Reklama

Szaleństwo we Florencji. Piękny mecz popsuty błędami arbitra

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

24 sierpnia 2019, 23:57 • 6 min czytania 0 komentarzy

W tym meczu było po prostu wszystko. Grad goli, dramatyczne zwroty akcji, iskrzące napięcie między zawodnikami, efektowne zagrania i fatalne błędy. Starcie Fiorentiny z Napoli to mecz, który ludzie odpowiedzialni za promocję włoskiej piłki w świecie mogliby pokazywać zamiast spotów reklamowych albo jakichś efektownych kompilacji z cyklu „The best of”. Całe to spotkanie to jedna, wielka kompilacja niesamowitych zdarzeń i przepyszny smakołyk, który dodatkowo rozbudza apetyty kibiców na starcie kolejnego sezonu Serie A. Skąd zatem tryb przypuszczający? Cóż, trzeba włożyć sporą łyżkę dziegciu do tej beczki pełnej miodu. Pod stwierdzeniem „w tym meczu było wszystko” kryją się również – niestety – fatalne błędy arbitrów. Na głównym poczynając, na VAR-owcach kończąc.

Szaleństwo we Florencji. Piękny mecz popsuty błędami arbitra

Nie ma co przebierać w słowach – sędziowie po prostu spieprzyli ten mecz. Położyli go na całej linii, skompromitowali się, wygłupili. Wypaczyli wynik. Takiego stężenia żałosnych pomyłek w dobie wideoweryfikacji po prostu nie można popełniać. Wstyd, hańba, żenada, nie wracajcie do domu.

Zanim jednak szerzej o tym spotkaniu, zacząć wypada od inauguracji rozgrywek. Na Stadio Ennio Tardini miejscowa Parma zmierzyła się z Juventusem. Ten mecz akurat trudno opisywać jako szczególnie porywający. Obrońcy tytułu udanie zadebiutowali w lidze pod batutą Maurizio Sarriego (cierpiącego z powodu zapalenia płuc szkoleniowca nie było na stadionie), wygrali na wyjeździe 1:0 po golu nieśmiertelnego Giorgio Chielliniego. Ale – nie oszukujmy się – tak skromny triumf to nie jest w przypadku „Starej Damy” powód do przesadnych zachwytów. Żeby dobrze to zobrazować, warto rzucić okiem nie na wyjściową jedenastkę obrońców tytułu, ale ich ławkę rezerwowych. Mecz z Parmą na rezerwie zaczęli między innymi: Bentancur, Bernardeschi, Buffon, Can, Cuadrado, de Ligt, Dybala, Mandżukić i Rabiot. Przecież to jest jakiś kosmos. Juve naprawdę ma w garści wszelkie argumenty, by znów zdominować Serie A od pierwszej, do ostatniej kolejki.

Rodzi się tylko pytanie – w jakim stylu? Bo ten, jaki podopieczni Massimiliano Allegrego prezentowali w poprzednich rozgrywkach był, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt porywający. I Sarri chyba na razie nie zdołał pod tym względem za wiele zmienić. Zwycięstwo po stałym fragmencie gry i błędzie bramkarza drużyny przeciwnej to nie jest jeszcze nowa jakość turyńskiej ekipie.

Reklama

Sarri podjął na starcie ligowych zmagań kilka ważnych wyborów personalnych. Oczywiście trudno powiedzieć, czy to już jest ta słynna żelazna jedenastka, której znany miłośnik nikotyny i znany przeciwnik rotowania składem będzie się trzymał przez najbliższe miesiące. Nie można tego wykluczyć. Miejsce na prawej obronie wywalczył sobie na ten moment Mattia De Sciglio, środek defensywy formują wciąż Bonucci z Chiellinim, w środkowej strefie cały czas karnet na miejsce w wyjściowej jedenastce nie skończył się Samiemu Khedirze.

I – co chyba najbardziej zdumiewające – na szpicy zagrał Gonzalo Higuain, w swoim czasie już w Turynie przekreślony. Ale przybycie do klubu Sarriego to dla Argentyńczyka nowe otwarcie. Włoski manager nie zaufał na razie nowym nabytkom klubu, choć wiele się mówiło o tym, że choćby Adrien Rabiot ma stanowić odtrutkę na niezbyt kreatywną grę Juventusu w środku pola.

Na razie w turyńskiej drużynie nie wszystko hula jak należy, aczkolwiek – ogólnie rzecz ujmując – zalążek słynnego „Sarri-ball” już widać. Przed turyńczykami jeszcze sporo pracy, wiele elementów rozegrania piłki trzeba doszlifować, wyrobić w zespole automatyzmy, których na razie nie ma, co kończy się często nieporozumieniami, głupimi stratami albo kiepskimi rozwiązaniami akcji. Niemniej – już teraz czuć, że w startującym właśnie sezonie „Stara Dama” będzie chciała trochę częściej porywać kibiców i grać nie tylko skutecznie, lecz również ładnie dla oka. Świetnie odnajduje się w tym stylu Cristiano Ronaldo. Portugalczyk gola nie zdobył (jednego odebrał mu VAR), ale sytuacji miał mnóstwo, był cały czas pod grą, nabuzowany pozytywną energią. Trzeba go wciąż traktować jako głównego kandydata do tytułu Capocannoniere.

Wojciech Szczęsny nie miał dziś wiele do roboty, ale  co trzeba – wyciągnął.

Parma 0:1 Juventus

G. Chiellini 21′

Reklama

No i wreszcie danie główne dzisiejszego wieczoru, czyli starcie Fiorentiny z Napoli. Ekipa z Florencji to na starcie rozgrywek jedna, wielka zagadka. Vincenzo Montella w roli trenera budzi spore wątpliwości, do tego dochodzi kwestia nowego właściciela i zawirowania transferowe wokół niektórych zawodników. Słowem – nie do końca wiadomo, czego się po Violi w tym sezonie spodziewać. Mówimy wszak o klubie, którego ambicją są występy w europejskich pucharach, a który jednocześnie czego na ligowe zwycięstwo od lutego, a w całym 2019 roku wygrał dwa mecze w Serie A.

W Napoli sytuacja jest stabilniejsza. Praktycznie żaden z hitów transferowych, jakie neapolitańczycy chcieli dopiąć tego lata nie doszedł do skutku, a więc klub utrzymał się po prostu na tym samym, bardzo dobrym poziomie, na którym znajdował się w poprzednim sezonie.

Jednak dzisiejsza potyczka omawianych klubów daleka była od stabilności. Emocje zaczęły się już na samym starcie spotkania, bo obie strony od pierwszego gwizdka arbitra udowadniały swoją boiskową postawą, że mają ochotę na inaugurację rozgrywek zgarnąć trzy punkty i nie ma tu miejsca na rozpoznawanie przeciwnika, grę na przeczekanie czy jakąkolwiek inną formę kunktatorstwa. Już po dziewięciu minutach na prowadzenie wyszli gospodarze – rzut karny po zagraniu ręką Piotra Zielińskiego wykorzystał Erick Pulgar. Jedenastka z gatunku bardzo, ale to bardzo wątpliwych.

Okazało się, że scenariusz tego meczu był pisany metodą stosowaną przez Alfreda Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, potem napięcie zaczyna stopniowo rosnąć. Podenerwowani podopieczni Carlo Ancelottiego (swoją drogą – Carletto też był nieźle nabuzowany w starciu ze swoim byłym klubem, dokazywał przy linii bocznej jak szalony) jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie 2:1, by tuż po wznowieniu gry znowu je stracić i… znowu objąć. Czyste szaleństwo. Ofensywa Neapolu spisywała się naprawdę fenomenalnie, rozkręcił się także Piotr Zieliński, ale piłkarze Fiorentiny również nie zasypiali gruszek w popiele i utrzymywali tempo proponowane przez gości. Niestety – swój żałosny popis nieudolności kontynuowali sędziowie.

Karny za „faul” na Mertensie (1:55) to grubymi nićmi szyty skandal.

Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 3:4. Wprawdzie Kevin-Prince Boateng kolejny raz wyrównał stan rywalizacji w 65. minucie, ale już dwie minuty później goście ukąsili po raz czwarty. W doliczonym czasie gry Fiorentina miała jeszcze okazję, by znowu dopędzić przeciwników, lecz sędzia i jego współpracownicy przy monitorach nie dopatrzyli się ewidentnego faulu na Francku Riberym, za który można było nawet podyktować rzut karny.

Krótko mówiąc – genialny mecz, ale i tak będzie się po nim mówiło przede wszystkim o sędziowskiej nieudolności.

Jeżeli chodzi o biało-czerwone akcenty – Zieliński sprokurował karnego, fakt, ale potem miał olbrzymi wpływ na tempo gry Napoli i brał udział przy bramkowych akcjach, a zatem swój błąd (o ile można tak określić sytuację, po której arbiter wskazał na wapno) Polak zamazał i to z nawiązką. Arkadiusz Milik wciąż ma kłopoty zdrowotne, natomiast Bartłomiej Drągowski – pomimo czwórki w plecy – nie może mieć sobie wiele do zarzucenia. Choć przy strzałach Callejona i Mertensa rodziła się jednak w głowie wątpliwość, czy nie dało się tego wybronić, to powtórki pokazują wyraźnie, iż uderzenia były piekielnie trudne i precyzyjne.

Fiorentina 3:4 Napoli

E. Pulgar 9′, N. Milenković 52′, K. Boateng 65′ – D. Mertens 38′, L. Insigne 43′ 67′, J. Callejon 56′

69468908_463135757751016_6628543424440041472_n

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...