Siedem porażek z rzędu. Bilans bramkowy za te spotkania 5:17. Coraz słabsza gra, bo nie dość, że brakuje już stylu z początku sezonu i jakości w ataku, to jeszcze w defensywie piłkarze popełniają takie błędy, że nawet na orliku panowie z brzuchem by się wstydzili. Tak, ŁKS zdecydowanie przeżywa trudny czas i cóż, nie takie serie decydowały w Ekstraklasie o zwolnieniu trenera. Mamy jednak nadzieję, że w Łodzi nikt na taki ruch się nie zdecyduje.
– Nie ma w ŁKS tematu zwolnienia trenera. Nawet jeśli spadniemy z Ekstraklasy, to wrócimy z trenerem Moskalem u steru – stwierdził ostatnio prezes klubu, Tomasz Salski. To oczywiście cieszy, jednak znów: nie interesujemy się polską piłką od wczoraj, by nie wiedzieć, że niektórzy trenerzy w poniedziałek cieszyli się ogromnym zaufaniem, a we wtorek musieli się pakować.
Mamy nadzieję, że teraz tak nie będzie, bo… co właściwie by się stało, gdyby ŁKS spadł? Nic, świat by się nie skończył, łodzianie nie mają jeszcze takiej pozycji w naszej lidze, by nad tym faktem specjalnie rozpaczać. Jasne, żal by się pojawił, ale zupełnie inny niż wtedy, gdy ŁKS leciał, a potem się rozleciał. Stoi na przyzwoitych fundamentach, nie ma strachu. Ponadto trzeba zwrócić uwagę, jak szybko łodzianie robili kolejne awanse. W sezonie 16/17 byli przecież jeszcze w trzeciej lidze, potem na kolejnych szczeblach zawsze dojeżdżali do czołówki i chyba po prostu nie było rady: w końcu musieli się zatrzymać.
A też naszym zdaniem nie ma sensu trzymać się Ekstraklasy na siłę, wrzucać pieniądze bez opamiętania i nie myśleć o jutrze. Pamiętacie historię Zagłębia Sosnowiec. Ono nie było gotowe na elitę, wskoczyło do niej i zapierało się rękami oraz nogami, by nie spaść. Zimą do klubu trafiały wagony piłkarzy, którzy mimo wszystko za darmo nie grali, a patrząc na ich jakość, jednak powinni. Wzięto trenera, który bardziej skupiał się na VAR-ze niż na pracy. No i Zagłębie poleciało z hukiem, przyszedł czas rozliczeń, a zespół teraz tylko o ciut wystaję ponad strefę spadkową w pierwszej lidze.
Zdecydowanie woleliśmy historię Miedzi, mimo że też taką bez happy endu. Legniczanie również dokonywali transferów zimą, ale nie tak na hurra, jak Zagłębie. Raczej w ramach swoich możliwości. Nie udało się, ekipa Nowaka zaliczyła spadek, ale Nowak robotę zachował, jest ciągłość i Miedź ma tyle samo punktów, co dwa zespoły ze strefy barażowej, a do drugiego miejsca traci tylko trzy oczka.
Nie zrozumcie nas źle – nie chcemy, by ŁKS wywieszał białą flagę. Niech walczy, jasne. Musi walczyć. Natomiast niech to wszystko dzieje się z rozsądkiem.
Dlatego też Moskal powinien spać spokojnie. Czy ŁKS naprawdę byłby w stanie zatrudnić dużo lepszego trenera? Nie wydaje nam się. Z całym szacunkiem, ale trenerzy nie walą drzwiami i oknami, by w Łodzi pracować. Polski rynek jest przebrany, na Nawałkę klubu nie stać, branie przeciętnego obcokrajowca, który powie „come on, guys”, zamiast „dajemy chłopaki”, mija się z celem.
Poza tym trzeba być uczciwym względem trenera. Czy on dostał latem klocki, umożliwiające mu realną walkę o 13. miejsce (no właśnie, jeszcze istnieje utrudnienie poprzez rozszerzenie strefy spadkowej)? Niezbyt. Jakiekolwiek wrażenie, choć i tak nie za duże, robi Pirulo. Guima, Dampc, Trąbka, Srnić (!), Sajdak czy nawet Malarz, tego klubu po prostu dzisiaj nie zbawią.
A czy Moskal ma, tak zwyczajnie, pecha? Pewnie, że trochę tak. Porażka z Piastem była kuriozalna, bo najpierw gospodarze nie trafili karnego, a potem dostali idiotyczną bramkę. Z Lechem sędzia nie gwizdnął ewidentnej jedenastki. Trzy-cztery punkty więcej i rozmawialibyśmy innym w tonie, ale Moskal może siedzieć do czwartej rano nad analizami, natomiast na końcu wiele rozbija się o centymetry.
Czasami tak jest: wchodzicie na imprezę i po paru chwilach orientujecie się, że nic z tego nie będzie, bo nie pasujecie do towarzystwa. Można się oczywiście upić i liczyć na to, że coś się wydarzy, ale rano przychodzi kac. Życzymy więc ŁKS-owi, by tego kaca uniknął.
Fot. FotoPyk