Srogo rozczarował się ten, kto liczył, że w Warszawie rozstrzygną się losy dwumeczu Legii z Rangersami. Mecz, delikatnie mówiąc, nie porwał, ale co z tego, skoro końcowy wynik sprawił, że scenariusz, w którym drużyna Aco Vukovicia przechodzi dalej nie jest żadnym science fiction, a całkiem realnym obrotem spraw. Wystarczy tylko – albo aż! – bramkowy remis. Ale czy Legię stać, by postraszyć Szkotów na ich własnej ziemi? Cóż: postanowiliśmy zebrać kilka argumentów za i przeciw.
*
Dlaczego Legia awansuje?
– Bo Rangersi w pierwszym meczu nie okazali się zespołem na miarę swojej marki.
W Warszawie byli… no, po prostu jacyś tacy nijacy. Oczywiście optycznie wyglądali znośnie, kreowali grę, dominowali w środku pola, ale co z tego wynikało? Nie za wiele. Jeżeli już, to Legia stwarzała sobie groźniejsze sytuacje i jeżeli już, to Rangersi okazali się drużyną, której można coś wcisnąć, a nie musimy mówić, jak ważne jest wciśnięcie czegoś w rewanżu. Co ważne: wygląda na to, że im poważniejszy rywal, tym bardziej mobilizuje się warszawska drużyna, bo przecież mamy świeżo w pamięci heroiczne boje z Gibraltarczykami czy Finami, gdzie nie wszystko, z awansem na czele, było tak oczywiste. A tutaj, przeciw Szkotom? Proszę bardzo – solidna gra w defensywie, neutralizowanie zapędów rywali, jakieś tam pojedyncze sytuacje. No, było dobrze, a to optymistyczny prognostyk przed rewanżem.
– Bo Legia imponuje solidnością w tyłach.
Czyste konta z gibraltarską Europa FC? Obowiązek, wiadomo – co to w ogóle za przeciwnik? Ogórki, kelnerzy, amatorzy. Stracić bramkę to wstyd i hańba.
Czyste konta z fińskim KuPS? Ta sama historia. Poziom rywala był, jaki był, więc chwalenie Legii za zachowanie czystego konta byłoby jak chwalenie więźnia, który wyszedł na przepustkę i nikogo nie zabił. Znowu – dać wcisnąć sztukę takiemu przeciwnikowi po prostu nie wypada.
Czyste konta z greckim Atromitosem? Okej, przed dwumeczem spodziewano się, że to będzie pierwsza poważna przeszkoda, rzucona pod nogi Legii na drodze do fazy grupowej Ligi Europy, tymczasem ta pierwsza poważna przeszkoda nie zrobiła kompletnie nic. Zero, null. Znów pojawiały się głosy, że przecież hej – to przeciwnicy byli słabi i ospali, a nie Legia tak skuteczna w powstrzymywaniu ataków.
Ale w końcu przyszło spotkanie z Rangersami. Tutaj przypadku nie ma już żadnego.
Widać było, że legioniści wiedzą, jak chcą bronić, mają na to siły i nie brakuje im konsekwencji. Lewczuk rozegrał koncertowe spotkanie, był zaporą nie do przejścia, Jędrzejczyk wziął na siebie sporo czarnej roboty – aż dwunastokrotnie brał udział w pojedynku powietrznym z rywalami – a boczni obrońcy, czyli Stolarski i Rocha, zagrali na swoim poziomie. I wystarczyło.
Widać, że Vuković zdołał coś solidnego w tyłach wypracować.
No to co, remis i awans Legii? Kurs w Etoto – 4,35!
– Bo Legia stwarza zagrożenie po stałych fragmentach.
– Naszym silnym punktem będą stałe fragmenty gry, już pokazaliśmy, że w powietrzu możemy mieć przewagę. W pierwszym meczu takich okazji było wiele, niewiele brakowało Arturowi Jędrzejczykowi czy Igorowi Lewczukowi. Może akurat teraz to wykorzystamy – mówił Cafu „Przeglądowi Sportowemu” przed rewanżem. I właśnie – te stałe fragmenty gry na trudnym terenie faktycznie mogą okazać się silną bronią warszawskiego zespołu. Wystarczy spojrzeć na pierwsze spotkanie, gdzie zagrożenie stwarzali wspomniani Lewczuk (aż trzykrotnie!) i Jędrzejczyk. Tym samym wydaje się, że solidną defensywa – a także aktywnością obrońców z przodu – będzie można zdziałać wiele. Legia robi spore postępy w tyłach, więc może czas, by – przy pomocy dośrodkowującego Gwilii – dorzucić coś ekstra? Czyli coś na wagę awansu.
– Bo Legia ma Gwilię…
… Który imponuje formą. Po rewanżu z Atromitosem pisaliśmy, że jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. Wtedy Gruzin zrobił Legii mecz. Pierwsza bramka? Przytomne dostrzeżenie i wystawienie piłki Pawłowi Stolarskiemu. Druga? Bardzo trudna sytuacja, a jednak – po nieco ekwilibrystycznym złożeniu się do uderzenia – zwieńczona golem. Poza tym spore zaangażowanie, duża jakość, jeszcze większy spokój, inteligentne wejścia w pierwszą linię i pewnie moglibyśmy dołożyć jeszcze kilka tego typu cukierkowych rzeczy, które nie byłyby żadną przesadą. A wręcz przeciwnie. Dodając do tego, że zaliczył asystę przy jedynej bramce z KuPS i strzelił zwycięskiego gola z Koroną, wychodził nam z tego obraz dobrego transferu.
I cóż – nawiązując do początku – faktycznie jest jeszcze lepiej. Asystował przy jedynej bramce z Zagłębiem, wszedł z ŁKS-em i walnie przyczynił się do zwycięstwa warszawskiego zespołu (asysta), a w międzyczasie zaliczył solidny mecz z Rangersami w Warszawie. Tak jak pisaliśmy w notach na gorąco – w pierwszej odsłonie trochę zawiódł. Mało było go w grze, a z jego stałych fragmentów nic nie wynikało. Po zmianie stron zdecydowanie się rozkręcił. W rozegraniu pojawiło się więcej jakości, zaś dośrodkowania stały się znacznie groźniejsze. Trzykrotnie po centrach Gruzina do sytuacji dochodził Lewczuk.
I oby tych celnych centr było dziś jeszcze więcej.
Jeżeli Legia zremisuje 1:1, to wywalczy awans. Kurs w Etoto na takie rozstrzygnięcie to aż 7,00!
Dlaczego Legia nie awansuje?
To można neutralizować, ale tego nie da się oszukać. Mówimy o mieszance sporych umiejętności z doświadczeniem i często ograniem na arenie międzynarodowej. Praktycznie w każdej formacji czyhają na Legię duże zagrożenia. Nie ma przypadku w tym, że co jak co, ale piłkarsko Szkoci w pierwszym meczu wyglądali lepiej, skoro posiadają w składzie kilku naprawdę solidnych zawodników. Bramkarza z ponad 50 występami w lidze angielskiej, w obronie kapitana, Jamesa Taverniera, o którym bezustannie pisze się w kontekście transferu do Premier League czy Jona Flanagana, wychowanka Liverpoolu z występami w tamtejszej lidze zarówno w barwach The Reds, jak i Burnley. Dalej chociażby Rangersi wypożyczyli z Liverpoolu Sheyiego Ojo, który odwdzięcza się w najlepszy możliwy sposób. Siedem meczów, cztery gole, trzy asysty. A z przodu… O tym za chwilę.
– Bo rywale mają ponadprzeciętny atak.
Tyle dobrego, że Legia wygląda solidnie w obronie, gdyż każdy błąd może skończyć się źle, względnie tragicznie. Rangersi mają dwie strzelby, każda nabita. Całe szczęście, że rzadko występują jednocześnie, bo chyba nie byłoby czego zbierać. Alfredo Morelos wyciągnięty z ligi fińskiej to dzisiaj najgroźniejszy piłkarz Rangersów, w ośmiu meczach nastukał dziewięć goli i trzy asysty, a równie efektywny był w ubiegłym sezonie, w którym uzbierał 41 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (30 goli, 11 asyst, tytuł króla strzelców z 18 trafieniami ligowymi). Pamiętamy jego sytuację w Warszawie – stanął oko w oko z Majeckim, ale świetnie wyszedł bramkarz, a i kąt był dość ostry. Poza tym, na szczęście, większego zagrożenia nie stworzył. Z ławki – tak jak w Warszawie – najczęściej wchodzi Jermain Defoe, legenda Tottenhamu, w tym sezonie już pięć goli, w tym dwa podczas meczu z St. Joseph’s, w którym zagrał 23 minuty.
Każdy z nich to jest potencjalne zagrożenie przez cały okres przebywania na murawie. Pisaliśmy przed meczem: – Morelos umie dryblować, uderzać z obu nóg, ma ten słynny instynkt, generalnie obejrzeliśmy na YouTube kilka kompilacji z jego golami z tego i ubiegłego sezonu i jesteśmy trochę przerażeni. Defoe oczywiście ma na karku 36 lat, ale tak jak w przypadku Davisa i McGregora – nie lekceważylibyśmy staruszków z uwagi na ich wiek. Bądź co bądź cała trójka utrzymywała się latami w najbardziej wymagających ligach świata. Gdyby wskazać tu jakieś punkty zaczepienia, to chyba południową grzałkę u Morelosa. Szesnaście żółtych kartek i trzy w kolorze czerwieni to dorobek imponujący nawet dla obrońcy, a on skompletował całość podczas 48 występów w roli napastnika. To wszystko TYLKO w ubiegłym sezonie.
Jeżeli chcesz poczytać więcej nie tylko o ataku Rangersów, ale i całej drużynie, to zapraszamy TUTAJ.
– Bo Legia musi atakować Kulenoviciem.
To znaczy musi… Nie chcemy setny raz streszczać sytuacji pomiędzy trójkątem Sandro Kulenović – Aleksandar Vuković – Carlitos, skoro o tym napisano już chyba wszystko. Niemniej: czy Kulenović grał ze względu na zimne stosunki Vukovicia z Carlitosem, czy chodziło o promocję, czy po prostu o pomysł trenera, fakty są takie, że Chorwat irytuje, a Vuković dalej upiera się przy swoim. I tu pojawia się problem, ponieważ Legia w Szkocji potrzebuje bramek, a na te ze strony młodego napastnika trudno liczyć, gdy patrzy się na jego postawę. Tak w całym sezonie, jak i przede wszystkim w pierwszym meczu z Rangersami. Pamiętamy jego dobre okazje, kiedy został zablokowany czy dostał świetną piłkę w pole karne, ale nie potrafił jej przyjąć. Cóż… Carlitos poleciał do Szkocji, Niezgoda sieknął dwie bramki z ŁKS-em, ale wybór pewnie znów padnie na Chorwata. A nuż to będzie ten moment, choć na to niestety trudno liczyć.
Dla odważnych – kurs na gola Sandro Kulenovicia w Etoto? 4,50!
– Bo Szkoci grają u siebie.
– Zarówno Parkhead Celticu, jak i Ibrox Rangersów, ale szczerze mówiąc, Ibrox nawet bardziej, mają w sobie coś magicznego. Ta magia polega na tym, że gospodarze dostają skrzydeł i potrafią pokonać znacznie silniejszego rywala. Piłkarze są dosłownie pchani przez kibiców do przodu – opowiadał w “Rzeczpospolitej” Maciej Żurawski i nie ma wątpliwości, że atmosfera będzie gorąca i tutaj ważna rola Aco Vukovicia, by sprawić, że żywiołowy doping szkockich kibiców nie przytłoczy warszawskiego zespołu. Do tego wiadomo – atut własnego boiska, na którym Rangersi nie przegrali od 12 marca i generalnie potykają się tam incydentalnie.
No, ale przecież Legii wystarczy tylko bramkowy remis!
Fot. FotoPyk