Co zdecydowało o porażce Cracovii z Legią? Czy czuje niesprawiedliwość związaną z trudnym losowaniem już w pierwszej rundzie Pucharu Polski? Jak wyjaśnić drastyczny spadek Michała Helika w hierarchii stoperów Cracovii? Czy nie żałuje oddania Damiana Dąbrowskiego i czy faktycznie wyżej ceni klasę Milana Dimuna? Jakie są problemy polskiej piłki? Dlaczego polscy trenerzy są niedoceniani? Ile zespołów powinna liczyć liga? Na te i na inne pytania w rozmowie na antenie WeszłoFM w programie Weszłopolscy odpowiedział Michał Probierz. Zapraszamy.
Czuje pan pewną niesprawiedliwość w związku z losowaniem rywala pierwszej rundy Pucharu Polski?
Nie, bo nie mam na to najmniejszego wpływu, więc nie będę robił niepotrzebnych problemów. Taka jest formuła tych rozgrywek, że można trafić na każdego.
A jest niedosyt po ostatnim ligowym meczu z Legią? Spokojnie mogliście go zremisować albo nawet wygrać, ale wszystko przekreśliły szkolne błędy w obronie.
Akurat uczucie po tym spotkaniu określiłbym bardziej wulgarnie niż jako zwykły niedosyt, ale trzeba z tym żyć. Zdarzają się takie mecze. Na pewno nie tak to sobie wyobrażaliśmy.
Z czego wynikały te błędy? Brak koncentracji?
Kilka czynników zdecydowało. Po pierwsze przegraliśmy środek pola, a w takiej sytuacji zawsze gra się trudniej. Poza tym boisko opuścić musiał Datković, a zastępujący go Jablonsky wszedł na murawę właściwie bez rozgrzewki, ale to są rzeczy, których nie da się przewidzieć i nigdy taki zawodnik nie będzie w stu procentach gotowy do gry. Zawsze, już podczas gry, będzie potrzebował jeszcze jakiegoś czasu, żeby wgrać się i odpowiednio wejść w mecz.
Nie sądzi pan, że to był mecz pod dużym natężeniem presji i stąd też mogły pojawić się błędy?
Kto nie radzi sobie z presją, ten nie może grać ani w mojej, ani w żadnej innej drużynie.
Mimo to takie odpadnięcie z europejskich pucharów z Dunajską Stredą też niejako wynikało z dużej presji, która spadła na zawodników.
To jest powód do myślenia. Nie można tego lekceważyć. Mamy świadomość tego, że często tracimy bramki w głupich sytuacjach i trzeba starać się te błędy minimalizować. W poprzednim sezonie też tak bywało, że w najważniejszych momentach przytrafiał się nam niefart, który przekreślał całą pracę zespołu. No cóż, tak się zdarza. Człowiek uczy się na błędach. Mecz z Legią też da nam sporo materiału do analizy i wyciągnięcia wniosków.
Jaka jest pozycja w zespole Michała Helika? Jeszcze niedawno radził sobie bardzo dobrze, został wybrany najlepszym obrońcą ligi, wieszczyło mu się nawet zagraniczny transfer, a aktualnie w pana hierarchii jest stoperem numer cztery. Bolesny zjazd.
Tak bywa. Z ostatnich sześciu meczu wygraliśmy cztery, więc nie widziałem powodu, żeby zmieniać skutecznie funkcjonującą defensywę. Każdy z zawodników jest potrzebny, każdy dostanie swoją szansę, mamy ligę, Puchar Polski i nie będzie tak, że ktoś będzie cały czas przyszpilony do ławki rezerwowych. Trzeba walczyć o swoje. Na Zachodzie cały czas jest rywalizacja i walka o miejsce w pierwszym składzie.
W meczu z Legią zabrakło wam umiejętności zdominowania środka pola. Od razu narzuca się pytanie, czy rezygnacja z Damiana Dąbrowskiego nie była pochopna.
Absolutnie nie, jak wygrywaliśmy wcześniej, to jakoś nigdy nie pytał o słuszność braku Dąbrowskiego.
Mimo wszystko nie była to decyzja oczywista.
Każdy ma prawo do własnej oceny. W ten sposób budujemy zespół, że wierzymy, iż zawodnicy, których mamy w składzie wystarczą nam do realizacji naszych celów. Wcześniej przecież Damian grał i odpadliśmy z pucharów. I też ktoś inny nie był zadowolony.
Ma się rozumieć, ze wyżej ceni pan umiejętności Milana Dimuna niż Damiana Dąbrowskiego?
Nie odpowiem. Jestem za stary, żeby mnie podpuszczać takimi pytaniami.
Jest pan zadowolony z letnich ruchów transferowych Cracovii?
Tak, związaliśmy się z każdym piłkarzem, z którym chcieliśmy i mieliśmy kadrę zamkniętą na dużo wcześniej przed rozpoczęciem sezonu. Oczywiście, na pewne rzeczy człowiek nie ma wpływu. Może przydarzyć się poważna kontuzja jak w przypadku Rubio, któremu wypada życzyć tylko zdrowia, ale generalnie ze wszystkiego jestem zadowolony i nie mam na co narzekać.
Nie boi się pan, że może powtórzyć historia z poprzedniego roku, kiedy zespół opuścili Airam Cabrera i Javi Hernandez? Duży potencjał posiada na przykład Pelle van Amersfoort, który może stanowić łakomy kąsek transferowy.
Każdy piłkarz w polskiej lidze, który dwa razy celnie kopnie piłkę, po jakimś czasie jest sprzedawany. Tak działa ten rynek.
Polskie kluby się nie szanują jeśli chodzi o kwoty transferowe?
To nie ma nic wspólnego z szanowaniem. Jeden oferuje tyle, drugi trochę więcej i jemu się sprzedaje. Nie ma tu wielkiej filozofii. Cały czas żyjemy przeszłością i wspominamy, że kiedyś ktoś kupił pół ligi i przez kilka lat regularnie wygrywał. Teraz nie ma na to szans. Żaden polski klub dzisiaj nie jest w stanie kupić nawet najlepszych młodzieżowców i stworzyć jeden bardzo silny zespół, ponieważ zaraz przyjdzie ktoś z Zachodu i zaoferuje za każdego z tych zawodników dwa razy więcej. Musimy zauważyć, że wszystkie sukcesy w europejskich pucharach osiągaliśmy, kiedy we wszystkich klubach występowało maksymalnie trzech obcokrajowców.
Nie uważa pan, że taki Dominik Furman ze swoją relatywnie niewysoką klauzulą, mógłby zostać kupiony przez praktycznie każdy silniejszy klub PKO Bank Polski Ekstraklasy.
Może i tak, ale czy on sam zdecydowałby się na taki transfer?
Uwiera pana to, że Kamil Pestka nie jest w Cracovii tak dobry, jak potrafił być w reprezentacji Polski U-21?
Nie mam z Kamilem żadnego problemu. Jeśli nie chcielibyśmy go odbudować, to nie wysłalibyśmy go na tygodniowy urlop w czasie trwania sezonu. Pamiętajmy, że ten chłopak zaczął grać regularnie w Ekstraklasie za mojej kadencji i to naturalne, że każdy kolejny tydzień jest zwyczajnie trudniejszy. Pokazał to też przypadek Michała Rakoczego. Debiut to bułka z masłem w porównaniu do przygotowań do każdego kolejnego występu. Nawet noc przed takim spotkaniem jest inna.
Właśnie, jakie są podłoża problemu Pestki? To jest zawodnik bardzo strategiczny w kontekście całej polskiej piłki, bo wiadomo, jaki mamy deficyt na pozycji lewego obrońcy.
Faktycznie jest problem, ale dla mnie liczy się dobro klubu, w którym pracuję. Na lewej obronie dysponuję dwójką Siplak-Pestka. Pierwszy jest powoływany do reprezentacji Słowacji, drugi jest młodzieżowym reprezentantem Polski. Mam ten komfort, że stawiam na lepszego. Kiedyś powiedziałem, że w pierwszej kolejności stawiam na Polaków, ale czasy się zmieniły, a ja się muszę do nich dostosować. Dziś najlepszych młodych polskich piłkarzy w Ekstraklasie nie ma. To jest proces. Siplak dzisiaj jest lepszym obrońcą niż Pestka.
Kolejny problem – przepis o młodzieżowcu. Wpłynął negatywnie na poziom ligi?
Wiele zespołów ma problem. Zaraz zmienią się warunki pogodowe, wielu zawodników nałapie kontuzji i nie będzie jak rotować. Przydałby się możliwość jeszcze jednej zmiany młodzieżowca w czasie meczu, bo inaczej zobaczycie, że będą problemy.
W Cracovii brakuje w ostatnich latach zawodników, z którymi można by się utożsamiać. W biedniejszej Wiśle takich piłkarzy jest znacznie więcej.
Postawiłbym inne pytanie – proszę mi wskazać w naszej lidze zawodników, którzy identyfikują się z klubami na tyle, że kibice mogliby ich przypisywać do klubu na stałe.
W Arce jest Michał Nalepa.
No to jeden.
W Legii jest Jędrzejczyk, w Górniku Zabrze też nie brakuje piłkarzy, którzy są w tym klubie od lat.
Dobrze, ale to jest takie gadanie, którego ja nie rozumiem. Przyjęło się mówić, że w Cracovii Probierz wystawia ośmiu obcokrajowców w składzie, a jak Lech, słynący przecież ze szkolenia zdolnej młodzieży, wystawił dziewięciu, to jakoś w całej Polsce było o tym cicho. Przyjmują się pewne stereotypy i łatki, których nie da się potem odkleić. Myślimy zbyt schematycznie. Staram się nie patrzeć na innych.
Z tą identyfikacją wcale nie chodziło nam o sam paszport, bo obcokrajowcy też mogą stawać się ulubieńcami trybun.
O czym my chcemy rozmawiać, kiedy kupuję gazety sportowe, a w nich są dwie strony o polskiej piłce i kilkadziesiąt o zagranicznej. Świadczy to o pewnym trendzie, prawda? Dla nas ważniejsze są wyniki Barcelony i Realu niż faktyczne problemy polskiego futbolu. Tak to jest.
Cracovia gra w tym sezonie o europejskie puchary?
Gramy o mistrzostwo Polski. Trzeba mieć trochę odwagi i nie bać się mówić o prawdziwych celach. Na tym etapie sezonu wszystko jest możliwe. Mamy dobrą pozycję startową i dlaczego mamy się ograniczać?
Zmierzamy do tego, że boimy się o przyszłość polskich klubów w Europie. Od trzech lat nie mamy żadnej drużyny w międzynarodowych rozgrywkach. Myśli pan, że to będzie trwało jeszcze dłużej?
Wiedzą panowie, ile zespołów, które startowały od pierwszej rundy eliminacji Ligi Europy, awansowało do tych rozgrywek?
Proszę nas oświecić.
Dwa. Na ostatnie jedenaście lat wyszło szesnaście zespołów, czyli wchodzi półtora zespołu rocznie. Awans graniczy z cudem. Trzeba więc po prostu zbudować inną strukturę ligi. Jestem zwolennikiem ligi 18-zespołowej, w której więcej trenerów by ryzykowało, grając jednym zespołem w rozgrywkach ligowych i drugim w międzynarodowych. To by miało rację bytu.
Ale sam pan widzi, że wchodzą beniaminkowie i wcale nie dają za wiele jakości w Ekstraklasie.
Nie wprowadzają, nie wprowadzają, ale to wszystko wynika z nieprzygotowania do warunków ligi. Ten przeskok jest za duży. Mimo to jestem przekonany, że ten problem również zostałby zmarginalizowany, gdyby poszerzyć ligę do 18 zespołów.
Przy tym wszystkim, może trochę odejdę od tematu, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: dlaczego kiedy do Polski przyjeżdżają zagraniczni piłkarze i chwalą polskich trenerów, to o tym nikt nie mówi? A naprawdę często mówią, że pracowali z dobrymi trenerami. O tym jest jednak cicho i nie dziwię się, że polscy szkoleniowcy nie trafiają do zagranicznych lig. Takich, którym się to udało, można policzyć na palcach jednej ręki. Ostatnio tylko Marek Zub na Litwie.
I to jest naprawdę dziwne, bo taki Adam Nawałka przecież przez kilka lat z sukcesami prowadził reprezentację Polski, a po skończeniu pracy z kadrą, wcale nikt się o niego nie zabijał. Wszystko przez to, że istnieje u nas trend, w którym obalamy każdy autorytet. Szargamy go. Nie szanujemy. Gnoimy. Zobaczcie, wszystkie mistrzostwa Polski drużyn spoza kręgu Lech, Legia, Wisła w ostatnich latach zdobyli niezagraniczni, a polscy trenerzy – Michniewicz z Zagłębiem, Lenczyk ze Śląskiem i Fornalik z Piastem. A więcej nie ma.
Dyrektor sportowy Dunajskiej Stredy stwierdził, że mamy archaiczną ligę.
I co, mamy przed tym klęknąć, bo wypowiedział się ktoś z innego kraju? Mamy w Polsce taką tendencję do wynoszenia na piedestał wszystkiego, co zagraniczne. Ja zadam inne pytanie jeszcze – kto ma w Polsce dwanaście boisk i bazę za 15 milionów euro?
Zagłębie Lubin może mieć coś w tym stylu.
Ale aż tyle nie ma. Już dwadzieścia lat temu sygnalizowałem, że potrzebujemy infrastruktury i musimy w nią inwestować wszystkie możliwe środki. Ale wtedy nikt mnie nie słuchał. Może dlatego że jestem Polakiem, a nie przybyszem na białym koniu z innego kraju? Wiecie panowie, u nas dalej tego nie ma, a my uważamy, że grając z Dunajską Stredą niby jesteśmy faworytami. Nie jesteśmy! Oni postawili dokładnie na to, na co my powinniśmy postawić. Sam rozmawiałem z profesorem Filipakiem, że najpierw musimy zadbać o boiska i rozwój młodych piłkarzy, a potem myśleć o wszystkim innym.
Na zakończenie chcemy zapytać o Michała Rakoczego. Wyciągnął go pan trochę z kapelusza.
Debiutował już półtora roku temu. Znamy go, obserwujemy i rozwijamy. Zawsze miał ten problem, że nie przepracowywał z nami okresów przygotowawczych, bo wyjeżdżał na różne kadry, dlatego postanowiliśmy, żeby tym razem do sezonu spokojnie przygotowywał się w juniorach. Teraz gra w pierwszej drużynie, pokazuje się z dobrej strony, ale nikt się nie podpala, bo nawet w meczu z Legią było widać, że jeszcze mu trochę brakuje do najlepszych środkowych pomocników ligi.
rozmawiali Weszłopolscy
Fot. FotoPyK