Zanim jeszcze oficjalnie ogłoszono transfer Patryka Dziczka do rzymskiego Lazio, już mówiło się o tym, że były zawodnik Piasta Gliwice szybko zostanie wypożyczony do Serie B, by w klubie US Salernitana 1919 zbierać minuty, uczyć się włoskiego grania i generalnie otrzaskać się tam ze światem calcio. Z pozoru – zupełnie logiczne rozwiązanie, wszystko się trzyma kupy. Okazuje się jednak, że na ten moment nawet klub z zaplecza włoskiej ekstraklasy nie może zaoferować Dziczkowi regularnych występów. – Dziczek ma wielki potencjał, ale nadal nie rozumie dynamiki włoskiego futbolu – stwierdził bez ogródek trener Polaka, Gian Piero Ventura.
Bilans Dziczka jest jak na razie brutalny – cztery mecze w Serie B, wszystkie przesiedziane od deski do deski na ławce rezerwowych. Ventura nie odważył się wpuścić pomocnika na boisko choćby na kwadrans. Nie dał mu szansy debiutu. A przecież nie mówimy tutaj o piłkarzu anonimowym, tylko podporze młodzieżowej reprezentacji Polski i zawodniku, który stanowił mocny punkt mistrzowskiej układanki Waldemara Fornalika w Gliwicach.
– Patryk ma wielki potencjał, fantastycznie gra obiema nogami. Ale musi zrozumieć włoski futbol, poznać mentalność naszej ligi. Wiedzieć, co to znaczy zaatakować przeciwnika. Cieszy mnie, że dobrze rozumie język futbolu i nawet bez odpowiedniej znajomości języka włoskiego z łatwością przyswaja różne sytuacje w grze. Uczy się zachowań, których od niego oczekujemy. To młody piłkarz, więc największym błędem byłoby wprowadzenie go do wyjściowej jedenastki zbyt szybko – opowiadał Ventura, cytowany przez fanowskie portale związane z Lazio. – Dziczek musi się dowiedzieć, jak wnieść swój wkład w grę zespołu. (…) W jego przypadku niczego nie należy przyspieszać. Kiedy będzie gotowy na grę, dostanie swoją szansę.
Trzeba Venturze przyznać, że nie rzuca słów na wiatr. Już kilka tygodni temu, gdy Dziczek dopiero dołączał do klubu, doświadczony szkoleniowiec zauważył na konferencji prasowej, że Polak „nie jest przystosowany do tempa gry we Włoszech”, więc sporo zajmie wprowadzenie go do drużyny.
Zresztą, sam Patryk w rozmowie z portalem „Łączy nas piłka” podkreślał, że w Salernitanie ma sporo roboty. – Treningi są dużo intensywniejsze, niż te w Polsce, trwają też dłużej. Już na samym starcie trener Gian Piero Ventura przedstawił mi swoje oczekiwania wobec mojej osoby, powiedział, jakim gramy systemem, w jaki sposób mam się poruszać po boisku. Wiem, że trener bardzo chciał mnie widzieć w swojej drużynie. Wyjechałem do Włoch pod koniec okienka transferowego i z tego, co słyszałem, szkoleniowiec często dopytywał, kiedy w końcu do nich dołączę. To bardzo miłe, ale bez ciężkiej pracy i pokazywania własnych umiejętności łatwo i szybko szansy nie dostanę. (…) Muszę przyznać, że Ventura zrobił na mnie wielkie wrażenie. Ma bardzo dużą wiedzę o piłce nożnej. Przed meczem z Cosenzą Calcio, który wygraliśmy 1:0, pokazał nam na odprawie wiele aspektów związanych z grą rywala i wszystko sprawdziło się w czasie spotkania. Wykorzystywaliśmy przekazane przez niego informacje i wygraliśmy. Trener doskonale wie, co robi i to dla nas bardzo duże ułatwienie.
Mimo wszystko – kompletny brak gry w kolejnych meczach dla zawodnika, który dopiero co świętował triumf w Ekstraklasie to będzie jednak spora klapa, zwłaszcza mając na uwadze to, o czym mówi sam Dziczek – Ventura mocno na niego liczył, chcąc wzmocnić środkową strefę w swojej drużynie. Poza tym – jaki jest sens wypożyczenia, skoro się regularnie nie gra o stawkę w lidze? To już lepiej było trenować sobie w Rzymie z Parolo, Milinkoviciem-Saviciem czy Lucasem Leivą.
Po pięciu kolejkach Serie B, klub Polaka zajmuje piątą pozycję w lidze. Salernitana wystartowała fajnie, ale przede wszystkim jeżeli chodzi o zdobyte punkty. Gdyby oceniać styl gry, można już mieć wątpliwości co do postawy zespołu Ventury. Sześć strzelonych goli, z czego połowa nabita w jednym tylko meczu z Pescarą, to bilans, który mówi sam za siebie. Cavalucci Marini („Koniki morskie”) mają gigantyczne problemy z kreowaniem sytuacji podbramkowych. W wygranym 1:0 meczu z Trapani (ostatni zespół w tabeli) udało im się oddać tylko trzy uderzenia w światło bramki. Z Cosenzą (osiemnaste miejsce) podobna historia – jednobramkowe zwycięstwo, niewielka liczba okazji do zdobycia kolejnych goli. Tak jest właściwie w każdym spotkaniu. Dlatego trener, który w Salerno szuka odkupienia po klęsce poniesionej na stanowisku selekcjonera reprezentacji narodowej, może być w tej chwili zadowolony z liczby zdobytych punktów, ale nie z ogólnego poziomu gry swoich podopiecznych. Ciężkostrawny futbol.
Choć Ventura dostrzega też pozytywy: – Po meczu z Chievo jestem znacznie bardziej szczęśliwy niż po spotkaniu z Trapani, choć tym razem nie zwyciężyliśmy. Druga połowa była w naszym wykonaniu bardzo dobra – wreszcie zagraliśmy z odpowiednią intensywnością. Trzeba pamiętać, że nasza drużyna jest najmłodsza w lidze. Nie można od niej od razu wymagać wszystkiego, do celu musimy dojść krok po kroku – powiedział trener. A kiepski styl w starciu z Trapani uzasadniał… wichurą. Rzeczywiście – okrutnie wtedy dmuchało. – Ten meczu musi być analizowany inaczej niż pozostałe. Zgadzam się, że nie zagraliśmy pięknie. Powiem więcej – to był jeden z najmniej pięknych meczów piłkarskich, jakie kiedykolwiek wiedziałem. Ale w takich warunkach pogodowych trudno było pokazać coś więcej. Dlatego cieszymy się z trzech punktów. Zespół walczył za barwy Salernitany i z tego jestem zadowolony.
Jeżeli chodzi o wyjątkowo młody wiek wyjściowej jedenastki, to faktycznie coś w tym jest. W piątej kolejce Ventura oddelegował do gry drużynę złożoną w całości z zawodników poniżej trzydziestego roku życia, co – zwłaszcza we włoskich warunkach, gdzie piłkarze słyną z długowieczności – może robić wrażenie. Oczywiście w kadrze znajdą się też bardziej doświadczone jednostki. Przede wszystkim w ataku. Jest 35-letni Alessandro Rossina, który ma na swoim koncie w sumie grubo ponad 400 występów w Serie A, Serie B i rosyjskiej ekstraklasie, gdzie grał w barwach Zenita Petersburg, choć fani calcio kojarzą go zapewne przede wszystkim z Torino. No i uwagę przykuwa też Alessio Cerci – w swoim czasie poważne nazwisko we włoskim futbolu, wielokrotny reprezentant kraju. Kolejny piłkarz, który zasłynął ciekawą grą w Torino, pod okiem Ventury zresztą. Do tego stopnia, że w 2014 roku sięgnęło po niego Atletico Madryt.
Jednak jak na razie pozycja starych wyjadaczy nie jest szczególnie mocna. Co akurat stanowi dobrą wiadomość dla Dziczka. Ventura preferuje ustawienie 3-5-2, z trójką stoperów, wahadłami i tercetem środkowych pomocników, o różnych boiskowych zadaniach. Mocnym punktem bloku defensywnego jest Paweł Jaroszyński, który w Salerno raczej nie bywa wykorzystywany na wahadle. 24-latek też jest wypożyczony do klubu, ale on ma już dawno za sobą żmudny proces adaptacji do włoskich realiów.
– Trener Ventura, teraz w Salernitanie, zapowiedział mi na przykład, że widzi mnie w trójce środkowych obrońców po lewej stronie. Grywałem już tak w Chievo, więc wiem, jakie przypadną mi zadania – opowiadał Jaroszyński w rozmowie z Weszło. – Wyjazd dał mi bardzo dużo. Poprawiłem się w aspektach taktycznych, mentalnych i fizycznych, ale to jeszcze nie koniec, bo czuję, że została mi jeszcze rezerwa. W pierwszym sezonie rozegrałem jedenaście meczów, w drugim już dziewiętnaście, z tego dużo więcej równych, nie popełniałem już takich rażących błędów, nabrałem trochę ogrania i doświadczenia. To wszystko będzie owocowało. Kilku trenerów w Chievo przeżyłem, dużo pojawiało się nowości, do każdego musiałem się przystosować, każdego do siebie przekonać.
Ta wypowiedź obrońcy też wyraźnie wskazuje, jak wiele doświadczeń musi jeszcze zebrać Dziczek, żeby włoscy trenerzy spojrzeli na niego trochę łaskawszym okiem. Oczywiście takie zaległości taktyczne u polskich piłkarzy nie świadczą najlepiej o poziomie Ekstraklasy, no ale tego wątku chyba nie trzeba dodatkowo tłumaczyć ani przesadnie wałkować.
Spójrzmy zatem na rywali byłego zawodnika Piasta do gry w środku pola. Jest w Salerno oprócz Dziczka kilku interesujących zawodników, to fakt. Przede wszystkim kapitan zespołu, 29-letni Francesco Di Tacchio. Zawodnik praktycznie bez doświadczenia w Serie A, ale za to sprawdzony na niższym poziomie rozgrywek. Mocny punkt Salernitany w poprzednim sezonie, choć rozgrywki były dla klubu generalnie kiepskie – udało się utrzymać w Serie B dopiero po dwumeczu barażowym, a jeszcze w połowie rozgrywek drużyna trzymała się w górnej połówce tabeli, nawet na miejscach uprawniających do walki o awans do elity.
Tak czy owak – Di Tacchio to pewniak.
W sezon jako podstawowi zawodnicy weszli też Jean-Daniel Akpa Akpro (reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej, kilka sezonów w Ligue 1 dla Toulouse) oraz Marco Firenze (troszkę niespełniony talent, grający z polotem trequartista). Ten pierwszy nabawił się jednak na początku września kontuzji – uszkodził prawe kolano. Swoje problemy ze zdrowiem miał też Firenze, który trochę stracił rytm meczowy, więc teraz rywalizuje o miejsce w podstawowej jedenastce z Fabio Maistrą. 21-latkiem… wypożyczonym z Lazio. Młody Włoch nie ma praktycznie żadnego seniorskiego doświadczenia, grywał głównie w Serie C albo w rozgrywkach młodzieżowych, ale i tak do składu bliżej mu niż Dziczkowi. Podobna historia to Sofian Kiyine. Kolejny 21-latek, który związał się z Lazio i trafił na przeczekanie do Salerno. Ofensywny pomocnik reprezentujący marokańską młodzieżówkę (choć urodził się w Belgii), grający zwykle bliżej lewej strony boiska, w zeszłym sezonie występował w barwach Chievo na poziomie Serie A. Z Salernitana był związany natomiast w rozgrywkach 2017/18, gdzie wówczas wypożyczył go klub z Werony. Marokańczyk ma już w tym sezonie na koncie trzy gole (dwa w lidze i dwa w pucharze) i czerwoną kartkę, obejrzaną w ostatnim spotkaniu z Chievo.
Swoje minuty zbiera też niewysoki, ale piekielnie mocny i dynamiczny, 23-letni Moses Odjer z Ghany, który z „Konikami morskimi” jest związany od czterech lat. Ostatnio przedłużył zresztą kontrakt do 2022 roku. Jeżeli z kimś miałby w tej chwili Dziczek rywalizować bezpośrednio o miejsce w środku pola, to chyba właśnie z nim, ale – jak widać – jest to kolejny zawodnik o określonej renomie, z którym w klubie wiążą konkretne plany. Z Polakiem – niekoniecznie.
Nie wygląda to w sumie za wesoło. Oczywiście sezon w Serie B jest niezwykle wymagający i nie ma za zakładać najczarniejszego z czarnych scenariuszy, w ramach którego Dziczek do samiuśkiego końca rozgrywek będzie kiblował na rezerwie zamiast robić to, co dla wypożyczonego zawodnika najcenniejsze – regularnie grać. Niemniej – o abonament na występy w wyjściowej jedenastce nie będzie łatwo. Zwłaszcza, gdy do zdrowia wróci Akpa Akpro. Jego powrót na boiska Serie B jest prognozowany na drugą połowę października.
Dobre chociaż to, że trudno trafić na lepszego nauczyciela podstaw w świecie włoskiego futbolu niż wiekowy Gian Piero Ventura. Można oczywiście sobie z niego kpić, ostatecznie to gość, który nie wprowadził Italii na mundial po raz pierwszy od półwiecza. Ale facet jednak za darmo roboty od włoskiej federacji nie dostał, ma spory dorobek i zna się na trenerskim fachu. Dziczek wyjdzie spod jego ręki na pewno mądrzejszy, udoskonalony i przystosowany do gry na włoskich boiskach. Ventura to – dosłownie i w przenośni – stara szkoła. Jego najlepszy czas już minął, ale dla takiego piłkarza jak Dziczek współpraca z Włochem to i tak kopalnia wiedzy. No i poza wszystkim – Polak najpierw grał na młodzieżowym Euro, zaraz potem zaczęły się eliminacje do europejskich pucharów. Można się domyślać, że nie jest obecnie w życiowej formie. Choć akurat tego wątku trener w swoich publicznych wypowiedziach raczej nie porusza, więc podstawowym problem tkwi w kwestiach taktycznych.
Dziennikarze z Salerno też zaczynają się już niecierpliwić w temacie Dziczka. – Młody zawodnik jest prawdziwym liderem reprezentacji Polski do lat 21. Być może Ventura powinien wreszcie pomyśleć o włączeniu go do rotacji, mając na uwadze kłopoty zdrowotne kolejnych zawodników. Na razie stara się chronić Polaka, którego wszyscy fani Salernitany tak bardzo chcą już zobaczyć w akcji – napisano na portalu salernosera.it.
Cóż – pozostaje przyłączyć się do życzeń kibiców. Nauka taktyki i gry pozycyjnej to cenna sprawa, pewnie, ale Dziczek to nie jest już nieopierzony nastolatek, który niczego nie wie o poważnym futbolu. Na tym etapie kariery wiedzę najlepiej przyswaja się na boisku podczas ligowych meczów. Oglądanie kolejnych spotkań Serie B z ławki to nie tylko wątpliwa przyjemność, lecz po prostu strata czasu.
fot. FotoPyk