Wydawało się, że o sprawie Mariusza Złotka napisano już wszystko. Zjechaliśmy arbitra sami (KLIK), dość odważnie wypowiadał się Zbigniew Przesmycki (KLIK), tak więc można by zamknąć drzwi, a klucz wyrzucić do jeziora. I w sumie nie będziemy się już znęcać nad Złotkiem, ale jednak do tematu musimy wrócić, bo tak jak oszalał arbiter na boisku, tak oszaleli dziennikarze katowickiego „Sportu.” Wystawili sędziemu za mecz Rakowa z Lechem notę… dziewięć.
Krótkie pytanko: czy wam tam sufit nie spadł przypadkiem na łeb?
Przecież to tak, jakby pójść do teatru, zobaczyć nieprzygotowanych aktorów, scenografię uwaloną kawą, reżysera, który śpi pijany w kącie i wrócić do domu, by wysmażyć pozytywną recenzję. Bo przecież fajnie było. No, absurd kompletny, dlatego nie chciało nam się wierzyć, ale jednak mamy dowody na… Na sami nie wiemy co, ale kręci się to między głupotą a niekompetencją.
Z tego, co się orientujemy, w „Sporcie” nie obowiązuje skala 1-10 w formacie „Kickera”, czyli dziewiątka nie oznacza występu katastrofalnego, a jedynka nie świadczy o wielkiej klasie arbitra. Jest normalnie, po polsku. I tak sobie myślimy, że tak wysoka nota dla sędziego mogłaby być spowodowana znakomitym gwizdaniem, poprawnym ocenieniem każdej przebitki, niepopełnieniem żadnego znaczącego błędu, wykonaniem podwójnego Rittbergera i ugotowaniem jajecznicy.
Niestety, jak wiemy, Złotek przypalił jajecznicę, Rittbergera nie ustał i popełni wszelkie możliwe kuriozalne błędy. Jak miał dać karnego, to nie dał. Jak miał nie dawać, to dał. Jak powinien pokazać czerwoną kartkę, to pokazał żółtą. Baby z brodą brakowało w tym sędziowaniu.
A tu przychodzi dziennikarz „Sportu” i stwierdza, że dziewiątka będzie okej. Do głowy przychodzi nam tylko kilka wytłumaczeń:
– dziennikarz nie zna przepisów i sądzi, że piłkarz z pola może zagrywać ręką raz na jakiś czas, dla tego raz był karny, a raz nie,
– dziennikarz ma problemy ze wzrokiem i powinien zapewnić sobie okulary,
– dziennikarz cierpiał na grypę żołądkową i gdy Złotek popełniał błędy, był w kiblu,
– dziennikarz jest słaby z matmy i nie wie, że dziewięć jest większe od jeden,
– dziennikarz nie posiada kalendarza i myślał, że mamy sam początek kwietnie, a więc Prima Aprillis.
Oczywiście może to być też przypadek kliniczny i facet to dzisiaj jest przekonany, że Maradona poprawnie strzelił gola ręką, a na mundialu w Korei i Japonii nie było żadnych wałków. Cóż, tak czy tak, jakikolwiek proces myślowy zaszedł u tego pana, jesteśmy pod wrażeniem. Serio. To musiała być walka dobra ze złem w głowie, prawdziwe gwiezdne wojny, lasery, wybuchy, eksplozje.
Oglądalibyśmy. Uznać, że Złotek lepiej sędziował niż Gytkjaer czy Jevtić grali. 9/10 w skali fantastyki.