Już się wszyscy zastanawialiśmy jak Śląskowi Wrocław pójdzie w przyszłorocznej Lidze Mistrzów, już wszyscy analizowaliśmy czy lepszy w XXI wieku był WKS czy jednak Barcelona za Guardioli, już podejrzewaliśmy, że ktoś wśród działaczy sprzedał duszę diabłu za dobre transfery, a tu klops: Śląsk Wrocław niepostrzeżenie zjechał do poziomu Śląska Wrocław. Jeśli wrocławianie nie wygrają z Jagą, podczas przerwy reprezentacyjnej stukną im dwa miesiące bez zwycięstwa. Swoją drogą, ekipa Mamrota też nie ma się czym chwalić: gardło suche, ostatnio browarki po zwycięstwie mogli otwierać w sierpniu.
Kursy na Śląsk – Jagiellonia w ETOTO: Śląsk 2.40 – remis 3.45 – Jagiellonia 3.30
Śląsk jest dowodem tego jak niezmierzoną zagadką jest polska liga. Miał trudny terminarz na początku sezonu, a jednak wrócił z niego z tarczą, zaledwie jeden remis na Legii.
1:0 Wisła Kraków (w)
2:1 Piast Gliwice (d)
0:0 Legia Warszawa (w)
3:1 Lech Poznań (w)
2:1 Cracovia (d)
Co dalej? Remis na Lechii? Trudny teren. Mecz z Pogonią na własnym stadionie? To było starcie lidera z wiceliderem. Mecz na Górniku? Górnik – zanim przyjechał do niego Lech – nie zwykł tracić bramek, 0:0 zrozumiałe. Szalone 4:4 z Zagłębiem Lubin było najlepszym meczem 2019 roku na świecie, trudno się za to czepiać.
No i dobrze. Ale ile w zacięciu się maszyny do wygrywania nakręconej przez Lavickę faktycznych problemów zespołu, a ile zwykłego braku szczęścia, który – nie oszukujmy się – też ma spory wpływ na grę?
1:1 z Lechią (w). Wolski w końcówce odpala rakietę, Śląsk ma furę szczęścia i Putnockiego, który także według InStata był jednoosobowym murem w tym meczu i jednym z najlepszych graczy kolejki.
1:1 z Pogonią (d). Mecz dobry tylko przez pół godziny. Kopanina.
0:0 z Górnikiem (w). Dobry mecz Śląska, ale skrajnie nieefektywny. Coraz głośniejsze głosy “ach, gdyby tylko Śląsk miał napastnika, to by było”.
4:4 z Zagłębiem (d). Exposito strzela trzy gole, Śląsk, jak się okazuje, jednak ma napastnika. Mecz sam w sobie świetny, również jeśli chodzi o kulturę gry.
0:2 z Widzewem (w). Śląsk gra słabo, niby mimo to stwarza dość, żeby wbić gwoździa, ale nie daje rady, w końcówce Widzew bardziej determinacją niż grą wyrywa awans.
0:1 z Koroną (w). Najgorszy mecz Śląska tym sezonie. Korona, czyli ligowe popychadło, była w tym meczu po prostu lepsza.
Tak naprawdę Śląsk wyraźnie lepszy od rywala był tylko z Górnikiem w Zabrzu, z drugiej strony: Górnik tam tak po prostu gra, że oddaje pole i się broni, realizował swój plan. Gdy do tego wspomnimy, że Broź zagrał z Lechem mecz, jakiego nie zagrał nigdy i już nigdy nie zagra, że Cholewiak w końcówce meczu z Cracovią przesądza wszystko strzałem jednym na tysiąc, a Putnocky jest według not najlepszym piłkarzem WKS-u w tym sezonie…
Owszem, Śląsk jest OK, Lavicka to poukładał. Wszyscy wiedzą co mają grać. Zdarzają im się mecze bardzo udane. Ale pozycja lidera? To było na wyrost. Było raczej efektem tego, że ta liga jest jaka jest, niż dowodem wielkiej regularności w dyspozycji Śląska. Przerost oczekiwań wobec tej drużyny będzie jej tylko szkodzić. Lodu. Albo potrzeba im czasu, albo dołącza do jak zawsze długiej listy ligowych średniaków z ambicjami, względnie z akurat dobrą formą, którzy potem będą rozliczani ku swojemu przerażeniu wobec otwarcia na wyrost.
Lavicka na konferencji prasowej mówił właśnie o tym: – Wiemy, że brakuje nam zwycięstwa. Mieliśmy dobre spotkania, trudne mecze, sporo graliśmy na wyjeździe, ale teraz potrzeba stabilizacji, dobrej gry i dobrego wyniku w piątek przeciwko Jagiellonii.
Jaga to też ciekawy przypadek. Ciekawa statystyka od niezastąpionych EkstraStats: Jagiellonia prowadziła w tym sezonie najwięcej minut ze wszystkich drużyn Ekstraklasy. 344 to naprawdę wyśrubowany rezultat – tylko oni i Lechia przekroczyli trzysta minut. Jagiellonia też – w sumie zrozumiałe – najczęściej jako pierwsza strzela gola, aż siedem razy w tym sezonie. Są topem również jeśli chodzi o stworzone okazje. A jednak mówimy o zespole dopiero szóstym w tabeli. Dla porównania Śląsk ma tylko 208 minut z prowadzeniem i jest pod tym kątem dziewiąty w lidze. Jaga zazwyczaj gra w piłkę, tego nie można jej odmówić.
Ireneusz Mamrot na konferencji (za Jagiellonia.pl): – Po dziesięciu kolejkach różnice punktowe są niewielkie, ale nie możemy pozwolić, aby ktokolwiek uciekł nam w tabeli. Jesteśmy w takiej sytuacji, że wszędzie musimy szukać oczek, dlatego do Wrocławia jedziemy po zwycięstwo. Mogę powiedzieć, że w spotkaniu przeciwko Legii zasłużenie zremisowaliśmy, chociaż to rywal grał godzinę w osłabieniu. Również w Poznaniu nie stworzyliśmy wielu sytuacji podbramkowych, ale tam wyszliśmy na prowadzenie, a daliśmy sobie strzelić gola po rzucie karnym, który sami sprokurowaliśmy. Piłka szła na głowę i po prostu trzeba było ją przyjąć. Sztuką natomiast było przegrać z Pogonią. To jest po prostu nieprawdopodobne, bo przed przerwą “Portowcy” nie stworzyli pół groźnej sytuacji. Ich pierwsza sytuacja, strzał po rykoszecie, zakończył się bramką, co miało wpływ na nasz zespół. Później sami sprokurowaliśmy rzut karny w sytuacji, w której Kowalczyk był sam między trzema naszymi zawodnikami. Paradoksalnie wróciliśmy do meczu dopiero po trafieniu Frączczaka na 1:3. Oceniając samą grę, to zarówno potyczka z Pogonią, jak i przegrane pucharowe starcie z Cracovią były naszymi najlepszymi meczami. Niestety, traciliśmy bramki w najmniej spodziewanych momentach, kiedy nic na to nie wskazywało.
Jedni i drudzy mają dzisiaj sporą stawkę do zgarnięcia: punkty punktami, udowodnienie czegoś sobie i wszystkim wobec, ale też nastroje na całą przerwę reprezentacyjną.
Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl