Dwa z sześciu opisanych przez nas tutaj przypadków ataków na arbitrów miały miejsce w kujawsko-pomorskiej B-klasie. Przewodniczącym Wydziału Dyscypliny w kujawsko-pomorskim ZPN jest Tadeusz Pietrzyk. Rozmawiamy z nim o tych wydarzeniach, ogólnych realiach sędziowania na samym dole i o tym, czy mamy już do czynienia z nową, negatywną tendencją.
Odnotowujemy coraz więcej ataków na sędziów w niższych ligach. Pan na podstawie własnych obserwacji może potwierdzić, że skala problemu rośnie?
Zacznę może przewrotnie od tego, że sami sędziowie coraz lepiej się spisują. Ilość kar na nich nałożonych daje powody do optymizmu. W tym sezonie ukaraliśmy tylko trzech i to za rzeczy typu nieterminowe złożenie sprawozdania. Zauważamy poprawę. Natomiast co do bezpieczeństwa arbitrów, faktycznie mieliśmy ostatnio dwa poważne incydenty. Jeden w Tucholi, gdzie zawodnik turecki został ukarany czerwoną kartką, nie chciał zejść z boiska, a potem na nie wrócił i przewrócił sędziego. Meczu nie dokończono, zabrakło paru minut. Wyciągnęliśmy już konsekwencje – zawodnik został zawieszony na trzy lata, ukaraliśmy też jego klub Tarpan Mrocza, który był bardzo niezadowolony z przerwania meczu. Później zawodnicy Tarpana uniemożliwiali jeszcze wyjazd sędziom, dopiero po przyjeździe policji sytuację opanowano.
Mieliśmy też incydent w Szczepanowie. Kibice LZS Jadowniki zaatakowali sędziego asystenta, tamten teren zawsze jest gorący. Chłopak bał się wyjść na drugą połowę i wcale mu się nie dziwię. Przy ciągłych wyzwiskach i popychaniu, na które nie reagowali porządkowi, niedokończenie meczu jest oczywiste. Wrócimy do tej sprawy na najbliższym posiedzeniu w czwartek. Mam nadzieję, że to ostatnia taka historia z sędziami w tym sezonie.
Wspominałem, że widzimy postęp u samych sędziów, ale z klubów otrzymujemy inne sygnały, nieraz uważają, że arbitrzy muszą się jeszcze wiele nauczyć, żeby móc prowadzić mecze. Chłopaki czasami się gubią, podejmują nietrafione decyzje.
Jak każdy sędzia, a dlatego ci młodzi chłopcy są najpierw w B-klasie, by mogli uczyć się na błędach.
Zgadza się. Osobnym wątkiem jest sędziowanie w piłce młodzieżowej. Tuż obok sędziego są trenerzy, działacze, rodzice grających dzieci. Najmniejsza pomyłka od razu jest krytykowana. Dzieciak trzy razy kopnie prosto piłkę, nie daj Boże strzeli dwa gole i to już nowy Messi czy Ronaldo, zaczyna się przeliczanie przyszłych zysków. Jakikolwiek gwizdek przeciwko niemu jest ciężkim przewinieniem w oczach rodziców. A chłopak często jest sam, bez sędziów bocznych. Znajduje się pod dużą presją i czasami robi się nieprzyjemnie. Szczególnie w trampkarzach i młodzikach. Ogólnie liczba sędziów nam maleje, dlatego obstawienie wszystkich meczów trójką sędziowską w zasadzie byłoby niemożliwe. A większość klubów chce grać w sobotę, bo potem dyskoteka i wolna niedziela.
Sędziowie starają się sumiennie wypełniać swoje obowiązki. Sprawdzają licencje trenerskie, pilnują opieki medycznej. Na nią jestem wyczulony, z zawodu jestem fizjoterapeutą, kilkanaście lat w tej roli spędziłem na ławkach trenerskich. Ten temat jest mi bardzo bliski. W każdym razie, coraz więcej rzeczy się poprawia, ale chłopaki zawsze mogą się pomylić, gdzieś tego doświadczenia muszą nabrać. Dochodzimy też do kwestii, że jeśli ktoś sam grał w piłkę, zna smród szatni, to potem jako sędzia ma trochę łatwiej, więcej wyczuwa w danej sytuacji. A jak ktoś przychodzi z podwórka, bo zainteresował go kurs sędziowski i można zarobić parę złotych, wdraża się dłużej. No ale gdzieś musi.
Wracamy do tego, czy dostrzega pan u siebie, że z bezpieczeństwem sędziów na najniższych szczeblach jest coraz gorzej?
Generalnie nie. W poprzednim sezonie nie mieliśmy ani jednego przypadku naruszenia nietykalności cielesnej sędziego. Dwa lata temu – jeden. Teraz jednak jest dopiero połowa jesieni, a już są dwie takie historie, co na pewno budzi niepokój, czy nie zaczyna dochodzić do jakiejś niezdrowej eskalacji. Na pewno sędziowie w niższych ligach są bardziej zagrożeni, bo z reguły porządkowych jest niewielu, a dochodziło nawet do sytuacji, że oni sami jeszcze podjudzali kibiców przeciwko arbitrom.
W obu przypadkach, o których mówiliśmy, zawody przerwano zgodnie z przepisami, arbitrzy mieli do tego prawo. Koniec, kropka. Kluby poniosły lub poniosą konsekwencje. Najgorzej, gdy zupełnie nie poczuwają się do winy. Ręce mi opadły, gdy przeczytałem pismo nadesłane przez Tarpan Mrocza po wydarzeniach z tym Turkiem. Cała strona na temat tego, jak słaby w pierwszej połowie był sędzia, sami fachowcy od sędziowania. Nawet słowem działacze tego klubu nie wspomnieli o swoich kibicach wygrażających sędziom. Dopiero potem półgębkiem przyznali, że “coś tam mogło być”. A przecież doskonale wszystko widzieli. Czasami te tłumaczenia są strasznie naciągane. Taka jest specyfika niższych lig.
Czyli krótko mówiąc, sędziowie w niższych ligach nie mają w zasadzie żadnych gwarancji bezpieczeństwa.
Jest trudniej. Staramy się, żeby zawsze na dany mecz jechało przynajmniej dwóch sędziów, skoro nie może trzech. Tak jak mówiłem, odpływ ludzi daje o sobie znać.
Bierze się on właśnie z tego, że robi się coraz niebezpieczniej?
Być może też, zwłaszcza jeśli chodzi o sam dół, B-klasę czy A-klasę, gdzie chwilami prewencji w zasadzie nie ma. Bywa, że prezes klubu jednocześnie jest magazynierem, kreduje boisko i potem zakłada kamizelkę porządkowego. To jeszcze zabawa w piłkę i w klub. Okręgówka czy IV liga to już jednak wyższy poziom organizacji, tam do ataków na sędziów dochodzi znacznie rzadziej. Oprócz tego pieniądze nie są zbyt zachęcające. Wiadomo, jak ktoś gwiżdże zawsze i w sobotę, i w niedzielę, to już się jakaś sumka nazbiera. Ogólnie jednak stawki, mówiąc po młodzieżowemu, tyłka nie urywają.
Można w ogóle w jakiś sposób to bezpieczeństwo zwiększyć, wymusić na klubach pewne rozwiązania?
Próbujemy coś robić, myślimy nad większą kampanią społeczną, może uda się zaprosić jakąś znaną twarz z regionu, żeby ją firmowała. A na co dzień staramy się mobilizować kluby karami. Nie mogą być też za wysokie, bo budżety często wynoszą kilka tysięcy złotych na całą rundę.
Jakie mogą być najsurowsze kary?
Trzymając się ściśle regulaminu, do 100 tysięcy złotych, ale wiadomo, że to nie taryfikator na B-klasę. Tarpan Mrocza dostał teraz tysiąc złotych kary za zachowanie swoich zawodników, uniemożliwiających sędziom wyjazd z boiska. To już była dość gruba kara, najczęściej to 500-600 złotych. A i tak później płaczą, że za dużo. Tucholę też ukaraliśmy, bo nie miała żadnych służb porządkowych. Gdyby przynajmniej było 2-3 ludzi w kamizelkach, może szybciej sytuacja zostałaby opanowana. Co do zawieszeń zawodników, mogą być albo do dziesięciu meczów, albo nawet dożywotnie, ale jeszcze nam się nie zdarzyło. Najdłuższe zawieszenie wynosiło pięć lat, ale nie chodziło o sędziów, tylko pozaboiskowy atak jednego zawodnika na drugiego.
Co do Turka z Tarpana Mrocza, podobno był obrażany na tle rasistowskim.
Nie stwierdziliśmy tego na wydziale. Próbowała nas do tego przekonać żona zawodnika, która nawet nie była na meczu. Jej wersji nie potwierdziła trójka sędziowska. Wie pan, być może ktoś coś powiedział przebiegając obok niego. Na boisku mnóstwo jest tego typu sytuacji, ktoś cichcem kogoś nadepnie czy nawet opluje. Sędziowie wszystkiego nie wychwycą. Teraz mamy temat z Grudziądza, gdzie kibice w pierwszej połowie obrażali zawodnika na tle rasistowskim, ale jeszcze badamy ten temat. Jesteśmy zobowiązani, żeby o każdym takim incydencie informować centralę.
Nie sądzi pan, że za takie akcje jak blokowanie wyjazdu sędziego powinny być surowsze kary? Tysiąc złotych na klub nikogo nie odstraszy.
Dla klubu, który ma 3 tysiące na rundę to jednak spore obciążenie. Musimy to wszystko brać na rozsądek i zachowywać proporcje, bo inaczej kluby zaraz zaczną się wycofywać i te rozgrywki już w ogóle będą kadłubowe.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl