Zbliżająca się przerwa na kadrę siłą rzeczy wywołuje skrajnie różne odczucia w środowisku piłkarskim. Dla jednych to ekscytacja związana z powołaniami do poszczególnych reprezentacji, dla innych rozwalone mikrocykle, dla jeszcze kolejnych – weekend spędzony w domu, bez możliwości wyjazdu na mecz ukochanego klubu. W Ekstraklasie? Cóż, widzimy przynajmniej kilka osób, które przerwę witają z niekłamaną radością oraz takich, którzy najchętniej kolejne mecze rozegraliby jeszcze dzisiaj.
Spójrzmy przecież na ŁKS, który w końcówce meczu z Wisłą Płock wyglądał tak, jakby błagał o przerwę, czy na Zagłębie Lubin, które bezskutecznie próbuje znaleźć trenera (mniej więcej od zwolnienia Stokowca). Im przerwa bezsprzecznie się przyda. Z drugiej strony? Choćby Niezgoda, który właśnie wchodził w tryb killera czy Radosław Sobolewski, który złapał wiatr w żagle dwoma zwycięstwami. No dobra, to komu przerwa pomoże, a kogo może wyhamować?
WAŻNA CHWILA WYTCHNIENIA
ŁKS Łódź
Pięć porażek z rzędu, coraz gorsza gra, coraz bardziej irracjonalne błędy, zwłaszcza w obronie. ŁKS Łódź wszedł do ligi z impetem, zdominował Lechię Gdańsk, potem wywiózł komplet z Cracovii i bardzo przyzwoicie wypadł w starciu z Lechem Poznań. Sęk w tym, że potem z meczu na mecz wyglądał coraz gorzej. Najpierw porażka z Piastem, następnie bolesny oklep od Wisły Kraków, dramatyczna przegrana z mocno rezerwowym zestawieniem Legii Warszawa. Meczem na przełamanie miała być Wisła Płock, ale także i płocczanie okazali się lepsi. ŁKS z 4 punktami w 7 meczach osiadł w strefie spadkowej, ale najbardziej martwił ich regres. Pierwsze trzy mecze? Błyszczący Ramirez, fajna gra piłką, środek, który nie pękał przed pressingiem, dobrze funkcjonujące boki obrony. Kolejne cztery? Apatia, gubienie się nawet przy średnim pressingu rywala, mnóstwo niedokładności oraz grzech koronny – utrata wiary we własne umiejętności.
Obserwujemy ŁKS naprawdę dokładnie i to było widać, zwłaszcza w meczach z obiema Wisłami. Te momenty, gdy pomocnicy nie zbiegają do obrońców, bo czują, że i tak nie dostaną dokładnej piłki. Te zawahania Ramireza, który traci pewność, że kolega z drużyny w ogóle ruszy do jego podania. Wreszcie niemal namacalny lęk, który otacza całą linię obronną. Rywale bezlitośnie to wykorzystują, zwłaszcza przy stałych fragmentach.
WYGRANA POLSKI ZE SŁOWENIĄ? ZAGRAJ W ETOTO JUŻ DZIŚ PO KURSIE 2,35!
Dlatego dla ŁKS-u ta przerwa to jak zbawienie. Zazwyczaj kadrowej pauzy wyczekują trenerzy, którzy chcą nadrobić jakieś braki w przygotowaniach czy zgrać ze sobą poszczególnych zawodników. W tym przypadku mamy jednak raczej do czynienia z bardziej mentalnymi aspektami. Kazimierz Moskal musi przekonać zawodników, że potrafią grać w piłkę. Albo… zmodyfikować nieco taktykę na taką, gdzie gra w piłkę jest potrzebna nieco mniej. Jedno jest pewne: albo w Łodzi się przez tę przerwę obudzą, albo mogą na dłużej utknąć na dnie tabeli.
Zagłębie Lubin
Tutaj dwie absolutnie prozaiczne kwestie: transfery w ostatnim dniu okienka oraz wciąż niezakończone poszukiwania nowego trenera.
Zagłębiu przerwa przyda się choćby po to, by skupić się w pełni na budowie (odbudowie?, przebudowie?) sztabu szkoleniowego, który będzie miał za zadanie ogarnąć ten lubiński kryzys. Kryzys, bo jednak drużynie o takim budżecie, aspiracjach oraz zawodnikach nie przystoi błąkać się wśród beniaminków i najbiedniejszych w tej lidze. Już pal licho grę i wyniki, teraz to po prostu wygląda fatalnie wizerunkowo. Ben van Dael zatrudniony trochę z braku laku, potem również z braku laku pozostawiony na stanowisku, aż nagle zwolniony po zaledwie siedmiu kolejkach, zresztą w przededniu ściągnięcia dwóch nowych piłkarzy.
Nie wygląda to jak szczyt rozwagi w zarządzaniu klubem.
Ale okej, skupmy się na pozytywach. Zagłębie podpisało wczoraj dwie ciekawe umowy, bo tak naprawdę na pierwszy rzut oka i Tajti, i Suljić wyglądają na wzmocnienia z miejsca podnoszącego jakość pierwszej jedenastki. Będzie lepiej dla obu panów oraz Zagłębia, jeśli przed pierwszym meczem odbędą kilka jednostek treningowych, poznają imiona kolegów i zagrają w jakiejś wewnętrznej gierce. Na to wszystko nie byłoby czasu, gdyby nie kadra. Za ten cenny czas na walkę z bałaganem – Zagłębie powinno być wdzięczne kalendarzom FIFA i UEFA.
Władze Korony Kielce
Kolejna ekipa, której oddech zdecydowanie się przyda. Władze Korony Kielce straciły cierpliwość do Gino Lettieriego, ale jednocześnie nie straciły umiejętności liczenia banknotów. Jako że sympatyczny Niemiec niespecjalnie garnie się do wyjazdu z miejsca, w którym stworzył swoje własne małe imperium, władze Korony początkowe godziny przerwy reprezentacyjnej spędziły na kombinowaniu, jak tu zrzucić Gino z listy płac. To oczywiście musi spowalniać nieco proces wyłaniania nowego szkoleniowca, co w konsekwencji ogranicza czas na jego zapoznanie z drużyną i początek wprowadzania własnych zasad.
Dlatego przerwa reprezentacyjna spada kielczanom z nieba. Jest czas pozbyć się Lettieriego, jest czas solidnie przysiąść nad wyborem następcy, może nawet znajdzie się czas, by nowy trener pogadał przynajmniej z kilkoma najważniejszymi zawodnikami i poprowadził ze trzy treningi. Poza tym – Korona jest w sytuacji jak ŁKS. Niemoc się pogłębiała, gra wyglądała coraz gorzej, Gino przygasał przy ławce, tracąc dawny wigor i pomysłowość. Fizyczny odpoczynek to jedno, ale w tej szatni przyda się też trochę odpoczynku psychicznego. Szczególnie, że przecież o dość ciężkim klimacie wokół niemieckiego trenera pisało się właściwie od momentu jego zatrudnienia.
Zbigniew Przesmycki
Ostatnio część sędziów była w takiej szalonej dyspozycji, że nawet nieugięty przewodniczący Przesmycki zdecydował się odsunąć od prowadzenia spotkań tych najsłabszych spośród nich. Dla szefa polskich arbitrów przerwa to ulga. Na jakiś czas skończą się pytania o interpretacje przepisów, na jakiś czas skończą się pytania o wyjątkową pobłażliwość wobec mnożących się błędów.
Ach, no i skończą się na jakiś czas błędy. A tych w tym sezonie było już zdecydowanie za dużo.
ZAGROŻENIE WYHAMOWANIEM
Jarosław Niezgoda
Dwa gole z ŁKS-em, trzy gole z Rakowem. Jarosław Niezgoda do zdrowia wracał długo, ale gdy wreszcie jest w pełnej formie, pokazuje potencjał sprzed wszystkich kontuzji i urazów. Pięć goli w dwóch meczach – to musi robić wrażenie, a potęguje je jeszcze przeliczenie całości na minuty – w tych dwóch meczach mniej więcej co pół godziny. Nigdy już niestety nie dowiemy się, czy Niezgoda powiększyłby swój dorobek, gdyby dostał możliwość gry z Rangersami od początku, ale jedno jest pewne – trzymanie snajpera w takim gazie na ławce, chluby Vukoviciowi nie przynosi.
WYGRANA ZE SŁOWENIĄ DO ZERA? ZAGRAJ W ETOTO PO KURSIE 3,20!
Tak, wiemy, strata w doliczonym czasie. Mimo wszystko – mamy wrażenie, że gdyby Niezgoda zagrał w pierwszym meczu lub grał od początku rewanżu, Legia by tego dwumeczu nie przegrała. Natomiast już abstrahując od tego, co było: wczoraj Kulenović odszedł do Dinama Zagrzeb, jakiegoś nagłego ocieplenia relacji na linii Carlitos-Vuković nie ma. Niezgoda ma pełne prawo czuć rozżalenie przerwą reprezentacyjną – na ten moment trudno sobie wyobrazić kolejny mecz Legii bez niego na szpicy. Przerwa nie tylko może coś zmienić w kwestii szans na grę Carlitosa (na niekorzyść Niezgody), ale też po prostu zaburza nieco rytm. A że Niezgodzie właśnie regularności przez tak długi czas brakowało – przerwa jest mu potrzebna jak Kulenović Legii w tym sezonie.
Jesus Imaz
Imaz potrzebował trochę czasu na rozruch – by wspomnieć ubiegły sezon. W pierwszych sześciu swoich meczach w Jagiellonii zdobył jedną bramkę, Jaga zaś w tym okresie zaledwie dwa punkty. Dopiero później się rozkręcił, a wraz z nim cały zespół – Hiszpan strzelił 9 goli w 8 meczach i stał się wiodącą postacią w układance Ireneusza Mamrota. W tym sezonie jakość pokazywał już od pierwszej kolejki i na przerwę reprezentacyjną udał się jako prawdopodobnie najlepszy piłkarz ligi. Siedem goli i asysta w siedmiu meczach, średnia not powyżej 6,50, co przy naszych surowych warunkach oznacza grę bardzo dobrą i równą.
Strzela lepiej niż wszyscy ligowi napastnicy, zdobywa przestrzeń i porusza się po boisku lepiej, niż większość ligowych pomocników. Ile już razy cmokaliśmy, gdy prostą zmianą kierunku biegu gubił krycie, gdy wyjątkowo swobodnie operował piłką, napędzając kolejne akcje Jagi. Do tego ta uniwersalność. Mamy wrażenie, że Mamrot mógłby go ustawić na każdej z czterech ofensywnych pozycji, szpica, oba skrzydła, dyszka, a Imaz z miejsca by sobie poradził.
Właściwie to nie jest tak, że obawiamy się, czy przerwa mu zaszkodzi. Bardziej precyzyjnym opisem naszych odczuć jest rozżalenie, że kolejny mecz z udziałem Imaza obejrzymy dopiero w połowie miesiąca.
Cracovia
To kiepski moment na przerwę również dla Cracovii. Gdy już Probierz zdołał jakoś uporać się z „pozycją młodzieżowca” i sprawił, że Sylwester Lusiusz nie wygląda jak osłabienie, przychodzi ten magiczny czas, gdy Pestka z rozczarowującego piłkarza „Pasów” staje się wiernym żołnierzem Czesława Michniewicza. I znów pewnie zaczną się dyskusje dotyczące optymalnej pozycji do obsady przez regulaminowego „bąbelka”. To jednak tylko część problemu. Cracovia przecież po prostu jest w dużym gazie, a jej gra poprawia się z każdą kolejką. Sposób, w jaki krakowscy piłkarze zneutralizowali groźnego Lecha zasługuje na pochwały, ale spójrzmy nieco szerzej.
Mecz z ŁKS-em? Dwa słupki i jeszcze niewykorzystany jeden prezent od ełkaesiaków. Śląsk Wrocław? Cuda w bramce wyczyniał Putnocky, który wyjął chyba trzy, albo i cztery uderzenia, które „normalnego” bramkarza zmusiłyby do schylenia się po piłkę do siatki. Tak naprawdę poza otwarciem z Zagłębiem Lubin, Cracovia zagrała sześć niezłych spotkań, w których przy odrobinie szczęścia mogła zgarnąć 18 punktów.
Rośnie van Amersfoort, rośnie Hanca. Naprawdę szkoda, że ten dobrze wyglądający bolid musi na chwilę zjechać do pit-stopu.
Paweł Paczul
Poniższa grafika mówi wszystko. W #WeszłopolscyCup Paczul trafił sześć z siedmiu kolejek i dzięki temu mógł udać się na zasłużony urlop do ciepłych krajów. Życzymy mu udanego wypoczynku, ale nie wątpimy – on sam z pewnością wolałby kolejną serię spotkań Ekstraklasy, by dalej punktować w wyścigu Etoto.
A ZAREJESTROWAĆ SIĘ I ODEBRAĆ BONUS W ETOTO MOŻESZ W TYM MIEJSCU
CZY KTOŚ JEST W STANIE POWSTRZYMAĆ TĘ PASSĘ @PawelPaczul?!?!?! pic.twitter.com/0d3LMhGf5o
— Weszło! (@WeszloCom) September 2, 2019
Fot.400mm.pl
Jeśli wpłacisz 50 złotych, dostaniesz dodatkową stówkę i na grę będziesz miał 150 złociszy. Jeśli wpłacisz stówkę, otrzymasz 200 złotych i grać będziesz mógł za 300. Bonus 200% od pierwszego depozytu, aż do 200 złotych w ETOTO!


