Reklama

To jest mój czas. Przemawiam golami

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2019, 19:26 • 9 min czytania 0 komentarzy

Już gdy byłem malutki, to kręciły mnie tylko gole. Podania, budowanie akcji, dryblingi… To było fajne. Ale najfajniejsze było zdobywanie bramek. Mam to do dzisiaj. A dziś czuję, że to jest mój czas. Nigdy nie czułem się tak pewnie – mówi Paweł Tomczyk. W Lechu jest od samiutkiego początku swojego rocznika. Wielu wkładało go w szufladkę z napisem “drewniak” i nie wróżyło kariery. Ale od lat konsekwentnie broni się tym, czym bronić powinien się napastnik – golami. 

To jest mój czas. Przemawiam golami

Akademia Lecha Poznań dzieli się na dwie części – tę poznańską i wroniecką. Do Wronek już na etapie juniorów młodszych trafiają najlepsi ze swoich roczników – to na swój sposób korona akademii. Jeśli tam trafiasz, to znaczy, że byłeś lepszy od kilkuset rówieśników, którzy odpadli na wcześniejszym etapie szkolenia. Wśród chłopców trenujący w Kolejorzu każdy czeka na ten przeskok – kiedy wreszcie dyrektorzy i trenerzy przeniosą mnie do bursy przy X?

Tomczyk nie był w tej kwestii wyjątkiem i też czekał na ten awans. Ale mógł nabrać wątpliwości w to, czy w Lechu w niego wierzą. Bo do Wronek wyciągano kolejnych jego kolegów z zespołu w Poznaniu. Bracia Spychała, Kamil Jóźwiak, Robert Gumny, Krystian Bielik dostali miejsce w akademiku przy starym stadionie Amiki, a Paweł na kolejny sezon został w Poznaniu. Nie do końca to wszystko rozumiał, bo przecież nie czuł się groszy. Zaparł się, nie zrezygnował, chciał udowodnić osobom decyzyjnym, że się myliły. W kolejnej rundzie ligi międzywojewódzkiej strzelił ponad 40 goli. Szefowie akademii nie byli wyjścia – przenieśli Tomczyka do głównego zespołu we Wronkach.

Rocznik 1998 w Lechu był niezwykle mocny. Pięciu piłkarzy z tamtej klasy ma już za sobą debiut w Ekstraklasie – Bielik, Jóźwiak, Gumny, Tomczyk i Mateusz Spychała. – Ale czy wiedzieliśmy, że zostaniemy profesjonalnymi piłkarzami? Wtedy chodząc do jednej klasy w Poznaniu? Nie, na pewno nie. Przynajmniej nie ja – mówi Bielik. – Po prostu czerpaliśmy frajdę z tego, że możemy codziennie trenować w Lechu – przyznaje Tomczyk.

Reklama

– Mówią, że nie spodziewali się, że tak daleko zajdą? Może dlatego, że nie mieli porównania. Ja wcześniej miałem okazje pracować jako drugi trener przy rocznikach Marcina Kamińskiego czy Tomka Kędziory, więc miałem perspektywę tego, jak wygląda dobrze zapowiadający się piłkarz w tym wieku. No i było widać, że działamy z grupą o bardzo dużym potencjale – uważa Hubert Wędzonka, trener tamtego rocznika.

67655226_899596540404123_1142667549360521216_n (1)

Byli zgraną klasową paczką. Razem dorastali, razem się uczyli, razem grali w piłkę. Razem też chodzili na wagary. Pewnego razu zamiast z treningu wrócić do szkoły, to pojechali całą grupą do Starego Browaru. – Umówiliśmy się, że nie odbieramy telefonów od trenera – mówi Jóźwiak. I nie odbierali. Wędzonka obdzwonił każdego po kolei, wreszcie na zieloną słuchawkę nacisnął Tomczyk. – Pierwszy raz usłyszałem, jak trener przeklina. „Kurwa, Pawka, nie wiem gdzie jesteście i co robicie, ale za pięć minut widzę was w szkole. A jak nie, to macie przejebane”. Nigdy nie słyszałem, żeby był tak wkurzony. A my już rozjeżdżaliśmy się do domów, zjedliśmy coś w McDonald’s i do szkoły nie wróciliśmy. Czekaliśmy na trening następnego dnia… – wspomina. – Zapytaliśmy tylko trenera, czy będziemy potrzebować piłek. Nie potrzebowaliśmy – dodaje Gumny. – O, nie pamiętam tej historii. Ale jeśli tak mówią, to pewnie coś takiego było. No cóż, mam nadzieję, że jeśli „Pawka” wchodzi teraz do McDonald’s, to przypomina sobie ten ochrzan, obraca się na pięcie i wychodzi – śmieje się dzisiejszy trener juniorów młodszych w Lechu.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Piast Gliwice - Cracovia Krakow. 26.04.2019

Gdy pytamy chłopaków o zawodnika, który z tej piątki wchodzącej na poziom Ekstraklasy zapowiadał się najmniej efektownie, to pada zgodna odpowiedź: – Chyba Pawka.

Może i tak. Trenerzy zawsze uważali, że czegoś mi brakuje. Że technika nie ta, że marnuje za dużo sytuacji. Faktycznie tak było. Ale ja twierdziłem, że napastnik broni się golami. Jeśli strzelasz, to wykonujesz swoje zadanie. Bramkarz ma bronić, obrońca zatrzymywać przeciwników, a ty, gdy stoisz tam pod bramką, to masz trafiać do siatki. Taka jest twoja rola – twierdzi Tomczyk: – I ja to zawsze miałem. W Poznaniu potrafiłem sieknąć pięćdziesiąt goli w sezonie. Poszedłem do juniora starszego we Wronkach i co? I król strzelców CLJ, 21 trafień. Poszedłem do rezerw i przestałem strzelać? No nie, przywitałem się 25 golami w 32 meczach. Teraz w Ekstraklasie mam z 500 minut, strzeliłem siedem goli. 

Reklama

I pewnie nie byłoby tych wszystkich bramek, gdyby nie upór dziadka. Małego Pawła w domu rodzinnym było pełno. Niestwierdzone ADHD, wulkan energii, który nie potrafił usiedzieć na tyłku. Mama rozważała wysłanie go na karate (na co naciskał dziadek) lub na treningi piłki nożnej. Tak się złożyło, że Lech akurat rozpoczął nabór do rocznika 1998. A że na boiska przy Bułgarskiej było rzut beretem, to wybór padł na Kolejorza. O ile Robert Gumny miał przerwę w trenowaniu piłki, o ile Kamil Jóźwiak czy Krystian Bielik do Lecha dołączyli już jako nastolatkowie, o tyle Tomczyk jest w klubie od samego początku. Nie mógł być wcześniej.

Granie dla Lecha było dla niego dumą, bo z czasem sam zaczął kibicować Kolejorzowi. Chodził do Kotła, ma na koncie kilka wyjazdów. Swego czasu na zdjęciu w tle na Facebooku stał z uniesionym szalikiem Lecha na tle kordonu policji. Niejednokrotnie słyszał, że ma aparycje stereotypowego kibola. – A trzeba też przyznać, że warunki fizyczne mu bardzo pomagają na boisku. To kawał chłopa, na przestrzeni ostatnich lat solidnie obudował się masą mięśniową – mówi Karol Kikut, dzisiaj trener przygotowania fizycznego w Lechu, a wcześniej akademii Kolejorza. To wtedy spotkał się z Tomczykiem. – Robiliśmy chłopakom baterię testów motorycznych i siłowych. Paweł miał znakomity wynik w biegu na 30 metrów. Górował nad rówieśnikami, biegał jak Kuba Błaszczykowski, a miał wtedy z 15 lat. To genetyka, że potrafi tak szybko się rozpędzić i dobić do tak wysokiej maksymalnej prędkości. Widzę, że ma problem z powtarzalnością tych sprintów i jeśli raz się rozpędzi, to później musi dostać chwilę, żeby znów móc wejść na najwyższe obroty, ale pracujemy nad tym. Progres siłowy i szybkościowy jest widoczny gołym okiem. 

I – co najważniejsze – Tomczyk rozwija się pod względem technicznym. Przez lata uchodził za drewniaka, piłka nie była jego przyjacielem. – Nie miałem takiej pewności w prowadzeniu piłki, czułem to – przyznaje. Niedostatki techniczne sprawiały, że często w jego kontekście padała teza “postrzela gole w I lidze, może w Ekstraklasie, ale na zachód nigdy nie wyjedzie”. Tak jakby ligowi snajperzy byli w przytłaczającej większości obdarzeni fenomenalną techniką. Czy przykładowy Łukasz Teodorczyk wyglądał jak ściągnięty z hiszpańskiej plaży? I czy Nemanja Nikolić czarował ruletami?

Myślę, że wiele osób źle pojmuje pojęcie “wyszkolenia technicznego”. Dla mnie to niekoniecznie jakieś piękne sztuczki, rulety i elastico. Przede wszystkim zawodnik z dobrą techniką panuje nad piłką. U napastnika kluczem jest prawidłowe przyjęcie. Usłyszałem taką bardzo mądrą rzecz, że jeśli napastnik nie potrafi sobie samym przyjęciem piłki stworzyć okazji strzeleckiej, to sam okrada się z bramek. Oglądałem ostatnio mecz Barcelony w Lidze Mistrzów z Interem. Suarez dostał piłkę na skraju pola karnego i jednym kontaktem z piłką przy przyjęciu zgubił całą obronę. To jest technika i nad tym pracuję – mówi napastnik Lecha.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Legia Warszawa - Lech Poznan. 16.09.2018

Zauważalny progres pod tym względem zrobił w Piaście Gliwice. Gdy eksperci zachwycali się tym, że wyciska z każdej szansy maksimum i że strzela gole nawet gdy wchodzi z ławki na kwadrans, on skupiał się na indywidualnych treningach z Michalem Papadopulosem. – Nie ma przypadku w tym, że “Papin” utrzymał się tak długo na poziomie Ekstraklasy. Może nie wyrywał go sobie najlepsze kluby w kraju, ale mogłem się od niego sporo nauczyć. Takich sztuczek napastnika. Jak przyjąć, jak zrobić sobie miejsce, jak dołożyć głowę, jak grać z obrońcą na plecach. On za dzieciaka uczył się tego w Arsenalu, trenował z Thierrym Henrym. Pierwszego dnia w Piaście podszedł do mnie i powiedział “Pawka, jesteś tu nowy, chcesz się uczyć, jeśli tylko będzie chciał zostać po treningu, to daj znać”. I zostawaliśmy – opowiada: – Pomógł mi też Gerard Badia. Od razu podszedł, bez ceregieli “Paweł, ty się o nic nie martw, my tu mamy fajną paczkę kumpli, co jakiś czas wychodzimy na kolację, jesteś z nami, to jesteś swój chłop”. Zero napinki, że przychodzi wypożyczony, to będzie siedział gdzieś na korytarzu.

Po powrocie do Lecha nadal pracuje indywidualnie. Szczególną opieką lechową młodzież otacza Dariusz Skrzypczak, asystent trenera Żurawia. – Ale to praca całego sztabu. Zostajemy po treningach, szlifujemy zwłaszcza precyzje wykończenia. Napastnik ma na boisku mało czasu, musi podejmować najlepszą decyzję w możliwie jak najkrótszym czasie. Paweł ma ten instynkt. Czasami mówi się, że “piłka szuka napastnika”, ale wydaje mi się, że to napastnik ustawia się tak, by ta piłka spadła do niego. Czucie przestrzeni, przewidywanie wydarzeń na boisku, o to chodzi. Paweł to potrafi, ale ma jeszcze spore rezerwy – wyjaśnia Skrzypczak.

Jeszcze nigdy nie czułem się z piłką tak pewnie. W ogóle ta pewność siebie rośnie wraz z golami. Mój menadżer się śmieje, że gdy wchodzę na boisko, to mam taką minę, jakbym wypisał sobie na czole “dzisiaj zdobędę bramkę”. Może kiedyś tak zrobię… – przyznaje.

Pilka nozna. Euro U21. Reprezentacja Polski. Trening. 21.06.2019

W trakcie rozmowy z Tomczykiem kilkukrotnie pada hasło “to jest mój czas, muszę go wykorzystać”.

– Pamiętam, że jeszcze jakiś czas temu sprawdzałem noty po meczach. U was, na stronie “Przeglądu”, gdzieś tam jeszcze. Ale od jakiegoś czasu to totalnie po mnie spływa. Stałem się pewny siebie. Wiesz, takie podejście “mogę wszystko, wiem na co mnie stać”. To chyba dobrze, co?

– Chyba tak. Byle nie przesadzić. Miałeś w Lechu przypadki sodówki.

– Luzik, to mi nie grozi. Mam poukładane w głowie. Osiedle nie zrobiło ze mnie bandziora, ale wpoiło do głowy kilka zasad. Nie wywyższaj się, nie bądź dwulicowy, nie kop leżącego, bądź dobry dla swoich, walcz o swoje. 

Walczyć o swoje musi teraz w Lechu. Wciąż napastnikiem numer jeden jest Christian Gytkjaer, ale po początku sezonu różnica między Duńczykiem a wychowankiem Lecha się zatarła. Tomczyk naciska coraz mocniej na reprezentanta Danii. Hierarchia póki co jest niezaburzona, ale to dość typowe dla ekstraklasowych młodych dziewiątek, że wprowadzane są bardzo ostrożnie. W Lechu perełka akademii – Dawid Kownacki – wchodził do ligi jako skrzydłowy, a gdy już był wystawiany w ataku kosztem Marcina Robaka, to rodziło to spięcia i konflikty. Legia stawiała na Sandro Kulenovicia, ale spotkało się to z powszechną krytyką. Karol Świderski w Jagiellonii też nie był długo nominalnym wyborem na szpicy. – Zdaje sobie sprawę z tego, że dziewiątka to specyficzna pozycja i że trudno jest młodemu z miejsca wejść do pierwszego składu. Przejrzysz sobie składy drużyn z Ekstraklasy i zobaczysz, że jest wielu młodzieżowców skrzydłowych albo młodzieżowców grających na boku obrony. W ataku? Ja, Patryk Klimala, Patryk Szysz, w poprzednich latach “Świder” i “Kownaś”. Adam Buksa zmieniał kluby, nie grał regularnie, dopiero w Pogoni na niego postawili. Poza tym? Ciężary, trudno kogoś znaleźć – mówi Tomczyk.

Ale “Pawka” ma swój cel – chce być pierwszym wyborem dla Dariusz Żurawia w ataku. – Zostaje po treningach, rozwijam się, naciskam Christiana, chociaż wiem, że to znakomity piłkarz. Ale ostatnio zrobiłem taki progres… Czuję, że to jest w moim zasięgu. To jest mój czas… Mówiłem już to, nie? – kończy.

DAMIAN SMYK

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...