Śląsk Wrocław pierwszą jesienną przerwę reprezentacyjną rozpoczął jako lider PKO Bank Polski Ekstraklasy. Podopieczni Vitezslava Lavicki znakomicie wystartowali i licząc jeszcze końcówkę ubiegłego sezonu, pozostają niepokonani w lidze już od dwunastu kolejek. I wszystko byłoby świetnie, czeski trener mógłby się delektować triumfalnym okresem, ale zakładamy, że jedna sprawa spędza mu sen z powiek.
Napastnicy.
A raczej ich brak.
WKS po siedmiu seriach gier miał na koncie 10 goli. Żaden szał, ale razem z Legią oznaczało to piąty atak w lidze. Tyle że tak naprawdę zasługa samego ataku w tym dorobku jest symboliczna. Tylko jedną bramkę zdobył bowiem nominalny napastnik. Erik Exposito w swoim drugim ekstraklasowym występie trafił do siatki Piasta Gliwice. Co więksi optymiści mówili wtedy, że jego niepokojąco słaba postawa w sparingach okazała się bez znaczenia. Czas pokazał, że wręcz przeciwnie, to był sygnał, że źle się dzieje. Z Piastem Hiszpan miał po prostu szczęście, w zamieszaniu po stałym fragmencie piłka spadła pod jego nogi i nie wypadało mu spudłować. Ogólna forma w takich fartownych momentach nie ma większego znaczenia, z pewnych pozycji strzela się prawie zawsze.
ŚLĄSK WYGRA W ZABRZU? KURS 2,85 W ETOTO
Exposito później grał już wyłącznie w pierwszym składzie i naprawdę trudno znaleźć większe pozytywy. Gość najczęściej jest wyłączony z gry, wolno porusza się po boisku, nie dochodzi do sytuacji, nie potrafi nawet wykorzystać swoich warunków fizycznych (192 cm wzrostu, 83 kg wagi) w pojedynkach tyłem do bramki, a wydawało się, że przynajmniej pod tym względem szybko się na polskiej ziemi odnajdzie. Jakby nie było, mówimy o zawodniku, który nie jest jeszcze stary (23 lata), miał nawet epizod w Primera Division i jednego gola tam strzelił, zaś w trzecioligowych rezerwach Las Palmas potrafił błyszczeć. Jaką rekomendacją w kontekście Ekstraklasy jest dobra postawa na trzecim froncie w Hiszpanii, nie musimy chyba tłumaczyć.
Lavicka ewidentnie zaczyna tracić cierpliwość do swojego podopiecznego z Półwyspu Iberyjskiego. Ciągle wstawia go do składu, ale coraz szybciej ściąga. Z Lechią podziękował mu już po godzinie, z Pogonią siedem minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Czech już w lipcu mówił, że oczekuje od Exposito “większego pożądania gry i goli, bo jest napastnikiem”. Po spotkaniu z Pogonią temat słabej postawy tego zawodnika powrócił. Lavicka nie udawał, że nie widzi problemu. Przyznał, że Hiszpan musi zacząć dawać jakość w polu karnym i mieć liczby. Jako przyczynę jego stagnacji wskazał na brak pewności siebie, co przekłada się na kiepską decyzyjność, bo podczas treningów tego obciążenia nie ma i prezentuje się świetnie.
GÓRNIK MINIMALNYM FAWORYTEM MECZU. ETOTO PŁACI PO KURSIE 2,60. REMIS – 3,20
Fakty są takie, że Exposito w pięciu meczach, w których pojawiał się w wyjściowej jedenastce, nie oddał ani jednego celnego strzału, a w dwóch ostatnich nie oddał żadnego!
Co gorsza, tak naprawdę alternatywy dla niego są bardzo mocno ograniczone. Niby jest 24-letni Daniel Szczepan, który w sezonie 2017/18 swoimi trzynastoma bramkami walnie przyczynił się do awansu GKS-u Jastrzębie do I ligi i zapracował na transfer do Wrocławia. W poprzednim sezonie odegrał epizodyczną rolę. Zaliczył osiem wejść z ławki, łącznie przebywał na boisku przez raptem 100 minut. Wówczas mogło go tłumaczyć to, że pozycja Marcina Robaka była niepodważalna. Teraz jednak przegrywa rywalizację z beznadziejnym Hiszpanem. Na inaugurację dostał szansę z Wisłą Kraków, ale niczego ciekawszego nie pokazał i później znów grał już wyłącznie jako zmiennik. Lavicka nie może mieć do niego przekonania, skoro z Pogonią po zdjęciu Exposito wolał najpierw ustawić na “dziewiątce” Mateusza Cholewiaka, a dopiero gdy przekonał się, że to kiepski pomysł, wpuścił wreszcie Szczepana.
Innych opcji w zasadzie Śląsk nie ma, chyba że Lavicka wymyśli komuś nową pozycję. Może Lubambo Musonda na szpicy to jest jakiś pomysł? Mimo to coś czujemy, że w Zabrzu Exposito dostanie kolejną szansę.
Dopóki wyniki będą się zgadzały, nieudolność napastników pozostanie problemem w sporej mierze teoretycznym. Wydaje się jednak, że prędzej czy później odezwie się ze zdwojoną siłą, gdy cały zespół zacznie grać słabiej, a w polskiej lidze takie kryzysy przeważnie przychodzą szybciej niż później. Kibice we Wrocławiu zawsze mogą się pocieszać, że przecież w sezonie 2011/12, kiedy świętowali mistrzostwo, rola “dziewiątek” również była marginalna (najlepsi strzelcy zdobyli po sześć bramek), ale takie historie są jedyne w swoim rodzaju. Stanowią wyjątek od reguły, nie regułę.
Fot. newspix.pl