszystkich klocków w pięć minut. Zaczął mądrze, od defensywy, Śląsk w tym sezonie stracił 12 goli, ale w tym cztery przy okazji zwariowanego meczu z Zagłębiem Lubin. Poza tym w lidze nie zdarzyło się, by ten zespół stracił więcej niż jedną bramkę w spotkaniu, co jest bardzo dobrym wynikiem jak na 12 rozegranych kolejek. Ekstrastats podaje, że rywale przeciwko Śląskowi stworzyli sobie tylko 16 okazji. To trzeci wynik w lidze.

Ofensywa? Oczywiście, że kuleje, bo w statystyce odwrotnej Śląsk wykreował 19 sytuacji (czwarty wynik od końca). Jednak znów: nie ma Robaka, wiele opiera się na chłopaku, który rok temu przechodził do Podbeskidzia z Pogoni Siedlce. Tutaj naprawdę trudno oczekiwać cudów na tym etapie.

I jakkolwiek spojrzeć, dotychczasowe wyniki Śląska to tak naprawdę wypadkowa jego potencjału. Los coś dał mu na początku, bo Łukasz Broź nie strzela codziennie takich bramek jak na Lechu, piłkarze Piasta nie robią równie idiotycznych błędów w obronie. Los później to zabrał i mecze na styku kończyły się co najwyżej remisami.

Reklama

Naturalnie nikt nie będzie szczęśliwy, jeśli Śląsk będzie powtarzał takie mecze jak wczoraj z Rakowem, bo na podobną mizerię nigdy nie będzie przyzwolenia, tam wrocławianie nie pokazali niczego konkretnego. Natomiast oceniając Lavickę, trzeba pamiętać o trwającej budowie i potencjale, jakim dysponuje czeski trener. On ma w tym sezonie zrobić pierwszą ósemkę, to jego cel. Na razie ma tyle samo punktów co ósmy Lech, o stracie do reszty wspominaliśmy.

Czas rozliczeń więc przyjdzie, ale sprawdzać będziemy miejsca pięć-osiem, nie jeden-cztery.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Arek Dobruchowski
0
Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...