O.S.T.R. reklamowany w Canal+ jako nowy komentator wściekle szybkiej Premier League zadebiutuje dopiero jutro. A szkoda, bo bardzo by się przydał dziś, do wściekle szybkiej Bundesligi. Mecz liderującego Gladbach w Dortmundzie, choć okraszony tylko jednym golem, zleciał nam bowiem w kilka mrugnięć oka.
No i tak po prawdzie, to piłka lądowała w siatce trzykrotnie. Tylko że dwa razy Marco Reus palił, przez co bramki uznane być nie mogły. Najpierw anulował więc długo wyczekiwane trafienie numer jeden dla BVB Thorgana Hazarda, kiedy znalazł się o kawałek stopy przed ostatnim obrońcą we wczesnej fazie rozegrania akcji. Później zaś nie pozwolił odblokować się Julianowi Brandtowi, który co prawda premierowego gola już ma, ale od pierwszej kolejki i meczu z Augsburgiem nie wykorzystywał nawet najlepszych szans, by powiększyć dorobek.
Szczęście Reusa polega na tym, że to on i tak wygrał Borussii mecz wykończeniem tak precyzyjnym i spokojnym, pomiędzy nogami Sommera, że chirurg z najlepszej niemieckiej kliniki by się nie powstydził. A nie było to łatwe, bo Sommer rozgrywał naprawdę dobry mecz, już od pierwszej interwencji przy strzale na długi słupek Brandta pokazując, jak dużym wyzwaniem będzie pokonanie go.
Pół żartem można rzec, że obaj bramkarze mieli w tym starciu tak pełne ręce roboty, że nie starczyło do wybronienia wszystkich sytuacji dwóch szwajcarskich fachowców. Trzeba było trzeciego. Roman Buerki bardzo długo grał jak profesor, dwukrotnie wyszedł sam na sam z Breelem Embolo i dwa razy wyczyścił go lepiej niż Irek Bieleninik talerze w reklamie. Nie dał się też pokonać choćby Jantschke, który dwa razy znalazł się blisko gola w sytuacji, jaka w szeregach Dortmundu zawsze budzi strach. Po stałych fragmentach. Ekipa Luciena Favre straciła po samych rzutach rożnych aż 9 ligowych goli w tym roku i dziś takie trafienie mogła przyjąć już po pięciu minutach.
Buerki nie dograł jednak spotkania do końca, co jednak nie odczarowało bramki BVB dla Gladbach. Ba, zaczarował ją jeszcze lepiej, bo choć goście mieli bardzo dobre sytuacje, gdy między słupkami stał Buerki, to na czas gry Hitza przypadły dwie najlepsze. Sam zatrzymał strzelającego z bliska po błędzie Witsela Pleę. Z kolei mającego piłkę przed pustą bramką Hermanna w ostatniej chwili – swoją drogą chyba przez nogi, co umknęło i sędziemu, i VAR-owi – wyjaśnił wślizgiem Hummels.
Dortmund doskakuje więc do Bayernu, ale dokonuje też dziś sztuki, która w ostatnim czasie przerastała podopiecznych Luciena Favre’a. Wyszli na prowadzenie i je dowieźli. Zawalali bowiem tę kwestię i przeciwko Eintrachtowi (prowadzenia 1:0 i 2:1, ostatecznie remis 2:2), i Werderowi (prowadzenie 2:1, ostatecznie 2:2), i Freiburgowi (prowadzenia 1:0 i 2:1, ostatecznie remis 2:2). Mówił o tym nawet Marco Reus. – Prowadzenie nie daje nam takiej pewności siebie, jak dawać powinno.
No to dziś wreszcie zła passa została przełamana. A i Gladbach, dzięki pozostałym wynikom dnia dzisiejszego, mimo przegranej nie musi pogrążać się w rozpaczy. Wciąż bowiem pozostaje liderem. Przynajmniej do jutra, gdy Schalke może z szóstego miejsca wskoczyć na sam szczyt w razie ogrania Hoffenheim.
Dortmund – Moenchengladbach 1:0
Reus 58’
fot. NewsPix.pl