To chyba najbardziej emocjonująca historia tego lata z epilogiem, który trudno było przewidzieć. Sandro Kulenović był gorącym tematem przez całe wakacje – a to jego rywalizacja z Carlitosem, a to wygwizdanie przy Łazienkowskiej, a to oferta z Barnsley. Gość właściwie nie schodził z ust kibiców, niezależnie od tego, czy akurat modlili się o jego szybki transfer z Legii, czy narzekali, że gra kosztem Lopeza czy Niezgody. Dziś wreszcie opuścił Warszawę i podpisał kontrakt z Dinamem Zagrzeb.
Fascynująca była ta historia i naprawdę trudno nie doszukiwać się tutaj drugiego, trzeciego i piątego dna. Połowę wakacji wszyscy zastanawiali się, co takiego widzi Aleksandar Vuković w chorwackim snajperze, że ustawia go najwyżej w hierarchii napastników. Drugą część lata spędziliśmy na rozkminkach, dlaczego Legia nie puściła go przy pierwszej ofercie, która przecież wydawała się całkiem korzystna dla warszawiaków. Na finiszu, gdy rozstrzelał się Niezgoda, a w dwumeczu z Rangersami Sandro ostatecznie udowodnił, że jest kompletnie nieprzydatny, po prostu zgłupieliśmy. O co tu chodzi? W co gra Vuković? Z kim?
Najprostsze, wręcz nachalnie pchające się do głowy uzasadnienie? Trzeba było gościa wypromować. Chorwat, CV w Juventusie, świetne warunki fizyczne. Liczono, że z takimi rywalami jak fińscy skoczkowie narciarscy czy gibraltarscy taksówkarze Kulenović coś trafi, a wówczas będzie można dopisać w ofercie “doświadczenie i bramki w europejskich pucharach”. Ale to byłoby chyba zbyt proste, a przede wszystkim: zdezaktualizowało się po tej całej sytuacji z Barnsley. Gdy dodamy, że Kulenović odchodzi do Zagrzebia, czyli miejsca, gdzie naprawdę nie muszą sprawdzać, ile goli strzelił w Lidze Europy, by określić jego potencjał – ta teza nie do końca się broni.
No ale to co? Windowanie ceny? Być może, według informacji Piotra Koźmińskiego Kulenović odchodzi za 2 miliony euro, a kwota ma jeszcze się powiększyć o bonusy. Idealnie dla Legii byłoby, gdyby w transferze został zapisany procent od kolejnej transakcji – wszyscy przecież wiemy, że Dinamo sprzedaje chyba najdrożej w tej części piłkarskiego świata, bazując na renomie wypracowywanej latami. Z drugiej strony – jeśli wierzyć pogłoskom i intuicji, Anglicy płacili więcej. W teorii można byłoby jeszcze pokusić się o karkołomny wniosek, że Legia patrzy w przyszłość: Kulenović oddany na zatracenie do Anglii to Kulenović, który już pieniędzy pewnie nie przyniesie. Kulenović, który z Dinama ma szansę wypłynąć w większy świat, to odrobinę mniejsze pieniądze dziś, ale i wizja dalszych zarobków w przyszłości.
Ale znacie Legię 2019/20. Nie posądzamy ich o dalekowzroczność wykraczającą poza najbliższe dwa tygodnie.
Skupmy się więc na faktach, bez dopisywania do tego teorii. Legia Warszawa traci napastnika, który w hierarchii Vuko był tym pierwszym wyborem, ale nie oszukujmy się, trudno to traktować w kategorii osłabienia. Warszawiakom odpadł europejski front, będą grać wyłącznie o triumfy w Polsce, co oznacza, że trzech napastników to właściwie i tak nadmiar. Zwłaszcza, że dwóch z nich miałoby murowany skład w większości klubów ligi. Zdrowy Niezgoda i umiejętnie wykorzystywany Carlitos to gwarancja wielu goli, nie ma co do tego wątpliwości, a i Kante pewnie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jeśli ktoś miałby zamiar się czepiać głębi w Legii na tej pozycji, warto przypomnieć, że rywale w walce o mistrzostwo atakują na przykład Bidą, Klimalą i Mudrinskim. Nie wspominając o bogactwie na pozycji napastnika w klubach z dolnej połowy tabeli.
Z drugiej strony – Legia dostaje kasę, która jest jej bardzo potrzebna, w końcu nadal objęta jest nadzorem finansowym, a koło nosa przeszedł jej hajs z tytułu występów w fazie grupowej Ligi Europy. Kulenovicia, szczególnie teraz, gdy w Polsce miałby już naprawdę ciężko o komfortowe warunki do rozwoju, warto było spieniężyć. Bo czy przed Sandro rysowała się jakakolwiek przyszłość? Im bardziej uparty w jego temacie był Vuković, tym mocniejsze były reakcje kibiców, im mocniejsze były reakcje kibiców, tym ciężej mu się grało. Błędne koło, z którego trudno było wyskoczyć.
Dlatego ten transfer jest rozsądny dla wszystkich. Vukoviciowi pozwala zgrabnie wybrnąć z chorej sytuacji, w którą sam się wpędził. Legii daje pieniądze. Bjelica w Dinamie otrzymuje piłkarza o dużym potencjale, ale ewidentnie pod formą, co na pewno miało wpływ na jego cenę. Może się teraz wykazać i zrobić z niego napastnika pełną gębę. Sandro? Cóż, wraca do domu i ma spore szanse, by przynajmniej na jakiś czas odetchnąć od gwizdów i wiecznego dopytywania, co u licha robi w pierwszym składzie. Będziemy mu się zresztą uważnie przyglądać, bo naszym zdaniem wcale niewykluczone, że już w tym sezonie zacznie regularnie ładować bramki, a z czasem zostanie wytransferowany do lepszej ligi.
Nasze zdanie? Szkoda że tak późno. Może gdyby udało się dopiąć ten ruch przed Rangersami i w Glasgow oraz w Warszawie od pierwszej minuty wybiegłby Niezgoda, Legia dzisiaj byłaby w kompletnie innym miejscu.
fot. FotoPyK