145 ataków pozycyjnych. 27 kontrataków. 13 stałych fragmentów w ataku. I ZERO celnych strzałów. Tak wygląda dorobek Korony Kielce za ostatnie dwie kolejki. Szukamy w pamięci i nie potrafimy przypomnieć sobie takiego wyczynu w Ekstraklasie.
Czy nas to w jakiś sposób dziwi, że akurat Korona sięgnęła to po spektakularne osiągnięcie? No niekoniecznie. Od początku sezonu lansujemy tezę, że tam nie ma zawodników ofensywnych, którzy przykuwają uwagę. Jako postronni obserwatorzy tej ligi czasami oglądamy jakiś mecz ze względu na to, że pewna drużyna ma w ataku takiego asa, na którego grę aż przyjemnie popatrzeć. Dajmy na to – ŁKS. Wiemy, że jako drużyna to są wyrobnicy, ale na takiego Daniego Ramireza to aż byśmy dokładali piątkę więcej w abonamencie Canal+.
A Korona? Fajnie, że jest Żubrowski. Lubimy gościa, gra ostatnio naprawdę dobrze, w dodatku Polak i wcale nie taki stary. Poza tym Marquez i Kovacević – zawodnicy z półki nieco wyższej niż solidny ligowiec. Ale zwracamy uwagę na to, że wymieniamy tu zawodników, którzy fajnie piłkę odbierają, walczą, przepychają się. Żubrowski nie jest dryblerem, Marquez nie robi furory na skrzydle, Kovacević nie strzela goli piętkami.
I nie ma przypadku w tym, że Korona tak słabo wygląda w tym sezonie w ataku. Zarówno w starciu z Górnikiem tydzień temu, jak w tym ostatnim z Jagiellonią kielczanie wykonali mniej kluczowych podań od rywali. Za kluczowe podania InStat uznaje takie zagrania, którym stwarza się realne szanse na zdobycie bramki lub odcina się tym podaniem linię obrony przeciwnika. W starciu z Jagą wszyscy pomocnicy Korony (także ci rezerwowi) wykonali dokładnie trzy celne podania kluczowe. Dla porównania – sam Guilherme, boczny obrońca białostoczan, posłał takie trzy piłki. Najbardziej kreatywnym i odważnym piłkarzem Korony w tym spotkaniu był debiutant Mateusz Spychała, który trzykrotnie próbował stworzyć coś kolegom, ale udało mu się ledwie raz.
Efekty są opłakane, bo w poprzedniej kolejce współczynnik expected goals (goli spodziewanych) dla Korony wyniósł… 0,39 xG. W starciu z Górnikiem – 0,69 xG. Sam Kamil Zapolnik w meczu Korony z Górnikiem miał xG na poziomie 1,30. A grał tylko 67 minut.
Wydaje nam się, że problem Korony nie leży w tym, że w ataku mają totalną pokrakę, która nie potrafi trafić w ten biały prostokąt na końcu boiska. Taki Papadopulos to nie jest zły napastnik. Natomiast Czech nie jest typem Carlitosa, który bierze piłkę, kiwa dwóch gości i strzela przy słupku. Chcesz, żeby uderzał? Wykreuj mu sytuacje. A te – jak widzimy po liczbach – nie są tworzone.
Zresztą zwróćcie uwagę na strony rozgrywania akcji przez Koronę. Z lewej strony liczba przeprowadzonych ataków, po ukośniku liczba akcji zakończonych strzałem (także niecelnym):
***
Jedenastkę InStata pozmiatali w tym tygodniu napastnicy. Szacuneczek budzi też forma Vejinovicia, o którym mówiło się, że może nie być od początku w pełni przygotowany, a tymczasem znalazł się w ścisłej czołówce pomocników w minionej kolejce.