Nie powiemy, że z wypiekami na twarzy śledzimy losy wszystkich obcokrajowców, którzy na dłuższą lub krótszą chwilę wbili do naszej ligi, a teraz szukają szczęścia gdzieś indziej. Nie, o większości z nich w zasadzie chcielibyśmy zapomnieć na zawsze, bo nie są warci zajmowania miejsca na naszych twardych dyskach. Są jednak wyjątki i jednym z nich jest Joel Valencia, który dwa miesiące temu zamienił Piast Gliwice na angielskie Brentford.
I co tu dużo mówić – to przykra sprawa, ale wiele wskazuje na to, że tytuł najlepszego zawodnika naszej ligi, który poprowadził swój zespół do historycznego tytułu, nawet w tak przeciętnym klubie znaczy bardzo niewiele. By nie powiedzieć gorzej – że w Anglii, również na przedmieściach Londynu, głęboko gdzieś mają zdobywane u nas laury.
O taki wniosek nietrudno, gdy popatrzymy na to, ile szans w Brentford dostaje zawodnik urodzony w Ekwadorze. Tu nie ma zbyt wiele liczenia, więc pozwólcie, że przedstawimy wam to kolejka po kolejce:
– poza kadrą z Birminigham,
– na ławce z Middlesbrough,
– poza kadrą z Hull City,
– poza kadrą z Leeds United,
– poza kadrą z Charltonem,
– 7 minut z Derby County,
– na ławce z Preston.
Do tego dochodzi wyjściowy skład w spotkaniu EFL Cup z Cambridge United, ale to spotkanie działa raczej na niekorzyść zawodnika Piasta – „Pszczoły” odpadły po rzutach karnych z ekipą, która na co dzień gra dwa ligi niżej. Zresztą właśnie po tym, rozegranym w połowie sierpnia meczu Valencia wypadł poza meczową kadrę, choć wydawało się, że w osiemnastce będzie się mieścił.
Jak ustaliliśmy, nie chodzi tu o żadne poważniejsze kwestie zdrowotne, już uraz, który Valencia zgłaszał w końcówce pobytu w Gliwicach, był sprawą mocno naciąganą. Po prostu trener Thomas Frank nie ceni jego umiejętności zbyt wysoko. Trochę łatwiej byłoby przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby jeszcze Brentford dawało radę. No ale nie daje – zespół Valencii zdobył ledwie siedem punktów w siedmiu meczach, a najbardziej żenujący jest z tego ofensywy bilans – ledwie pięć strzelonych goli (z czego trzy w jednym tylko meczu z Derby).
Ale nawet w takich okolicznościach i w takim miejscu nikt w Valencii nie widzi potencjalnego zbawienia. Niby człowiek wiedział, że tak do najlepszego gracza w naszej lidze w poprzednim sezonie podchodzą, bo wyłożyli za niego tylko dwie bańki (w samym letnim okienku w Brentford zrobili siedem wyższych transferów), a jednak trochę się łudził, iż będzie inaczej.
Tytułem puenty, bo dostrzegamy pewien związek – jeśli Jerzy Brzęczek ma czelność deprecjonować rozgrywki Championship, to piłkarzy z Ekstraklasy chyba w ogóle nie powinien brać pod uwagę przy powołaniach.
Fot. FotoPyK