Reklama

Arka znów nie wygrywa derbów. Ale to ona może być zadowolona

redakcja

Autor:redakcja

20 października 2019, 18:12 • 4 min czytania 0 komentarzy

Gdy zbliżają się derby Trójmiasta, kibice Lechii Gdańsk mogą czuć się jak czekający na Świętego Mikołaja dzieciak, ewentualnie leniwy uczeń odliczający dni do końca roku szkolnego. Mówiąc wprost – jest to okazja, która budzi u nich ostatnio wyłącznie pozytywne skojarzenia. Ostatnie zwycięstwo Arki w derbach miało miejsce – tak na oko – jeszcze za czasów Bolesława Krzywoustego i dziś ten stan rzeczy się nie zmienił, ale dość zaskakująco więcej powodów do zadowolenia po podziale punktów mają gdynianie.

Arka znów nie wygrywa derbów. Ale to ona może być zadowolona

Po pierwsze dlatego, że nikt na nich nie stawiał.

Po drugie dlatego, że przegrywali już 0:2.

Po trzecie dlatego, że bramkę na 2:2 zdobyli w jednej z ostatnich akcji wyjątkowo przedłużonego meczu. Dokładnie w setnej minucie.

Jeśli tak emocjonująco mają wyglądać derby, jesteśmy za rozgrywaniem ich najlepiej co tydzień. Już pierwsza połowa – zakończona bez bramek – mogła się podobać. Raz, że tempo było całkiem szybkie, dwa – obejrzeliśmy kilka groźnych sytuacji. O dziwo, tworzyła je głównie Arka. Maghoma został nastrzelony piłką tak niefortunnie, że aż przypadkowo wypuścił Schirtladze sam na sam, lecz posiadający znakomity refleks Kuciak wybił jego strzał ręką. Chwilę potem Schirtladze przedryblował dwóch zawodników i chciał wystawić piłkę Nando, ale w jego akcję wmieszał się Nalepa. Dorwał piłkę, gdy Kuciak odsłonił pół bramki, ale nie wykorzystał tego i uderzył zbyt blisko środka. Nawet najgroźniejsza sytuacja Lechii w pierwszej połowie została stworzona przez Arkę Gdynia. Do Flavio w absurdalny sposób podał Azer Busuladzić – ot, stojąc na około 25. metrze oddał piłkę Portugalczykowi, który popędził na bramkę bez asysty rywala (tyłek arkowcom uratował czujny Steinbors).

Reklama

Arka poczynała sobie naprawdę dzielnie i wiadomo było, że w drugiej połowie Lechia się jakoś odgryzie, rzuci do ataku więcej sił. Tu naprawdę pachniało niespodzianką. I faktycznie rozmach działań ofensywnych gości w drugiej połowie zaskoczył chyba nawet ich samych.

Potrzeba było sześciu minut, by Flavio wykorzystał wrzutkę Haraslina i wpakował piłkę do siatki głową (znów bramka w derbach!).

I kolejnych dwóch, by Haraslin zrobił z Wawszczyka wiatrak (nie po raz pierwszy), pociągnął z akcją i wystawił do Sobiecha, który tylko dołożył nogę.

Dwa szybkie gongi i nagle z dobrego meczu Arki robi się 0:2. Dla Lechii była to sytuacja idealna – mogli cofnąć się i grać to, co lubią najbardziej. Arka tymczasem męczyła się w ataku pozycyjnym i – choć zaangażowania i chęci jej nie brakowało – trochę nie miała pomysłu na dobranie się do skóry derbowemu rywalowi. I wtedy padły… dwa gole z niczego.

Najpierw Nalepa posłał dokręcaną wrzutkę w pole karne, której nie przeciął nikt, na jego szczęście nie zrobił tego także Kuciak.

Chwilę potem ze słowackim bramkarzem walczył ciałem o piłkę Schirtladze. Kuciak pogubił się, wypuścił piłkę z rąk, ta wpadła do siatki.

Reklama

Wydawało się, że Arka powtórzyła wyczyn Lechii i błyskawicznie strzeliła dwie bramki, ale długa weryfikacja Tomasza Kwiatkowskiego wykazała, że atak Gruzina był jednak przesadzony i bramki nie uznał. Gra toczyła się w szybkim tempie, ale była często przerywana – czy to przez wzmożone dyskusje (lub nawet przepychanki) piłkarzy, czy przez racowisko, czy kontuzje (lub symulowanie ich, by urwać czas). To wszystko sprawiło, że do meczu zostało doliczonych aż dziewięć minut. I gdy tak Arka z każdą minutą coraz bardziej nie potrafiła złapać Lechii za gardło…

Tak, znowu strzeliła gola z niczego. Rozpaczliwa laga Maghomy, Schirtladze leżąc jakimś cudem odbija piłkę i wystawia ją na wolne pole, w które wpada Vejinović – przyjmuje, poprawia i wali precyzyjnego rogala z linii pola karnego. Żadna to wypracowana akcja, ale Arce i tak należą się brawa: nikt nie może odmówić im determinacji w dążeniu do gola. Próbowali, próbowali, w końcu się udało. A chwilę wcześniej Lechia miała przecież kontrę, po której spokojnie mogła załadować trzecią bramkę i zamknąć mecz.

Niepocieszeni będą dziś gdańscy kibice, tak samo zresztą jak piłkarze. Najbardziej skrajnym przypadkiem Żarko Udovicić, który – jak poinformował Tomasz Lipiński z C+ – naruszył nietykalność cielesną arbitra, czego nie złapały kamery. Oczywiście została wlepiona mu czerwona kartka i coś czujemy, że na niej się nie skończy. No cóż, Udovicić już raz pauzował w tym sezonie i jak widać zdążył się już stęsknić za odpoczynkiem.

Arko, brawo. Wyszarpałaś ten punkt. Lechio, grałaś całkiem nieźle w piłkę, ale koniec końców tracisz oczka w sposób frajerski. Sprawdziły się dwie trójmiejskie reguły: Arka po raz kolejny (od 2008 roku) nie wygrała w derbach i znów na listę strzelców wpisał się Flavio Paixao. Jego bilans to aktualnie pięć występów w derbach Trójmiasta i siedem trafień. Dziś stał się także najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy.

screencapture-207-154-235-120-mecz-443-2019-10-20-18_15_05

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...