– Na 99 procent to bzdura. W odpowiednim czasie i z dużym wyprzedzeniem zwołam konferencję i poinformuję o swojej przyszłości – odpowiada Piotrowi Żelaznemu z “Rzeczpospolitej” Zbigniew Boniek, prezes PZPN na pytanie o to, czy w kolejnej kadencji będzie wiceprezesem PZPN.
RZECZPOSPOLITA
W „Rzepie” dziś wywiad Piotra Żelaznego ze Zbigniewem Bońkiem. Uzasadnia on między innymi to, dlaczego chcemy grać towarzyskie mecze na wyjeździe i odpowiada, czy można się spodziewać go za rok na fotelu wiceprezesa PZPN.
– O tym, jak zmieniła się polska piłka w ostatnich latach, niech świadczy to, że w 2016 roku szczerze cieszyliśmy się ze zwycięstwa w pierwszym meczu z Irlandią Północną 1:0. Dziś, gdybyśmy pokonali drużynę pokroju Irlandii Płn. 1:0, to więcej byśmy zebrali połajanek i krytyki niż pochwał. W dodatku wydaje mi się, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak trudny to będzie turniej. Jako jeden z krajów, które nie są organizatorami mistrzostw, ryzykujemy, że możemy trafić do grupy, w której dwa z trzech meczów rozegramy przeciwko gospodarzom.
To dlatego nasz zespół ma grać wyjazdowe mecze towarzyskie?
– Między innymi właśnie dlatego. Weźmy pod uwagę taki scenariusz, że trafimy do grupy Kopenhaga – Sankt Petersburg. Wówczas dwa mecze gramy na wyjazdach, a nie na neutralnym terenie. Mierzymy się z dwoma gospodarzami. Ale spokojnie, będziemy się tym zajmować później. Dwa pozostałe mecze eliminacyjne chcemy zagrać na 100 procent, nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu, bo już wywalczyliśmy awans (…).
A ile prawdy jest w tym, że za rok będziemy do pana mówili wiceprezesie?
– Na 99 procent to bzdura.
Czyli jeden procent niepewności pan nam zostawia?
– W odpowiednim czasie i z dużym wyprzedzeniem zwołam konferencję i poinformuję o swojej przyszłości. Abym jednak został wiceprezesem, potrzebna by była ciągłość we władzach PZPN.
SUPER EXPRESS
Lech zadławił się Rosołkiem. Po meczu z bohaterem Legii porozmawiali ludzie „SE”.
Jak zapamiętałeś sytuację z boiska?
– Zobaczyłem, że Antolić dostał piłkę na skrzydle. Wiedziałem, że muszę podbiec w pole karne, bo byłem troszkę spóźniony. W trakcie dośrodkowania nie widziałem, jak leciała piłka. Nie wiem, dlaczego obrońca Lecha ją puścił. Piłka spadła mi na udo. Jak już zobaczyłem, że jest pod moimi nogami, to wiedziałem, że muszę strzelać.
Masz kogoś, kto będzie cię kontrolował, żebyś teraz za bardzo „nie odfrunął”?
– W szatni śmialiśmy się z Arturem Jędrzejczykiem, że siedzę obok niego, to będzie mnie pilnował.
GAZETA WYBORCZA
Czarnoskórzy piłkarze nie chcą już znosić obelg. Pokolenie Raheema Sterlinga podnosi głowy.
Ciemnoskórzy gracze zatrudnieni w Anglii otwarcie ostrzegają, że nie zamierzają znosić rasistów, więc w razie konieczności zejdą do szatni. W tym sensie istotnie „prowokują” chuliganów, którzy nie przegapią żadnej okazji, by wywołać zadymę. Co więcej, do bezkompromisowości nawołują komentatorzy, przekonując, że toczy się gra większa niż futbol, wręcz cywilizacyjna misja. Nastąpiła gwałtowna wolta – dotąd czarni protestowali w sposób stonowany, nad ich głowami o pladze debatowali biali działacze. Aż pojawili się Sterling i jego rówieśnicy. „My nadstawialiśmy drugi policzek, działaliśmy pokojowo jak Mar- tin Luther King. Teraz nadeszło pokolenie Malcolma X” – mówi były napastnik reprezentacji Anglii Ian Wright, który wspomina, że gdy sam ganiał po boisku, to słyszał rady, by rewanżował się rasistom strzelaniem goli.
Jego następcy w takie dyrdymały nie wierzą (…). W sobotę ostateczność zadziała się podczas meczu Pucharu Anglii – kibice Yeovil Town opluli kameruńskiego bramkarza Douglasa Pajetata, obrzucali go przedmiotami i wyzwiskami, więc trener Haringey Borough zabrał swoją drużynę do szatni. A rywale solidarnie podążyli w tym samym kierunku.
„Jest super, jest super, więc o co wam chodzi?” – pisali na transparencie kibice Legii. Ale czy to pytanie nie pasuje także do poznańskiego Lecha?
Kłopot z Lechem polega na tym, że nie sam jego pomysł na piłkę jest wadliwy, ale jego wykonanie. Lech ma rozbudowany system obserwacji potencjalnych celów transferowych, zwiększa nawet środki na wzmocnienia i wydaje na ten cel nie tak mało (9 mln zł te- raz, 11 mln zł dwa lata temu), jednak pieniądze te wsiąkają w piach bylejakości, która do niego trafia mimo tych obserwacji. Sprowadzając zawodników nader przeciętnych, Lech marnotrawi swoje pieniądze, czas, cierpliwość kibiców, potencjał, demoluje markę. Po prostu nie zna się na transferach kompletnie, myli i wyciąga fałszywe wnioski z obfitych materiałów, które gromadzi podczas sondowania całej Europy.
Mało tego, Kolejorz świetnie szkoli swoją młodzież, lecz i z niej nie potrafi zrobić użytku w lidze. Sprzedać – owszem, ale stworzyć z niej młody, bojowy i wygrywający zespół – już nie. Zamiast zatem pokazywać jakość, która mogłaby być przykładem dla innych ekip w Polsce, buduje drużynę, która dla reszty ligi jest przestrogą.
Real Madryt drży przed starciem o przetrwanie w Lidze Mistrzów – z Galatasaray w Stambule.
Jeden groźny strzał na bramkę Mallorki (piłka uderzona przez Karima Benzemę odbiła się od poprzeczki) to statystyka szokująca, nawet biorąc pod uwagę kłopoty kadrowe, z jakimi zmaga się trener Zinedine Zidane. Drużynę, którą wystawił w sobotę, hiszpańskie media sklasyfikowały jako Real Madryt B. Gareth Bale, Luka Modric, Toni Kroos, Lucas Vazquez, Marco Asensio i Nacho – wszyscy nie grali ze względu na kłopoty ze zdrowiem. Do tego kupionemu latem za 100 mln euro belgijskiemu skrzydłowemu Edenowi Hazardowi urodziło się czwarte dziecko i został zwolniony do domu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Vuković ocalony – oto narracja „PS” po ligowym hicie w Warszawie.
Ultimatum dla Aleksandara Vukovicia nie było, ale po porażkach i, przede wszystkim, słabej grze z Lechią (1:2) oraz Piastem (0:2) mecz z Lechem miał dać odpowiedź, czy szkoleniowiec panuje nad drużyną.
Prezes Dariusz Mioduski lubi powtarzać, że trenerów zwalnia tylko wtedy, kiedy widzi, że ten traci kontrolę nad szatnią. Ostatnie mecze wyglądały, jakby Legia żeglowała bez sternika i kapitana, ale w tygodniu poprzedzającym mecz z Lechem mobilizacja była pełna. Choć trenerowi wiatr wiał w oczy: Artur Jędrzejczyk pauzował za kartki, Paweł Stolarski i Marko Vesović się leczą, więc prawym obrońcą został Michał Karbownik. Ostatnio, po straci gola, legioniści nie potrafili się podnieść i gubili punkty.
Szalony debiut nowego trenera Arki. Derby Trójmiasta nie zawiodły, gdynianie wrócili od 0:2 na 2:2.
– Ten wynik i nasza dobra gra na pewno mentalnie podniesie naszą drużynę. To zasługa trenera Rogicia. Nawet w szatni mówiłem kolegom, którego nie do końca odbieram jak tylko trenera, ale także po części menedżera, psychologa – mówi Michał Nalepa, najlepszy piłkarz w zespole gospodarzy. – Uświadomił nam, jak ważna jest głowa. Dzięki temu byliśmy w stanie odrobić straty z 0:2. Wcześniej brakowało nam charakteru, odwagi. Teraz, kiedy Lechia strzeliła drugiego gola, starałem się nie okazywać złości, załamania. Tego wymagał od nas trener, pracuje nad naszą mową ciała.
Dalej kolejne relacje pomeczowe – Jagiellonia wygrała dzięki młodzieżowcom Klimali i Bidzie, którzy wchodzili do zespołu za Michała Probierza, a w sobotę swojego byłego kołcza ograli. Wisła Płock z kolei odczarowała Kielce – po 14 latach wygrała w stolicy woj. świętokrzyskiego. Górnik Zabrze z kolei nie wygrał szóstego kolejnego meczu.
Przed dzisiejszym meczem Raków – Śląsk, „PS” rozmawia z Igorem Sapałą. Mówi on, że przenosiny do Rakowa to najlepsza jego decyzja w karierze.
W jaki sposób trafił pan w końcu do Rakowa?
– Latem 2017 roku czekałem na decyzję Piasta, co mam robić po wypożyczeniu do Katowic. Trenerem w Gliwicach był Dariusz Wdowczyk. Zdecydowano, że mam być ponownie wypożyczony na pół roku. Trener Wdowczyk mnie nie chciał. Ćwiczyłem indywidualnie w Warszawie. W końcu zadzwonił do mnie Marek Papszun. Zaprosił na testy. Po nich usiedliśmy i powiedział, jaki ma pomysł na mnie. Przenosiny do Częstochowy to była najlepsza decyzja w karierze. Wtedy do wyboru miałem jeszcze Górnika Łęczna.
U trenera Papszuna nowi zawodnicy rzadko od razu zaczynają grać.
– To prawda, ale jak się dobrze pracuje, to jest to docenione. Trener jest sprawiedliwy. Potrzeba było czasu, żeby przyzwyczaić się do tej innej taktyki. Gramy w ustawieniu z trójką środkowych obrońców. Trzeba było zmienić myślenie o poruszaniu się na boisku. Dojrzałem też fizycznie i wydolnościowo, żeby móc realizować wszystkie wymagane zadania. Mamy styl, w którym chcemy dominować i grać pressingiem. Do tego trzeba dużo sił i zgrania.
Łukasz Olkowicz dziś w Prześwietleniu rozmawia z Pawłem Kalinowskim – trenerem akademii Warty Poznań, który jest też koordynatorem skautingu zagranicznego PZPN we wschodnich Niemczech.
Z czego powinniśmy rozliczać trenera młodzieży?
– Zależy od etapu szkolenia. Skupiłbym się na tym, ilu ukształtowanych na swój wiek zawodników wprowadzi do wyższej kategorii. A piłkarzy rozliczać z przyjęć kierunkowych, otwartej pozycji, gry z pierwszej piłki, kreatywności, żeby jej nie zabijać. To bardzo trudne do oceny. Bo jak zmierzyć ludzki potencjał i rozwój? Ciekawie do tego tematu podchodzą Hiszpanie. W ich reprezentacjach na wynik patrzą tylko w przypadku seniorskiej i U-21. Reszta to styl.
Są mistrzami Europy w kategorii U-19 i U-21, a w U-17 ich kadra zajęła trzecie miejsce.
– Ciekawe jest to, że oni dzięki temu stylowi niejednokrotnie wygrywali. Ale można też przegrać trzy mecze na juniorskich mistrzostwach Europy i dostać premię jako trener.
Dlaczego w Niemczech piłkarze są szybciej przygotowywani do seniorskiej piłki niż w Polsce?
– Zależy, w którym klubie i jaka jest w nim filozofia. Są systemowe rozwiązania nałożone przez DFB (Niemiecki Związek Piłki Nożnej – przyp. red.) przez punkty wsparcia, których 380 funkcjonuje geograficznie w całych Niemczech. Ten projekt się modyfikuje, uzupełnia. Ale jest pewna autonomia, pozostawiono to bezpośrednio klubom. Inaczej będzie pracowało RB Lipsk, a inaczej Hertha. A jeszcze inne metody zastosują we Freiburgu.
SPORT
Marcin Brosz chce, by jego zespół grał tak, jak w ostatnich 20 minutach niedzielnego spotkania. To też mówił po meczu z ŁKS-em.
– W ostatnich 20 minutach meczu widzieliśmy takiego Górnika, jakiego chcemy oglądać. Wiadomo, że to była gra na dużym ryzyku, ale dla takiej przychodzą na stadion kibice. Na meczu z ŁKS było ich na trybunach mniej niż na poprzednim spotkaniu z Lechem. Musimy grać efektownie i efektywnie. 20 minut to za mało i mamy o to do siebie pretensje. Szkoda niewykorzystanych sytuacji i straconej bramki. Musimy się skoncentrować na skuteczności i na wykończeniu akcji. Co do decyzji sędziów, to jest VAR…
Poza Radosławem Majeckim trudno w Legii o regularnie grającego młodzieżowca. Ale jeden taki dość mocno się w sobotę zaprezentował.
Legia, jakby rozdrażniona, w 76 min skarciła Lecha po raz drugi. Z prawej strony dośrodkował Domagoj Antolić, a piłka spadła po nogi wprowadzonego… 2 minuty wcześniej Macieja Rosołka, który debiutował w seniorskiej drużynie wicemistrzów Polski. Tor lotu źle obliczył Mickey van der Hart, w jego ślady poszedł popełniający sporo błędów Robert Gumny, a 18-latek umieścił futbolówkę w siatce. Choć to poznaniacy są słynni w całej Polsce z ogrywania utalentowanej młodzieży, to o wyniku w derbach Polski zadecydował młodzieżowiec z Siedlec. Kto wie, czy Rosołek nie zadecydował również o przyszłości trenera Aleksandara Vukovicia?
Piotr Parzyszek otarł się o hat-tricka i poważniejszą kontuzję. Ale ani to, ani to go nie spotkało.
Parzyszek przełamał się w spotkaniu z Legią zdobywając trzeciego gola w tym sezonie, a przeciwko Wiśle błyszczał, rozgrywając jeden z najlepszych meczów w gliwickich barwach. Dwukrotnie oszukał obrońców Wisły i świetnymi główkami zdobył bramki. O mały włos, a powtórzyłby to po raz trzeci, ale piłka zamiast wpaść znów do siatki odbiła się jedynie od słupka. Potem Parzyszek został zmieniony, bo wcześniej sam sygnalizował zmianę i problemy zdrowotne. Kibice Piasta wobec rosnącej formy napastnika zaczęli się martwić jego zdrowiem.
Mamy jednak dobre wiadomości. – To nic poważnego i groźnego. Złapał mnie mocny skurcz, a poza tym mocno oberwałem w mięsień i stłuczenie dawało się we znaki – mówi nam Piotr Parzyszek, który ma już 15 goli w barwach Piasta licząc wszystkie rozgrywki.
fot. FotoPyK