Kiedy Lechia Gdańsk w finale Pucharu Polski pokonała Jagiellonię Białystok, zdobywając pierwsze trofeum od 1983 roku, Karol Fila – bohater najnowszego odcinka z serii “Patrzymy w przyszłość” – spotkanie oglądał z perspektywy ławki rezerwowych. Jak przyznaje sam zawodnik, był to dla niego bolesny prztyczek w nos, ale i dodatkowa mobilizacja, by jeszcze mocniej pracować i walczyć o pozycję w wyjściowym składzie biało-zielonych. Efekt? Dzisiaj już trudno sobie wyobrazić podstawowy skład Lechii bez Fili na prawej stronie defensywy. – Jako młody chłopak, nie spodziewałem się, że dojdę do tego punktu, w którym aktualnie jestem. Fajnie, że udało mi się osiągnąć to, o czym marzyłem – mówi młodzieżowy reprezentant Polski.
Dziś Fila jest już pewniakiem w układance Piotra Stokowca, trenera Lechii Gdańsk. Opuścił tylko jeden ligowy mecz w sezonie 2019/20, gdy szkoleniowiec biało-zielonych zrobił sobie przegląd kadr, a podstawowym zawodnikom pozwolił na odpoczynek. Poza tym – dziewięć ligowych spotkań, prawie wszystkie rozegrane od deski do deski. No i do tego dwumecz w Lidze Europy przeciwko duńskiemu Broendby IF. Zakończony ostatecznie porażką Lechii, fakt. Ale w meczu u siebie gdańszczanie porozstawiali faworyzowanych Duńczyków po kątach, zagrali kapitalne zawody, a sam Fila rozegrał prawdopodobnie najlepszy mecz w swojej dotychczasowej karierze. Zdominował prawą stronę boiska, notując mnóstwo efektownych rajdów i puentując udany występ ważną asystą przy trafieniu Patryka Lipskiego. – To najlepsze spotkanie, jakie rozegrałem na tym pięknym stadionie – mówi Karol. – Jest oczywiście duży niedosyt, bo ten pierwszy mecz z Broendby mogliśmy wygrać zdecydowanie wyżej. Wyszliśmy wysoko, byliśmy zdecydowanie lepsi. Żałujemy tego dwumeczu, bo było naprawdę blisko awansu.
Można potraktować tamto domowe spotkanie z Broendby jako swego rodzaju test, egzamin dojrzałości. Fila udowodnił, że jest gotowy od roli podstawowego zawodnika Lechii. Dzisiaj prawa obrona gdańskiego klubu to jego królestwo. Nawet jeżeli w tej czy innej sytuacji zdarzają mu się jeszcze błędy.
– Trener Piotr Stokowiec to wymagający nauczyciel – przyznał Karol. – Nie hamuje się w słowach, ma twardą rękę, czego zresztą sam też kilka razy doświadczyłem. Wyciągam wnioski z takich sytuacji – wiem, że muszę się słuchać trenera, który zawsze chce mi pomóc. A ja staram się wykonywać to, co trener mi przekazuje. Jest kilka takich elementów, nad którymi muszę jeszcze popracować. Wydaje mi się, że jest to gra głową, gra w obronie, taktyka. Muszę wyeliminować te braki, ulepszając jednocześnie to, co już jest dobre. Moim atutem jest technika – w trudnych sytuacjach raczej nie wybijam piłki na oślep, nie tracę głupio piłki.
Na razie Fila nie poraża liczbami – na najwyższym poziomie zdobył jedynie dwa gole. Nie było tych trafień wiele, więc oczywiście piłkarz Lechii oba doskonale pamięta. – Mojego pierwszego gola z Górnikiem świetnie pamiętam, bo były wątpliwości, czy zostanie on przyznany mnie. Ostatecznie Ekstraklasa przypisała mi tę bramkę. Przepiękne uczucie. Kiedy strzeliłem gola z Jagiellonią na naszym stadionie nie wiedziałem, co mam zrobić. Nie ustaliłem sobie żadnej cieszynki, po prostu pobiegłem do kibiców, żeby cieszyć się razem z nimi. Na dodatek gola zdobyłem głową, co uważam za moją słabszą stronę. To pokazuje, że warto na treningu nad tymi słabszymi elementami pracować. Ale na następną okazję mam już cieszynkę przygotowaną!
Trzeba oczywiście pamiętać, że 21-latek na prawej stronie defensywy grywa stosunkowo od niedawna. Przez większą część swojej juniorskiej kariery występował w środku pola, niekiedy nawet jako ofensywny pomocnik. Nową rolę boiskową wymyślono dla niego dopiero w drugiej połowie sezonu 2017/18, gdy przebywał na wypożyczeniu w Chojniczance Chojnice. Drużyną dowodził w tamtym czasie Krzysztof Brede, człowiek mocno związany z Lechią. Trener Chojniczanki, który dobrze znał Filę jeszcze z czasów juniorskich, nie potrafił znaleźć dla niego miejsca w środkowej strefie boiska, więc zdefiniował swojego podopiecznego na nowo, wymyślając mu inną pozycję. Uczynił z Karola prawego obrońcę, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Młody zawodnik zaczął coraz częściej grać – najpierw w Chojnicach, na poziomie I ligi. A potem już w Lechii, na ekstraklasowych boiskach. – Dla młodego gracza jest bardzo ważne, żeby łapać te minuty. Dzisiaj moja pozycja w klubie jest mocna – mówi zawodnik.
Jedyny problem? Karol musiał sobie znaleźć nowy wzór do naśladowania. Jako kibic Arsenalu przez lata wzorował się na Santim Cazorli. – Cały czas mu kibicuję. Potwora kontuzja wyeliminowała go z gry na dwa lata, ale wrócił, a ostatnio strzelił nawet piękną bramkę przeciwko Barcelonie. Jest malutkim zawodnikiem, ale daje sobie na boisku radę w niemożliwy sposób. Nieziemska technika. Sposób prawych obrońców wzoruję się aktualnie na grze Trenta Alexandra-Arnolda z Liverpoolu. Wiekowo – ten sam rocznik jak ja, ale ma wielkie doświadczenie na poziomie europejskim. Nigdy się na boisku nie boi, ma zaufanie do swoich umiejętności. Staram się brać z niego przykład.
Skąd się wzięło to dobre przygotowanie techniczne, o którym wspominał Karol? Rąbka tajemnicy uchyla tata, Janusz Fila. To on odpowiada za to, że syn złapał futbolowego bakcyla. – Tak naprawdę piłkarska przygoda Karola zaczęła się w 2007 roku, w klubie LKS Żuławy – opowiada pan Janusz. – Tam grał do 2012 roku, a potem na halowym turnieju wypatrzyła go Lechia Gdańsk. Trzy lata występował w juniorach i podpisał profesjonalny kontrakt. Chłopak był jeszcze wtedy niepełnoletni, więc to my musieliśmy jechać do Gdańska i podpisać umowę. Wtedy poleciał na swój pierwszy obóz z seniorami Lechii, do Turcji. Jeszcze z trenerem Piotrem Nowakiem. Wielkie przeżycie. Duża szansa dla Karola, żeby przygotowywać się z tymi wszystkimi doświadczonymi zawodnikami, którzy go bardzo miło przyjęli w zespole.
– Karol się tak naprawdę dowiedział o tym obozie w ostatniej chwili – dodaje Barbara Fila, mama. – To było dla nas wszystkich zaskoczenie.
Zanim jednak Karol mógł choćby pomarzyć o treningach z pierwszym zespołem biało-zielonych, swój talent rozwijał w ogrodzie za domem. – Każdego dnia ćwiczyliśmy po dwie godziny. Codziennie, dodatkowo względem zajęć w klubie. Nie było znaczenia, który to dzień tygodnia. Uderzanie lewą, prawą nogą. Karol dlatego dzisiaj jest obunożny, bo ja go tego uczyłem. Godziny treningu. On od dziecka chciał zostać zawodowym piłkarzem. U nas w domu są zresztą piłkarskie tradycje, choć może nie na jakimś wysokim poziomie. Ja też zacząłem grać w piłkę w wieku sześciu lat, dla LKS-u Żuławy. Nie miałem niestety wtedy warunków, żeby wyjechać do Gdańska i rozwijać karierę. Przyjeżdżali trenerzy, chcieli mnie wziąć do Gdańska, ale musiałem zostać. Pracować, pomagać rodzicom. Potem pojawił się nasz starszy syn, Piotrek. Super zawodnik. On też trenował w Lechii, w swoim roczniku był zawsze jednym z najlepszych zawodników. No i teraz jest Karol. On to wszystko po nas przejął.
Choć Karol mieszka już w gdańskim Brzeźnie, często odwiedza rodziców w Nowym Dworze Gdański. Państwo Fila, jak sami przyznają, tworzą rodzinę “w stylu włoskim”. Wspólne spotkania, kolacje, biesiady to może nie jest codzienność, ale zdarzają się bardzo często. – U nas wszyscy mogą na siebie liczyć – mówi pani Barbara. – Myślę, że dla Karola jesteśmy oparciem. On może do nas w każdej chwili zadzwonić, podobnie jak do swojego starszego brata.
Jeżeli chodzi o pewność siebie, tej Fila nabrał przede wszystkim po występie na młodzieżowych mistrzostwach Europy we Włoszech. Jesienią 2018 roku młody zawodnik Lechii stawiał sobie na cel przykucie uwagi selekcjonera Czesława Michniewicza. Kiedy udało mu się wskoczyć do pierwszego składu młodzieżówki, zagrać na wielkim turnieju przeciwko Belgom, Włochom czy Hiszpanom, to coś się w nim mentalnie odblokowało. – Mam bardzo dobre wspomnienia z tego turnieju. Nabrałem mnóstwo pewności dzięki występowi na takiej imprezie. Po niektórych zawodnikach – takich jak Chiesa czy Lukebakio – naprawdę było widać, że świetnie potrafią grać w piłkę. Ale wydaje mi się, że do innych piłkarzy spokojnie można już nas porównywać. Dzisiaj nawet rodzina mi mówi, że zmieniłem się po tych mistrzostwach. Widać to po moich ligowych występach. Dobrze mi się gra, moja pozycja w klubie jest mocniejsza. Wychodzę na trening wiedząc, że jest duża szansa na grę w kolejnym meczu.
Oczywiście powołania od Michniewicza wciąż trafiają do Fili, ale jego ambicje dzisiaj sięgają już wyżej. – Teraz moim celem jest występ w kadrze seniorskiej. Ciężko mi powiedzieć, czy jestem już teraz na to gotowy. To oczywiście ocenia trener Brzęczek. Wydaje mi się, że jestem gotowy.
Oczywiście młodzieżowe Euro zakończyło się sromotną klęską w starciu z Hiszpanią, ale Fila nie jest typem zawodnika, który rozpamiętuje niepowodzenia. Koncentruje się na kolejnych celach. – Myślę, że jestem już dzisiaj graczem silnym psychicznie. Wiem, jakie to ważne, żeby za mocno nie przejmować się nieprzychylnymi opiniami czy komentarzami. Raczej to po mnie spływa – mówi Karol, a potwierdza to jego dziewczyna, Weronika Rycharska. – Po porażkach widzę po nim wkurzenie i smutek, ale tak naprawdę to ja się bardziej tym przejmuję. Wiem, że on sobie z tymi porażkami świetnie radzi, tak naprawdę ja nie muszę mu już nic więcej mówić.
Tych nieprzychylnych komentarzy pod adresem Fili nie ma zresztą zbyt wiele. W Lechii Gdańsk w ostatnich latach różnie było z szansami dla wychowanków – wielu zawodników opuszczało klub z poczuciem rozgoryczenia, nie otrzymawszy szansy na pokazanie się w pierwszym zespole. Dlatego dzisiaj kibice z nadmorskiego miasta z entuzjazmem podchodzą do takich chłopaków jak Fila. Jednocześnie utalentowanych i “swoich”.
– Jestem wychowankiem Lechii i wydaje mi się, że kibice mnie lubią. Za to jestem im bardzo wdzięczny – gra się przecież właśnie dla kibiców, chce się dawać im jak najwięcej pięknych emocji – mówi zawodnik. – Oczywiście gra się również po to, żeby zaistnieć w Europie. Jeśli będzie jakaś dobra oferta, to wspólnie z managerem podejmiemy decyzję. Nie ukrywam, że staram się dążyć do tego zagranicznego transferu. Moim największym marzeniem jest zagranie w Anglii, to moim zdaniem świetna liga, najlepsza. Tempo gry jest tam niesamowite. Podoba mi się też to, że oni nie mają w ogóle przerwy. Cały czas myślisz o piłce, na każdym meczu jest komplet widzów. Każdy może wygrać z każdym. To jest piękne w tej lidze. Ale nie ustalam sobie żadnych terminów, nie będę szukał transferu za wszelką cenę. Na razie moje miejsce jest w Gdańsku. Chcę zdobyć z tym klubem mistrzostwo Polski i mieć na krajowym podwórku wszystko, co jest do wygrania.
PRZYGOTOWALI: MICHAŁ KOŁKOWSKI (TEKST), ADAM ZOSZAK (WIDEO)
fot. 400mm.pl