Pozycję napastnika na nowo zdefiniował Robert Lewandowski, ale przed nim mieliśmy choćby Smolarka, Jelenia, Żurawskiego, którzy o karierze snajpera Bayernu mogli pomarzyć, ale swoje jednak nastrzelali. Bramka? Wiadomo, komfort od zawsze na zawsze. Na defensywnych pomocników też nie mogliśmy narzekać, bo w czym, jak w czym, ale w przeszkadzaniu jesteśmy dobrzy. Środek obrony i jej prawa strona – bywało różnie, natomiast w kilku okresach XXI wieku mieliśmy przedstawicieli w Lidze Mistrzów. Z problemów na lewej obronie oraz dziesiątce zdawaliśmy i zdajemy sobie sprawę. A na skrzydłach czuliśmy się już mocni, bo niby zawsze ktoś był i co to za sztuka pobiec, a potem wrzucić. Pytanie, czy przez wiele lat nie żyliśmy przypadkiem w kłamstwie?
Zacznijmy od początku, czyli od stanu posiadania na teraz. Jak radzą sobie polscy skrzydłowi za granicą?
Bartosz Kapustka – 0 minut
Kamil Grosicki – 860 minut, 10 meczów, pięć goli, zero asyst
Damian Kądzior – 633 minuty, osiem meczów, dwa gole, jedna asysta
Rafał Kurzawa – 0 minut
Konrad Wrzesiński – 1597 minut, 22 mecze, dwa gole, osiem asyst (w Kazachstanie grają wiosna-jesień)
Piotr Grzelczak – 167 minut, trzy mecze, jeden gol, zero asyst
Waldemar Sobota – 290 minut, pięć meczów, dwa gole, zero asyst
Sebastian Szymański – 896 minut, 12 meczów, zero goli, jedna asysta
Michał Kucharczyk – 130 minut, pięć meczów, zero bramek, zero asyst
Konrad Michalak – 101 minut, cztery mecze, zero goli, zero asyst
Bartłomiej Pawłowski – 224 minuty, pięć meczów, zero bramek, dwie asysty
Jakub Kosecki – 68 minut, dwa mecze, zero bramek, zero asyst
Przemysław Frankowski – 2267 minut, 31 meczów, trzy gole, siedem asyst (podobny przypadek co Wrzesińskiego)
W sumie: 7233 minuty, 34 punkty w klasyfikacji kanadyjskiej. Polscy skrzydłowi dają konkret za granicą raz na 212 minut, biorąc pod uwagę te poważne i ciut poważniejsze ligi. Jeden Kacper Przybyłko ma 15 bramek i cztery asysty, tymczasem drzwi do kadry są dla niego zamknięte na cztery spusty. No, a Frankowski jedzie na Łotwę i Macedonię, tak jak Kądzior, który gdy przychodzi do występów w Lidze Mistrzów, zajmuje pozycję siedzącą.
Nie mamy skrzydłowego na poziomie Ligi Mistrzów.
Nie mamy skrzydłowego na poziomie Ligi Europy.
Ktoś powie – cóż, to kwestia generacji, akurat teraz nie trafiliśmy i trzeba poczekać, aż przyjdą lepsze czasy. Niestety to chyba nie jest sprawa generacji, ponieważ w całym XXI wieku mówimy o niekończącej się pustyni. Poniżej lista wszystkich skrzydłowych, którzy zadebiutowali w kadrze w bieżącym stuleciu:
Grzegorz Pater – 1 mecz, 0 goli, 0 asyst
Kamil Kosowski – 52, 4, 11
Marek Zieńczuk – 9, 0, 0
Łukasz Madej – 5, 0, 0
Damian Gorawski – 14, 1 ,2
Piotr Piechniak – 3, 0, 2
Marcin Radzewicz – 2, 0, 1
Wahan Geworgian – 1, 0, 0
Marcin Kaczmarek – 2, 0, 0
Jakub Błaszczykowski – 108, 21, 21
Grzegorz Bonin – 1, 0, 0
Rafał Grzelak – 2, 0, 0
Adrian Budka – 1, 0, 0
Robert Kolendowicz – 1, 0, 0
Wojciech Łobodziński – 23, 2, 1
Szymon Pawłowski – 17, 2, 2
Rafał Boguski – 6, 3, 1
Piotr Madejski – 1, 0, 0
Kamil Grosicki – 70, 13, 19
Sławomir Peszko – 44, 2, 1
Maciej Małkowski – 2, 0, 0
Jakub Wilk – 3, 0, 1
Patryk Małecki – 8, 2, 0
Janusz Gancarczyk – 1, 0, 0
Jacek Kiełb – 2, 0, 0
Tomasz Kupisz – 4, 0, 1
Michał Kucharczyk – 9, 1, 0
Waldemar Sobota – 17, 4, 2
Paweł Wszołek – 11, 2, 2
Jakub Kosecki – 5, 1, 0
Piotr Ćwielong – 1, 0, 0
Michał Żyro – 4, 0, 0
Bartosz Kapustka – 14, 3, 2
Przemysław Frankowski – 7, 0, 0
Maciej Makuszewski – 5,0,1
Rafał Kurzawa – 7, 0, 2
Damian Kądzior – 4, 1, 0
Sebastian Szymański – 1, 0, 0
Można było się pokusić o dodanie do powyższego zestawienia takich piłkarzy jak Smolarek czy Jeleń, bo ten pierwszy grał choćby z boku na skrzydle w klasyku z Portugalią, ale to byłoby jednak oszukiwanie samego siebie. Obaj panowie najlepsze dni w swojej karierze klubowej przeżywali na szpicy, a w kadrze czasem zagrali na skrzydle, bo ktoś musiał. Na tej samej zasadzie z boku w reprezentacji potrafił grać Milik, czy ostatnio Zieliński, a nikt nie widzi w nich skrzydłowych.
W każdym razie, patrząc na niektóre nazwiska, można się przerazić, że i tacy piłkarze mogli sobie dopisać 1A, nawet jeśli brali udział w starciach hotelu na hotel. Z tej listy jesteśmy w stanie wybrać tak naprawdę tylko trzy osoby, które były lub są wartością dodaną dla kadry przez dłuższy czas: Błaszczykowskiego, Grosickiego i Kosowskiego. Czwartym do brydża jest naturalnie Jacek Krzynówek, natomiast on debiutował jeszcze w 1998 roku. Można więc uznać, że w XXI wieku doczekaliśmy się czterech skrzydłowych na poziomie reprezentacyjnym. Dość mało.
Byli piłkarze z umiejętnościami. Zieńczuk miał sezony, gdy ładował jak opętany w lidze. Przyzwoicie za granicą potrafił wyglądać Peszko. Kosecki w jednym sezonie zaniósł Legię do mistrzostwa. Soboty nie wypluła 2. Bundesliga. Co jednak przyszło za tym dla kadry? Kompletnie nic. To był krok, którego ci piłkarze zrobić nie potrafili.
Krzynówek, Błaszczykowski, Grosicki i Kosowski w 326 meczach nazbierali dla kadry 129 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Reszta z listy w 239 spotkaniach nabiła 45 oczek. To przepaść i pokazanie, na ilu piłkarzach oparliśmy w XXI wieku polskie skrzydła.
Nie ma przecież przypadku, że w pierwszej dziesiątce piłkarzy z największą liczbą występów w reprezentacji, za niedługo będziemy mieli aż trzech skrzydłowych. Pierwszy jest naturalnie Błaszczykowski, siódmy Krzynówek, Grosickiemu brakuje 10 meczów do dziesiątego Bońka i można spokojnie zakładać, że w 2020 roku prezesa przeskoczy. Odpowiedź, dlaczego tak się sprawy mają, jest prosta. Czy w formie, czy nie, ci skrzydłowi musieli grać, bo zastępców nie było widać.
Czy ta bryndza w najbliższych latach przerodzi się w coś poważniejszego? Cóż, jeśli spojrzeć na skrzydłowych, których Czesław Michniewicz zabrał na Euro U21 w 2019 roku, możemy mieć wątpliwości. Pojechali Kamil Jóźwiak, Konrad Michalak, Przemysław Płacheta, Mateusz Wdowiak i Sebastian Szymański. Statystyki tego Szymańskiego i Michalaka z obecnego sezonu już widzieliście, a jak jest z pozostałymi?
Jóźwiak – 917 minut, 11 meczów, dwa gole, jedna asysta
Płacheta – 892 minuty, dziesięć meczów, gol, asysta
Wdowiak – 696 minut, 12 meczów, gol, trzy asysty
No, szału nie ma. Pewnie – są młodzi, może się rozwiną. Pytanie czy mamy czas na to czekać, skoro Błaszczykowski już nie wróci do dyspozycji z Euro 2016, a zjazd formy Grosickiego nastąpi kiedy? Rok, dwa, może trzy?
Ekstraklasa nie daje nam pola manewru. Dzisiaj najwięcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, biorąc pod uwagę skrzydłowych, mają Hanca i Żivec. Pierwszy Polak? Michał Mak z pięcioma oczkami, który sam o sobie mówi, że jest ligowym dżemikiem. Z kolei najbardziej rozstrzelany polski skrzydłowy, to… Sławomir Peszko z trzema trafieniami. Zresztą przypomnijcie sobie ranking skrzydłowych za poprzedni sezon.
Siedmiu obcokrajowców. Najlepszy z Polaków Pawłowski, który zdążył się jutro odbić od zagranicznej piłki. Dalej Konczkowski, odkryty na skrzydło w połowie kariery. Przedostatni był Majewski, 32-latek, wcześniej środkowy pomocnik, dziś grający w Australii. Nikt z klasą reprezentacyjną.
Dlaczego tak się sprawy mają? Po pierwsze… genetyka. Tak po prostu.
– Zwróciłbym uwagę na to, o kim myślimy w kontekście wzoru skrzydłowego. Neymar, Mbappe, Salah, Sane, Mane, Sterling, Dembele, Coman, Vinicius. Latynosi, gracze pochodzenia afrykańskiego. Nie chcę się wymądrzać, bo trzeba by tu spojrzeć szerzej na statystyki, ale wydaje mi się, że gracze ciemnoskórzy czy latynosi mogą mówić o nieco innej budowie ciała, mięśni, o innej somatyce. Być może genetycznie są bardziej usposobieni do gry na najwyższym poziomie, do tego by lepiej radzić sobie z piłką w sprintach? Tu pewnie wypowiedzieć powinien się ktoś związany z anatomią, ale z perspektywy biologii wydaje się, że na starcie mamy trudniej. Tacy Brazylijczycy od zarania dziejów słynęli z boiskowego luzu, z tańców po strzelonych golach. Pewnie, mieliśmy Przybeckiego czy Mazka, którzy imponowali szybkością, ale ilu takich Przybeckich odpadało po drodze w Kraju Kawy? Szybkość to nie wszystko, a u nas na tej szybkości niektórzy i tak wbiegli do Ekstraklasy – mówi Przemek Mamczak z Weszło Junior.
I rzeczywiście, John Entine, w książce „Tabu. Dlaczego czarni atleci dominują w sporcie i dlaczego boimy się o tym mówić?”, pisał: czarnoskórzy sportowcy są doskonali we wszelkich dyscyplinach wymagających ogólnej sprawności ruchowej: tam, gdzie niezbędne jest połączenie szybkości, siły i zwinności. A to dzięki temu, że mają nieco inny kościec niż biali, są inaczej umięśnieni i mają specyficzną przemianę materii.
Z kolei portal Polimaty.pl pisał:
Ludzie o czarnym kolorze skóry mają zwykle mniej tkanki tłuszczowej, co pozwala osiągnąć więcej masy mięśniowej, charakteryzują się węższymi biodrami i szerszymi ramionami, a ich płuca są w stanie nabrać więcej powietrza, co jest bardzo pożądane u sprinterów, którzy muszą pokonać dystans praktycznie „na jednym oddechu”. Mają też wyżej umieszczony środek ciężkości ciała oraz większe dłonie i stopy.
Większość tych cech stosunkowo łatwo zaobserwować bez specjalnych badań. A co kryje się wewnątrz organizmu? Efektywność treningu przynosi wyższy poziom testosteronu niż u rdzennych Europejczyków czy Azjatów. Najciekawszą kwestią są jednak przytoczone przez Entine’a mięśnie. Ich budowa jest bardzo specyficzna. Włókna mięśniowe, którymi natura obdarza czarnoskórych, są o wiele drobniejsze i gęściej otoczone naczyniami krwionośnymi. Dzięki temu dociera do nich więcej tlenu oraz substancji odżywczych, a co za tym idzie – ich efektywność wzrasta.
Długodystansowcom pomaga inna budowa okolic ścięgna Achillesa, co pozwala wyzwolić więcej siły. Większą długość mają też u nich wiązadła piszczelowo – rzepkowe, które dzięki temu lepiej amortyzują ciało.
Dlatego czarnoskórzy zawodnicy są najlepsi na bieżni lekkoatletycznej, ale też dlatego nie brakuje wśród nich dobrych skrzydłowych w futbolu. A gdy u nas trafił się Przybecki z dobrymi warunkami, to nie bardzo potrafił grać w piłkę.
Dlaczego? Punkt numer dwa, czyli szkolenie, a jakże.
– Zacząłbym od tego, że trudno mówić w Polsce o szkoleniu w kontekście dzisiejszych 20-latków i starszych zawodników – mówi Mamczak. – Oni gry w piłkę uczyli się dekadę temu, wtedy poza Akademią Lecha Poznań w żadnym miejscu nie można było powiedzieć o profesjonalnym szkoleniu. Choć to powoli się zmienia, musimy pamiętać, że z efektów dzisiejsze akademie rozliczać będziemy mogli dopiero za kilka lat. A w idealnym modelu za kilkanaście. Najprościej byłoby powiedzieć, że polscy trenerzy grają na wynik i od najmłodszych lat opierają się o najefektywniejsze rozwiązania boiskowych problemów. Że kładą nacisk na taktykę, że krzyczą z ławki “podaj!”, żeby młody kandydat na piłkarza nie ryzykował straty piłki. A przez to nie ma on zbyt wielu okazji do pracy nad dryblingiem, który przecież w grze skrzydłowego jest szalenie istotnym aspektem. Ale tak było może kilka lat temu. Dziś wiele się zmieniło i w czołowych polskich akademiach jest znacznie więcej świadomości. Mało kto zabrania dziś dryblowania, większość sztabów szkoleniowych rozumie, że jedyną drogą do nauki piłkarskiego rzemiosła są popełniane błędy. Kilka strat zaowocuje golem, ale w przyszłości bramek będzie jeszcze więcej.
Michał Globisz mówił 10 lat temu: – Przecież szkolenie w naszych klubach leży. Wszystko zaczyna się od sześciolatków. Złe trenowanie Jasia powoduje, że Jan ma wiele złych nawyków. Nie umie ograć przeciwnika jeden na jeden, a to podstawa futbolu! Nie umie, bo sześcioletnim dzieciom zabrania się kiwać. Trenerzy wymagają od nich wyniku. A drybling może się skończyć stratą piłki. Nie mówię o odosobnionych przypadkach, ale praktyce w 90 procentach polskich klubów. Gadocha, Deyna i inni mieli technikę, bo nauczyli się jej na podwórku. Gdyby teraz poszli do klubu, kazano by im grać w lidze trampkarzy i wygrywać. I nigdy nie osiągnęliby takiego poziomu, jaki pamiętamy u gwiazd sprzed lat.
Jak zapewnia Bartłomiej Zalewski, trener Reprezentacji Polski U-19, poprawa w szkoleniu zaszła: – Zmiana jaka jest widoczna, jeśli chodzi o proces szkolenia – choć nie uważam, że to co robiliśmy wcześniej, było złe – jest zmianą, która będzie podnosić poziom skrzydłowych. Chodzi o trening indywidualny. On jest skoncentrowany bardzo precyzyjnie pod kątem pozycji. Wcześniej to nie było akcentowane na tyle, jak jest to robione teraz. Dzisiaj bardzo dużą uwagę kierujemy na profilowanie piłkarzy, trening pozycyjny. To pozwala koncentrować się na zadaniach i atrybutach, których oczekujemy od zawodnika z danej pozycji. Natomiast podkreślam: wcześniej taki trening był, gdy na przykład ja grałem w piłkę. Tylko wówczas nie był aż tak mocno eksponowany, jak teraz. Dziś akcent jest położony na indywidualizację pracy zawodnika. Możemy się spodziewać, że za chwilę będziemy widzieć tego efekty. To, że polscy trenerzy zabraniają dzieciakom dryblować, jest mitem. Dzisiaj polscy trenerzy kładą akcent na wszechstronny rozwój zawodnika. Do tego rozwoju należy drybling, gra jeden na jeden, prowadzenie piłki. Nikt tego nie zabrania. Pracujemy kompleksowo i precyzujemy piłkarza pod kątem pozycji.
Musimy wierzyć, że to przyniesie wymierny efekt, bo polska piłka bez skrzydłowych padnie. Przypomnijcie sobie wielkie turnieje z tej dekady. Oba gole na Euro 2012 z udziałem Błaszczykowskiego. Euro 2016 to asysta i gol Błaszczykowskiego w grupie, potem gol Błaszczykowskiego w fazie pucharowej i asysta Grosickiego. Mundial? Asysty Grosickiego i Kurzawy, choć fakt, że ze stojącej piłki. Natomiast faktem też jest to, nie mamy gola bez udziału skrzydłowego na turnieju. Nie świadczy to o tym, że jednak ze skrzydłowymi było super, tylko o tym, że gdy ich zabraknie, będzie z nami źle. Przecież gdy w Rosji okazało się, że Błaszczykowski nie da rady na tym turnieju, sytuacje miał ratować Kownacki…
Trzeba wierzyć, że zmiany, która mają zachodzić w szkoleniu, przyniosą skutek i za 20 lat nie będziemy musieli wspominać Błaszczykowskiego czy Krzynówka. Ba, trzeba wierzyć, że licząc dobrych piłkarzy na skrzydle, użyjemy do tego również drugiej dłoni.
PAWEŁ PACZUL