Cracovię wymienialiśmy w gronie klubów, które mogą mieć problem z obowiązkowym młodzieżowcem w składzie. Początek sezonu spalił Kamil Pestka, który musi rywalizować z bardzo dobrym Siplakiem, Sylwester Lusiusz bywa bardzo chimeryczny, a innych opcji zbyt wiele nie dostrzegaliśmy. Okazuje się jednak, że w składzie „Pasów” jest chłopak, który w razie potrzeby może pomóc wypełnić obowiązkowe zapisy.
Zbieg okoliczności – kontuzja Pelle van Amersfoorta i choroba Lusiusza – sprawił, że szansę od Michał Probierza dostał Michał Rakoczy z rocznika 2002. I chłopak, który w lidze debiutował w końcówce sezonu 2017/18, wykorzystał tę pierwszą poważniejszą okazję do zaprezentowania umiejętności z przytupem.
Na plus: Bartosz Slisz (Zagłębie), Przemysław Płacheta (Śląsk), Przemysław Wiśniewski (Górnik), Michał Skóraś (Raków), Bartosz Bida (Jagiellonia)
W zasadzie już zastanawialiśmy się, czy wyróżnić po tej kolejce Slisza, czy może jednak Płachetę, tymczasem Rakoczy wyskoczył w ostatniej chwili jak królik z kapelusza, któremu ktoś na pobudzenie dał do powąchania amoniak. Przede wszystkim strzelił piękną bramkę, ale gdyby przeciwko Piastowi nie zaliczył tego trafienia, a zagrałby na poziomie z wczorajszego meczu, to i tak byśmy go chwalili. Fajne było to, że to dopiero jego drugi mecz w Ekstraklasie, a wyglądał tak, jakby grał w niej po raz 102.
I choć mamy w zanadrzu jeszcze kilka komplementów dla tego 17-latka, to na tym kończymy, bo pamiętamy, że Piast grał jednak w osłabieniu, a poza tym nie chcemy podpaść Michałowi Probierzowi. Na pomeczowej konferencji trener Pasów poświęcił swoimi młodzieżowcowi parę słów. – Fajnie, że Rakoczy strzelił gola, ale teraz najważniejsze jest, żeby go nie zagłaskać. Tych talentów było bardzo dużo… Trzeba mu kupić lodówkę i dużo lodu na głowę. Za chwilę wszyscy go będą widzieli w reprezentacji Polski, a do tego jeszcze daleka droga.
I w sumie trudno się nie zgodzić. Gości, którzy błysnęli jeden jedyny raz w polskiej piłce też kilku mieliśmy i kolejny nie jest nam do niczego potrzebny.
Na minus: Maciej Ambrosiewicz (Wisła P.), Jan Łoś (Arka), Sebastian Strózik (Cracovia), Mateusz Stępień (Arka), Daniel Ściślak (Górnik), Tymoteusz Puchacz (Lech), David Kopacz (Górnik), Kamil Wojtkowski (Wisła K.), Damian Michalski (Wisła P.), Marcin Listkowski (Pogoń)
Możecie nie kojarzyć tej twarzy – to Mateusz Spychała, prawy obrońca Korony Kielce, który w sobotę rozegrał swój drugi mecz w Ekstraklasie. O ile przeciwko Jagiellonii Białystok był jednym z nielicznych (lub nawet jedynym) graczem kielczan, który nam się podobał, o tyle z Wisłą Kraków zawalił. Mocno zawalił. Rzucił koło ratunkowe w kierunku rywala, który grał w „10”, a nie za bycie Davidem Hasselhoffem mu w Koronie płacą. Generalnie, nawet poza tą sytuacją z karnym, Michał Mak wyglądał przy nim jak naprawdę dobry skrzydłowy, a to też nie zdarzało się ostatnio (no, oprócz meczu z Zagłębiem) zbyt często.
Spychała ma doświadczenie w II lidze, gdzie grał dla Radomiaka, ostatnie dwa sezony spędził na zapleczu Ekstraklasy występując w Wigrach i Stali Mielec, więc przeskok poziom wyżej był dla niego naturalny. I nie zamierzamy do niego strzelać już po pierwszym gorszym występie, ale warto od razu wziąć się w garść, by nie dawać nikomu pretekstu do szukania innej opcji.
Fot. 400mm.pl/newspix.pl