Reklama

IV runda… i tyle. Novak Djoković poza US Open

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

02 września 2019, 08:28 • 4 min czytania 0 komentarzy

Obrońca tytułu. Niekwestionowany król ostatniego roku w męskim tenisie. Zwycięzca czterech z pięciu rozegranych w tym czasie turniejów wielkoszlemowych. Wielki faworyt, wręcz pewny zwycięzca. Wyłącznie w ten sposób pisało się o Novaku Djokoviciu przed startem tegorocznego US Open. Dziś już wiemy, że zwycięzcą nie zostanie i tytułu nie obroni. W czwartej rundzie turnieju wyeliminował go Stan Wawrinka oraz… kontuzja.

IV runda… i tyle. Novak Djoković poza US Open

Z urazem lewego barku Serb zmagał się już w spotkaniu drugiej rundy. Wzywał wówczas na kort lekarza, wcierano mu maści, kremy i wszystko, co tam jeszcze wcierać można. Podziałało. Djoković się pozbierał, ograł Juana Ignacio Londero i awansował dalej. Przed meczem trzeciej rundy o jego problemach było jednak jeszcze głośniej, bowiem i jego sesje treningowe, i późne pojawienie się na stadionie podpowiadały, że coś jest nie tak. Faktycznie, Novak wciąż nie był w pełni sprawny, choć daleko mu było – jak informowali niektórzy – do oddania meczu walkowerem. Z Denisem Kudlą, z którym wówczas grał, poradził sobie zresztą bez większych trudów.

Przed dzisiejszym meczem mówił jednak, że ze zdrowiem jest już lepiej, bark nie doskwiera i powinien być w stanie grać na wysokim poziomie. Po drugiej stronie siatki miał jednak gościa o kilka klas lepsze od jego poprzednich rywali, który zresztą sam niedawno przechodził przez problemy zdrowotne. I to dużo większe. Stan Wawrinka męczył się tak naprawdę przez dobre dwa lata, a na swój najlepszy poziom wciąż się wdrapuje. I wydaje się, że jest tego coraz bliższy – dzisiejszy mecz był tylko kolejnym potwierdzeniem.

Bo, przypomnijmy, najlepiej grający Wawrinka to gość, którego nie potrafi powstrzymać nikt. Serio. Gdy zdobywał swoje trzy tytuły wielkoszlemowe, zawsze ogrywał tych najlepszych na świecie. Australian Open 2014? Djoković po fantastycznej pięciosetówce w ćwierćfinale, Rafa Nadal (grający z urazem) w finale. Roland Garros 2015? Roger Federer w ćwierćfinale, a w finale zatrzymany Novak Djoković, który – zdaniem ekspertów – miał pewnie zmierzać po wszystkie cztery tytuły w jednym roku. US Open 2016? Znów Djoković w finale, znów Wawrinka okazał się być o klasę lepszy.

Reklama

Za każdym razem Stan po prostu wspinał się na poziom, który dla innych był w danym momencie nieosiągalny. To gość od wielkich meczów. Nigdy nie był tak regularny jak wspominani tu tenisiści w trakcie sezonu. Na dłuższą metę nie potrafił utrzymać się na szczycie czy grać najlepiej, jak potrafi. Ale jeden lub dwa mecze w ciągu turnieju? Da się zrobić. Dziś Stan udowodnił to po raz kolejny.

Bo nawet kontuzjowany Djoković wciąż jest cholernie groźny. Zresztą przez dwa sety – choć pojawiały się oznaki, że coś jest nie tak – Novak grał naprawdę dobry tenis. Ba, Stan często znajdował się w kłopotach. Pierwszą partię wygrał za sprawą wczesnego przełamania, ale później kilka razy musiał ratować własne podanie, niemal nic nie przychodziło mu łatwo. Bardzo pomagały mu w tym wyciągane jak z rękawa asy serwisowe, znakomicie funkcjonował też – tradycyjnie – backhand, jego najgroźniejsza broń.

W drugim secie serwis w końcu stracił. Ale potem przełamanie odrobił, zyskał kolejne i zamknął partię swoim podaniem. W tym okresie obaj momentami grali tenis znakomity, wyniszczając się wzajemnie i biegając po całym korcie jakby pracowali na bateriach, które w każdej chwili mogą podmienić na nowe. Wymiany powyżej 10 odbić zdecydowanie nie należały tu do rzadkości. Publika była zachwycona, kilkukrotnie nagradzała ich owacją na stojąco. Aczkolwiek potem to pozytywne wrażenie zatarła, gdy schodzącego z kortu Djokovicia spora część fanów po prostu wybuczała…

Kibice buczeli, bo Novak skreczował, gdy Stan przełamał jego serwis w trzeciej partii. To była jednak rozsądna decyzja. W tym momencie mógł być już niemal pewien, że kolejne gemy byłyby tylko przedłużeniem procesu prowadzącego do porażki. A gdyby w ich trakcie jego kontuzja się pogłębiła, pewnie żałowałby tego w kontekście dalszej części sezonu. Niemniej jednak, choć w tych okolicznościach i przy świetnie grającym Wawrince, można było się takiego wyniku spodziewać, to patrząc z perspektywy sprzed turniejowej – mamy wielką sensację. Być może największą, jaka czeka nas w całym US Open. Bo odpadnięcia Djokovicia na tym etapie raczej nikt się nie spodziewał.

Kto najbardziej może cieszyć się z porażki Serba? Odpowiedź oczywista to Stan Wawrinka, ten, który go pokonał. Ta, po którą trzeba zajrzeć w drabinkę brzmi: Daniił Miedwiediew. Bo to z nim miał się zmierzyć Djoković w ćwierćfinale. Inna sprawa, że Rosjanin jest ostatnio w znakomitej formie, niedawno w Cincinnati pokonał zresztą… właśnie Novaka. A Wawrinka jest po prostu nieobliczalny, nie wiadomo, co wyczaruje w meczu z Daniiłem. Cieszyć może się też z pewnością Roger Federer. Bo od samego rozpoczęcia turnieju wszyscy wypatrywali półfinału szwajcarsko-serbskiego, prawdopodobnie najtrudniejszego możliwego dla Federera. Do niego jednak nie dojdzie, a to zwiększa szanse Rogera na dojście do finału.

A tam… kto wie, może wreszcie – po raz pierwszy w historii US Open – dostaniemy starcie Federera z Nadalem? Szanse na to znacząco się zwiększyły po dzisiejszym dniu. Choć musimy pamiętać, że Stan Wawrinka też może mieć chrapkę na tytuł.

Reklama

Stan Wawrinka 6:4, 7:5 2:1 (krecz) Novak Djoković

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...