Bałkański kocioł wrze na tyle często i głośno, że charakterystyczne bulgotanie niejednokrotnie było słychać na stadionach piłkarskich, nawet w ostatnich kilku latach. Pamiętamy przecież wszyscy lot drona z podczepioną flagą “Wielkiej Albanii”, który stał się podłożem bójki serbskich kibiców z zawodnikami broniącymi sztandaru. Pamiętamy gesty pochodzących z Kosowa Szwajcarów skierowane w stronę Serbów na mundialu. Zresztą, ledwie kilka dni temu Crvena Zvezda Belgrad musiała zawrócić na granicy z Kosowem, bo władze tego drugiego państwa nie zgodziły się na mecz… Pucharu Serbii, w jednym z serbskich miast leżących na spornym terytorium.
Najgłośniejsze są oczywiście targi związane z najlepszymi piłkarzami i najsilniejszymi reprezentacjami regionu – Chorwacją, Serbią czy wciąż negowanym przez wiele państw Kosowem. Ale i nasz dzisiejszy rywal ma swoją burzliwą historię. Czy może być inaczej, jeśli mówimy o narodzie stłoczonym pomiędzy trzema silnymi państwami, z którymi współpraca przebiega wielokrotnie w sposób wyjątkowo burzliwy?
Jak zwykle w przypadku Bałkanów, niemal każdy element sporu politycznego momentalnie zyskuje odzwierciedlenie jeśli nie na trybunach, to chociaż w gabinetach klubów piłkarskich.
STADION NA PEWNO NIE FILIPA MACEDOŃSKIEGO
Zacznijmy może od stadionu, na którym reprezentacja Macedonii Północnej rozgrywa swoje mecze. Stadionu im. Tose Proeskiego, piosenkarza i aktora, który jest patronem obiektu dopiero od kwietnia tego roku.
Z nazwy zniknął Filip II Macedoński, co stało się oczywiście po długich politycznych targach. Czym zawinił historyczny władca, że musiał ustąpić miejsca tragicznie zmarłemu artyście? Cóż, wykluczenie tego typu bohaterów z macedońskiego nazewnictwa to efekt kompromisu zawartego wreszcie na linii Ateny – Skopje. Macedonia Północna, kiedyś nazywana również oficjalnie Byłą Jugosłowiańską Republiką Macedonii, od lat walczy przecież z Grecją o prawo do identyfikowania się ze spuścizną geograficznej Macedonii z czasów antycznych.
Z naszej perspektywy, w której spory z sąsiadami kojarzą się z nieco poważniejszymi i bardziej brutalnymi zdarzeniami niż targowanie się o używanie przymiotnika “macedoński”, całość może się wydawać dziwna. Ale dla Greków i Macedończyków miała fundamentalne znaczenie, co pozwoliło konfliktowi przetrwać praktycznie dwie i pół dekady. Problemy zaczęły się już w momencie ogłoszenia przez Macedonię niepodległości, a bardzo wstępnym kompromisem można nazwać dopiero zdarzenia ostatnich dwóch lat. Grecja zdecydowała się uznać język macedoński za macedoński oraz pozwolić Macedończykom na określanie się jako ludzie o narodowości macedońskiej. Macedonia… Macedonia po prostu musiała stać się Macedonią Północną, ze wszystkimi konsekwencjami tego ruchu. Z nazw autostrad czy lotnisk zniknęły wielkie postacie tej “greckiej” Macedonii, a tamten wiatr zmian porwał też postać Filipa II z pełnej nazwy stadionu w Skopje.
Ktoś całkiem słusznie zapyta – tyle hałasu o nazewnictwo, czy ich pogrzało? Oczywiście będzie mieć rację, ale Bałkany nie byłyby Bałkanami, gdyby w tle nie tlił się konflikt, dotyczący przemieszania grup etnicznych. Macedońscy nacjonaliści mniej lub bardziej jawnie puszczali oko w kierunku sporej grupy Macedończyków zamieszkujących przygraniczną część Grecji. Greccy politycy po prostu obawiali się rewizji granic, zaczynającej się zapewne od słów: skoro my Macedonia i wy, już po stronie greckiej, też Macedonia, to czemu się nie połączyć.
Czas jednak mijał, Macedonia coraz mocniej zbliżała się do NATO i ogólnie “zachodniej” strefy wpływów, a Grecja miała na głowie tysiąc innych, o wiele pilniejszych problemów. Raz jeszcze potwierdziło się, że czas leczy rany i łagodzi nastroje – pod koniec drugiej dekady XXI wieku już coraz trudniej wyobrazić sobie jakieś konflikty zbrojne akurat na tej granicy. Dlatego w 2018 roku zawarto kompromisy, które od lutego wchodzą w życie – wśród nich właśnie zmiany w nazewnictwie. Macedończycy po rozwiązaniu szarpaniny z Grecją mogą się w pełni skupić na…
ALBAŃSKIE DERBY
…szarpaninie z Albanią.
Pamiętacie jeszcze mecz ze Shkendiją Tetowo? Pamiętacie kibiców? Stroje piłkarzy, które zamiast macedońskich barw zawierały krwistą czerwień charakterystyczną dla Albanii? To nie przypadek. Już kilkanaście lat temu praktycznie co czwarty mieszkaniec Macedonii był Albańczykiem, a obecnie proporcje są jeszcze mniej korzystne dla słowiańskich mieszkańców tego regionu. Albańczycy, podobnie jak choćby w Kosowie, stanowią na tyle istotną część państwa, że tworzą własne kluby sportowe, instytucje kulturalne czy polityczne. Najbardziej namacalną i rzucającą się w oczy emanacją macedońskich Albańczyków jest właśnie ich klub, który zdobył dwa mistrzostwa Macedonii z rzędu.
Konkretne upokorzenie, prawda? Wyobraźcie sobie, że w Polsce dwa mistrzostwa zdobywa na przykład 1. FC Kattowitz, a na trybunach tego klubu regularnie pojawią się niemieckie flagi i treści.
Macedończycy myślą podobnie, dlatego też Shkendija ma kosę właściwie z całą resztą macedońskich klubów. Poza tym stanowiący ponad połowę Tetowa Albańczycy rzadko pozostają dłużni wobec swoich wrogów, a już pobieżny przegląd flag daje obraz z jaką grupą mamy do czynienia. Wyjazd na mecz z The New Saints w europejskich pucharach? Obok flagi Albanii i Shkendiji wisi płótno z literami UCK – Armii Wyzwolenia Kosowa. Dla Albańczyków? Partyzanci, którzy przyłożyli rękę do uzyskania niepodległości przez Kosowo. Dla reszty świata? Posłużmy się Wikipedią.
Albańska zbrojna organizacja partyzancka i terrorystyczna działająca na terenie Kosowa. Swe powstanie zasygnalizowała pod koniec 1992 r. Po raz pierwszy do przeprowadzonego przez siebie zamachu UÇK przyznała się 11 lutego 1996, podczas serii pięciu zamachów bombowych na obozy serbskich uchodźców z Krajiny.
Zaczyna się klarować, czemu atmosfera jest napięta. Nastroje podsyca pamięć o akcjach już z XXI wieku, które zresztą powracają co parę sezonów. Macedonia na krawędzi wojny domowej stanęła już w latach 2001-2003, gdy musiało dojść do interwencji wojsk NATO, rozładowujących atmosferę pomiędzy zwaśnionymi stronami. Zapach wojny raz jeszcze wzniósł się nad tymi terenami 7 lat temu, gdy doszło do serii mniejszych bitw na tle etnicznym. Podłoże? Gdybyśmy cofnęli się do zarzewia konfliktu w Kosowie, pewnie usłyszelibyśmy podobne teorie.
– To nasz teren!
– Ale nas tu jest więcej!
– Panoszycie się!
– Nie, to wy nas uciskacie!
I tak dalej. Albańczycy twierdzili, że mają za małą autonomię, Macedończycy – że ta mniejszość dąży do odłączenia się od państwa. Gdy nałożymy na to jeszcze konflikt religijny, bo większość Albańczyków to przecież muzułmanie, mamy gotowy przepis na katastrofę. Zwłaszcza, że UCK po dopięciu swego w Kosowie, teraz lubi zadziałać na terenie Macedonii Północnej. W 2015 roku założone przez Albańczyków a działające na terenie Macedonii UCK w sile około 40 bojowników napadło na policyjny posterunek przygraniczny, wiążąc i bijąc policjantów oraz okradając budynek.
Tak, trzy lata później Shkendija została mistrzem.
Swoją drogą, tak liczna reprezentacja Albańczyków w Macedonii musiała zostawić jakiś ślad również na reprezentacji, która dziś zmierzy się z Polską. Enis Badhi z Levante to taki przykład. Choć sam zapewniał, że marzy o grze dla Albanii, ostatecznie zdecydował się na reprezentowanie barw Macedonii Północnej. Jeszcze ciekawszy przypadek to Arijan Ademi, który zagrał w większości chorwackich młodzieżówek oraz w sparingach dla dorosłej drużyny. W wywiadach jednak głośno narzekał, że nie interesuje się nim Albania, w której również ma korzenie. Ostatecznie zdecydował się grać dla Macedonii Północnej.
Dla nas to równie trudne do przetrawienia.
***
To nie jest Chorwacja, gdzie piłkarze po zwycięstwach wskakują na stoły i śpiewają balladę “Moja Domovina”. To nie jest Bośnia i Hercegowina, której drużyna to miks trzech narodów, z których każdy ma nawet własnego prezydenta. Nacjonalistyczne poglądy nie buzują tutaj tak mocno, jak w Serbach czy Albańczykach, w których wciąż świeże są obrazki niedawnych wojen. Macedonia Północna to jednak skrawek ziemi typowo bałkański, gdzie nadal przywdziewanie koszulki z godłem właśnie tego skrawka stanowi ogromny zaszczyt.
Jakoś podskórnie boimy się meczów z takimi rywalami.
Fot.FotoPyK