W każdym sezonie wiele razy zdarza się, że ktoś gra przeciwko byłemu klubowi, w którym mile go wspominają. Raczej prędzej niż później pada wtedy komunał w stylu “przed meczem na pewno pogadamy, ale na boisku sentymentów nie będzie”. Typowa gadka na odczepnego, mdła jak przeterminowane szproty w oleju. Gdyby jednak dziś Jesus Imaz uderzył w te tony, w jego ustach akurat wybrzmiałoby to jednak bardzo przekonująco.
Hiszpan z zimną krwią trzy razy trafiał do siatki swoich niedawnych kolegów, zaliczając jeden z najlepszych występów w karierze. Same strzały niby miał dość proste, ale znamy zawodników, którzy każdą z tych sytuacji mogliby zmarnować, zwłaszcza tę na 2:0, gdy trzeba było dobrze trafić w piłkę na wślizgu po centrze Martina Kostala. Słowak też zimą zamienił Kraków na Białystok i jak na razie okropnie rozczarowywał. W piątkowy wieczór również szału nie robił, ale w tym jednym przypadku wszystko wykonał idealnie, jest asysta na koncie.
Dla Imaza wyrazy uznania tym większe, że nim zapakował na 3:1, miał duży udział w samej akcji. Martin Pospisil efektownie pograł na klepkę najpierw z Tarasem Romanczukiem, później z Hiszpanem, a po jego podaniu omal samobója nie ustrzelił Lukas Klemenz. Michał Buchalik go od tego uratował, ale Imaza już nie mógł zatrzymać.
Kluczem do zwycięstwa – poza ustawionym tym razem w ataku przybyszem z Półwyspu Iberyjskiego – była właśnie postawa środkowych pomocników. Pospisil i Romanczuk świetnie grali w odbiorze. Ich agresywny pressing wiele razy się opłacił, nie przez przypadek mieli znaczący udział przy golach. To właśnie Pospisil zabrał piłkę gubiącemu się Davidowi Niepsujowi, dzięki czemu wracający do łask po zsyłce w rezerwach Marko Poletanović natychmiast dograł Imazowi na sam na sam. Niepsuj chwilę wcześniej stracił piłkę w podobny sposób i nie wyciągnął żadnych wniosków. Przy dwóch pozostałych golach również wszystko poszło jego stroną. Facet szybko sprowadził swoich kibiców na ziemię po udanym występie z ŁKS-em.
Przeciwko łodzianom fajnie wypadł także Jean Carlos, dziś notował mnóstwo groźnych strat, czasami w amatorski wręcz sposób. Niewiele lepszy, o dziwo, był Vukan Savicević, który tradycyjnie musiał coś sprokurować pod swoją bramką, ale przeważnie z nawiązką rekompensował to jakością w ofensywie. W Białymstoku niewiele mu wychodziło, mimo że to właśnie po jego podaniu i rykoszecie Paweł Brożek strzelił gola kontaktowego.
No właśnie, to prawdopodobnie będzie największa kontrowersja tej kolejki, mimo że dopiero się zaczęła. Czy Tomasz Kwiatkowski słusznie uznał bramkę Brożka, gdy chwilę wcześniej piłka odbiła się od ręki Niepsuja? Z jednej strony obrońca Wisły nie mógł nic zrobić, żeby w rękę nie dostać. Z drugiej, w myśl nowych przepisów nawet przypadkowe zagrania tą kończyną mogą przyczynić się do użycia gwizdka, o ile “winowajca” w następstwie tego wydarzenia strzeli gola lub stworzy w ten sposób realną szansę na gola dla kolegów. Ostatecznie Kwiatkowski i obsługujący VAR Szymon Marciniak uznali, że podanie Niepsuja nie stworzyło realnej szansy na gola i dopiero późniejsze zagrania takimi były.
Koniec końców ta sytuacja wielkiego wpływu na wynik nie miała. Wygrała drużyna lepsza, która na trzy punkty zasłużyła. W Wiśle mogą się pocieszać, że 16-letni Aleksander Buksa z tygodnia na tydzień coraz więcej daje zespołowi. Z ŁKS-em jeszcze się nie udało z golem, był słupek, za to teraz młokos pokazał wielki spokój i klasę. W zamieszaniu po wypuszczonym przez Damiana Węglarza uderzeniu Krzysztofa Drzazgi balansem ciała zwiódł Jakuba Wójcickiego i obracając się pięknie wcelował pod poprzeczkę. Zawstydził Bartosza Bidę, dziś zdecydowanie najsłabszy punkt w ekipie gospodarzy. Nie zwalniaj tempa, chłopaku!
Jagiellonia pozostaje na podium PKO Bank Polski Ekstraklasy. Wisła u siebie punktuje. Na wyjazdach? Cóż, zaczyna być z tym problem.
Fot. NewsPix.pl