Miał podbić piłkarski świat. Miał – według niektórych – przełamać duopol Messiego i Ronaldo. A jednak do trzydziestki Mario Balotelli będzie dobijał w Brescii, która może znajduje się w sercu każdego Polaka dzięki Markowi Koźmińskiemu, ale która jest klubem dla calcio prowincjonalnym.
Mario to wzorowy przykład kariery, w której wzloty przeplatały się z upadkami. Których było więcej?
***
WZLOT: Z SERIE C DO LA MASII
Wonderkid. Superdzieciak. Pele, Maradona i Andrzej Buncol w jednym. Tak zapowiadał się Mario Balotelli, który nie mając ukończonych szesnastu lat debiutował w Serie C, grając dla Lumezzane w meczu z Padovą (po drugiej stronie słynny Lewandowski z San Marino – Andy Selva).
Balotelli był tak obiecujący, że w 2006 trafił na testy do Barcelony. Balo, wówczas tytan pracy, czysty pasjonat piłki, nieustannie chciał trenować. Gdy nie trenował, godzinami studiował akcje wybitnych zawodników: Van Bastena, Platiniego, Ronaldo, Maradony. Potem szedł i próbował zrobić to samo, co zobaczył u nich.
Powiedzmy sobie szczerze: coś z tych filmów na pewno w nim zostało. Balo można było wiele zarzucić, ale nigdy braku tego elementu geniuszu, objawiającego się sporadycznie, ale jednak obecnego. Być może jego historia zadaje kłam temu, że tej klasy błyskotliwości boiskowej nie można się nauczyć.
Balo nie został w Barcelonie tylko z przyczyn regulaminowych. Grał rewelacyjnie, ale miał już wówczas agenta i strony się nie dogadały.
***
WZLOT: INTER MANCINIEGO
Nie był jeszcze pełnoletni, a już rozrywał defensywy w Serie A i dodawał cegiełkę do tytułu Nerazzurri. Italia usłyszała o nim, gdy jako siedemnastolatek pognębił Juve dwiema bramkami.
Nastoletni Balo doskonale finiszował w swoim pierwszym seniorskim sezonie, choć jeszcze zdarzyło mu się wówczas… wystąpić w Primaverze.
Jesienią 2008 został najmłodszym w historii Interu strzelcem bramki w Lidze Mistrzów. W Serie A rozpychał się łokciami coraz wyraźniej – świat był u jego stóp. Ani trochę na wyrost nie były przewidywania, że kiedyś może rządzić światową piłką.
***
ZJAZD: INTER MOURINHO
Jedna z najzabawniejszych współprac w historii futbolu. Oto Mourinho, facet, który wówczas miał opinię twardego gościa, ale też takiego, który potrafi dotrzeć do zawodników, a z drugiej strony krnąbrny supertalent. Na tyle krnąbrny, że obijający się na treningach – gdzie ten ogień z czasów Lumezzano? – trenujący mniej niż Figo czy Zanetti.
Mourinho powiedział kiedyś, że mógłby napisać książkę o współpracy z Balo, a byłaby to pierwszorzędna komedia. Opowiadał choćby tak:
– Pojechaliśmy do Kazania na mecz Ligi Mistrzów. Kontuzjowani byli wszyscy moi napastnicy. Nie mogłem skorzystać ani z Milito, ani z Eto’o. Naprawdę miałem problem, więc postawiłem na Mario. Obejrzał żółtą kartkę w pierwszej połowie i w przerwie cały kwadrans poświęciłem jemu: „Mario nie mogę cię zmienić, nie mogę dokonać zmiany. Nie mam żadnego napastnika na ławce. Nie dotykaj nikogo. Graj tylko z piłką przy nodze. Kiedy ją stracisz, nie reaguj. Jeżeli ktoś cię sprowokuje, nie reaguj, jeśli sędzia popełni błąd, nie reaguj. Mario, proszę!” . Potakiwał. Zgodził się. Rozpoczęła się druga połowa, upłynęło 60 sekund i Balotelli obejrzał czerwoną kartkę.
To bardzo wymowne, że w historycznym dla Interu sezonie, sezonie potrójnej korony, Balo, jeszcze przed chwilą największa nadzieja klubu, symbol szans na powrót Nerazzurrich do wielkości, stał się w istocie zbędny. Nie zagrał ani w półfinałowym rewanżu, ani w finale.
***
WZLOT: WHY ALWAYS ME?
Wymarzony kierunek. Po pierwsze, najważniejsze, City prowadził wtedy Mancini, ten sam, pod którym Balo tak owocnie wchodził w Interze do piłki. Po drugie, City miało wszystkie pieniądze świata, ambicje by zdobywać szczyty, ale wciąż jeszcze nie sięgnęło po największe triumfy – mógł rosnąć razem z nimi. Po trzecie, odcinał się od zgiełku Italii.
Oczywiście w Anglii szybko tabloidy wzięły go na cel, a on dawał im powody. Ledwie kilka dni po wylądowaniu w Manchesterze sprokurował wypadek samochodowy. Innym razem urządził na treningu „zabawę”, podczas której celował rzutkami w jednego z młodszych kolegów.
Ale to on w grudniu 2010 zgarnął nagrodę Golden Boy dla najlepszego młodzieżowca Europy, wyprzedzając Jacka Wilshere’a. Zapytany co sądzi o Wilsherze, powiedział, że nie wie kto to.
Niemniej boiskowo w dwóch pierwszych latach było dobrze. Oczywiście nie zawsze, oczywiście wciąż bywał chimeryczny, ale drugi sezon to kilkanaście bramek, demolka Manchesteru United 6:1, dwa jego gole, a potem koszulka „Why Always Me?”, która obiegła świat. Mówcie co chcecie, takie rzeczy też są istotne, też budują markę zawodnika w dzisiejszych czasach, a tamta cieszynka to dziś historia Premier League.
Balotelli łapał w tamtym sezonie czerwone kartki jak szalony, kłócił się z kolegami o wykonywanie rzutów wolnych, Mancini raz powiedział, że zastanawiał się nad zdjęciem Balo raptem pięć minut po posłaniu go na boisko. Ale ostatecznie plusów było więcej niż minusów, w tym asysta przy jednej z najsłynniejszych akcji w histori Premier League, a więc bramce Aguero, która zdecydowała o pierwszym od ładnych kilku dekad tytule Manchesteru City.
***
WZLOT: EURO 2012
Polska źle się Balotellemu na pewno nie kojarzy – to nam strzelił swojego pierwszego reprezentacyjnego gola, to również Euro 2012 jest jego szczytem w barwach Squadra Azzurra. Było jak zwykle, czyli z gorszymi chwilami, bo początek miał słaby, ale to jego gol dobił Irlandczyków w ostatnim meczu grupowym, to on pewnie strzelił karnego Anglikom w serii jedenastek, by wreszcie dać koncert nad koncerty z faworyzowanymi Niemcami, odprawiając ich z kwitkiem. Dwa gole, genialny występ, tak samo jak genialna, chyba jeszcze słynniejsza od „Why Always Me?” cieszynka.
***
ZJAZD: SYN MARNOTRAWNY
Jeśli nawet jego przybrany ojciec, Mancini, nie mógł go znieść, to było jasne, że nie dzieje się dobrze. Włoch, przed chwilą w całkowitej opozycji do tego, co o Mario mówił Mourinho, nagle nadawał na tych samych falach. Zaczęło się od ciut komediowych przytyków w stylu „Nie rozmawiam z Mario codziennie, bo potrzebowałbym wizyt u psychologa”, ale skończyło się na utracie sił:
– Nie mam do niego słów. Po prostu nie mam. Nie jest złym chłopakiem i jest fantastycznym piłkarzem. Ale w tym momencie jest mi smutno, bo trwoni swój talent i swoją jakość. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumie jak rujnuje swoją przyszłość. Mam nadzieję, że kiedyś zmieni swoje zachowanie. Ale ja nie mam już do niego sił.
Jeszcze w grudniu 2012, pół roku po swoim piłkarskim szczycie, Balotelli podawał swój klub do trybunału Premier League, nie zgadzając się na karę pozbawienia dwóch tygodniówek, co miało go zmotywować do opanowania się w łapaniu kartek. Również wtedy wybuchła afera – jego była dziewczyna, Raffaella Fico chciała, by uznał ojcostwo dziecka, które urodziła. Mario powiedział, że po badaniach. Badania wskazały, że jest ojcem, a jednak migał się od obowiązków dobre dwa kolejne lata.
***
WZLOT: SNAJPER MILANU
Milan sezonu 12/13 wygrał ledwie cztery mecze w pierwszych trzynastu kolejkach. Milan przez pół sezonu był na dole tabeli. W grudniu trochę się podniósł, ale wciąż był w środku.
A wtedy przyszedł Balotelli i oczywiście Bartosz Salamon. Galliani powiedział: „To marzenie, które mieliśmy wszyscy: klub, prezydent i kibice”, co chyba jednak dotoczyło Balotellego.
Balo z miejsca zaczął grać jak z nut, strzelając dwanaście goli w trzynastu ostatnich meczach, a Milan, który miał mieć stracony sezon, zakończył na trzecim miejscu, gwarantującym wymarzoną Ligę Mistrzów. Dla wielu kibiców Rossoneri, którzy w ostatnich latach niejednokrotnie byli karmieni beczkami dziegciu, tamta wiosna to jedno z lepszych wspomnień. Przez całą wiosnę w lidze przegrali tylko jeden mecz – z Juve na wyjeździe.
Kolejny rok nie odtworzył tej magii, przynajmniej w sensie drużynowym – Mario strzelił osiemnaście bramek, ale Milan cały sezon spędził w środku tabeli.
***
ZJAZD: PIERWSZE PUDŁO Z JEDENASTU METRÓW
No dobrze, może nie zjazd, ale jednak godna odnotowania utrata marki najlepszego na planecie wykonawcy karnych. Przed wrześniem 2013 roku Balotelli nigdy się nie pomylił. Wtedy jednak został zatrzymany przez Pepe Reinę i coś się skończyło.
***
ZJAZD: MUNDIAL W BRAZYLII
Osławione „Rumble in the Jungle”, jak prasa nazwała mecz Anglia – Włochy w Manaus, miało być fundamentem powrotu Italii na szczyt. Bramkę Balotelli zadecydował Fanny Negueshy, którą nazwał „przyszłą żoną”.
Powiedzmy tak: ani Neguesha nie została żoną Balo, ani Włochy nigdzie nie wróciły, bo nawet nie wyszły z grupy. Znowu.
***
ZJAZD: JEDEN Z NAJGORSZYCH TRANSFERÓW W HISTORII LIVERPOOLU
W zasadzie wystarczy napisać, że Balotelli przychodził zastąpić Luisa Suareza. Tak jest: Balo, który wsławił się tylko kłótnią z Jordanem Hendersonem, frustrował i był symbolem fatalnego sezonu, w którym LFC nie dało rady w Champions League wyjść z grupy z Łudogorcem i Basel. Dla LFC to zawiedzione nadzieje i jeden z najgorszych transferów w dziejach The Reds.
***
ZJAZD: NIC DWA RAZY SIĘ NIE ZDARZA, EDYCJA SAN SIRO
Może w drugim sezonie Balotelli nie poprowadził Milanu do sukcesów, ale chociaż w miarę regularnie strzelał. Teraz nie było nawet tego. Został wypożyczony na sezon 15/16, przez ten czas strzelił tyle samo goli co Juraj Kucka – całego jednego. Koszmarnie rozczarowujący rok, gdy zdawało się, że gorzej niż po Liverpoolu być nie może. Milan zajął siódme miejsce, nie zakwalifikował się nawet do Ligi Europy.
Po powrocie do Liverpoolu, Klopp nawet nie zabrał Mario na obóz przygotowawczy.
***
WZLOT: REAKTYWACJA NA LAZUROWYM WYBRZEŻU
Ryzyko w deadline day podjęła Nicea, ale też nie było to ryzyko horrendalnie wysokie: Liverpool, byle tylko zejść z pensji, oddawał Balotellego za darmo. Mario w pierwszym wywiadzie we Francji powiedział, że niezbyt wysoko ceni zarówno Rodgersa jak i Kloppa, a potem zaczął regularnie strzelać.
W Nicei stał się gwiazdą. Oczywiście, wciąż zdarzały mu się zarówno dziwne historie boiskowe, jak sprzedanie Lewczukowi kopniaka na czerwoną kartkę, we wrześniu 2017 dorobił się też drugiego dziecka z szerzej nieznaną kobietą, ale jednak był pierwszoplanową postacią Ligue 1. Wróciła radość z piłki. Na Balo się chodziło.
***
ZJAZD: TEN PRZEKLĘTY TRZECI SEZON
Trzeci sezon w Interze: koszmar. Trzeci sezon w Manchesterze City: koszmar. Trzeci sezon w Milanie: koszmar. Choć w Nicei koszmaru nie zapowiadało nic, tak schemat się powtórzył. Po pierwsze dlatego, że nie udało mu się latem przenieść do Marsylii, gdzie chciał trafić, po drugie dlatego, że zupełnie nie potrafił się dogadać z nowym trenerem Nice, Patrickiem Vieirą. Balo stracił zainteresowanie grą, przyjechał po letniej przerwie bez formy, zapuszczony, a pierwsze trzy kolejki stracił przez zawieszenie.
Zimą trafił do upragnionej Marsylii. Znowu strzelał jak na zawołanie. Wcześniej nie trafił dla Nicei ani razu. Mimo to Marsylia nie zdecydowała się przedłużyć z nim kontraktu i został wolnym zawodnikiem.
Źródło: Transfermarkt.pl
***
Jak będzie w Brescii? Co tu kryć – nie jest to transfer, który ma szczególny sens sportowy. Może taki miałoby Flamengo, z którym go łączono, ale Balotelli tak naprawdę wciąż mierzy się ze swoimi demonami, z tym wszystkim, co rozszarpało mu karierę, czyli tak naprawdę z samym sobą. Brescia to powrót w rodzinne strony.
Ma tu zarabiać półtora miliona euro rocznie, do tego bonusy. Kontrakt automatycznie przedłużony, jeśli Brescia się utrzyma.
My wróżymy, że dostanie szatnię w swoje posiadane i multum zaufania. Co początkowo przyniesie rewelacyjne skutki. Prasa będzie pisać, by znowu dano mu szansę w kadrze. Ale potem Balotelli znudzi się Brescią, będzie nalegał na transfer, a forma boiskowa pójdzie mocno w dół, aż do momentu, gdy pojawią się kolejne wyzwania.
No bo czy to już nie wzór tak zacementowany, jak w matematyce ten na przeciwprostokątną?
Fot. NewsPix