Za nami już pięć kolejek Serie A, a kibice Milanu nie mają nawet wrażenia, że stoją w miejscu. W porównaniu do zeszłego sezonu “Rossoneri” zaczynają się cofać. Drużyna ma już na koncie trzy porażki, wywalczyła tylko sześć punktów i w większości spotkań męczyła swoją grą jeszcze bardziej niż za Gennaro Gattuso. Marco Giampaolo na razie zupełnie nie potrafi przeszczepić swoich pomysłów na mediolański grunt. Niestety jednym z głównych aspektów bardzo słabego startu jest postawa Krzysztofa Piątka. Polak nie otrząsnął się po kryzysie z kwietnia i maja. Gdyby nie fakt, że stał się pierwszym wykonawcą rzutów karnych, nadal byłby bez bramki. Dlaczego ta zapaść trwa?
Fakty są bezlitosne. Piątek w ostatnich dwunastu ligowych występach strzelił jednego gola z akcji. Udało mu się to 19 maja z Frosinone, gdy przeciął uderzenie Fabio Boriniego. W pozostałych przypadkach albo obrońcy rywali wyłączali go z gry, albo zaczęła zawodzić skuteczność. Można bowiem narzekać na jakość czysto piłkarską “Rossonerich” w porównaniu do najmocniejszych obecnie włoskich ekip, ale co najwyżej jest to częściowe usprawiedliwienie dla naszego rodaka.
Podobnie patrzy na to Marcin Długosz, redaktor acmilan.com.pl. – Jestem w tej kwestii rozdarty. Nie zgadzam się z opiniami, że Piątek jest w Milanie sam, że jego potencjał jest ordynarnie marnowany i musi grać z jakimiś przypadkowymi ludźmi, którzy uniemożliwiają mu strzelanie goli. Z drugiej strony, nie należę do grupy osób twierdzących, że Piątek się skończył, był jednosezonowcem i nigdy już niczego wielkiego nie zaprezentuje. To wszystko się nakłada, czasami bardziej zespół ograniczał Polaka, a czasami był on nieskuteczny. Milan musi szukać wyjścia jako drużyna, nie indywidualności – uważa.
MILAN PRZEŁAMIE SIĘ Z FIORENTINĄ? ETOTO PŁACI PO KURSIE 2,40
No właśnie, zdarzały się Milanowi spotkania z punktu widzenia możliwości Piątka beznadziejne. Na inaugurację z Udinese piłkarze Giampaolo nawet nie oddali celnego strzału, w grze do przodu się skompromitowali. W niedawnych derbach z Interem reprezentant Polski często był zdany sam na siebie i musiałby dokonywać cudów, żeby znaleźć drogę do siatki. Inna sprawa, że w poprzednim sezonie potrafił to robić i chwilami strzelał gole z pozycji niemal niemożliwych. Przypomnijcie sobie na przykład wspaniałe trafienie z Bergamo.
Jest też jednak druga strona medalu. Mimo wszystko Piątek ciągle do sytuacji dochodzić potrafi. W czwartek z Torino miał obowiązek dwukrotnie pokonać Salvatore Sirigu, co oznaczałoby cenne zwycięstwo. Przy stanie 1:0 nie wykorzystał zaskakującego rajdu Alessio Romagnolego. Był sam w polu karnym, mógłby nawet przyjmować i zapytać, w który róg. Strzelił od razu – niecelnie.
A już w doliczonym czasie Polak powinien uratować gościom remis. Dostał idealną wrzutkę za plecy obrońców, uniknął spalonego i… Sirigu został bohaterem.
– W zeszłym sezonie na 20 takich momentów strzeliłby 21 goli. Wykorzystania takiej sytuacji można wymagać nie tylko od Piątka, ale nawet od stopera – przyznaje Marcin Długosz.
A to przecież nie jest wszystko. W 2. kolejce z Brescią Piątek zaczął na ławce, wszedł na pół godziny i będąc w gazie sprzed paru miesięcy, schodziłby z boiska z hat-trickiem.
Najpierw w zamieszaniu w polu karnym doszedł do strzału z bliskiej odległości, posłał jednak piłkę prosto w bramkarza.
Potem będąc na linii szesnastki, dostał płaskie podanie od Francka Kessiego i refleksem wykazał się Jesse Joronen. Tutaj trudno mówić o setce, co najwyżej o dobrej okazji, ale Piątek aspiruje przecież do bycia snajperem z najwyższej półki.
Na koniec po rzucie rożnym piłka spadła mu pod nogi, mógł przywalić ile sił. Zabrakło trochę szczęścia, kilka centymetrów i byłby gol. Przekaz jednak był jasny: trzy sytuacje, z czego dwie świetne, a bramek zero.
Z Hellasem Verona “Pio” zapewnił zwycięstwo po rzucie karnym, a w końcówce celnie dobił strzał Calhanoglu i przez chwilę celebrował drugiego gola. Niestety, powtórki nie pozostawiły wątpliwości: wybił piłkę z rąk bramkarza w nieprzepisowy sposób, ona już należała do Marco Silvestriego. Sędziowie po analizie VAR zmienili decyzję.
Wychodzi więc na to, że gdyby Piątek wykorzystywał jedynie sytuacje stuprocentowe, miałby teraz 4-5 goli, a Milan co najmniej trzy punkty więcej. Nie byłoby tematu zawodzącego Polaka, zaś po wygranej w Turynie kibice mówiliby o efektownym przełamaniu. “Rossoneri” do początku drugiej połowy rozgrywali bowiem najlepszy mecz w tym sezonie, choć oczywiście należy pamiętać, że poprzeczka wcześniej była zawieszona wyjątkowo nisko, o ile nie leżała na ziemi.
Długosz miesiąc temu mówił u nas, że Piątek jest w Milanie nie do ruszenia. – Nadal tak uważam, z tego względu, że nie ma realnego konkurenta. Cutrone odszedł do Wolverhampton, Andre Silva do Eintrachtu Frankfurt i innej typowej “dziewiątki” w Milanie, która zastąpi Piątka 1 do 1, nie znajdziemy. Można w ataku ustawić Rafaela Leao czy Ante Rebicia, ale to piłkarze z inklinacjami do innej gry. Co nie znaczy, że nie mieliby się prawa sprawdzić. Kto wie, może Milan potrzebuje na szpicy kogoś grającego inaczej i on bardziej pasowałby do systemu Giampaolo? Pozycja Piątka jest mocna, jednak wszystko ma swoje granice. Jeśli się zatnie na dłużej, nikt nie da mu półrocznego kredytu zaufania. Ale tak jak mówię, jego dyspozycja to tylko jeden z wielu problemów Milanu – mówi.
Naszego rozmówcę zaczyna niepokoić zachowanie byłego napastnika Cracovii i Zagłębia Lubin. – Mam nadzieję, że Krzysiek nie zatraca chłodnej głowy i zamiast szukania uciszenia krytyków, skupi się wyłącznie na ciężkiej pracy. Trochę mnie zasmucił jego gest z palcem przyłożonym do ust po golu w Veronie. Było to po prostu głupie. Milan zagrał beznadziejnie, przez ponad godzinę miał przewagę jednego zawodnika i ledwo wygrał po karnym, a Piątek cieszył się, jakby co najmniej walnął hat-tricka i faktycznie zamknął wszystkim usta. To może zrobić, jeśli w 5-6 meczach będzie strzelał z gry.
Latem wiele mówiło się o kryzysie fizycznym Polaka. – Giampaolo nie ukrywał na konferencjach, że Piątek wskaźnik zmęczeniowy miał jeden z najwyższych w drużynie. To jednak była dobra wymówka po sparingach czy pierwszej kolejce, teraz wchodzimy w październik, Serie A wrzuca wyższy bieg i już nikt takiego tłumaczenia nie kupi. Gdyby chodziło o problemy fizyczne, wystawiałoby to fatalne świadectwo trenerom, ale pozostali piłkarze nie narzekali na trudy przygotowań. Piątek najczęściej gra po 90 minut, potrafi być w czołówce biegających, więc nie tu szukałbym przyczyny – analizuje Długosz.
PIĄTEK STRZELI GOLA Z FIORENTINĄ? KURS W ETOTO WYNOSI 2,70
Doszło do tego, że znane z plotkowania na potęgę włoskie media donoszą już, że możliwy jest powrót Gennaro Gattuso. Długosz od razu każe wsadzić te rewelacje na półkę z książkami science-fiction, ale nie dałby sobie ręki uciąć, że nowy trener jeszcze długo będzie mógł być spokojny o posadę. – Okres przygotowawczy z Giampaolo wyglądał bardzo obiecująco, wszyscy ostrzyli sobie zęby na fajny sezon, a pierwsze kolejki są brutalnym zderzeniem się ze ścianą. Nawet gdy wygrywano z Brescią i Hellasem, gra nie porywała. Kibice liczą, że w końcu maszyna ruszy, ale wcale nie jestem pewien, że tak się stanie. Ciekawe, jak przy dalszym marazmie zachowają się szefowie klubu. Trudno mi sobie wyobrazić, że trener, którego latem zatrudnili zostaje wyrzucony po siedmiu kolejkach. Maldini i Gazzidis pokazali już, że nie zarządzają klubem w stylu ekscentrycznych włoskich prezesów, żonglujących ludźmi. W zeszłym sezonie wytrzymali ciśnienie z Gattuso, gdy w grudniu odpadł z Ligi Europy, a w kwietniu pojawiła się zadyszka i Liga Mistrzów zaczęła wymykać się z rąk. Ale jeśli po październikowej przerwie na kadrę dalej będzie tak słabo, kto wie, czy nie zmienią podejścia. To jest Milan, tu na efekty nie czeka się całymi miesiącami.
Giampaolo w Sampdorii znany był z tego, że w zasadzie nigdy nie odchodził od żelaznego ustawienia 4-3-1-2. W Milanie zdarzyło mu się to od razu po oficjalnym debiucie, co ewidentnie świadczy o tym, że się gubi. – Tak szybkie eksperymentowanie z ustawieniem zszokowało kibiców. Skoro przez cały okres przygotowawczy – nawet gdy nie miał do dyspozycji kluczowych zawodników przebywających z reprezentacjami – trzymał się swojego 4-3-1-2, nikt nie zakładał, że tak szybko od tego odejdzie. Na inaugurację w Udine Milan wypadł fatalnie i coś musiało w nim pęknąć. Ale czy to od razu powód, żeby wywracać do góry nogami koncepcję szlifowaną wcześniej przez dwa miesiące? Giampaolo upiera się, że bez względu na cyferki jego pomysł na grę jest taki sam i będzie się go trzymał. W pewnym sensie ma rację, ustawienie to często trochę teoria, liczy się to, co na boisku, tyle że na nim mało co się zgadza – podsumowuje Długosz.
Trudno nie odnieść wrażenia, że sprawę pokpili też szefowie Milanu. Zatrudnili trenera z zupełnie inną filozofią gry niż Gattuso, ale w zdecydowanej większości pracuje on z tym samym materiałem. Wczoraj z Torino zagrało jedynie trzech zawodników sprowadzonych przed nowym sezonem: lewy obrońca Theo Hernandez (pierwszy występ od początku), środkowy pomocnik Ismael Bennacer i wspominany już Rafael Leao. Do tego z ławki wszedł Ante Rebić.
Długosz też dostrzega tę niespójność. – Za letnie okienko mam spore pretensje do dyrektorów klubu. Przygotowali kadrę nie do końca wiadomo pod co, pod jaki system. Na pewno nie pod 4-3-1-2. Trudno powiedzieć, czym się kierowali. Nie sądzę, żeby mieli w pełni sprecyzowany plan, raczej szukali okazji i skończyło się na tym, że drużyna wydaje się niepełna kadrowo. W poprzednim sezonie poza kwietniowym kryzysem, Milan Gattuso punktował znakomicie, choć często grał brzydko. Ja go do końca broniłem, bo dopasował możliwości swoich zawodników pod oczekiwania. Wiedział, że z tym składem nie będzie się bawił piłką i radował ludzi wspaniałymi widowiskami, ale jest w stanie cieszyć ich wynikami. Bardzo długo mu to wychodziło. Z dzisiejszej perspektywy wielu kibiców bardziej docenia jego osiągnięcia. Teraz pomysł na grę jest zupełnie inny, tyle że kadra niewiele się zmieniła.
Do zimy jednak trzeba szyć z tego, co się ma. Przed Milanem i Piątkiem tygodnie prawdy. Najpierw domowe starcie z Fiorentiną, później Genoa na wyjeździe, a po przerwie reprezentacyjnej “Rossoneri” podejmą u siebie beniaminka z Lecce. Jeżeli nie będzie wyraźnego postępu, posada Giampaolo stanie się poważnie zagrożona. Polak natomiast musi się liczyć z tym, że choć jest jedyną nominalną “dziewiątką” w kadrze, to zawsze można spróbować w ataku kolegów o wszechstronniejszych cechach, zwłaszcza że lista pretensji do niego zaczyna się wydłużać.
PM
Fot. newspix.pl