Jednak jesteśmy w domu, jednak wszystko się zgadza. Ekstraklasa nadal ma swoją niepowtarzalną logikę, będącą odwrotnością logiki prawdziwej. No przecież to było oczywiste, że mająca 13 punktów w pięciu meczach i jedną straconą bramkę Pogoń Szczecin potknie się u siebie z Wisłą Płock, która po czterech spotkaniach (ma jeszcze zaległe z Legią) zgromadziła punkcik i raz trafiła do siatki rywali. Tak po prawdzie, “Portowcy” ostatnimi czasy punktowali nawet lepiej niż grali, więc dziś zostali sprowadzeni na ziemię przez ekipę, którą mobilizował Radosław Sobolewski.
Wydatnie pomógł w tym gościom Kostas Triantafyllopoulos. Grecki stoper dotychczas pokazywał się z bardzo dobrej strony. Zdążył nawet strzelić gola na wagę zwycięstwa nad Wisłą Kraków i udzielić nam fajnego wywiadu, który macie do poczytania tutaj. Zaczynało się robić sielankowo, aż do teraz. W poniedziałkowy wieczór Grek wypadł fatalnie. To, co zrobił przy decydującej bramce, byłoby uznawane za ponadstandardowy kiks nawet w okręgówce. Miał prostą interwencję i odbił piłkę nogą, tyle że w przeciwnym do zamierzonego kierunku, dzięki czemu najlepszy na boisku Dominik Furman wyszedł przed Igora Łasickiego i mocnym strzałem wykorzystał sytuację sam na sam.
W końcówce Triantafyllopoulos zabrał się za atakowanie i z prawego skrzydła zagrał tak, że… “Nafciarze” mieli szansę na groźną kontrę. Ricardo Nunes sfaulował Giorgi Merebaszwilego, za co obejrzał drugą żółtą kartkę. Pretensje powinien jednak zgłaszać do kolegi z obrony, nie do sędziego. Pozyskanego z Atromitosu stopera od jedynki ratuje tylko udana ratunkowa interwencja z pierwszej połowy, kiedy na pełnym ryzyku wybił piłkę po podaniu Mateusza Szwocha. Gdyby tego nie zrobił, zupełnie niewidoczny Grzegorz Kuświk musiałby tylko dopełnić formalności.
Wymianę uprzejmości w obronie rozpoczął Michał Marcjanik, który spanikował przy wyprowadzeniu piłki, co dało wyrównanie Pogoni, bo Srdjan Spiridonović skorzystał z przytomnego zagrania Tomasa Podstawskiego. Marcjanik później się uspokoił, a przy odrobinie szczęścia mógłby nawet mieć asystę, ale wbiegający w pole karne Damian Rasak uderzył niecelnie. Mimo to Rasak może uznać mecz za udany. Świetnie napędził akcję na 1:0, jego atuty nie kończyły się na bieganiu i walce.
Przy bramce Ricardinho asystował Jakub Rzeźniczak, lecz tak po prawdzie, w defensywie miał duże problemy i może nie zabrzmi to ładnie, ale drużynie nie zaszkodziło jego przedwczesne zejście po dwudziestu minutach. Wprowadzony z ławki Cezary Stefańczyk prezentował się w tyłach znacznie stabilniej.
Pogoni zabrakło jakości ofensywnej. Znów niewiele dawał Marcin Listkowski. Adam Buksa też kolejny raz wypadł niemrawo, a jak już dostał świetne dośrodkowanie od Ricardo Nunesa, nieznacznie chybił. Sebastian Kowalczyk starał się, szarpał, ale nic ciekawszego nie wyczarował. Bardzo mocny początek miał Srdjan Spiridonović, tyle że pary wystarczyło mu na 45 minut. Rezerwowy Iker Guarrotxena zmarnował natomiast idealną sytuację, którą wypracował mu inny zmiennik, 15-letni Kacper Kozłowski. On dał bardzo ciekawą zmianę, są widoki na przyszłość.
W Wiśle też nie wszyscy mogą być zadowoleni ze swojej postawy. Kuświk zaliczył anonimowy występ, a pomijając samą końcówkę, katastrofalnie w ofensywie prezentował się Giorgi Merbaszwili, wszystko robiący źle. Dopiero na sam koniec to na nim była druga żółta kartka dla Nunensa, zaś w ostatniej akcji wypracował bardzo dobrą szansę Mateuszowi Szwochowi, któremu czegoś więcej niż zaangażowania również brakowało. W doliczonym czasie jeszcze lepszą sytuację od Szwocha zmarnował debiutujący w nowych barwach Maciej Ambrosiewicz, który mógł ukoronować swoje całkiem obiecujące wejście.
Koniec końców Pogoń została sprowadzona na ziemię, Wisła Płock odbiła się od dna. Liga będzie ciekawsza.
Fot. newspix.pl