Wiosną w pierwszoligowym środowisku toczyła się dość ciekawa dyskusja dotycząca najlepszych drużyn. Nie brakowało osób, które twierdziły, że to nie Raków, a ŁKS Łódź po cichu – podczas gdy częstochowianie prowadzili w tabeli i zaliczali fajną szarżę w Pucharze Polski – zmontował ciekawszą paczkę na Ekstraklasę. Po ośmiu kolejkach nowego sezonu możemy wrócić do tych rozważań, ale tylko po to, by stwierdzić, że były to bzdury.
Okej, gra Rakowa niczego nam na razie nie urwała, dziewięć punktów w ośmiu meczach to również nie jest powód do wypinania piersi w oczekiwaniu na ordery, ale wstydu nie ma. O drugim z beniaminków tego powiedzieć nie można. Łodzianie szorują po dnie tabeli i niewiele jest argumentów przemawiających za tym, że za chwilę się to zmieni.
Początek ekipy Kazimierza Moskala w najwyższej klasie rozgrywkowej jeszcze był w porządku – czarował Dani Ramirez, solidnie wyglądał środek pola, a obrońcy nie popełniali większych błędów. To dało remis z Lechią, która długo grała w “10” i pewną wygraną z Cracovią, a także niezłą grę w przegranych spotkaniach z Lechem Poznań (należał się łodzianom rzut karny) i Piastem Gliwice. Sęk w tym, że po tych trochę pechowych porażkach nie przyszło przełamanie.
A wręcz przeciwnie – styl zjechał na poziom wyników, co daje łącznie obraz nędzy i rozpaczy. I sześć porażek z rzędu, a mówimy przecież o Ekstraklasie – w tej lidze trzeba się jednak trochę postarać, by dostawać w ryj tak regularnie. Podsumujmy:
– 1-2 z Lechem Poznań,
– 0-1 z Piastem Gliwice,
– 0-4 z Wisłą Kraków,
– 2-3 z Legią Warszawa (w zasadzie z Legią II),
– 1-2 z Wisłą Płock,
– 0-1 z Pogonią Szczecin.
To już Zagłębie Sosnowiec lepiej zaczęło poprzedni sezon! Umówmy się – nie brzmi to jak dobra wróżba.
Najsmutniejsze w dzisiejszym meczu z Pogonią było to, że nawet przy wyniku 0-1, mając jeszcze pół godziny gry przed sobą, ŁKS nie potrafił zaproponować absolutnie niczego, po czym moglibyśmy pomyśleć, że odrobi stratę. Jakaś groźna sytuacja po wymienieniu kilku podań? Nie ma szans. Okazja po wrzutce na chaos? Zapomnijcie nawet o tym! Pogoń nie drżała o wynik, prowadzenie po ładnym golu Buksy z wolnego dowiozła wyjątkowo spokojnie.
Portowcy byli dziś zdecydowanie lepsi, choć żadnego wielkiego meczu też nie zagrali. Brakowało im płynności w konstruowaniu, a jakość dośrodkowań ze stałych fragmentów, których było mnóstwo, też pozostawiała wiele do życzenia. Budzyński nie był przez to najbardziej zapracowanym człowiekiem na placu. Na dodatek zdarzyło się gospodarzom kilka głupich strat i momentów dekoncentracji w defensywie, z czego wzięła się choćby poprzeczka po strzale Bryły i przypadkowej interwencji Stipicy w pierwszej połowie.
Ale na ŁKS to wystarczyło. I to o beniaminku świadczy fatalnie.
Fot. FotoPyK