Mówią, że czas goi rany, a te sportowe powinny zabliźniać się wyjątkowo szybko, bo tyle się dziś dzieje, że nawet nie za bardzo jest kiedy rozpamiętywać niepowodzenia. To w zasadzie prawda, ale nasze rozczarowanie po pucharowych wyczynach Piasta jeszcze nie minęło. Nadal nas skręca, gdy tylko przypomnimy sobie, w jakich okolicznościach mistrzowie Polski odpadali z BATE Borysów i Riga FC. Oba dwumecze powinny być wygrane i gdyby wszyscy zawodnicy Waldemara Fornalika zagrali wtedy na swoim normalnym poziomie, tak by się stało. W pierwszej kolejności pijemy do Frantiska Placha, który ostatnio rozpoczął powolny proces odkupywania win.
Każdy pamięta, co się działo. Piast dość pewnie prowadził w rewanżu z BATE i nagle w ciągu kilku minut wszystko się posypało, głównie przez słowackiego bramkarza. Najpierw irracjonalne wyjście na przedpole i jeszcze głupszy faul na rzut karny, a potem dla odmiany przyspawanie do linii po wrzutce z rzutu wolnego. Na dodatek sam zainteresowany bagatelizował swoje wpadki, bredząc coś, że taka jest piłka, wyjście jak wyjście. No trudno było się nie zirytować. Plach poszedł za ciosem w Ekstraklasie, mógł zrobić dużo więcej przy golu Pawła Tomczyka dającego remis Lechowi Poznań, a kilka dni później razem z Urosem Korunem zgłosili akces do najgłupszej bramki roku. Totalny brak komunikacji, z fajnego 3:1 z Riga FC zrobiło się znacznie gorzej wyglądające 3:2. A jak się okazało w rewanżu, ten jeden gol przesądził o kwestii awansu.
Do refleksu Placha nigdy nie było zastrzeżeń, natomiast coraz bardziej rzucała się w oczy jego niepewność w grze na przedpolu. Wszystkie powyższe błędy dotyczyły złych decyzji w tym elemencie.
PIAST WYRAŹNYM FAWORYTEM MECZU Z RAKOWEM. ETOTO ZA WYGRANĄ GOSPODARZY PŁACI PO KURSIE 2,15. WYGRANA GOŚCI – 3,60. REMIS – 3,45
Co się w tamtym czasie działo ze Słowakiem, nie mamy pojęcia, ale to wielce zastanawiające. Może za bardzo ekscytował się plotkami łączącymi go z Newcastle? Może miał problemy prywatne? Może poczuł się zbyt pewnie? Albo wręcz przeciwnie: mimo że rywale nie prezentowali poziomu powyżej Ekstraklasy, nie wytrzymał pucharowego ciśnienia? Cholera wie, fakt faktem, że zburzył niemal całą renomę, którą wcześniej sobie wypracował. A nas naprawdę wkurzył, dokładając wielką cegłę do tego, że w ostatecznym rozrachunku Piast z grona tegorocznych pucharowiczów zawiódł najbardziej.
Ktoś z delikatniejszą konstrukcją psychiczną po takiej serii wpadek mógłby się już nie podnieść. I tutaj trzeba oddać Plachowi, że szybko wrócił na właściwe tory. Dziś znów oglądamy bramkarza broniącego bardzo równo i solidnie, zaś od czasu do czasu robiącego coś ponad program. Za nami już osiem ligowych kolejek, a on jeszcze ani razu nie zszedł u nas poniżej noty wyjściowej. Nawet z Lechem, mimo nie najlepszej postawy przy straconym golu, zanotował kilka dobrych interwencji pozwalających zostać mu przy “5”. Spośród regularnie broniących bramkarzy wyższą średnią ocen mają dziś u nas tylko Matus Putnocky, Dante Stipica i Dusan Kuciak.
Plach najbardziej pomógł zespołowi w Łodzi, zatrzymując groźne uderzenia Ramireza i Pirulo oraz przede wszystkim broniąc rzut karny wykonywany przez Maksymiliana Rozwandowicza. Utrzymał wynik bezbramkowy, a później Piast fartownie bo fartownie, ale jednak strzelił zwycięskiego gola. Różnicę potrafił robić nawet w przegranych spotkaniach, jak w ostatniej kolejce z Cracovią, gdy pokazał klasę przy kąśliwym strzale Michała Rakoczego i uderzeniu Sebastiana Strózika z najbliższej odległości.
Wygląda na to, że Słowak wypocił pucharowego wirusa i ograniczając się wyłącznie do taplania w ligowym sosie, znów jest sobą. Jeszcze daleka droga do stwierdzenia, że z nawiązką odkupił wszystkie pucharowe winy, ale kierunek obrał właściwy. I jedynie szkoda, że przynajmniej do lata przyszłego roku cieszyć to będzie głównie samych kibiców Piasta. Polska piłka miała mieć pożytek z Placha w lipcu i nie miała.
Fot. FotoPyK