Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2019, 18:11 • 8 min czytania 0 komentarzy

Kiedyś słyszałem anegdotę o niemieckiej piosence “Theo, wir fahr nach Lodz”. Utwór w pierwotnej wersji opowiadał o tęsknocie podmiejskiej ludności do wszystkich uroków i barw życia w mieście Łodzi. Z czasem zaś coraz mocniej tracił twarde związki z rzeczywistością i stał się po prostu westchnieniem do mitycznego Lodz, idealnego miejsca, którego ludzie śpiewający tę pieśń w ogóle na oczy nie widzieli. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Zastanawiałem się wielokrotnie, jak dla Niemców wypadłaby konfrontacja tej “Lodz” z moją kochaną Łodzią i wielokrotnie też przyłapywałem się na tym, że w podobny sposób traktuję Chorwację.

Nigdy nie byłem, nigdy nie widziałem, nawet nie rozmawiałem za długo z Chorwatami, a jednak, wydaje się, że plaże tam piękniejsze, napoje zimniejsze, piłka bardziej ofensywna a trawa oczywiście najzieleńsza w całej Europie. Im dłużej jednak zastanawiam się nad stanem ich futbolu, tym mocniej zastanawiam się: zazdroszczę? Czy jednak trochę współczuję?

***

Dzisiaj Dinamo Zagrzeb zmierzy się z norweskim Rosenborgiem w pierwszej odsłonie walki o miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Oczywiście – jak co roku – Dinamo łączy tę batalię z dobrymi występami na lokalnych boiskach, gdzie po pięciu kolejkach zajmuje pierwsze miejsce z dorobkiem 13 punktów. W przerwach pomiędzy udanymi meczami w drodze po fazę grupową europejskich pucharów i zwycięstwami ligowymi, Purgeri przeliczają, ile sezonów dobrobytu zapewni im przelew za transfer Daniego Olmo.

Reklama

W teorii? Czysta zazdrość, ale w praktyce jest w tym wszystkim też melancholijne współczucie dla Chorwatów.

Zacznijmy może jednak od zazdrości, bo jednak 4-milionowy naród z wicemistrzostwem świata oraz drużyną regularnie ocierającą się o fazę grupową Ligi Mistrzów to trochę inne realia, niż 40-milionowy naród drżący przed dwumeczem z mistrzem Łotwy. Przede wszystkim: kasa. Nie ma co się oszukiwać, Dinamo Zagrzeb to już zupełnie inna półka finansowa i wcale nie świadczą o tym transfery Emira Dilavera czy Damiana Kądziora, ale sposób utrzymywania gwiazd. Ivan Sunjić poszedł w tym okienku za 8 milionów euro, to chłopak z rocznika 1996, w Dinamie tak naprawdę zagrał jeden sezon, wcześniej stanowił o sile filialnej Lokomotivy. U nas piłkarze młodsi (a więc drożsi) idą w cenach, które nawet w przypadku największych talentów nie przekraczają 6-7 baniek. Jak Dinamo sprzedaje naprawdę młodych gości – jak choćby Benkovicia rok temu – to kasuje od razu 15 milionów.

Wygrana Dinama i over 2,5? Zagraj w ETOTO, kurs 2,40! 

W ogóle spojrzenie na ich okienko w ubiegłym sezonie dla niektórych rodzimych prezesów byłoby jak wizyta w Disneylandzie. Benković za piętnastaka, Corić i Sosa za sześć, łącznie w jeden sezon 35 milionów przychodów z tytułu transferów. Przykuwa jednak uwagę, że ta kasa wreszcie nie wydaje się przejadana – gigantyczne wpływy do budżetu można było przeznaczyć choćby na nieprawdopodobną w polskich warunkach ofertę dla Daniego Olmo. Wybaczcie, że tak co drugi tydzień się do niego odwołuję, ale gość mi robi grę w West Hamie na konsoli, niewielu piłkarzy obserwuję częściej. Zupełnie serio – to naprawdę kozak, nie tylko w Fifie. Ilekroć mam okazję go oglądać czy to na skrótach, czy w pełnym wymiarze, jak podczas meczów hiszpańskiej młodzieżówki, nie mogę się nadziwić, że jeszcze nikt go nie wyjął. Potem jednak sobie przypominam, ile pieniędzy ma na kontach bankowych Dinamo i sufity przestają istnieć. Oczywiście, Olmo pewnie i tak niedługo wyfrunie, ale wiele wskazuje na to, że Dinamo pobije rekord transferowy, a zanim to się stanie – Hiszpan jeszcze zdąży wprowadzić klub do Ligi Mistrzów.

To sprawia niemal fizyczny ból – myślisz sobie o tych wszystkich wychowankach pogonionych za gruby szmal, a następnie o tym, że ten gruby szmal służy utrzymywaniu kolejnych piłkarzy w grupie. Od razu leci cały wodospad skojarzeń – a gdyby tak Lech Poznań miał dość pieniędzy, by utrzymać w składzie Kędziorę, Kownackiego czy Linettego jeszcze o jeden sezon dłużej? Chociaż o pół roku? By przedłużyć z nimi kontrakt z klauzulą odstępnego na poziomie, który wymusiłby na Włochach czy Ukraińcach szersze otwarcie portfeli?

Ale wróćmy do tej zazdrości.

Reklama

Mecze ostatniej rundy eliminacji LM możesz obstawić w ETOTO

Zrzut ekranu 2019-08-21 o 14.21.27

Klub Bjelicy i Kądziora w Europie poczyna sobie całkiem nieźle od lat. W ubiegłym roku zaczęli wprawdzie od gigantycznego rozczarowania jakim był brak awansu do Ligi Mistrzów, ale potem zaliczyli długi lot w Lidze Europy, zakończony dopiero po dogrywce 1/8 finału przeciw Benfice Lizbona. Kto dokładnie śledzi rankingi współczynników, ten wie, jaką robotę stolica wykonuje dla całej Chorwacji. W sezonie 2018/19 ich współczynnik sięgnął wartości 5,750 – dzięki zwycięstwie w pierwszym meczu nad Portugalczykami, Dinamo zdobyło piąte miejsce pucharowe dla swojego państwa. W przyszłym sezonie Chorwacja nie tylko wystawi dwie drużyny do eliminacji Ligi Mistrzów, ale też utrzyma trzy w walce o Ligę Europy. To zrobiłoby gigantyczne wrażenie nawet i u nas, gdzie liga liczy 16 zespołów, a coraz bardziej profesjonalne zaplecze Ekstraklasy też jest napchane zasłużonymi klubami.

A jak to poczytywać w Chorwacji? W lidze z 10 zespołami, z której spada tylko jeden, a ogólnie klubów z ambicjami jest tak niewiele, że w najwyższej lidze coraz dzielniej radzi sobie wspomniana nieoficjalna filia Dinama? Zazdrość, gigantyczna zazdrość, gdy patrzę na taki Inter Zapresić. Może i ma na koncie dwa punkty w 5 kolejkach, może i będzie bił się o utrzymanie, ale kiedy matematycznie niemożliwe stanie się zajęcie piątego miejsca? A dopóki będzie możliwe – dumny lud Zapresicia może marzyć o przygodzie w Lidze Europy.

Oczywiście nie można zapomnieć o tym, że samo Dinamo też naklepało sobie tych punktów do wszelkich rankingów i w losowaniach przez najbliższe pięć lat będzie miało komfort jak Legia po Lidze Mistrzów.

Mógłbym jeszcze wymieniać, że Zagrzeb ma akademię budowaną przez lata, że ma boisk pod korek, że pogoda ładniejsza, graffiti Hajduka bardziej estetyczne, a pomarańczowe dachówki Dalmacji bardziej pomarańczowe niż te z Gdańska. To wszystko smutna prawda i lata polskich zaniedbań, które klub po klubie zaczynają być eliminowane. Ale przy tej całej słodyczy, jest coś, co sprawia, że jednak trochę Chorwatom współczuję.

Ba, zauważają to sami Chorwaci. Alex Holiga, dziennikarz sportowy jednej z chorwackich gazet, opowiadał na Betting Circle: dominacja Dinamo źle wpływa na nasz futbol.

W milionie tekstów omawiałem, że to zasługa dość patologicznych związków włodarzy Dinama z krajowym związkiem i lokalnymi misiami. Historie o rodzinie Mamiciów i ich występkach omawialiśmy na Weszło od lat. Problem polega na tym, że Mamiciowie wypadli z gry, a futbol wcale nie ozdrowiał. Inaczej: dominacja, która narodziła się na nie do końca czystych zasadach, dziś jest już w pełni legalnie i transparentnie utrwalana.

Sędziowie już nie kręcą, trenerzy młodzieżówek nie powołują zawodników z list przygotowanych przez menedżerów, przestaje też obowiązywać zasada jasna dla wszystkich chorwackich piłkarzy w latach panowania Mamicia: albo zrobisz karierę przez Dinamo Zagrzeb, albo jej po prostu nie zrobisz. Chorwacki futbol znormalniał, czego zresztą namacalnym dowodem było mistrzostwo Rijeki, które przerwało kilkanaście lat nieprzerwanych rządów stolicy. Przewaga wynikająca z wpływów i zakulisowych działań została jednak płynnie zastąpiona przez przewagę finansową. Jeszcze raz Holiga:

Pieniądze z praw telewizyjnych są bardzo niewielkie, frekwencja, poza Hajdukiem, niewielka, albo również bardzo niewielka. Nie ma za wiele pieniędzy z umów sponsorskich, sprzedaży klubowych pamiątek i innych tego typu rzeczy. Hajduk jest jedynym klubem, który ma zauważalne wpływy z takich źródeł. Dinamo z kolei wydaje 50 milionów euro rocznie. Hajduk, który mimo braku sukcesów w Europie zdołał zażegnać widmo bankructwa, teraz jest w stanie zarabiać 20 milionów euro, razem z transferami z klubu. (…) Inne kluby są szczęśliwe, gdy udaje im się utrzymywać na wodzie i nie tonąć. Co roku przynajmniej jeden klub upada i zlatuje od razu do trzeciej ligi, bo nie jest w stanie opłacić swoich zawodników.

50 milionów wydawane przez Dinamo kontra 20 milionów zarabiane przez Hajduk razem z transferami. To nie jest przepaść, to jest inna strefa klimatyczna, to jest zestawienie amerykańskiej armii i kilku partyzantów z jednym karabinem na trzech. To jest liga, w której o mistrzostwo powinny walczyć rezerwy Dinama, co zresztą w sumie może się wkrótce wydarzyć – już teraz Nenad Bjelica może komfortowo oszczędzać największe gwiazdy bez straty punktów na ligowym gruncie.

Wbrew pozorom w Europie jeszcze nie jest tak źle. Tak, Hajduk odpadł w tym sezonie z zespołem z Malty, ale w sezonie 2017/18 Osijek wyeliminował PSV Eindhoven a Hajduk Broendby. Ta walka na europejskich arenach nie wygląda tak, że poza Hajdukiem reszta przegrywa wszystko, co ma do przegrania. Cóż jednak z tych wakacyjnych występów w eliminacjach Ligi Europy, jeśli pozostałe 10 miesięcy w sezonie rywalizacja toczy się o wicemistrzostwo?

Holiga, już ostatni raz.

Sukcesy Dinama w Europie to najważniejszy czynnik tworzący dysproporcje, ponieważ ich budżet jest wyższy niż zsumowane budżety pozostałych klubów. To zabija rywalizację w lidze o wiele skuteczniej niż wcześniejsze kontakty władz Dinama z sędziami, federacją i tak dalej. To błędne koło, wygrywanie ligi zwiększa ich szansę na zarabianie w Europie oraz sprzedaż piłkarzy, co z kolei powiększa ich szansę na zdobycie kolejnego tytułu. 

Mistrzem Polski jest Piast Gliwice, liderem Śląsk Wrocław, o mistrzostwie może marzyć właściwie każdy, od Szczecina po Białystok. Na mecz z Legią, która była najbliżej roli polskiego Dinama Zagrzeb, idziesz zawsze z nadzieją, a nie pewnością, że zostaniesz zjedzony. Oczywiście zgadzam się z tym, że siedzimy po uszy w bagnie, a kto próbuje się z niego choć odrobinkę wychylić czy to finansowo (Legia), szkoleniowo (Lech) czy pod względem filozofii gry (Miedź) bardzo szybko dostaje wiosłem przez łeb. Dziś jednak, już jako kibic zespołu ekstraklasowego, widzę w pełni, że chorwacki monopol niszczy radość z oglądania meczów.

Być może chorwackie rozwiązania są lepsze dla biznesu, dla poziomu gry, dla rozwijania talentów. Zabierają jednak w zamian coś, co jest przecież podstawą futbolu.

Frajdę z gry. Bo i co to za frajda, jeśli zwycięzca znany jest już w piątej kolejce sezonu?

SKORZYSTAJ ZE ŚWIETNEJ OFERTY POWITALNEJ ETOTO – ZAMIEŃ 100 ZŁOTYCH NA 300 ZŁOTYCH! 

etoto

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...